sobota, 23 maja 2015

Czterdzieści jeden.

Wracał z wyjazdowego meczu i mimo, że wygrali jemu nie było do radości. Nadal zastanawiał się jak kolejny raz odzyskać Amelkę oraz jej zaufanie. Dwie szanse zmarnował, i nie wiedział czy dostanie tą trzecią a zarazem ostatnią. Siedział z słuchawkami na uszach i wpatrywał się w okropną pogodę za oknem. Chciał już być w domu i położyć się do własnego łóżka. Niestety czekała ich jeszcze cała noc drogi. Spojrzał ostatni raz na zdjęcie Amelki na jego tapecie i naciągnął swój kaptur na głowę. Oparł ją o szybę i zamknął oczy, chciał się zdrzemnąć. Zapomnieć choć na chwilę jeśli się da...
- Tak mamo? - zapytał
- Gratulacje synku - odparła - Świetny mecz - dodała
- Dziękuje - westchnął
- Kochanie porozmawiaj z nią. Rozmowa jest najlepszym rozwiązaniem na problemy. Nie kłótnie, ani płacz. Rozmowa...
- Wiem, ale czy ona w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać? Po tym co powiedziałem. Nieświadomie, no ale powiedziałem - odparł.
- Kocha cię.
- A ja ją - rzekł.
- Więc nie widzę problemu syneczku. Idź do niej, nie pozwól jej zamknąć ci przed nosem drzwi. Porozmawiaj, przytul i przede wszystkim przeproś - wytłumaczyła.
- Kocham cię mamo. - odpowiedział
- Ja ciebie też.
Zasnął po dobrej godzinie. Chciał zapomnieć, lecz zamiast tego śniła mu się ona. Najpiękniejszy sen w jego życiu. Ona w białej sukni, on w czarnym garniturze. Co by dał, żeby się spełniło zdecydowanie wszystko. I nie rozumiał dlaczego nie zrobił tego wcześniej, gdy byli razem...
- Wstawaj - rzekł Durmi delikatnie szturchając go ramieniem. - Za pięć minut jesteśmy pod SIP - dodał.
- Dzięki - odparł poprawiając się na fotelu. Tylko sen...
Wracał do domu trochę zmęczony. Jechał wprost do domu. Na szczęście był już ranek. Zaparkował samochód na podjeździe. Los chyba chciał, że Amelka wyszła na taras. Odwrócił się w jej stronę ale widział tylko jak jej ciało upada z hukiem na ziemię. Momentalnie znalazł się obok niej.
- Amelka - pisnął przerażony - Amiś!...


~ ~ ~ 


Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Czuła tylko, że coś mocno trzymało ją za rękę. Powoli otworzyła oczy a do jej świadomości doszła wiadomość, ze znajduje się w szpitalu. Z trudem przekręciła głowę w bok. Dopiero wtedy zorientowała się, że to właśnie Reus trzyma ją za rękę. Spał sobie cicho i właśnie dlatego nie potrafiła go obudzić. Już po jego twarzy widziała, że był wykończony. Postanowiła się chwilę zdrzemnąć. Jej organizm był wykończony. Głośny huk zbudził ją już po godzinie.
- Przepraszam, nie chciałam pani obudzić - rzekła starsza pielęgniarka.
- Nic nie szkodzi - wychrypiała - Gdzie.. Gdzie Marco?
- Pan Reus poszedł po coś do picia. Zawiadomię lekarza, że się pani obudziła.
Delikatnie skinęła głową i odwróciła wzrok na okno. Po chwili usłyszała, jak blondyn wchodzi do sali. Z dala rozpoznała ten chód. Podszedł i delikatnie pocałował ją w głowę.
- Przyniosłem ci wodę - powiedział cicho
Nie odpowiedziała, nie miała na to siły. Było jej niedobrze, serce jej kołatało. Przymknęła na chwilę oczy myśląc, że zaraz jej przejdzie. Niestety nie na długo. Już po chwili usłyszała, że następna osoba wchodzi do pokoju. Lekarz poprosił na chwilę Reusa i wyszli. Piłkarz długo nie wracał co bardziej ją denerwowało. Gdy w końcu wrócił zobaczyła, że jego oczy są przekrwione a na policzkach są ślady łez. Cały się trząsł. Nie wiedziała co ma myśleć. Usiadł obok niej i mocno ją do siebie przytulił. Czuła jego słone łzy, które nie przestawały kapać z jego oczu. Nie pytała. Wiedziała, że musi się trochę uspokoić,żeby racjonalnie jej wszystko powiedzieć. Jedną dłonią chwycił jej rękę i splótł ją ze swoją. Drugą głaskał ją natomiast po plecach.
- Amiś  - szepnął cicho całując ją czule w skroń.
- O co chodzi? - zapytała spoglądając na niego.
- Boję się ci to powiedzieć - rzekł bardziej ją do siebie tuląc.
- Marco nie owijaj w bawełnę - wysiliła się na najmocniejszy ton swojego głosu.
- Jesteś...
- Błagam cię powiedz to w końcu.
- J.. Masz białaczkę Amiś - powiedział łamliwym głosem - I to w bardzo zaawansowanym stopniu.

_______________________________________________________________________


Martynka moja mnie nawyzywała, że rozdziału nie ma, ale dopadła mnie takie przeziębienie, że nie miałam po prostu siły.
Przepraszam! :C
Miał być koło 22, ale niestety przed tym wyjazdem mam tyle do załatwienia, że rozdział dodaje dokładnie o 1:10
Przepraszam w ogóle za to, że taki krótki, że zdania w ogóle nie są logiczne, za błędy.
Za wszystko. :C
Zbliżamy się już do końca :C

10 komentarzy:

  1. Cudny rozdział!♡ ...tylko błagam nie uśmiercaj Amelii...:((( Juz miało być tak pięknie...
    Czekam na następną część.:)
    Byłoby mi bardzo miło, gdybyś rzuciła okiem na mojego bloga mr11-bvb.blogspot.com
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jagoda?! :o /
    Co Ty narobiłaś?! :o
    Chyba nie wiesz w jakim stanie jestem po tym ostatnim zdaniu! o.o
    Jak to?
    Dlaczego?
    Przecież ona jest taka młoda!
    Tyle przeszła!
    Kurcze...
    Nie wiem co mam napisać. :(
    Myślałam, że to opowiadanie zakończy się happy endem... :(
    Marco powinien teraz być przy niej. Przeszła tak wiele.. Zajmowała się chorym tatą. Problemy z Marco. Potem śmierć ojca... Znów problemy z Marco i utrata dziecka... Cholera! Ile może wycierpieć taka istota? Proszę, uratuj ją. Jagoda - wszystko w Twoich rękach...
    Koniec? Na to też się nie zgadzam! Kochana, nawet nie wiesz jak bardzo przyzwyczaiłam się do Twojej twórczości! Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś skończyć to opowiadanie...
    A właśnie... masz pomysł na kolejne opowiadanie? :) Będzie takowe? :)
    Czekam na kolejny rozdział. :*
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Powróciłam do tego cuda ;)
    Nadrobiłam w jedną noc ;)
    No trochę się pokomplikowało.
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Was?! o.O
    Nein! No! Nie! Ja się nie zgadzam!
    Że jak białaczkę?! o.O Teraz?! Teraz, kiedy miało być pięknie!
    Co Ty, Kobieto, wprawiasz! Tutaj serce drży! Zapewne każdej czytelniczce serce drży na wieść choroby Amelii.
    Nie, proszę! Nie rób jej nic złego. Błagam Cię o to wręcz!
    Bitte! :( (Ty miej świadomość, że jak już ja używam niemieckiego, to robię to w poważnych sprawach).
    Oni mają być szczęśliwi!
    Jagódko, no... :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego? Dlaczego ona? Amelia nie może umrzeć. Przeszła w życiu tak wiele. Ona musi wyzdrowieć! Napisałaś, że zbliżamy się do końca - wielka szkoda! Mam ogromną nadzieję, że zakończysz to opowiadanie happy endem. Bardzo chciałabym aby Amelka stworzyła z Marco szczęśliwą rodzinę. Nie ma innego wyjścia! Pozdrawiam, Mańka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to zbliżamy się do końca?? Czy ty chcesz ja zabić? Nawet tego nie próbuj! Oni mają żyć długo i szczęśliwie! Ona musi wyzdrowieć! Już nie mogę doczekać się następnego :D Pozdrawiam, Wero.

    OdpowiedzUsuń
  7. CZY TY CHCESZ MNIE, A TAKŻE AMI ZABIĆ
    Nie możesz zrobić tego Marco ;_________; Ami nie może umrzeć ;______;
    Mieli być szczęśliwi nooo ;___; Miało być stadko Reusików małych, a tu co? będzie dupa ;_____;
    Jeszcze "zbliżamy się do końca" ałaałaałaałaała ;___________________;
    czekam na kolejny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie no nie wierzę ..
    jagoda no ?!
    Lecę czytać najstepny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie no nie wierzę ..
    jagoda no ?!
    Lecę czytać najstepny :*

    OdpowiedzUsuń