piątek, 29 maja 2015

Czterdzieści dwa.

Był wykończony psychicznie i fizycznie od trzech tygodni siedział tylko przy jej łóżku i mimo tego, że ona nie chciała go widzieć, ani nie rozmawiała z nim, nie miał zamiaru jechać do domu. Była jego całym życiem i nie wyobrażał sobie, że w najtrudniejszym okresie jej życia, który przyszedł tak niespodziewanie, miałaby być sama jak palec. Nie potrafiłby tak żyć.
- Kocham cię - szepnął - I nawet nie myśl, że pozwolę ci odejść. Jesteś zbyt ważna dla mnie. Wyzdrowiejesz Amiś...
Myślał, że spała. Jednak tak nie było. Słuchała wszystkiego co mówił. Miała ochotę się rozpłakać. Gdy tylko wypowiedział tylko jedno słowo dało się usłyszeć z jaką czułością i miłością o niej myśli. Miała dość.. Nie potrafiła tak. Za bardzo go kochała...
Wyszedł po chwili po coś do picia. Musiał chwilę odetchnąć świeżym powietrzem.
- Dzień dobry Marco - po usłyszeniu głosu trenera od razu podniósł głowę.
- Witam Trenerze - odparł
- Jak Amelka się czuje? - zapytał
- Nie mam pojęcia - westchnął i usiadł na schodach - Nie rozmawia ze mną w ogóle. Lekarze mówią, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Niedługo rozpocznie chemioterapię. Mimo tego, ja jej nie zostawię. Nie potrafię, chcę być jej oparciem w szczególności w tym momencie. - dodał.
- Będzie dobrze - poklepał go po ramieniu - I w razie czego to się nie bój. Twoje miejsce w zespole cały czas na ciebie czeka. - uśmiechnął się lekko.
- Dziękuje za to wsparcie, za tyle pomocy, ogólnie za wszystko trenerze.
- Już ci coś powiedziałem - rzekł a Reus pokiwał twierdząco głową, przypominając sobie wszystkie słowa Kloppa skierowane w jego stronę. - To teraz wiesz dlaczego to robię. Leć już, pozdrów ją ode mnie i powiedz, że jeszcze nie raz zasiądzie na trybunach Iduny, i że będzie zdrowa - dodał i ruszył w stronę swojego samochodu.
Marco od razu poszedł do pokoju Amelki i tak jak zawsze usiadł na fotelu obok jej łóżka. Westchnął cicho i oparł swoje łokcie na jej łóżku.
- Jurgen kazał ci powiedzieć, że jeszcze wiele razy zasiądziesz na trybunach i będziesz zdrowa - powiedział cicho, a łzy samowolnie popłynęły mu z oczu.
Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego. Nie potrafiła patrzeć na niego, gdy cierpiał.
- Kocham cię Marco...


~ ~ ~


Nie wytrzymała, po prostu nie wytrzymała. Za bardzo go kochała. Choć jej serce krwawiło, że miała go zostawić. Leżała przytulona do niego i delikatnie rysowała kółka na jego torsie by go nie obudzić. Łzy delikatnie kapały z jej oczu. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego właśnie ona. Była strasznie młoda, zaledwie dziewiętnaście lat. I na tylu się skończy. To ją najbardziej bolało. Dlaczego ona?
Tak naprawdę nikt nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie. Nikt nie znał na nie odpowiedzi, oprócz Boga. Wybrał ją, ponieważ wiedział, że poradzi sobie z tą chorobą? Wybrał ją, bo chciał ostatni raz podrzucić jej pod nogi kłody? Nikt, a nikt tego nie wiedział.
- Dlaczego pan Marco śpi na łóżku? - zapytała pielęgniarka - Wie pani przecież, że nie może...
- Ten ostatni raz - powiedziała cicho - Chcę być przy nim do końca. - dodała.
- Pani Amelio, proszę tak nie mówić - rzekła smutna
- Taka jest prawda - odparła - Czuję, że to niedługo nadejdzie, więc w razie czego dziękuje pani za całą opiekę nade mną przez ten cały czas. Nigdy pani tego nie zapomnę.
- Niech pani tak nie mówi. Zobaczy pani, że będzie zdrowa. Będzie mieć gromadkę dzieci.
- Chciałabym, ale widocznie Bóg stwierdził, że to nie dla mnie...
Nie zapomni tego smutnego wzroku pielęgniarki Anny. Nie zapomni wszystkich pięknych chwil, które ją w życiu spotkały. Chciałaby żyć, kto by nie chciał, lecz niestety...
Jej organizm był na wyczerpaniu. Nie miała siły na nic. Najważniejsze było to, że Marco jest przy niej, że może tulić się do niego w tych ostatnich godzinach lub minutach.
Ciało miała rozpalone, a kilka kolejnych łez spłynęło po jej policzkach po raz ostatni. Niedługo dołączy do taty. Może Bóg chciał by znów byli razem. W takim razie dlaczego zesłał na jej drogę Reusa. Piłkarza, który pokochał ją całym swoim sercem. Nie patrzył na to kim jest. Czy modelką czy zwykłą dziewczyną. I właśnie ta zwykłość urzekła go najbardziej. Gdy się obudził był już ranek. Uśmiechnął się delikatnie widząc Amelkę obok siebie. Jednak ten uśmiech znikł z jego twarzy szybciej niż się pojawił, gdy zauważył, że nie oddycha.
- Amelka! - ostrożnie szturchnął jej ramię - Amelka kochanie tylko nie ty - pisnął ostatni raz ją do siebie tuląc. Cały jego świat runął właśnie w tym momencie. Stracił najważniejsza osobę w swoim życiu. I nie odzyska jej już nigdy. - Kocham się księżniczko moja - rzekł przez płacz całując ją w głowę. Jego ciało drżało, a łzy spływały po jego policzkach jak krople deszczu.
Spoglądał jak pielęgniarki zakrywają jej ciało białym prześcieradłem. Widział jak pani Anna płacze. Nie mógł sobie tego darować. Z całej siły uderzył pięścią w ścianę zaraz po tym osuwając się po niej na ziemię.
- To dla pana - powiedziała podając mu niedużą karteczkę - Od pani Amelki...

Dziękuje ci za wszystko, za twoją miłość, za to że byłeś przy mnie. Niestety Bóg chciał jak chciał. Gdybym żyła byłabym najszczęśliwszą kobietą na ziemi bo obdarzyłeś mnie najwspanialszym co mnie w życiu spotkało. Miłością. Wiedz, że jestem nadal przy tobie i zawsze będę.
Kocham cię najbardziej na świecie Marco. Byłeś i zawsze będziesz moim całym sercem.

____________________________________________________________________________

Moje serce krwawi. Nie chciałam, ale musiałam.
Tak miało być.. Od początku tego opowiadania.
Jeszcze tylko epilog.
A tymczasem pozdrawiam was z autobusu :*

sobota, 23 maja 2015

Czterdzieści jeden.

Wracał z wyjazdowego meczu i mimo, że wygrali jemu nie było do radości. Nadal zastanawiał się jak kolejny raz odzyskać Amelkę oraz jej zaufanie. Dwie szanse zmarnował, i nie wiedział czy dostanie tą trzecią a zarazem ostatnią. Siedział z słuchawkami na uszach i wpatrywał się w okropną pogodę za oknem. Chciał już być w domu i położyć się do własnego łóżka. Niestety czekała ich jeszcze cała noc drogi. Spojrzał ostatni raz na zdjęcie Amelki na jego tapecie i naciągnął swój kaptur na głowę. Oparł ją o szybę i zamknął oczy, chciał się zdrzemnąć. Zapomnieć choć na chwilę jeśli się da...
- Tak mamo? - zapytał
- Gratulacje synku - odparła - Świetny mecz - dodała
- Dziękuje - westchnął
- Kochanie porozmawiaj z nią. Rozmowa jest najlepszym rozwiązaniem na problemy. Nie kłótnie, ani płacz. Rozmowa...
- Wiem, ale czy ona w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać? Po tym co powiedziałem. Nieświadomie, no ale powiedziałem - odparł.
- Kocha cię.
- A ja ją - rzekł.
- Więc nie widzę problemu syneczku. Idź do niej, nie pozwól jej zamknąć ci przed nosem drzwi. Porozmawiaj, przytul i przede wszystkim przeproś - wytłumaczyła.
- Kocham cię mamo. - odpowiedział
- Ja ciebie też.
Zasnął po dobrej godzinie. Chciał zapomnieć, lecz zamiast tego śniła mu się ona. Najpiękniejszy sen w jego życiu. Ona w białej sukni, on w czarnym garniturze. Co by dał, żeby się spełniło zdecydowanie wszystko. I nie rozumiał dlaczego nie zrobił tego wcześniej, gdy byli razem...
- Wstawaj - rzekł Durmi delikatnie szturchając go ramieniem. - Za pięć minut jesteśmy pod SIP - dodał.
- Dzięki - odparł poprawiając się na fotelu. Tylko sen...
Wracał do domu trochę zmęczony. Jechał wprost do domu. Na szczęście był już ranek. Zaparkował samochód na podjeździe. Los chyba chciał, że Amelka wyszła na taras. Odwrócił się w jej stronę ale widział tylko jak jej ciało upada z hukiem na ziemię. Momentalnie znalazł się obok niej.
- Amelka - pisnął przerażony - Amiś!...


~ ~ ~ 


Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Czuła tylko, że coś mocno trzymało ją za rękę. Powoli otworzyła oczy a do jej świadomości doszła wiadomość, ze znajduje się w szpitalu. Z trudem przekręciła głowę w bok. Dopiero wtedy zorientowała się, że to właśnie Reus trzyma ją za rękę. Spał sobie cicho i właśnie dlatego nie potrafiła go obudzić. Już po jego twarzy widziała, że był wykończony. Postanowiła się chwilę zdrzemnąć. Jej organizm był wykończony. Głośny huk zbudził ją już po godzinie.
- Przepraszam, nie chciałam pani obudzić - rzekła starsza pielęgniarka.
- Nic nie szkodzi - wychrypiała - Gdzie.. Gdzie Marco?
- Pan Reus poszedł po coś do picia. Zawiadomię lekarza, że się pani obudziła.
Delikatnie skinęła głową i odwróciła wzrok na okno. Po chwili usłyszała, jak blondyn wchodzi do sali. Z dala rozpoznała ten chód. Podszedł i delikatnie pocałował ją w głowę.
- Przyniosłem ci wodę - powiedział cicho
Nie odpowiedziała, nie miała na to siły. Było jej niedobrze, serce jej kołatało. Przymknęła na chwilę oczy myśląc, że zaraz jej przejdzie. Niestety nie na długo. Już po chwili usłyszała, że następna osoba wchodzi do pokoju. Lekarz poprosił na chwilę Reusa i wyszli. Piłkarz długo nie wracał co bardziej ją denerwowało. Gdy w końcu wrócił zobaczyła, że jego oczy są przekrwione a na policzkach są ślady łez. Cały się trząsł. Nie wiedziała co ma myśleć. Usiadł obok niej i mocno ją do siebie przytulił. Czuła jego słone łzy, które nie przestawały kapać z jego oczu. Nie pytała. Wiedziała, że musi się trochę uspokoić,żeby racjonalnie jej wszystko powiedzieć. Jedną dłonią chwycił jej rękę i splótł ją ze swoją. Drugą głaskał ją natomiast po plecach.
- Amiś  - szepnął cicho całując ją czule w skroń.
- O co chodzi? - zapytała spoglądając na niego.
- Boję się ci to powiedzieć - rzekł bardziej ją do siebie tuląc.
- Marco nie owijaj w bawełnę - wysiliła się na najmocniejszy ton swojego głosu.
- Jesteś...
- Błagam cię powiedz to w końcu.
- J.. Masz białaczkę Amiś - powiedział łamliwym głosem - I to w bardzo zaawansowanym stopniu.

_______________________________________________________________________


Martynka moja mnie nawyzywała, że rozdziału nie ma, ale dopadła mnie takie przeziębienie, że nie miałam po prostu siły.
Przepraszam! :C
Miał być koło 22, ale niestety przed tym wyjazdem mam tyle do załatwienia, że rozdział dodaje dokładnie o 1:10
Przepraszam w ogóle za to, że taki krótki, że zdania w ogóle nie są logiczne, za błędy.
Za wszystko. :C
Zbliżamy się już do końca :C

piątek, 8 maja 2015

Czterdzieści.

Wpadł do sali w której przebywała. Jego wzrok od razu skierował się w jej stronę. Leżała na łóżku skulona, przykryta pod sam nos. Do jego uszu doszedł dźwięk jej płaczu. Gdy tylko pielęgniarka skończyła przypinać  jej kroplówkę od razu skierowała się w jego stronę i poprosiła go o wyjście przed sale.
- Pacjentka nie życzy sobie odwiedzin - powiedziała.
- Ja... ja muszę - jąkał się - Jestem jej narzeczonym i ojcem dziecka. Proszę mi powiedzieć czy wszytko jest dobrze. Jak maluch?
- Pani Amelia zakazała mi mówić komukolwiek o jej stanie zdrowia, ale widzę jak bardzo jest pan o nią przejęty. Znam się na rzeczy. Musi ją pan strasznie kochać, ale nie mam dla pana dobrych wieści. Pańska narzeczona poroniła, przykro mi. - powiedziała ze smutkiem.
Moment, głupia chwila przez którą zawalił się ich cały świat. Osunął się po ścianie i schował twarz w dłoniach. Nie potrafił przestać. Łzy swobodnie spływały mu po policzkach. Obwiniał się o wszystko. To była moja wina, wszystko przeze mnie. Tylko te słowa krążyły mu w myślach. Ten dzień był najgorszym w jego życiu. Twierdził, że najgorsze dni w swoim życiu już miał, aż do tamtego dnia. 
- Tak mi przykro - powiedział cicho Durm i przytulił go mocno. Było mu żal przyjaciela, był ogromnie szczęśliwy, że zostanie tatą a on sam cieszył się, że zostanie wujkiem. 
- To wszystko moja wina - rzekł. - Muszę się ogarnąć i pójść do niej...
- Poczekam w recepcji - odparł.
Pięć minut wystarczyło mu na to, aby się trochę uspokoił. Wszedł po cichutku do jej pokoju i usiadł na krzesełku obok jej łóżka. Blondynka spała sobie spokojnie po podaniu leków uspakajających. Na sam widok śladów po łzach na jej twarzy jemu samemu chciało się płakać. Gdyby mógł cofnąć czas...
Chwycił delikatnie jej dłoń, tak aby jej nie obudzić. Nie udało mu się. Już po chwili otworzyła swoje oczy oraz wyszarpała dłoń.
- Kochanie.. przepraszam... - szepnął ze łzami w oczach. - T.. to moja wina. Wszystko jest moją winą...
- Powiedziałam ci wyraźnie, że nie chcę cię znać. - warknęła płacząc - Wyjdź i zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła.
- Amiś.. - powiedział cicho
- Wyjdź!
Zrobił tak jak chciała, wstał i pomału skierował się w stronę drzwi. Odwrócił się ostatni raz w jej stronę i szepcząc ciche Kocham się księżniczko wyszedł. Gdy zamknął za sobą drzwi usłyszał jak płakała. Bardzo płakała... Stracił ją...


~ ~ ~


Ile dniu już minęło od kiedy dowiedziała się, że straciła dziecko? Sama nie wiedziała. Od kiedy wyszła ze szpitala przez dzień i noc siedziała tylko w swoim pokoju. Prawie nic nie jadła. Mimo wielu prób pani Diany. Pielęgniarka robiła wszystko. Dzwoniła do Marco, lecz ten nie odbierał. Po chwili odpisując Ona mnie nienawidzi i nie chce mnie znać. Za każdym razem kończyło się tak samo. Jego odpowiedź i Amelka nadal nie wychodząca ze swojego pokoju. Martwiła się o nią strasznie. A dla Amelki życie się skończyło. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nosiła po sercem dzieciątko, którego ojcem był najważniejszy mężczyzna w jej życiu. Los jak zawsze, nie chciał by była szczęśliwa. Miała dosyć wszystkiego. Płakała przez całe dnie i noce. Czasem brakowało jej nawet łez...
- Amelko proszę zjedz coś - przejęcie w głosie pielęgniarki z każdym dniem wzrastało. - Niedługo wylądujesz w szpitalu jeśli nie będziesz normalnie jadła. Schudłaś już przez te dwa tygodnie.
- Da mi ciocia w końcu spokój?! - krzyknęła przez łzy. Momentalnie ramiona pani Diany mocno ją obejmowały. Głaskała ją delikatnie po włosach pozwalając wypłakać się w jej ramiona. - Przepraszam - szepnęła.
- Nie masz za co przepraszać kochanie - powiedziała cicho trzymając usta przy jej włosach. - Rozumiem cię doskonale, ale zrozum, że jeśli nie będziesz jadła może ci się coś stać. A ja nie chcę stracić również ciebie myszko - dodała. 
Chwilę gdy pielęgniarka wyszła położyła się z powrotem na łóżku. Obserwowała kropelki deszczu spływające po szybie. Pogoda panująca za oknem jeszcze bardziej pogarszała jej stan. Miała dość...
Marco również miał dość swojego życia. Los zawsze kładł mu pod nogi kłody. Próbował żyć jak kiedyś.. Choć bez obecności Amelii w jego życiu za żadne skarby mu się to nie udawało. Jego nałogiem było wieczorne picie piwa z ich zdjęciem w ręku. Miał zapomnieć, według niej. Dla niego nigdy tego nie zapomni. Była jego jedyną i najważniejszą miłością w życiu. Nie wspominał o Caro. Ona była pomyłką. 
- Marco nie możesz tak żyć! - warknął ze złością Erik. Z czasem miał dość wieczorów blondyna. Nie mógł pozwolić na to, aby jeden z najlepszych zawodników tego świata zaprzepaścił swoją karierę. Gdy ktoś dowiedziałby się, że Reus pije. Byłby skończony...
- Daj mi spokój...
- Nie dam ci spokoju! - ryknął - Nie rozumiesz, że...
- Daj mi spokój! - wrzasnął ponownie.
- Zamiast chlać teraz do waszego zdjęcia. Radziłbym ci o nią zawalczyć... Ty nie możesz bez niej żyć ona bez ciebie.
- Ona mi już nie wybaczy..

_____________________________________________________________________________

Jestem :) wyrobiłam się :)
Za błędy przepraszam :)
Dziękuje, że jesteście ♥

niedziela, 3 maja 2015

Trzydzieści dziewięć.

Siedziała w salonie i czekała na Marco aż wróci z meczu, było już strasznie późno ale wiedziała, że pewnie dopiero wysiedli z autobusu. Przegrali kolejny mecz. Miała nadzieję, że blondynowi już przeszło. Był wściekły widziała to po jego minie, gdy mecz się zakończył. Zawsze starał się swoją złość zostawiać na stadionie. Nie poza nim. W domu zawsze próbował zapomnieć o swojej karierze i być normalnym chłopakiem. Czasem mu się to nie udawało. Tak jak właśnie tej nocy. Gdy tylko usłyszała trzask drzwi już wiedziała, że jednak tym razem jest ten dzień. Ostrzegał ją kiedyś o tym, lecz jej to nie przeszkadzało. Chciała z nim być...
- Hej - powiedziała...
Nie usłyszała odpowiedzi, więc siedziała już cicho, tym bardziej, że pierwszy raz spotkała się właśnie z taką sytuacją i nie wiedziała co ma robić.
- Czemu nie śpisz? - zapytał najspokojniej jak mógł starając się uspokoić oddech i puls by tylko się jeszcze bardziej się nie zdenerwować.
- Czekałam na ciebie - odpowiedziała szeptem patrząc na niego.
- Ami przecież wiesz, że teraz musisz odpoczywać i nie przemęczać się! - wrzasnął.
- Bez ciebie nie umiem zasnąć..
- Jaka ty jesteś nieodpowiedzialna! - kolejny raz uniósł głos - Teraz nosisz jeszcze moje dziecko pod sercem!
- To nie jest tylko twoje dziecko!! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. Pierwszy raz w życiu... Hormony dały o sobie znać. 
- Jeśli go nie chcesz to po co mi o tym mówiłaś że go pragniesz! Nie musiałaś tego robić! Wróciłaś do mnie bo poczułaś pustkę tak? Chciałaś mieć pocieszyciela, po śmierci pana Antka, żebyś nie była sama! - krzyczał na całe gardło, przez co było ich słychać pewnie daleko od ich domu. Był w transie nie potrafił sam się opanować. Musiał odreagować snem to było tylko lekarstwem.
- Teraz to przesadziłeś! nie chce cię znać!
Wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Nie wybiegł za nią...
Szła przed siebie, nie zwracała uwagi na godzinę, na to, że jest zimno. Nie miała siły o tym myśleć. Złość buzowała w jej ciele i nie miała zamiaru wyjść.
Wiedziała, że tak nie powinno być. Wiedziała, że może się coś stać.
Jednak nie potrafiła się opanować, a wiedziała, że musi.
Nie udało jej się, miała wrażenie, że runęła całym impetem na ziemie, a ciemność ogarnęła jej widok.
- Słyszy mnie pani? Co się stało? - usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Miała wrażenie, że to jej się śni. Więc nie chciała tak szybko otwierać oczu...


~ ~ ~


Trzeźwość umysłu wróciła mu dopiero gdy się zdrzemnął. Przeraził się, gdy zauważył, że nie ma Amelii. Przeszukał cały dom, a strach wzrósł w nim jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że klucze i telefon blondynki leżą w przedpokoju.Wyleciał z domu jak poparzony i zaczął jej szukać. Pomału przypominało mu się zdarzenie z nocy.
- Erik!
- Co jest? - zapytał
- Nie ma Amelki. Pokłóciłem się z nią w nocy. Błagam pomóż mi jej szukać, nie chce żeby coś im się stało - powiedział łamiącym się głosem.
-Gdzie jesteś?
Poczekał na niego w wyznaczonym miejscu. Sam nie dałby rady, Rozdzielili pomiędzy siebie dwie strony. Pomału tracił już siły. Nienawidził siebie.
Mijały godziny a oni jej nie znaleźli. Księżyc pomału zaczął wznosić się na niebo. Bał się o nią coraz bardziej.
- Marco, może sprawdźmy szpitale - rzekł Durm.
- To chyba będzie najlepsze wyjście - odparł załamany.
Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Erik nawet nie pozwolił mu wsiąść za kółko samochodu. Chciał ją odnaleźć jak najszybciej.
- Co się pomiędzy wami stało tak naprawdę? - zapytał delikatnie Durm.
- Powiedziałem jej coś, co nie było w ogóle prawdą. Wiesz jakie mam czasem chwile, gdy przegramy jakiś ważny mecz. W nocy znów taki miałem. Jak im się coś stało to sobie nie wybaczę. - wytłumaczył.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...
Wyłamywał sobie palce, a noga chodziła mu ze zdenerwowania. Nawet nie minęła chwila, a schował swoją twarz w dłoniach. Nie potrafił zatrzymać swoich łez. Czarne scenariusze przechodziły mu przez głowę. Odwiedzili już kilka szpitali. I nigdzie jej nie znaleźli.
- Ostatni - powiedział obrońca otwierając drzwi przed przyjacielem.
Gdy tylko weszli do środka Reus od razu pobiegł do recepcji. Złość w nim eksplodowała, gdy kobieta nie chciała mu udzielić żadnych informacji twierdząc, że nie może.
- Usiądź, ja to załatwię - zwrócił się do niego łagodnie..
Durm zrobił słodkie oczka czym raz dwa zauroczył pielęgniarkę zdobywając informację, w której dziewczyna leży sali.
- Moja Ami!

___________________________________________________________________________

Kto mnie zabije za spóźnienie? XD bo nie wiem czy mam się chować czy nie? :D
Wytłumaczenie mam jedno: MAJÓWKA ^^ :D
Za dużo słodkości było :DD 
Wasze nadrobię do środy! OBIECUJE! ♥
Do następnego miśki ♥ Dziękuje, że jesteście ♥