piątek, 23 stycznia 2015

Dwadzieścia sześć.

Mieli razem pokój, tak jak zawsze. Jurgen wiedział jak załagodzić sytuację pomiędzy tą dwójką i mimo tego, że Durm nie odzywał się do niego ani trochę, gdyż stwierdził, że Reus będzie pragnął odczuwać jakby jego nie było w pokoju to nie spodziewał się, że było całkowicie inaczej. Minął jeden dzień, gdy w końcu odważył się wypowiedzieć chociaż ciche Erik. Dręczyło go to strasznie. Zawsze nienawidził w sobie tej cechy, że bał się zacząć rozmowę pierwszy. Pierwszy zacząć rozmowę po "kłótni"...
Widział ten zdziwiony wzrok obrońcy, gdy ten usłyszał swoje imię wypowiedziane z ust Marco. Przez niego były te ciche dni. On na niego naskoczył. Erik chciał tylko dobrze, tak jak każdy przyjaciel...
- Mówiłeś do mnie? - zapytał nie kryjąc swojego zdziwionego tonu.
- Nie, do fotela - odpowiedział wywracając teatralnie oczami. - Raczej, że do ciebie...
- Doprawdy? - uniósł jedną brew ku górze, czym bardziej zirytował Reusa. Oto mu właśnie chodziło i z trudem krył swoje rozbawienie.
- Matko Durmi nie zachowujmy się jak dzieci! - pisnął wytrącony z równowagi. - Przepraszam! - rzekł - Przepraszam, za to że zachowałem się jak dupek. Przepraszam za to, że nie chciałem ci powiedzieć. Przepraszam, że no po prostu przepraszam - mówił na jednym tchu - I nie mam pojęcia, dlaczego czuję się jakbym przepraszał swoją żonę. Powiem ci jedno obaj jesteśmy durni! - zaśmiali się oboje.
Obrońca nie potrafił mu nie wybaczyć. W końcu był dla niego jak brat. Przytulił go przyjacielsko, na znak zgody i już po chwili dyskutowali tak jakby nic się nie stało. Tacy właśnie byli oni.
- Chcesz wiedzieć prawda? - zapytał siadając na łóżku.
- Tak, bo chcę spróbować ci pomóc.
- Nie dasz rady mi pomóc, bo wszystko zależy od Amelki - mruknął drapiąc się po głowie - No ale dobrze, opowiem ci wszystko...
Jakie uczucia nim wtedy kierowały?, jakie siedziały w środku jego serca?. Wiedział tylko on. Jedno było pewne, wyjawiając wszystko Erikowi poczuł jak kolejny raz mu ulżyło. Słysząc słowa dodające mu otuchy zrozumiał, że wszyscy dookoła mieli rację. Amelia to ta jedyna. Jedyna na zawsze. Nie mógł odpuścić, bo była całym jego życiem. Nigdy nie wiadomo, mówiąc o miłości. Czy pierwsza jest ostatnią. Czy ostatnia pierwszą. Jedno jest pewne, gdy czuje się to całym sercem. Trzeba robić wszystko by mieć tą miłość przy sobie...
- Marco debilu! - radosny krzyk Grosskreutza słychać było chyba na drugim końcu hotelu. Blondyn spojrzał w kierunku siedzącego na kanapie Kevina i wyszczerzony od ucha do ucha pobiegł skocznym krokiem w jego stronę.
- Kevinek!! Też cię kocham słodziaku! - cmoknął go w policzek zaplatając ręce wokół jego szyi.
-Idź ty ode mnie! - pisnął szorując miejsce w którym przed chwilą były wargi pomocnika. Śmiech wszystkich roznosił się w hotelowym salonie. Dzisiejszego dnia nic już nie popsuło jego humoru. Pogodził się z przyjacielem, zrozumiał swoje błędy... Czas na nowe postanowienia. Nie muszą być noworoczne. W każdym dniu w roku, możesz postanowić sobie żyć inaczej. Żyć tak by odzyskać szczęście...
Kocham cię Amelko. Wiedz, że mimo wszystko zawsze możesz zadzwonić, mimo wszystko zawsze będę przy tobie. Nawet jeśli mi nie pozwolisz, ja będę myślami. Przylecę nawet z końca świata. Pragnę tylko twojego szczęścia.


~ ~ ~ 


Zdziwienie? Niedowierzanie? Ulga?. Nie to nie były te uczucia, które poczuła po dostaniu tej wiadomości od blondyna. Radość? Szczęście?. Najbardziej opisywały to, co działo się z jej sercem. Chociaż na jedną sekundę zapomniała o smutku i strachu, które towarzyszyły jej przez ostatni czas, gdy z jej tatą nic, a nic się nie poprawiło. Czy kochała go?. Odpowiedz była prosta. Kochała najbardziej na świecie, ale nie potrafiła zapomnieć jego słów. To najbardziej przeszkadzało jej w wybaczeniu mu wszystkiego. To, że nie umiała zakopać tamtego dnia gdzieś głęboko. 
- Amelko! - usłyszała radosny głos pani Diany z kuchni.
Pierwszy raz od przylotu była w domu. Musiała odpocząć, była na wyczerpaniu nerwowym. Pielęgniarka nie mogła dopuścić do tego, że ona również wylądowałaby w szpitalu. Obwiniała się już o to, że ojciec nastolatki tam przez nią wylądował.
- Tak? - zapytała wyłaniając się zza drzwi. Już ubrana, już gotowa do wrócenia do szpitala.
- Jedz szybciutko śniadanie, a po nim powiem ci wiadomość, bardzo ważną!...
- Nie może ciocia teraz? - zapytała zniecierpliwiona.
Pielęgniarka pokręciła przecząco głową wskazując na talerz z kanapkami. Osiemnastolatka z ogromnym westchnięciem spełniła jej prośbę, mimo że nie miała ochoty. Po pięciu minutach spojrzała wyczekująco na panią Dianę.
- Tato się obudził!
- Jedziemy do szpitala! szybko no! - krzyknęła znajdując się szybko w korytarzu. 
Nie potrafiła ukryć tego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. Cały strach zniknął z jej ciała w mgnieniu sekundy. Ulżyło jej. Nie zostanie sama. Jej ukochany i jedyny tatuś będzie żył. Wpadła do jego sali jak poparzona. Nie zwracała uwagi na komentarze pielęgniarek na oddziale. Liczył się tylko pan Antek...
- Tatusiu - szepnęła walcząc ze swoimi łzami. Widząc tylko jak otwiera przed nią ramiona wtuliła się mocno w jego ciało - Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś! - pisnęła.
Był słaby widziała to po nim. Choć starał się ukryć to jak najbardziej. Jednak przed nią mu się nie udało.
- Kocham cię Amiś - powiedział całując ją lekko w głowę.
- Ja ciebie też tatusiu - odparła - Przyniosę ci coś do pica. Jesteś osłabiony...
Nie zastanawiał się długo. Pomału sięgnął telefon córki, który wypadł jej z kieszeni, gdy przytuliła się do niego i bez wahania wybrał numer piłkarza. Nie musiał długo czekać...
- Mell, kochanie?

__________________________________________________________________________

Oooo tak udało mi się XD chociaż raz :D
Eee tam, eee tam znów jest kichą tak :D.
Kocham marudzić :D
Kocham też robić z siebie debila XD
Misi Martaa kochanie moje ♥ :D Jestem bardzo nienormalna XD <333
A tak na poważnie? Ja chyba tak nie umiem ale ciii XD
Dziękuje wam ♥, tym które zostały ze mną ♥

piątek, 16 stycznia 2015

Dwadzieścia pięć.

Nie dowierzał, że te siedem dni minęło tak szybko. Siedział właśnie na walizce przed SIP i czekał na trenera i resztę chłopaków. Erik dotrzymywał mu towarzystwa choć wcale się do siebie nie odzywali. Reusowi było nawet na rękę. Na jutro Amelka zapowiedziała swój powrót, ponieważ nie mogła już tam dłużej wytrzymać. A jego nie będzie. Jego noga chodziła ze zdenerwowania. Obrońca spojrzał na przyjaciela unosząc jedną brew ku górze.
- Hormony ci buzują? - zapytał nie odrywając od niego zdziwionego spojrzenia.
- Bardzo śmieszne - bąknął nawet na niego nie spoglądając - Po prostu jestem na siebie wściekły, mówiłem ci już - dodał.
- No tak - westchnął - Wszystko dokładnie mi wyjaśniłeś - powiedział sarkastycznie odwracając swój wzrok na podjeżdżający autobus. Marco spojrzał na niego złowrogo. Od ostatniej rozmowy tydzień temu pomiędzy nimi dało wyczuć się jakąś nić napięcia. Pomiędzy nimi już nie było tak jak dawniej. Blondyn nic więcej nie mówiąc włożył swoją walizkę do bagażnika i wsiadł do autobusu nawet nie czekając na trenera i innych kolegów z drużyny. Kierowca zdziwiony tym widokiem spojrzał na obrońcę, ten machnął mu tylko obojętnie ręką. Wyjął swoje słuchawki z torby i włączył muzykę. Kolejny raz nie chciał absolutnie z nikim rozmawiać. Choć wiedział, że tak czy siak czeka na niego rozmowa z trenerem, który właśnie się pojawił i po krótkiej pogadance z Benderem spojrzał na Erika i posłał mu uśmiech.
- A gdzie Marco? - zapytał.
- Siedzi obrażony w środku - rzekł obojętnie.
- Nawet nie chcę wiedzieć o co wam znowu poszło...
- W sumie to ja sam nie wiem o co mu poszło trenerze - wytłumaczył.
Klopp pokręcił tylko bezradnie głową i prosząc Buvaca o sprawdzenie czy wszyscy są wszedł do środka. Od razu w oczy wpadła mu sylwetka blondyna. Usiadł obok niego przez chwilę nic nie mówiąc, lecz gdy Reus zorientował się, że Jurgen siedzi obok niego zdjął słuchawki i zaczął go słuchać.
- Co się dzieję Marco? - zapytał spokojnie, nie chcąc wzbudzać złości w piłkarzu.
- Nic trenerze, tylko całe życie mi się wali - rzekł wzruszając ramionami.
- Ja wierzę, że sobie poradzisz - uśmiechnął się - Nie z takimi rzeczami dawałeś sobie radę - puścił mu oczko co wywołało uśmiech na twarzy blondyna - I weź pogadaj z Erikiem, bo nie powinniście zniszczyć waszej przyjaźni... A ja nie chcę konfliktów na boisku bo inaczej pogadamy - pogroził mu teatralnie palcem.
Nie potrafił się nie roześmiać, Jurgen również. Posiedział jeszcze kilka sekund i klepiąc go lekko po ramieniu wstał i poszedł sprawdzić czy wszystko gra. Nie minęło nawet pięć minut a chłopacy po kolei wsiadali do autobusu i witając się z Marco zajmowali swoje miejsca. Klopp miał rację, musiał porozmawiać z Durmem, bo był jego najlepszym przyjacielem... Postanowił zrobić to, gdy już będą na miejscu. Teraz nie wypadało. Za dużo ciekawskich uszu dookoła.
- Tej Reus! - zawołał Mats rzucając w niego poduszką.
- Co jest?!
- Jajco! - zaśmiał się
- Przez ciebie tracę wiarę w normalnych ludzi! - uśmiechnął się


~ ~ ~


Z ogromnym uśmiechem wychodziła na płytę lotniska w Dortmundzie. Strasznie cieszyła się z tego powodu, że jest w domu. Nie miała pojęcia, że to szczęście nie potrwa tak długo. Rozglądnęła się dookoła szukając wzrokiem swojego ojca i pani Diany. Jej oczom ukazała się tylko sylwetka pielęgniarki. Spojrzała na nią zdziwiona. Z każdym kolejnym krokiem, którego stawiała bała się coraz bardziej. Mina starszej kobiety ukazywała wszystkie emocje.
- Amelko - powiedziała zrozpaczonym głosem podchodząc do osiemnastolatki.
- Gdzie tata? - zapytała przerażona patrząc wprost w załzawione oczy pani Diany.
- W szpitalu, leży w stanie krytycznym, ale lekarze są dobrych myśli. - odpowiedziała przytulając się mocno do blondynki, która stała jak skamieniała. Łzy ciekły jej po policzkach a ona nie potrafiła się nawet ruszyć.
- Jedźmy do niego! - pisnęła idąc szybko w stronę auta. Płakała jak małe dziecko... Usiadła na fotelu pasażera cała roztrzęsiona. Noga chodziła jej ze zdenerwowania. Pielęgniarka zmartwiona próbowała uspokoić dziewczynę, lecz wszystko na marne. Bała się o nią...
Gdy tylko pani Diana zaparkowała samochód na szpitalnym parkingu Amelka wybiegła z niego jak najszybciej tylko potrafiła. Zapłakana biegła korytarzami obijając się o ściany. Nie miała już siły. Myśl o straceniu drugiego z rodziców krążyła jej cały czas po głowie. Mimo, iż pani Diana zapewniała ją, że to się nie stanie. W końcu poddała się i osunęła się o ścianę. Objęła kolana rękoma chowając w nich głowę. Jej płacz było słychać na całym korytarzu. Nie potrafiła się opanować. Po chwili poczuła jak ktoś mocno ją przytula. Po znanym jej zapachu perfum wiedziała, że to pielęgniarka. Wtuliła się mocno w jej ciało nadal płacząc.
- Kochanie chodź usiądziemy - powiedziała cicho całując ją lekko w głowę. Pomału pomogła jej wstać i podtrzymując ją w pasie usiadła z nią na krzesełkach. Ponownie pozwoliła wtulić się w nią. Pani Diana głaskała ją po plecach, szepcząc w jej włosy słowa otuchy. Nie potrafiła jej wtedy pomóc. - Amelko posłuchaj mnie uważnie. Twój tata nie umrze rozumiesz?. Lekarze będą robili wszystko co w ich mocy by go uratować. A on sam się nie podda. Ma dla kogo żyć...
- Będę mogła do niego pójść? - zapytała spoglądając na nią załzawionymi oczami.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziała - Ale wiesz kochanie, że on nic ci nie odpowie, nie poruszy się?. Lekarze postanowili trzymać go w śpiączce, aż jego stan nie ulegnie zmianie - dodała ostrożnie
- Tak wiem - odparła cichutko delikatnie kiwając głową. Wstała i w objęciach pani Diany została zaprowadzona pod salę swojego ojca. Zastanawiała się przez dłuższą chwilę czy wejść do środka. Bała się i to strasznie. Wiedziała, że będzie to dla niej szok. Ostatecznie położyła swoją dłoń na klamce i delikatnie ją nacisnęła. Już od wejścia było słychać pikanie różnych maszyn. Sala była bardzo mała, mieszcząca tylko jedno łóżko na którym spał jej ojciec i niewielki rozkładany fotel, dla kogoś z rodziny.
- Tatusiu... - pisnęła cichutko siadając obok niego na małym stołeczku, którego wyciągnęła spod łóżka - Błagam cię nie zostawiaj mnie! - dodała chwytając jego dłoń. Nie ukrywała swoich łez, wręcz przeciwnie, pozwoliła im swobodnie spływać po jej policzkach...

________________________________________________________________________

Siabadabada jestem, wróciłam i mam nadzieję, że już zawsze na czas.
Choć sama w to nie wierzę, ale ciii :D
Jagódka planuje i komplikuje.
Miesza i namiesza XD
W sumie już namieszała :D
Ale nie zdradzę czy namiesza dobrze czy źle.
Pewnie znacie moje dobre serduszko :D
Nie zwracajcie dziś uwagi, po prostu mój mózg jest dzisiaj na urlopie XD
Za błędy przepraszam! :)

niedziela, 11 stycznia 2015

Dwadzieścia cztery.

- Nie zapomnijcie, że za tydzień wyjeżdżamy na obóz przygotowawczy! - rzekł Klopp.
Marco przymknął powieki starając opanować narastającą w nim złość. Całkowicie zapomniał o tym, że ten wyjazd miał odbyć się już za tydzień. Pokiwał niezauważalnie głową. Chciał przywitać Amelkę, gdy tylko wróci z Barcelony. Niestety jego plany pójdą w zapomnienie.
- Tak jest trenerze! - krzyknął roześmiany Erik
- Durmi idź mi już stąd, ale już! - zaśmiał się trener żółto-czarnych.
Obrońca z udawanym smutkiem zbiegł z boiska, a śmiechy kolegów z drużyny jak i sztabu szkoleniowego było słychać jeszcze w ośrodku. Reus westchnął głośno zrezygnowany i poszedł wprost do szatni. Nie miał ochoty dzisiaj z nikim już rozmawiać, cały jego humor znikł w jednej sekundzie. Starał się unikać rozmów z kolegami na każdy sposób. Zniknął szybko pod prysznicem i kąpał się tak długo, aż cała szatnia została pusta. Nie spodziewał się jednak, że ktoś zostanie..
- Co jest Reus? - zapytał Erik spoglądając na przyjaciela.
- Nic, po prostu kompletnie zapomniałem o tym głupim obozie - rzekł wzruszając ramionami.
- Widzę, że chodzi o coś innego...
- Mylisz się, zaplanowałem sobie pewne rzeczy na te dni, a tutaj nici z planów. Wiesz jak nie lubię przekładać wszystkiego - odparł unikając tematu.
- Dobra, skoro nie chcesz rozmawiać to nie nalegam - powiedział poddając się - Do zobaczenia jutro - dodał i zniknął.
Blondyn upewniając się, że wszystko spakował ruszył w stronę wyjścia. Wychodząc z budynku przeczesał swoje włosy dłonią. Przeklnął w myślach, gdy z nieba zaczął kropić deszcz. Pobiegł szybko do auta i skierował się do domu swojej siostry. Przecież obiecał Nico, że przyjedzie go odwiedzić. Nie mógł go zawieźć. Dzisiejszy humor mógł poprawić mu tylko i wyłącznie ten mały brzdąc. Z uśmiechem na twarzy zapukał do drzwi i wszedł do środka. Mały słysząc wejście wujka od razu pobiegł go przywitać. Nie chciał dać mu nawet chwili by zdjął kurtkę. Wszedł z chłopcem na rękach do kuchni, gdzie paradowała jego siostra. Uśmiechnęła się na widok swojego ukochanego braciszka.
- Cześć blondyneczko - cmoknęła go w policzek - Syneczku a ty już męczysz wujka - spojrzała na chłopca
- Ujek lubi!
- Nawet bardzo lubi - rzekł radosny blondyn - Mój ukochany chrześniak! - połaskotał go po brzuchu co wywołało śmiech u chłopca. - To jak idziemy się bawić? - zapytał szczerząc się szeroko.
- Nawet nie odpoczniesz po treningu?
- Odpocznę sobie później, teraz się bawimy! - krzyknął
Układając wierzę z klocków z Nico był szczęśliwy, bo chłopiec był jego drugim światem tak jak Amelka...


~ ~ ~


Przyłapała siebie na tym, że pragnęła usłyszeć słowo kochanie wypowiedziane przez niego. Niestety tak się nie stało. Blondyn szybko zorientował się w słowach, które wypowiadał. Mimo wszystko jeszcze nie potrafiła mu wybaczyć. Jeszcze nie potrafiła poskładać swojego serca w całość. Cały wieczór spędziła w pokoju. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Nawet nie kusiło jej by zwiedzić to piękne miasto. Nie chciała robić przykrości pani Dianie i następnego ranka tuż po śniadaniu ruszyła na miasto. Wiedziała, że pielęgniarka będzie czekała na wieści jak tutaj jest pięknie. Ubrała swoje słoneczne okulary i skierowała się wprost na plażę. Szła brzegiem morza trzymając swoje sandałki w dłoni. Woda była cieplutka. Dookoła słychać było radosne rozmowy dzieci jak i dorosłych ludzi. Delikatny wiaterek rozwiewał jej włosy, przez co musiała je co chwilę poprawiać. Po chwili kucnęła i uśmiechnęła się szeroko podając piłkę małemu pięcioletniemu chłopcu.
- Dziękuje - rzekł biegnąc w stronę swoich rodziców i znacznie starszego brata, któremu Amelka przypadła strasznie do gustu. Spotkała go później przy budce z lodami. Robił wszystko by zgodziła się na kolację z nim. Niestety za każdym razem odmawiała. W jej sercu byli tylko i wyłącznie dwaj mężczyźni. Marco i jej tata. Z uśmiechem na ustach wracała późnym wieczorem do swojego pokoju w hotelu. Na ulicach było słychać muzykę z przechodzącej akurat parady. Tysiące ludzi podążało za nią w rytm muzyki. To miasto tętniło życiem. Przekraczając próg pokoju od razu podążyła do łazienki. Potrzebowała długiej i relaksującej kąpieli. A jej stopy potrzebowały odpoczynku.
- Dobry wieczór tatusiu - rzekła uśmiechnięta bawiąc się pianą.
- Cześć córeczko - powiedział - I co jak tam?
- Nogi mnie strasznie bolą, ale warto było zwiedzić połowę miasta - odparła
- Cieszymy się...
- Ja chcę już do was - westchnęła.
- Jeszce trochę musisz wytrzymać inaczej Diana będzie na ciebie czekać - zaśmiał się.
- Tak wiem - zachichotała.
Przez całą rozmowę z tatą uśmiech nie schodził z jej twarzy. Tęskniła za nim strasznie mimo tak krótkiej rozłąki, ale nic nie mogła na to poradzić. Za bardzo przyzwyczaiła się do jego obecności. Ubrana w swoją piżamę położyła się do łóżka i skierowała swój wzrok w stronę okna. Chciała by Marco był tutaj z nią właśnie teraz... Nie potrafiła z niego zrezygnować, ale również nie umiała mu na razie wybaczyć...

_____________________________________________________________________________

Jestem spóźniona, z kolejną kichą i z brakiem usprawiedliwienia. 
Przepraszam, ale jakoś ten tydzień miałam tak pokręcony, że sama żałuję iż go przeżyłam, wolałabym ominąć go szerokim łukiem ;/
Jak zawsze marudzę :D
zostawiam was z tym czymś i do zobaczenia :*

sobota, 3 stycznia 2015

Dwadzieścia trzy.

Siedziała akurat w samolocie, gdy wszystko zaczęło do niej docierać. Wcześniej działała po wpływem impulsu. Serce trzepotało jej z ogromną prędkością kiedy pojawił się obok niej. Patrząc w jego oczy odpływała. Potrząsnęła szybko głową by wyrzucić wszystkie swoje myśli z głowy i spojrzała przez okno. Jeszcze godzina i miała być już na miejscu. Po raz pierwszy od czterech lat leciała samolotem i wcale jej się to nie uśmiechało. Mdłości towarzyszyły jej podczas startowania jak i lądowania. Nienawidziła tego.
- Witamy w Barcelonie Amelko - powiedziała sama do siebie naciągając okulary przeciwsłoneczne na nos. Promienie ciepłego słońca od razu otuliły jej twarz. Pogoda była zupełnie inna niż w Dortmundzie. Westchnęła cicho pod nosem i kierując się w stronę wyjścia wyciągnęła telefon z kieszeni. Od razu wybrała numer swojego taty i z małym uśmiechem na twarzy napisała krótkie:
Doleciałam bezpiecznie ;)
Przed lotniskiem czekała na nią specjalnie zamówiona taksówka. Miły kierowca pomógł jej z bagażem i posłał jej wielki uśmiech po czym  ruszyli w stronę hotelu. Dokładnie obserwowała każdy najmniejszy szczegół za oknem. Miasto tętniło życiem. Gdzie się nie obejrzała widziała mnóstwo ludzi maszerujących po chodnikach. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Nim się obejrzała a mężczyzna parkował już przed ogromnym hotelem. Na jego widok aż jej ciarki przeszły. 
- Bardzo dziękuje - powiedziała rozkładając rączkę od walizki
- Taka moja praca - ukłonił się nisko i wrócił do auta.
Obróciła się dookoła własnej osi oglądając cały krajobraz rozciągający się wokoło hotelu. Nie dowierzała, że tutaj jest. Mimo iż cieszyła się nad tym, że przez kilkanaście dni będzie mogła w spokoju pomyśleć nad swoim życiem a przede wszystkim na sprawami dotyczącymi Marco i jej, ale tak naprawdę wolałaby siedzieć teraz w swoim pokoju i spędzać czas spoglądając w okno. Po krótkiej chwili w końcu ruszyła się z miejsca. 
- Serdecznie witamy w naszym hotelu i gratulujemy wygranej - uśmiechnęła się do recepcjonistki i odebrała szybko swój klucz do pokoju wcześniej dziękując. Nie lubiła takiego czegoś, ale starała się być miła. Wchodząc do pokoju od razu położyła się na łóżku, nawet nie miała ochoty się rozglądać. Przymknęła swoje powieki, gdy tylko jej myśli znów krążyły wokół Reusa. Serce podpowiadało jej by dała mu znak, że wszystko u niej w porządku, ale ostatecznie nie zrobiła tego jak podpowiadał jej rozum. 
- No i jak tam słoneczko?! - zaśmiała się cicho słysząc roześmiany głos pani Diany w słuchawce. 
- Szczerze? - zapytała spoglądając na sufit
- No oczywiście!
- Wolałabym być w domu - odparła - To nie znaczy, że jest tu brudno i brzydko. Hotel jest ogromny, okolica przepiękna, a słońce aż razi po oczach, ale to nie dla mnie. Wolę moją ukochaną huśtawkę na ganku, dobrą książkę i ciszę dookoła mnie - dodała szybko.
- Oj marudzisz kiciu - rzekł pan Antek - Zobaczysz, że będziesz świetnie się bawić!...
- A jeśli nie będziesz mogła już wytrzymać to jak najbardziej możesz odmówić dalszego pobytu i wrócić do domu. - dodała pielęgniarka - Ale nawet nie ma mowy, abym zobaczyła cię w domu już jutro. Tydzień to najmniej dobrze? - zapytała śmiejąc się pod nosem.
- No dobrze - odparowała
- Córeczko, więc my znikamy a jedna osoba chciała ci coś jeszcze powiedzieć.
- A więc słucham, choć nie wiem kim ta osoba jest - powiedziała radośnie
- Mell.. - słysząc jego głos jej ciało momentalnie zesztywniało. Zamarła - Mam nadzieję, że wypoczniesz i przemyślisz wszystkie sprawy. I wiedz, że tęsknię i to bardzo mocno...


~ ~ ~ 


Sam nawet nie wiedział dlaczego tak zareagował, ale gdy tylko pan Antoni zawołał go kiedy dzwonili do Amelii poleciał tam jak strzała wystrzelona z łuku. Nie chciał nic mówić wystarczyło mu tylko to, że słyszał jej cudowny głos, a najbardziej cieszyła go wieść, że dotarła bezpiecznie. Jego gestykulacje nie dały panu Antkowi wyraźnie do zrozumienia, że najlepiej byłoby gdyby się nie odzywał. Ostatecznie musiał coś powiedzieć gdyż jej tata oraz pielęgniarka w bardzo szybkim tempie zniknęli z pomieszczenia. 
- Ami.. - dodał przymykając swoje powieki. Wyczekiwał odpowiedzi lecz wiedział, że ma nikłe szanse by ją uzyskać. - Będę kończyć, baw się dobrze kochani... - przerwał momentalnie, gdy przemyślał wszystkie słowa jakie wyszły przed chwilą z jego ust - Przepraszam... - powiedział i szybko się rozłączył.
Przyłożył dłonie do swojej twarzy wzdychając cicho. Miał już wstawać i iść do siebie, gdy zauważył pana Antoniego w drzwiach.
- Marco... - zaczął podjeżdżając swoim wózkiem do stołu - Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że nie odpuszczasz. Wiem jak Amelka cię kocha widziałem to wiele razy, gdy tutaj przebywaliście - na samo wspomnienie tych chwil na twarzy piłkarza zagościł lekki uśmiech. - Wiem również to, że ta cała sytuacja to małe i głupie nieporozumienie. I mam nadzieję, że wszystko pomiędzy wami będzie dobrze, bo powiem ci szczerze nie wyobrażam sobie lepszego chłopaka dla mojej ukochanej córeczki. Twoją miłość do Ami każdy zauważał z kilometra, a to mnie najbardziej cieszy, bo jestem pewien, że będzie z tobą szczęśliwa i bezpieczna - dodał - A na tym mi najbardziej zależy, jak każdemu ojcu...
- Nie odpuszczę proszę pana, obiecuję - odpowiedział patrząc mu w oczy - Tylko z Amelką wiążę swoją przyszłość. I będę robił wszystko, aby mi wybaczyła. - posłał mu uśmiech 
- Leć już na ten trening bo się spóźnisz - rzekł radośnie klepiąc go przyjacielsko po plecach.
- Faktycznie! - pisnął - Do zobaczenia! - krzyknął już przy drzwiach.
Wsiadł szybko do samochodu i ruszył w stronę ośrodka treningowego. Miał niecałe pięć minut na dotarcie. Choć nie przejmował się karą jaką mógł dostać. Słowa, które wypowiedział mu ojciec jego ukochanej sprawiły, że poczuł się wspierany podczas walki o zaufanie Amelki. Wbiegł do środka budynku jak poparzony i migiem znalazł się w szatni. Prawie wszyscy już byli przebrani, tylko niektórzy wiązali jeszcze korki. 
- O stary! jeszcze nigdy w takim tempie się nie przebrałeś - zaśmiał się Durmi widząc jak pomocnik zakłada już koszulkę.
- Zmachałeś się bardziej niż na treningu Reus - powiedział radośnie Auba.
- Jeśli walczy się o kobietę swojego życia to czasu się nie liczy - odparował - No a później się spóźnia na trening..

____________________________________________________________________________

Powiem wam szczerze, że w końcu chyba mi coś wyszło :D
Choć nadal nie jestem zadowolona w 100% , no ale w takich 50 może być :D
Zostawiam wam do oceny :)
Za błędy jak zawsze przepraszam ;)
Do zobaczenia ♥