piątek, 5 czerwca 2015

Epilog.

Kiedy zobaczyłem cię taką piękną, 
jakbyś była aniołem to zakochałem się,
tak nagle, momentalnie więc dam ci 
moje życie, byś była tu ze mną,
I na nowo się w tobie zakocham...


Siedział na łące, dookoła niego nie było nic, oprócz lasu. Do jego uszu docierały śpiewy ptaków i śmiechy Nico. Obserwował go jak z radością biega z latawcem. Nie potrafił powiedzieć jak bardzo kocha tego malca. Tak samo miał z Amelką. Urwał kawałek trawy i spoglądał na niego. Okręcał go dookoła. Minęło kilka lat od jej śmierci. Wielu ludziom wydawało się, że jest dzielny i przeżył śmierć ukochanej z wyciągniętą do przodu piersią, może i tak było dla niektórych. Tak naprawdę krwawił. Jego serca nikt nie będzie potrafił pozbierać w całość. Stwierdził, że nie chce przechodzić tego więcej i będzie sam. Choć tak naprawdę nie będzie. Amelka każdego dnia obserwuje go razem z tatą i ich maleństwem. Jest szczęśliwą mamą. On musi jeszcze poczekać na to, by dowiedzieć się czy to chłopiec czy jednak dziewczynka. Za kilkadziesiąt lat będą we czwórkę. I wtedy już nikt ich nie rozdzieli.
- Wuuujku! - zawołał Nico i usiadł koło niego.
- Co jest?
- Ciocia jest tam u góry? - zapytał wskazując palcem na niebo.
- Jest - odpowiedział - Obserwuje nas pewnie i jest szczęśliwa, że wyrosłeś na takiego wspaniałego chłopca. Czasem spędzamy razem wieczory. Siedzę sobie w ogrodzie, na jej huśtawce i tak po prostu sobie rozmawiam bo wiem, że tam jest. - dodał - Widzisz teraz patrzysz na mnie jak na jakiegoś idiotę, każdy człowiek by spojrzał, ale taka jest prawda. Wtedy czuje, że nadal jestem dla niej najważniejszy, tak jak ona dla mnie. Nigdy nie przestanę jej kochać. Była najpiękniejszą kobietą na świecie. Moją kobietą. Wiesz czasem nie potrafię określić jak strasznie za nią tęsknię. Za jej uśmiechem czy głosem. Za tym jak trzymała mnie za rękę czy przytulała się. - uśmiechnął się delikatnie całując go w główkę. 
Nie wiedział, że Melanie wróciła już ze spaceru. Płakała jak bóbr. Wiedziała jak Marco kochał Amelię, ale nie sądziła, że aż tak. Bardzo się pomyliła. Blondynka była dla niego całym światem.
Była, i będzie już na zawsze.

________________________________________________________________________

Jestem z ostatnim postem na tym blogu. Zawsze mam tak, że zżyję się z każdym opowiadaniem, które pisze ale to najbardziej skradło moje serce. Nawet pominę fakt, że nie potrafiłam opisać tego tak samo jak moja wyobraźnia dawała mi jakiś pomysł, że w ogóle mój styl pisania jest okropny.
Pomińmy to ;)
Dziękuje każdej z was za to, że jest ze mną przez calutki czas. Za tyle cudownych komentarzy i obserwujących. Za każde wyświetlenie mojego bloga.
Niektóre od początku mojej przygody z blogowaniem, niektóre od środka, niektóre od niedawna.
Wszystkie jesteście najwspanialsze na świecie.
Jesteście moją malutką rodzinką ♥♥♥ :))
Dajecie mi dużo, wasze wsparcie jest jednym z najlepszych.
Chciałam podziękować każdej z was, lecz choćby do jednej moje dziękuje było by dłuższe niż mój jakikolwiek rozdział :D
Więc dla każdej z was kieruje wielkie:

DZIĘKUJE!!! ♥♥♥

Nie potrafię z tym skończyć, bo za bardzo to kocham! :)
Więc serdecznie zapraszam was na mój kolejny blog:
http://zawsze-szczesliwi.blogspot.com

piątek, 29 maja 2015

Czterdzieści dwa.

Był wykończony psychicznie i fizycznie od trzech tygodni siedział tylko przy jej łóżku i mimo tego, że ona nie chciała go widzieć, ani nie rozmawiała z nim, nie miał zamiaru jechać do domu. Była jego całym życiem i nie wyobrażał sobie, że w najtrudniejszym okresie jej życia, który przyszedł tak niespodziewanie, miałaby być sama jak palec. Nie potrafiłby tak żyć.
- Kocham cię - szepnął - I nawet nie myśl, że pozwolę ci odejść. Jesteś zbyt ważna dla mnie. Wyzdrowiejesz Amiś...
Myślał, że spała. Jednak tak nie było. Słuchała wszystkiego co mówił. Miała ochotę się rozpłakać. Gdy tylko wypowiedział tylko jedno słowo dało się usłyszeć z jaką czułością i miłością o niej myśli. Miała dość.. Nie potrafiła tak. Za bardzo go kochała...
Wyszedł po chwili po coś do picia. Musiał chwilę odetchnąć świeżym powietrzem.
- Dzień dobry Marco - po usłyszeniu głosu trenera od razu podniósł głowę.
- Witam Trenerze - odparł
- Jak Amelka się czuje? - zapytał
- Nie mam pojęcia - westchnął i usiadł na schodach - Nie rozmawia ze mną w ogóle. Lekarze mówią, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Niedługo rozpocznie chemioterapię. Mimo tego, ja jej nie zostawię. Nie potrafię, chcę być jej oparciem w szczególności w tym momencie. - dodał.
- Będzie dobrze - poklepał go po ramieniu - I w razie czego to się nie bój. Twoje miejsce w zespole cały czas na ciebie czeka. - uśmiechnął się lekko.
- Dziękuje za to wsparcie, za tyle pomocy, ogólnie za wszystko trenerze.
- Już ci coś powiedziałem - rzekł a Reus pokiwał twierdząco głową, przypominając sobie wszystkie słowa Kloppa skierowane w jego stronę. - To teraz wiesz dlaczego to robię. Leć już, pozdrów ją ode mnie i powiedz, że jeszcze nie raz zasiądzie na trybunach Iduny, i że będzie zdrowa - dodał i ruszył w stronę swojego samochodu.
Marco od razu poszedł do pokoju Amelki i tak jak zawsze usiadł na fotelu obok jej łóżka. Westchnął cicho i oparł swoje łokcie na jej łóżku.
- Jurgen kazał ci powiedzieć, że jeszcze wiele razy zasiądziesz na trybunach i będziesz zdrowa - powiedział cicho, a łzy samowolnie popłynęły mu z oczu.
Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego. Nie potrafiła patrzeć na niego, gdy cierpiał.
- Kocham cię Marco...


~ ~ ~


Nie wytrzymała, po prostu nie wytrzymała. Za bardzo go kochała. Choć jej serce krwawiło, że miała go zostawić. Leżała przytulona do niego i delikatnie rysowała kółka na jego torsie by go nie obudzić. Łzy delikatnie kapały z jej oczu. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego właśnie ona. Była strasznie młoda, zaledwie dziewiętnaście lat. I na tylu się skończy. To ją najbardziej bolało. Dlaczego ona?
Tak naprawdę nikt nie potrafił odpowiedzieć jej na to pytanie. Nikt nie znał na nie odpowiedzi, oprócz Boga. Wybrał ją, ponieważ wiedział, że poradzi sobie z tą chorobą? Wybrał ją, bo chciał ostatni raz podrzucić jej pod nogi kłody? Nikt, a nikt tego nie wiedział.
- Dlaczego pan Marco śpi na łóżku? - zapytała pielęgniarka - Wie pani przecież, że nie może...
- Ten ostatni raz - powiedziała cicho - Chcę być przy nim do końca. - dodała.
- Pani Amelio, proszę tak nie mówić - rzekła smutna
- Taka jest prawda - odparła - Czuję, że to niedługo nadejdzie, więc w razie czego dziękuje pani za całą opiekę nade mną przez ten cały czas. Nigdy pani tego nie zapomnę.
- Niech pani tak nie mówi. Zobaczy pani, że będzie zdrowa. Będzie mieć gromadkę dzieci.
- Chciałabym, ale widocznie Bóg stwierdził, że to nie dla mnie...
Nie zapomni tego smutnego wzroku pielęgniarki Anny. Nie zapomni wszystkich pięknych chwil, które ją w życiu spotkały. Chciałaby żyć, kto by nie chciał, lecz niestety...
Jej organizm był na wyczerpaniu. Nie miała siły na nic. Najważniejsze było to, że Marco jest przy niej, że może tulić się do niego w tych ostatnich godzinach lub minutach.
Ciało miała rozpalone, a kilka kolejnych łez spłynęło po jej policzkach po raz ostatni. Niedługo dołączy do taty. Może Bóg chciał by znów byli razem. W takim razie dlaczego zesłał na jej drogę Reusa. Piłkarza, który pokochał ją całym swoim sercem. Nie patrzył na to kim jest. Czy modelką czy zwykłą dziewczyną. I właśnie ta zwykłość urzekła go najbardziej. Gdy się obudził był już ranek. Uśmiechnął się delikatnie widząc Amelkę obok siebie. Jednak ten uśmiech znikł z jego twarzy szybciej niż się pojawił, gdy zauważył, że nie oddycha.
- Amelka! - ostrożnie szturchnął jej ramię - Amelka kochanie tylko nie ty - pisnął ostatni raz ją do siebie tuląc. Cały jego świat runął właśnie w tym momencie. Stracił najważniejsza osobę w swoim życiu. I nie odzyska jej już nigdy. - Kocham się księżniczko moja - rzekł przez płacz całując ją w głowę. Jego ciało drżało, a łzy spływały po jego policzkach jak krople deszczu.
Spoglądał jak pielęgniarki zakrywają jej ciało białym prześcieradłem. Widział jak pani Anna płacze. Nie mógł sobie tego darować. Z całej siły uderzył pięścią w ścianę zaraz po tym osuwając się po niej na ziemię.
- To dla pana - powiedziała podając mu niedużą karteczkę - Od pani Amelki...

Dziękuje ci za wszystko, za twoją miłość, za to że byłeś przy mnie. Niestety Bóg chciał jak chciał. Gdybym żyła byłabym najszczęśliwszą kobietą na ziemi bo obdarzyłeś mnie najwspanialszym co mnie w życiu spotkało. Miłością. Wiedz, że jestem nadal przy tobie i zawsze będę.
Kocham cię najbardziej na świecie Marco. Byłeś i zawsze będziesz moim całym sercem.

____________________________________________________________________________

Moje serce krwawi. Nie chciałam, ale musiałam.
Tak miało być.. Od początku tego opowiadania.
Jeszcze tylko epilog.
A tymczasem pozdrawiam was z autobusu :*

sobota, 23 maja 2015

Czterdzieści jeden.

Wracał z wyjazdowego meczu i mimo, że wygrali jemu nie było do radości. Nadal zastanawiał się jak kolejny raz odzyskać Amelkę oraz jej zaufanie. Dwie szanse zmarnował, i nie wiedział czy dostanie tą trzecią a zarazem ostatnią. Siedział z słuchawkami na uszach i wpatrywał się w okropną pogodę za oknem. Chciał już być w domu i położyć się do własnego łóżka. Niestety czekała ich jeszcze cała noc drogi. Spojrzał ostatni raz na zdjęcie Amelki na jego tapecie i naciągnął swój kaptur na głowę. Oparł ją o szybę i zamknął oczy, chciał się zdrzemnąć. Zapomnieć choć na chwilę jeśli się da...
- Tak mamo? - zapytał
- Gratulacje synku - odparła - Świetny mecz - dodała
- Dziękuje - westchnął
- Kochanie porozmawiaj z nią. Rozmowa jest najlepszym rozwiązaniem na problemy. Nie kłótnie, ani płacz. Rozmowa...
- Wiem, ale czy ona w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać? Po tym co powiedziałem. Nieświadomie, no ale powiedziałem - odparł.
- Kocha cię.
- A ja ją - rzekł.
- Więc nie widzę problemu syneczku. Idź do niej, nie pozwól jej zamknąć ci przed nosem drzwi. Porozmawiaj, przytul i przede wszystkim przeproś - wytłumaczyła.
- Kocham cię mamo. - odpowiedział
- Ja ciebie też.
Zasnął po dobrej godzinie. Chciał zapomnieć, lecz zamiast tego śniła mu się ona. Najpiękniejszy sen w jego życiu. Ona w białej sukni, on w czarnym garniturze. Co by dał, żeby się spełniło zdecydowanie wszystko. I nie rozumiał dlaczego nie zrobił tego wcześniej, gdy byli razem...
- Wstawaj - rzekł Durmi delikatnie szturchając go ramieniem. - Za pięć minut jesteśmy pod SIP - dodał.
- Dzięki - odparł poprawiając się na fotelu. Tylko sen...
Wracał do domu trochę zmęczony. Jechał wprost do domu. Na szczęście był już ranek. Zaparkował samochód na podjeździe. Los chyba chciał, że Amelka wyszła na taras. Odwrócił się w jej stronę ale widział tylko jak jej ciało upada z hukiem na ziemię. Momentalnie znalazł się obok niej.
- Amelka - pisnął przerażony - Amiś!...


~ ~ ~ 


Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Czuła tylko, że coś mocno trzymało ją za rękę. Powoli otworzyła oczy a do jej świadomości doszła wiadomość, ze znajduje się w szpitalu. Z trudem przekręciła głowę w bok. Dopiero wtedy zorientowała się, że to właśnie Reus trzyma ją za rękę. Spał sobie cicho i właśnie dlatego nie potrafiła go obudzić. Już po jego twarzy widziała, że był wykończony. Postanowiła się chwilę zdrzemnąć. Jej organizm był wykończony. Głośny huk zbudził ją już po godzinie.
- Przepraszam, nie chciałam pani obudzić - rzekła starsza pielęgniarka.
- Nic nie szkodzi - wychrypiała - Gdzie.. Gdzie Marco?
- Pan Reus poszedł po coś do picia. Zawiadomię lekarza, że się pani obudziła.
Delikatnie skinęła głową i odwróciła wzrok na okno. Po chwili usłyszała, jak blondyn wchodzi do sali. Z dala rozpoznała ten chód. Podszedł i delikatnie pocałował ją w głowę.
- Przyniosłem ci wodę - powiedział cicho
Nie odpowiedziała, nie miała na to siły. Było jej niedobrze, serce jej kołatało. Przymknęła na chwilę oczy myśląc, że zaraz jej przejdzie. Niestety nie na długo. Już po chwili usłyszała, że następna osoba wchodzi do pokoju. Lekarz poprosił na chwilę Reusa i wyszli. Piłkarz długo nie wracał co bardziej ją denerwowało. Gdy w końcu wrócił zobaczyła, że jego oczy są przekrwione a na policzkach są ślady łez. Cały się trząsł. Nie wiedziała co ma myśleć. Usiadł obok niej i mocno ją do siebie przytulił. Czuła jego słone łzy, które nie przestawały kapać z jego oczu. Nie pytała. Wiedziała, że musi się trochę uspokoić,żeby racjonalnie jej wszystko powiedzieć. Jedną dłonią chwycił jej rękę i splótł ją ze swoją. Drugą głaskał ją natomiast po plecach.
- Amiś  - szepnął cicho całując ją czule w skroń.
- O co chodzi? - zapytała spoglądając na niego.
- Boję się ci to powiedzieć - rzekł bardziej ją do siebie tuląc.
- Marco nie owijaj w bawełnę - wysiliła się na najmocniejszy ton swojego głosu.
- Jesteś...
- Błagam cię powiedz to w końcu.
- J.. Masz białaczkę Amiś - powiedział łamliwym głosem - I to w bardzo zaawansowanym stopniu.

_______________________________________________________________________


Martynka moja mnie nawyzywała, że rozdziału nie ma, ale dopadła mnie takie przeziębienie, że nie miałam po prostu siły.
Przepraszam! :C
Miał być koło 22, ale niestety przed tym wyjazdem mam tyle do załatwienia, że rozdział dodaje dokładnie o 1:10
Przepraszam w ogóle za to, że taki krótki, że zdania w ogóle nie są logiczne, za błędy.
Za wszystko. :C
Zbliżamy się już do końca :C

piątek, 8 maja 2015

Czterdzieści.

Wpadł do sali w której przebywała. Jego wzrok od razu skierował się w jej stronę. Leżała na łóżku skulona, przykryta pod sam nos. Do jego uszu doszedł dźwięk jej płaczu. Gdy tylko pielęgniarka skończyła przypinać  jej kroplówkę od razu skierowała się w jego stronę i poprosiła go o wyjście przed sale.
- Pacjentka nie życzy sobie odwiedzin - powiedziała.
- Ja... ja muszę - jąkał się - Jestem jej narzeczonym i ojcem dziecka. Proszę mi powiedzieć czy wszytko jest dobrze. Jak maluch?
- Pani Amelia zakazała mi mówić komukolwiek o jej stanie zdrowia, ale widzę jak bardzo jest pan o nią przejęty. Znam się na rzeczy. Musi ją pan strasznie kochać, ale nie mam dla pana dobrych wieści. Pańska narzeczona poroniła, przykro mi. - powiedziała ze smutkiem.
Moment, głupia chwila przez którą zawalił się ich cały świat. Osunął się po ścianie i schował twarz w dłoniach. Nie potrafił przestać. Łzy swobodnie spływały mu po policzkach. Obwiniał się o wszystko. To była moja wina, wszystko przeze mnie. Tylko te słowa krążyły mu w myślach. Ten dzień był najgorszym w jego życiu. Twierdził, że najgorsze dni w swoim życiu już miał, aż do tamtego dnia. 
- Tak mi przykro - powiedział cicho Durm i przytulił go mocno. Było mu żal przyjaciela, był ogromnie szczęśliwy, że zostanie tatą a on sam cieszył się, że zostanie wujkiem. 
- To wszystko moja wina - rzekł. - Muszę się ogarnąć i pójść do niej...
- Poczekam w recepcji - odparł.
Pięć minut wystarczyło mu na to, aby się trochę uspokoił. Wszedł po cichutku do jej pokoju i usiadł na krzesełku obok jej łóżka. Blondynka spała sobie spokojnie po podaniu leków uspakajających. Na sam widok śladów po łzach na jej twarzy jemu samemu chciało się płakać. Gdyby mógł cofnąć czas...
Chwycił delikatnie jej dłoń, tak aby jej nie obudzić. Nie udało mu się. Już po chwili otworzyła swoje oczy oraz wyszarpała dłoń.
- Kochanie.. przepraszam... - szepnął ze łzami w oczach. - T.. to moja wina. Wszystko jest moją winą...
- Powiedziałam ci wyraźnie, że nie chcę cię znać. - warknęła płacząc - Wyjdź i zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła.
- Amiś.. - powiedział cicho
- Wyjdź!
Zrobił tak jak chciała, wstał i pomału skierował się w stronę drzwi. Odwrócił się ostatni raz w jej stronę i szepcząc ciche Kocham się księżniczko wyszedł. Gdy zamknął za sobą drzwi usłyszał jak płakała. Bardzo płakała... Stracił ją...


~ ~ ~


Ile dniu już minęło od kiedy dowiedziała się, że straciła dziecko? Sama nie wiedziała. Od kiedy wyszła ze szpitala przez dzień i noc siedziała tylko w swoim pokoju. Prawie nic nie jadła. Mimo wielu prób pani Diany. Pielęgniarka robiła wszystko. Dzwoniła do Marco, lecz ten nie odbierał. Po chwili odpisując Ona mnie nienawidzi i nie chce mnie znać. Za każdym razem kończyło się tak samo. Jego odpowiedź i Amelka nadal nie wychodząca ze swojego pokoju. Martwiła się o nią strasznie. A dla Amelki życie się skończyło. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nosiła po sercem dzieciątko, którego ojcem był najważniejszy mężczyzna w jej życiu. Los jak zawsze, nie chciał by była szczęśliwa. Miała dosyć wszystkiego. Płakała przez całe dnie i noce. Czasem brakowało jej nawet łez...
- Amelko proszę zjedz coś - przejęcie w głosie pielęgniarki z każdym dniem wzrastało. - Niedługo wylądujesz w szpitalu jeśli nie będziesz normalnie jadła. Schudłaś już przez te dwa tygodnie.
- Da mi ciocia w końcu spokój?! - krzyknęła przez łzy. Momentalnie ramiona pani Diany mocno ją obejmowały. Głaskała ją delikatnie po włosach pozwalając wypłakać się w jej ramiona. - Przepraszam - szepnęła.
- Nie masz za co przepraszać kochanie - powiedziała cicho trzymając usta przy jej włosach. - Rozumiem cię doskonale, ale zrozum, że jeśli nie będziesz jadła może ci się coś stać. A ja nie chcę stracić również ciebie myszko - dodała. 
Chwilę gdy pielęgniarka wyszła położyła się z powrotem na łóżku. Obserwowała kropelki deszczu spływające po szybie. Pogoda panująca za oknem jeszcze bardziej pogarszała jej stan. Miała dość...
Marco również miał dość swojego życia. Los zawsze kładł mu pod nogi kłody. Próbował żyć jak kiedyś.. Choć bez obecności Amelii w jego życiu za żadne skarby mu się to nie udawało. Jego nałogiem było wieczorne picie piwa z ich zdjęciem w ręku. Miał zapomnieć, według niej. Dla niego nigdy tego nie zapomni. Była jego jedyną i najważniejszą miłością w życiu. Nie wspominał o Caro. Ona była pomyłką. 
- Marco nie możesz tak żyć! - warknął ze złością Erik. Z czasem miał dość wieczorów blondyna. Nie mógł pozwolić na to, aby jeden z najlepszych zawodników tego świata zaprzepaścił swoją karierę. Gdy ktoś dowiedziałby się, że Reus pije. Byłby skończony...
- Daj mi spokój...
- Nie dam ci spokoju! - ryknął - Nie rozumiesz, że...
- Daj mi spokój! - wrzasnął ponownie.
- Zamiast chlać teraz do waszego zdjęcia. Radziłbym ci o nią zawalczyć... Ty nie możesz bez niej żyć ona bez ciebie.
- Ona mi już nie wybaczy..

_____________________________________________________________________________

Jestem :) wyrobiłam się :)
Za błędy przepraszam :)
Dziękuje, że jesteście ♥

niedziela, 3 maja 2015

Trzydzieści dziewięć.

Siedziała w salonie i czekała na Marco aż wróci z meczu, było już strasznie późno ale wiedziała, że pewnie dopiero wysiedli z autobusu. Przegrali kolejny mecz. Miała nadzieję, że blondynowi już przeszło. Był wściekły widziała to po jego minie, gdy mecz się zakończył. Zawsze starał się swoją złość zostawiać na stadionie. Nie poza nim. W domu zawsze próbował zapomnieć o swojej karierze i być normalnym chłopakiem. Czasem mu się to nie udawało. Tak jak właśnie tej nocy. Gdy tylko usłyszała trzask drzwi już wiedziała, że jednak tym razem jest ten dzień. Ostrzegał ją kiedyś o tym, lecz jej to nie przeszkadzało. Chciała z nim być...
- Hej - powiedziała...
Nie usłyszała odpowiedzi, więc siedziała już cicho, tym bardziej, że pierwszy raz spotkała się właśnie z taką sytuacją i nie wiedziała co ma robić.
- Czemu nie śpisz? - zapytał najspokojniej jak mógł starając się uspokoić oddech i puls by tylko się jeszcze bardziej się nie zdenerwować.
- Czekałam na ciebie - odpowiedziała szeptem patrząc na niego.
- Ami przecież wiesz, że teraz musisz odpoczywać i nie przemęczać się! - wrzasnął.
- Bez ciebie nie umiem zasnąć..
- Jaka ty jesteś nieodpowiedzialna! - kolejny raz uniósł głos - Teraz nosisz jeszcze moje dziecko pod sercem!
- To nie jest tylko twoje dziecko!! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. Pierwszy raz w życiu... Hormony dały o sobie znać. 
- Jeśli go nie chcesz to po co mi o tym mówiłaś że go pragniesz! Nie musiałaś tego robić! Wróciłaś do mnie bo poczułaś pustkę tak? Chciałaś mieć pocieszyciela, po śmierci pana Antka, żebyś nie była sama! - krzyczał na całe gardło, przez co było ich słychać pewnie daleko od ich domu. Był w transie nie potrafił sam się opanować. Musiał odreagować snem to było tylko lekarstwem.
- Teraz to przesadziłeś! nie chce cię znać!
Wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Nie wybiegł za nią...
Szła przed siebie, nie zwracała uwagi na godzinę, na to, że jest zimno. Nie miała siły o tym myśleć. Złość buzowała w jej ciele i nie miała zamiaru wyjść.
Wiedziała, że tak nie powinno być. Wiedziała, że może się coś stać.
Jednak nie potrafiła się opanować, a wiedziała, że musi.
Nie udało jej się, miała wrażenie, że runęła całym impetem na ziemie, a ciemność ogarnęła jej widok.
- Słyszy mnie pani? Co się stało? - usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Miała wrażenie, że to jej się śni. Więc nie chciała tak szybko otwierać oczu...


~ ~ ~


Trzeźwość umysłu wróciła mu dopiero gdy się zdrzemnął. Przeraził się, gdy zauważył, że nie ma Amelii. Przeszukał cały dom, a strach wzrósł w nim jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że klucze i telefon blondynki leżą w przedpokoju.Wyleciał z domu jak poparzony i zaczął jej szukać. Pomału przypominało mu się zdarzenie z nocy.
- Erik!
- Co jest? - zapytał
- Nie ma Amelki. Pokłóciłem się z nią w nocy. Błagam pomóż mi jej szukać, nie chce żeby coś im się stało - powiedział łamiącym się głosem.
-Gdzie jesteś?
Poczekał na niego w wyznaczonym miejscu. Sam nie dałby rady, Rozdzielili pomiędzy siebie dwie strony. Pomału tracił już siły. Nienawidził siebie.
Mijały godziny a oni jej nie znaleźli. Księżyc pomału zaczął wznosić się na niebo. Bał się o nią coraz bardziej.
- Marco, może sprawdźmy szpitale - rzekł Durm.
- To chyba będzie najlepsze wyjście - odparł załamany.
Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Erik nawet nie pozwolił mu wsiąść za kółko samochodu. Chciał ją odnaleźć jak najszybciej.
- Co się pomiędzy wami stało tak naprawdę? - zapytał delikatnie Durm.
- Powiedziałem jej coś, co nie było w ogóle prawdą. Wiesz jakie mam czasem chwile, gdy przegramy jakiś ważny mecz. W nocy znów taki miałem. Jak im się coś stało to sobie nie wybaczę. - wytłumaczył.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...
Wyłamywał sobie palce, a noga chodziła mu ze zdenerwowania. Nawet nie minęła chwila, a schował swoją twarz w dłoniach. Nie potrafił zatrzymać swoich łez. Czarne scenariusze przechodziły mu przez głowę. Odwiedzili już kilka szpitali. I nigdzie jej nie znaleźli.
- Ostatni - powiedział obrońca otwierając drzwi przed przyjacielem.
Gdy tylko weszli do środka Reus od razu pobiegł do recepcji. Złość w nim eksplodowała, gdy kobieta nie chciała mu udzielić żadnych informacji twierdząc, że nie może.
- Usiądź, ja to załatwię - zwrócił się do niego łagodnie..
Durm zrobił słodkie oczka czym raz dwa zauroczył pielęgniarkę zdobywając informację, w której dziewczyna leży sali.
- Moja Ami!

___________________________________________________________________________

Kto mnie zabije za spóźnienie? XD bo nie wiem czy mam się chować czy nie? :D
Wytłumaczenie mam jedno: MAJÓWKA ^^ :D
Za dużo słodkości było :DD 
Wasze nadrobię do środy! OBIECUJE! ♥
Do następnego miśki ♥ Dziękuje, że jesteście ♥

piątek, 24 kwietnia 2015

Trzydzieści osiem.

Z uśmiechem kołysała się w rytm muzyki, gdy ścierała kurze w sypialni. Cały czas w myślach krążyła jej myśl, że pod jej sercem rozwija się maleństwo, które będzie owocem miłości jej i blondyna. Jej usta jeszcze bardziej uniosły się ku górze, gdy zaczęła głaskać się po brzuchu. Po chwili jednak wróciła do wykonywanej wcześniej czynności.
- Dzień dobry ciociu - powiedziała, gdy zauważyła pielęgniarkę w korytarzu.
- Cześć kochanie - odparła cmokając ją w czoło - Jak się czujesz?
- Mdłości mi przeszły i na razie jest okej - odparła unosząc kąciki swoich ust ku górze.
- To dobrze - odwzajemniła jej gest - Powinnaś odpoczywać a nie sprzątać. Ja to zrobię.
- Nie będę leżeć całymi dniami w łóżku ciociu a zarazem zrzucać na ciebie całą robotę.
- Niech ci będzie - odpowiedziała - Pójdę zrobić obiad - uśmiechnęła się.
Gdy umyła wszystkie półki i szafki w sypialni położyła się na chwilę do łóżka. Mdłości powróciły, więc postanowiła sobie chwile poleżeć. Zasnęła szybciej niż się spodziewała. Gdy Reus wrócił z treningu na jego twarz wkradł się wielki uśmiech. Gdy spała wyglądała słodko. Ucałował ją delikatnie w czoło i poszedł się wykąpać. Gdy wrócił  przykrył ją szczelnie kocem i poszedł się ubrać.
- Cześć ciociu - przywitał się siadając na swoim miejscu przy kuchennym stole.
- Witaj Marco - powiedziała posyłając mu uśmiech - Gdzie Ami?
- Śpi - odparł - Pewnie, znów miała mdłości - dodał wzdychając cicho.
- Taka kolej rzeczy - rzekła - Nie martw się, niedługo ustaną. Szczęście jest takie, że Amelka znosi mdłości tak samo jak jej tato. I gdy tylko zrobi jej słabo to zasypia.
Piłkarz posłał jej niewielki uśmiech, po czym podziękował za posiłek. Nie chciał budzić blondynki. Wolał, żeby odpoczęła. Gdy zjadł posprzątał brudny talerz i usiadł w salonie. Oglądał cicho telewizor, gdy poczuł jak ktoś przytula się do jego pleców momentalnie na jego twarz wkradł się wielgaśny uśmiech.
- Hej śpiąca królewno - rzekł całując ją w usta.
- Cześć - odparła wtulając się mocno w jego ciało.
- Jak się czujesz? - zapytał spoglądając na nią.
- Już lepiej - odparła.
Reus ucałował ją w czule w czoło co wywołało u niej lekki uśmiech. Oparł swoją głowę o jej i patrzył tępo w telewizor. Nawet nie wiedział co dalej się działo. Myśli zabrały mu kontakt światem. Wyłączył się całkowicie.
- Marco! - powiedziała machając mu przed oczami dłonią.
- Przepraszam słoneczko, zamyśliłem się - rzekł.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała cmokając go w policzek.


~ ~ ~


Maszerowała spokojnie tuż obok blondyna i kurczowo trzymała jego dłoń. Marco cały czas uśmiechał się do niej, by dodać jej troszkę odwagi. Dziś po raz pierwszy miał zobaczyć swoje dziecko. Nie mógł się już doczekać. Przepuścił kulturalnie ukochaną w drzwiach i po chwili znów złapał jej dłoń.
- Do doktora Shafera, Amelia Reus - rzekł posyłając starszej pielęgniarce lekki uśmiech.
- Pierwszy pokój po prawej - odparła odwzajemniając gest pomocnika.
- Amelia Reus? - zapytała unosząc jedną brew ku górze, gdy tylko odeszli od recepcji.
- Tak jakoś wyszło - uśmiechnął się niewinnie.
Ucałował ją w głowę i otworzył przed nią drzwi. Weszła niepewnie do środka i usiadła na wskazanym przez niego miejscu.
- Cześć Paul - rzekł blondyn podając lekarzowi dłoń.
- Hej Marco - odparł uśmiechając się lekko. - Witaj Amelio - dodał podając dziewczynie dłoń.
- Dzień dobry.
Reus chwycił jej dłoń i ścisnął ją lekko, by wiedziała, że będzie przy niej. Doktor Shafer przeprowadził z nią "wywiad" dotyczący wszystkich objawów które posiadała i innych spraw dotyczących ciąży. Marco przy kozetce na której miała się położyć był szybciej niż ona. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy tą małą fasolkę rozwijającą się pod jej serduszkiem. Gdy Amelka położyła się już na kozetce pomocnik usiadł na krzesełku obok niej i znów złapał jej rękę. Wpatrywał się w ekran urządzenia uważnie i choć nic nie rozumiał z obrazu to słuchał uważnie słów kolegi.
- Tutaj jest rączka i nóżka - wskazywał a blondyn zafascynowany wyszczerzył się szeroko.
Gdy Paul skończył badanie Marco pomógł dziewczynie wytrzeć brzuch..
- A więc Amelio nie możesz teraz za bardzo się denerwować. Musisz się dużo oszczędzać bo te miesiące są najważniejsze. Niekiedy małe zdenerwowanie prowadzi do niemiłych konsekwencji. - podsumował bazgrząc coś w karcie blondynki.
- Dobrze - odparła spoglądając na niego.
- A ty Marco musisz się nią ładnie opiekować by ani jej, ani dziecku się nic nie stało - rzekł podając kartkę papieru w dłonie piłkarza - Tu jest recepta na witaminy, zażywaj je raz dziennie. - rzekł - I widzimy się za miesiąc. - dodał żegnając dwójkę.
Wychodząc z gabinetu nie potrafiła się nie roześmiać. Reus szedł wpatrzony w zdjęcie ich dzieciątka, które podarował im doktor Shafer, nie zwracał uwagi w ogóle na otaczający ich świat.
- Marco słupek! - powiedziała
- Matko gdzie! - pisnął stając momentalnie - Amiś małpo! - rzekł rozbawiony, gdy zorientował się, że dziewczyna go wkręcała.
- Buziak - wytknęła mu język całując go delikatnie w usta.

_______________________________________________________________________

Jestem! XD jest godzina 22:55 więc się wyrobiłam! :D
Nie wiem co to, ale nie narzekam!! XDDD
A więc Martynko moja kochana czekam na twoją krytykę w poniedziałek w szkole!! ^^ XD
Muszę wam dziś to napisać, bo nie wiem czy mi się nie zapomni ( a znając mnie to na pewno by mi się zapomniało :D). Od 29 maja do 6 czerwca jadę na Lazurowe Wybrzeże i nie mam pojęcia czy dam radę dodać te dwa rozdziały. Zrobię wszystko, żeby się pojawiły. Od 4 do 6 maja mamy wolne przez matury więc postaram się coś nabazgrolić by mieć dwa rozdziały napisane na ten wyjazd, a czy będzie tam internet to zobaczymy :))
Jeśli nie postaram się dodać z telefonu :)
A tymczasem do następnego ♥

piątek, 17 kwietnia 2015

Trzydzieści siedem.

Obserwowała każdy ruch Marco na boisku. Strasznie się denerwowała. Wiedziała, że ma on wiele energii, i radości w sobie, która mieszała się ze zdenerwowaniem i złością. Przegrywali z Mönchengladbach dwa do zera. Palce bolały ją strasznie od trzymania kciuków. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy w końcu udało się Dortmundowi strzelić kontaktowego gola. Łezka spłynęła jej po policzku, gdy Marco z wyszczerzeniem włożył piłkę pod bluzkę oraz kciuk do ust. Na stadionie było słuchać ogromne brawa i jęki niezadowolonych fanek Reusa... Mimo, że przegrali z Borussią trzy do jednego. A on powinien być zły, że znów przegrali, to tak naprawdę się cieszył. Bo przed meczem dowiedział się, że będzie tatą. Z ogromną radością przytulił Amelkę do siebie całując ją namiętnie w usta. Postanowił nie usuwać tego smsa którego mu wysłała.
Będziesz tatusiem :) nadal miał te słowa przed oczami.
- Kocham cię Mell - rzekł chowając twarz w jej włosach.
- Ja ciebie też Reus - uśmiechnęła się mocno wtulając się w jego ciało. Była chyba najszczęśliwszą kobietą na świecie. Zresztą tak samo jak on. Chwycił jej dłoń by po chwili spleść ich palce razem. Z uśmiechem wychodzili ze stadionu. Pragnął tylko zasnąć obok niej i obudzić się dopiero rano. Choć sam zastanawiał się czy to mu się uda. Zaparkował samochód w garażu i idąc tuż za blondynką, wziął ją na ręce i wniósł do domu.
- Marco, głuptasie co robisz! - pisnęła śmiejąc się głośno.
- Niosę moją ukochaną kobietę do domu - odpowiedział chichocząc. Postawił ją dopiero w sypialni. Spojrzał jej głęboko w oczy i przyciągnął ją do siebie. Splatając dłonie na jej tali pocałował ją czule.
- Tata się pewnie cieszy - uśmiechnęła się przytulając się do niego mocno.
- Na pewno - odpowiedział cmokając ją w głowę. - Będzie dziadkiem - dodał obejmując ją szczelniej. Okręcił ją wokół własnej osi, przez co rozweseliła się trochę. Kucnął przed nią i ucałował ją w brzuch. Czuł się szczęśliwy...
- Musimy powiedzieć moim rodzicom - rzekł bawiąc się jej dłonią, gdy leżeli na łóżku.
- Oczywiście - odpowiedziała - W końcu ich poznam, z twoich opowieści wywnioskowałam, że są cudowni.
- Każdy rodzic jest - mówił - I twój tato był, twoja mama również. Wszyscy rodzice są cudowni i wspaniali. Każdego z nich zawsze będziemy kochać najbardziej na świecie. Bo oni dali nam życie, pokazali nam jak żyć i jak stawać się szczęśliwymi ludźmi. Nawet, jeśli nas ranili, często się z nimi kłóciliśmy. Oni zawsze nam wybaczali, mimo wielu błędów, zawsze przy nas byli. Mimo wszystko zawsze będą najważniejszymi ludźmi w każdym życiu dziecka. Ty również będziesz najwspanialszą mamusią na świecie - uśmiechnął się.
Obserwowała go, każdy jego ruch. Słuchała skupiona tego co mówi. Miał rację... On zawsze miał rację...


~ ~ ~


Zastanawiał się jak jego rodzice przyjmą wiadomość o tym, że po raz kolejny będą dziadkami. Choć sam nie wiedział dlaczego, ponieważ oni na pewno będą ucieszeni. Będą szczęśliwi, że znalazł tą jedyną. A przede wszystkim, że to z nią chce być już na zawsze. Od małego go wspierali i wiedział, że teraz również to robią i robić będą. Splótł swoją dłoń z ręką Amelii i uśmiechnął się szeroko. Kochał ją całym sobą i całym swoim sercem. Szybkim krokiem wspięli się po schodach i weszli do środka.
- Melanie? - usłyszał głos swojej rodzicielki.
- Nie wiedziałem, że Melanie jest osobnikiem płci męskiej - zaśmiał się wchodząc do salonu, gdzie przebywała jego mama.
- Marco, syneczku - przytuliła go mocno i ucałowała w głowę - Stęskniłam się.
- Ja też - odparł - Mamo, poznaj Amelkę - powiedział wskazując na blondynkę przy jego boku.
- W końcu mogę cię poznać słoneczko - uśmiechnęła się szeroko przytulając ją mocno - Jakaś ty śliczniutka - dodała
- Dziękuje - odpowiedziała z rumieńcami, na co Marco zarechotał cicho.
- Dobra nie będę owijała w bawełnę kochani, czy to prawda o tym co trąbią w gazetach?
- Czy zawsze musi wszystko się wydać z gazet a nie od nas - westchnął cicho - Tam mamo będziecie dziadkami - uśmiechnął się.
- Moje maleństwo już dorosło - odparła kładąc dłonie na jego policzkach - I będzie miało teraz swoje maleństwo. Gratulacje dzieci. Nawet nie wiecie jak ogromnie się cieszę - powiedziała przytulając oboje i całując Amelię w głowę. - O Thomas wrócił...
- Cześć tato! - pomocnik przytulił go na powitanie
- Cześć syneczku - uśmiechnął się - Czy to jest ta wspaniała Amelia, która skradła serce mojemu synowi? - zapytał radośnie przytulając ją jak ociec córkę. - Witaj w rodzinie.
- Twój syneczek będzie miał dzidziusia - rzekł wyszczerzony Reus.
- Cudownie!! - odparł wzruszony. - Nasze dzieci dorastają Manuela - powiedział przytulając żonę.
Tak jak opowiadał Marco, jego rodzice byli wspaniałymi i miłymi ludźmi. Amelia obawiała się trochę wizyty u rodziców piłkarza, lecz gdy tylko przekroczyła próg ich domu poczuła tą więź rodzinną, która wyczuwalna była już od progu. Cieszyła się, że powitali ją w ich rodzinie. Bo tego najbardziej się obawiała, że jednak jej nie zaakceptują. Ucałowała czule Marco w usta, gdy stali na tarasie w jego rodzinnym domu.
- Mój najwspanialszy książę - szepnęła gdy przyciągnął ją bliżej siebie i przejął kontrolę nad pocałunkiem.
- Tylko twój - odparł.

_________________________________________________________________________

Muszę trochę przyspieszyć akcje ☺😊
Więc mały Rojs już jest xdd
Do następnego 💖❤

sobota, 11 kwietnia 2015

Trzydzieści sześć.

Z ogromnym uśmiechem truchtał tuż obok Erika. Brakowało mu porannego treningu. A gdy tylko wybiła godzina wyjazdu wyleciał szczęśliwy z domu, aż się za nim kurzyło. Stwierdził, że gdyby leżał dłużej w łóżku zapuścił by korzenie. Choć szczerze mógł przyznać, że z niecierpliwością czekał na koniec treningu. Musiał porozmawiać z Durmem o wszystkim co siedziało mu w sercu.
- Stary!!! Żenię się!!! - wrzasnął Hummels wskakując mu na plecy
- Gratulację! - uśmiechnął się blondyn - A teraz złaź, bo dwadzieścia kilo to ty nie ważysz!
- No proszę, proszę. Kto by pomyślał, że nasz mały, poważny Matsiu w końcu się zdecyduje na oświadczyny - zaśmiał się Kev
- Starzeje się, muszę w końcu się ustatkować - odparował
- Wiecznie młody i piękny nie będzie - skwitował Durm
- Mów o sobie kochanieńki - rzekł 
- Tylko się nie obrażaj! - zawołał Reus do oddalającego się środkowego obrońcy. 
- Za późno!
Obaj z lewym obrońcą pokręcili z rozbawieniem głowami i wrócili do spokojnego truchtu. Erik już wiedział, że zapewne z pomocnikiem wybierze się na kawę by pogadać. Widział to po jego minie, za dobrze i zbyt długo go znał by twierdzić inaczej. Z uśmiechem na twarzach i pełnym skupieniem wykonywali poleceń Kloppa. Gdy w końcu Jurgen zarządził koniec, obaj migiem ruszyli do szatni, by szybko się przebrać i uniknąć jakichkolwiek pytań kolegów z drużyny. Droga do pobliskiej kawiarni zajęła im tylko chwilkę. Usiedli przy schowanym w kącie stoliku, by mieć spokój.
- Więc... - zaczął obrońca - O czym chcesz pogadać? - zapytał z uśmiechem 
- Najpierw powiedz mi co tam u ciebie słychać?
- Wszystko idzie w najlepszym kierunku - odparł - Marco, nie obijajmy w bawełnę, o co chodzi? - spojrzał na przyjaciela. - Chodzi o Amelię?
- Nie, absolutnie nie - odrzekł natychmiastowo - Z Amelką wszystko jest cudownie. Odzyskałem ją... - uśmiechnął się szeroko czym zaraził Durma - Chodzi o to, że chcemy mieć dziecko - dodał nie przestając się uśmiechać.
- No to gratulacje chłopie - rzekł wyszczerzony - Ale rozumiem, że jest jakiś problem?
- Tylko mój... - westchnął - Boje się, że nie dam rady jako dobry ojciec, że coś zepsuje...
- Marco! będziesz najwspanialszym ojcem na świecie - powiedział stanowczo patrząc pewnym wzrokiem w oczy blondyna - I nie mam pojęcia dlaczego się tego obawiasz, spójrz na Nico. Uwielbia z tobą spędzać czas a przede wszystkim kocha cię!!
- Chyba masz rację - uśmiechnął się - Nie wiem dlaczego się obawiałem - dodał. - Dzięki Durmi!


~ ~ ~ 


Z uśmiechem na twarzy przyrządzała obiad dla blondyna. Nuciła sobie cicho pod nosem kołysząc się w rytm muzyki. Była szczęśliwa. Gdy tylko usłyszała zgrzyt kluczy w zamku rzuciła ścierkę na blat i pobiegła w stronę drzwi. Reus ledwo zdążył się odwrócić a ona wskoczyła na niego obejmując go nogami w pasie. Pocałowała go czule, cały czas uśmiechając się szeroko.
- Mmmm - mruczał - A czym to ja sobie zasłużyłem na takie cudowne powitanie? - zapytał spoglądając jej w oczy.
- Za to, że jesteś - odparła - i za to, że cię kocham - dodała
- Moja cudowna, przepiękna Amelka - rzekł całując ją w usta. Postawił ją na ziemi i objął dłońmi jej talię przysuwając ją bliżej siebie.
- Przesadzasz - odpowiedziała
- Z rumieńcami też ci ładnie - musnął jej policzek dłonią.
Zaśmiał się cicho idąc za nią do kuchni. Rozmowa z Erikiem wiele mu dała, i nie obawiał się już niczego. Nie miał zamiaru mówić o wszystkim Amelii. Wolał zachować to dla siebie. Po zjedzonym posiłku ucałował blondynkę w czoło oznajmiając, że pójdzie się zdrzemnąć. Dziewczyna korzystając z chwili wolnego zaczęła sprzątać w salonie. Włączyła sobie cichutko muzykę i sprzątała. Wpadła w taki wir, że nawet nie zauważyła jak skończyła. Wyrzuciła wszystkie brudne ścierki do kosza i po umyciu rąk poszła do sypialni. Położyła się ostrożnie obok piłkarza i delikatnie się przytuliła.
- Piękności moje - wzdrygnęła się, gdy nagle usłyszała szept blondyna przy swoim uchu.
- Marco...
- Słucham? - spytał cmokając ją w głowę.
- Jest wiele kobiet ładniejszych i zgrabniejszych ode mnie...
- Ale ty jesteś od nich o wiele piękniejsza, mądrzejsza. A ciało masz cudowne - uśmiechnął się
- Jesteś najwspanialszym co mnie w życiu spotkało - powiedziała całując go w usta.
- Mam już dla ciebie zarezerwowany bilet na mecz z Borussią za dwa tygodnie. - wyszczerzył się - Będziesz moją dodatkową motywacją by strzelić im gola - dodał.
- Będę na pewno - odpowiedział wstając i kierując się do szafy - Długo na to czekała - zaśmiała się wyciągając koszulkę, którą jej podarował.
- Moja pani Reus...

_________________________________________________________________________

Już się tłumaczę, już! :D. Przyznam się szczerze, że w tamtym tygodniu naprawdę sobie odpuściłam. Miałam chyba najgorszy tydzień w swoim życiu. Odizolowałam się od każdego. Siedziałam tylko w pokoju, pomagałam mamie bez słowa, lub chodziłam na spacery. Przepraszam za to ;C
W tym tygodniu natomiast od wtorku mój internet postanowił sobie, że nie będzie mi działał. A jakże szanowna i najlepsza załoga tegoż że internetu zarządziła sobie, że przyjadą dopiero w piątek. No i przyjechali, co prawda naprawili, ale internet dopiero wrócił mi koło godziny dwudziestej pierwszej. Bo pogrzebali coś u siebie -,-.
To tyle XD mam nadzieję, że wybaczycie mi ten duży poślizg. Obiecuje, że więcej się tak nie stanie! :))

piątek, 27 marca 2015

Trzydzieści pięć.

Gdy Melanie zabrała Nico, w domu zrobiło się ciszej. Choć gdyby miała wybierać to zdecydowanie wolałaby śmiechy małego. Przytuliła się do ciała blondyna, gdy ten spał sobie w najlepsze. Wiele myśli krążyło w jej głowie. Sama nawet nie wiedziała o czym najpierw dokładnie pomyśleć. Lekki uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy piłkarz mocniej ją objął. Zapomniała? z każdą mijającą chwilą tak. Strata ojca bardzo ją bolała, i nie wybaczyłaby sobie, gdyby straciła jeszcze Reusa. Chciała mieć go na zawsze. Nawet nie zorientowała się, gdy blondyn przyglądał się jej uważnie. Nie zapomniał jej słów. Pragnął tego tak samo jak ona. Wzdrygnęła się lekko przerażona, gdy cmoknął ją w czoło. Niemiec podarował jej najcudowniejszy uśmiech na świecie. Zarezerwowany tylko dla niej.
- A więc? - powiedział cichutko rysując kółka na jej ramieniu.
- Ciocia jest w domu - odpowiedziała uśmiechając się w jego usta. Cmoknęła go przelotnie i z powrotem wtuliła się w jego ciało.
- Mylisz się - odpowiedział radośnie - Tuż po tym jak Mel z Nico odjechali, a ty pognałaś od razu do łazienki. Ciocia powiedziała, że pojedzie dziś do znajomej na babską noc. - dodał.
- Naprawdę chcesz?
- Chcę Amelko - odpowiedział szybko - Kocham cię najbardziej na świecie. Jeśli nadal mi nie wierzysz mogę powtarzać ci to kilkaset razy dziennie - spojrzał na nią.
- Ja ci wierzę Marco - zapewniła
Uśmiechnął się lekko i pocałował ją delikatnie w usta. Z każdą chwilą pogłębiał pocałunek. Nie pragnął niczego innego. Do bycia jeszcze szczęśliwszym, choć sam zastanawiał się czy może być szczęśliwszy, brakowało mu tylko Amelii przy sobie do końca życia i małych Reusów biegających po domu. Był zdecydowany na bycie ojcem. I Amelka zapewniła go, że również jest gotowa na bycie matką. Całował jej szyję, za każdym razem szepcząc jak mocno ją kocha. Wyznaczał pocałunkami drogę od jej ust, aż do ramion. Nie śpieszył się. Wiedział, że ona potrzebuje chwili, by wszystko sobie poukładać.
- Tak lepiej? - zapytał uśmiechając się lekko, gdy zgasił lampkę stojącą na stoliku nocnym.
- Dziękuje - powiedziała wprost w jego usta. Teraz ona złączyła je po raz kolejny. Przy nim nie musiała się bać. Przy nim była bezpieczna. Jej dotyk był dla niego pragnieniem. Oddał by wszystko co miał, by czuć przez cały czas jej dotyk na swoim ciele. - Marco?
- Słucham cię kochanie? - rzekł splatając swoją dłoń z jej.
- A co jeśli nam się nie uda? - zapytała drżącym głosem.
- Amiś księżniczko - powiedział - Nawet jeśli, to będziemy próbować dalej. Chce mieć dziecko, ale co najważniejsze to pragnę je mieć z tobą - dodał pewnym głosem.


~ ~ ~ 


Uśmiechnął się widząc jej rozpromienioną twarz z samego rana. Był szczęśliwy widząc jak jest radosna. Pragnął ją oglądać taką już do końca swojego życia. Bo właśnie jego życiem była ona. Ucałował ją w głowę i szepcząc ciche zaraz wracam pobiegł do kuchni zrobić jej śniadanie do łóżka. Gdy tylko wybiegł z pokoju zdenerwowała się, ponieważ miał odpoczywać. Ten jeden i ostatni raz przymknęła na to oko. Wrócił po kilkunastu minutach z tacą pełną jedzenia.
- Smacznego - rzekł siadając obok niej.
- Jemy razem, bo sama nie dam rady - odparła cmokając go w policzek.
- Cześć dzieciaki!
- Hej ciociu! - uśmiechnęli się widząc rozpromienioną twarz pielęgniarki - Jak wieczór?
- Wspaniale - powiedziała radośnie - Fajnie, że Katy mnie zaprosiła. Wygadałyśmy się za wszystkie czasy - zaśmiała się.
- Cieszę się - uśmiech ponownie zagościł na twarzy Amelki.
- Dobra, smacznego kochani i już wam nie przeszkadzam - rzekła znikając za drzwiami sypialni blondynki.
- Pojedźmy gdzieś dzisiaj - zaczął niespodziewanie pomocnik - Gdzieś daleko, na długi spacer - dodał.
- Wiesz, że musisz odpoczywać...
- Wiem słoneczko. Jeden dzień na nogach mi nie zaszkodzi. Zapuszczam już korzenie w tym łóżku, muszę się rozchodzić a zarazem chce spędzić kolejny dzień tylko i wyłącznie z tobą księżniczko - objął ją ręką. Położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła swoje powieki.
- No dobrze - westchnęła całując go w policzek.
Od razu po śniadaniu kazał jej się ubrać. Po raz pierwszy od dobrych kilku lat miał ochotę na bardzo, bardzo długi spacer na świeżym powietrzu i z cudowną kobietą obok siebie. Droga nie trwała zbyt krótko, ale według niego opłacało się tutaj przyjechać. Trzymając jej dłoń maszerowali przed siebie wdychając cudowne leśne powietrze.
- Dlaczego tak naprawdę zwróciłeś na mnie uwagę? - zapytała niespodziewanie
- Sam nie wiem - odparł - Chciałem po prostu rozgryźć a zarazem skraść twój tajemniczy świat - uśmiechnął się uroczo całując ją przelotnie w usta.
- Kocham cię Marco - powiedziała wtulając się w niego.
- Ja ciebie też Amiś - zapewnił.

_________________________________________________________________________

Długość nie powala ;/ za błędy również przepraszam.
Czas mnie goni, muszę szybko uciekać ;/
Wiecie co chyba lubię przepraszać XDD
Jagódka jak zawsze musiała zmienić wszystko :D. Miało nie być tutaj małego Rojsa XD, no ale jak zawsze musiałam! po prostu musiałam! XDDD

Pamiętajcie, że marzenia się spełniają! i dążcie do tego! :D <3
Moje kolejne się spełniło <3.
W wakacje zdobyłam autograf Kędziory, w niedzielę mogłam go dotknąć XDD
Moja kochana mamusia nagrała mi wszystko. I nie da się zrobić screena z nierozmazanym Tomciakiem, czego żałuje, ale chociaż mam taki XD
Wiecie jaka jestem głupia XD Jak zawsze poryczałam się, gdy tylko wyszłam ze stadionu i uświadomiłam sobie, że naprawdę go dotknęłam :D. 
W sumie na spotkaniu z Piszczkiem też tak było :D. Jak tylko usłyszałam jego głos to w ryk XD
Emocje na meczu były niesamowite! <3 Gardło boli, aż do teraz :)
Był ktoś z was? :))
Dobra nie zanudzam :D 
Do następnego ♥

piątek, 20 marca 2015

Trzydzieści cztery.

Spoglądała na śpiącego Reusa, miała ochotę pogłaskać go po policzku czy jego blond włosach. Patrząc tak na niego stwierdziła, że danie mu drugiej szansy było najlepszym wyjściem, które mogła podjąć. Kochała go, najbardziej na świecie, i nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez niego u boku. Zastanawiała się nad dalszym życiem. Miała nadzieję, że spędzi je tylko i wyłącznie z nim. Spojrzała zdziwiona na drzwi, gdy uchyliły się lekko. Zauważyła w nich chłopca, który stał przytulając do siebie misia.
- Ciociu - powiedział cichutko podchodząc do brzegu łóżka
- Co się stało słońce? - zapytała uśmiechając się do malca.
- Kosmal mi się śnił, mogę spać z wami?
- Oczywiście brzdącu. Wskakuj! - odparła przesuwając się lekko.
Przykryła go szczelnie kołdrą, gdy położył się pomiędzy nią a blondynem. Pogłaskała go po główce i uśmiechnęła się szeroko. Spojrzała na Marco, gdy zauważyła, że się obudził. Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy ujrzał zasypiającego malca pomiędzy nimi. Przyłożył palec do swoich ust, gdy zorientował się, że blondynka chce coś do niego powiedzieć. W ciszy patrzyli na małego. Gdy zasnął Marco ostrożnie wziął jej dłoń i złączył ją ze swoją.
- Kocham cię - szepnęła uśmiechając się słodko.
- Ja ciebie też kochanie - odpowiedział szczęśliwy - Śpij skarbie, już późno w nocy - dodał
- Dobranoc..
- Dobranoc Amiś... - rzekł gasząc lampkę.
Zasnęła szybciej niż się spodziewała. Budząc się dopiero rano przekonała się, że miała chyba najpiękniejszy sen na świecie. Wiedziała, że będzie musiała porozmawiać o  nim z Reusem. I to jak najszybciej. Uśmiechnęła się delikatnie widząc małego brzdąca obok siebie. Ostrożnie wstała z łóżka i spojrzała na Nico czy się nie obudził. Gdy upewniła się, że nadal śpi w najlepsze poszła po cichutku do łazienki. Wyciągając krem z szafki spojrzała się, na blondyna, który wszedł do środka.
- Chyba pomyśleliśmy wczoraj o tym samym - rzekł uśmiechając się pod nosem. Podszedł do niej i przytulił się w jej plecy. Cmoknął ją w ramię spoglądając w lustro
- Skąd wiesz o czym ja wczoraj pomyślałam? - zachichotała
- Zbyt dobrze cię znam - odparł roześmiany.
- A... em.. I co?
- Chcę Ami - cmoknął ją w policzek. - Nawet bardzo! - dodał roześmiany i zaczął ją łaskotać.
- Marco! - pisnęła - Bo obudzimy Nico!
- Nico ma bardzo twardy sen księżniczko - odparł biorąc ją na ręce - A ja zrobiłem dla mojej pani śniadanie  - powiedział radośnie idąc z nią w stronę kuchni.


~ ~ ~ 


- Miałeś leżeć! a nie robić dla mnie śniadanie - powiedziała zła, gdy usiadł na krześle i usadził ją sobie na kolanach. Spoglądała mu w oczy, nie uśmiechało się jej to, że wstał z łóżka.
- Zjemy śniadanie i pójdę - rzekł - Obiecuje - dodał widząc jej wzrok. Cmoknął ją szybko w usta i z uśmiechem na twarzy robił jej "samolot" z papryki. Roześmiała się cicho. Prawda była taka, że nie potrafiła się na niego gniewać. Mimo, że nie potrafił dotrzymywać słowa. Przytuliła się do niego mocno i przymknęła swoje oczy. Nie miała ochoty jeść, wolała siedzieć z nim w ciszy i mocno się do niego tulić.
- Jesteś dla mnie wszystkim Marco, wiesz? - spytała spoglądając mu w oczy. Głaskała go delikatnie po policzku. Uśmiechał się.
- Wiem, ty dla mnie też - odparł całując ją w usta.
- Dzień dobly! - usłyszeli radosny jak zawsze głos Nico, który przydreptał do kuchni.
- Siadaj brzdącu i zajadaj - powiedziała czochrając go po głowie.
Spoglądali na niego z uśmiechami gdy zjadał śniadanie przygotowane przez Reusa. Malec szczerzył swoje ząbki przez cały czas. Blondynowi było smutno, że Melanie dzisiaj przyjeżdża po niego. Chciałby spędzić z nim więcej czasu. Chwycił dłoń Amelki i splótł ją ze swoją.
- Ujeeek
- Co jest młody? - zapytał uśmiechnięty
- Będę mógł kiedyś jeszcze psyjechać do was?
- No oczywiście, że tak kochanie - odpowiedziała za niego Amelia - Chodź tu do nas - uśmiechnęła się rozkładając dłonie. Chłopiec pognał szybko do nich i usiadł Melce na kolana. Reus pogłaskał go po główce.
- Pamiętaj, że możesz to nas przyjeżdżać kiedy chcesz i kiedy mama się na to zgodzi - dodał piłkarz.
- A teraz moi drodzy panowie, wyrywać do łóżka!
Oboje roześmiani pognali szybciutko do sypialni, by nie dostać kopniaka od blondynki. Sprzątając po śniadaniu sama śmiała się cicho pod nosem.
- Dzień dobry ciociu - powiedziała przytulając się do niej
- Cześć myszko - odpowiedziała ściskając ją mocno - Jak się czujesz?
- Dzięki Marco zapomniałam - rzekła - A Nico zdecydowanie potrafi rozśmieszyć nawet największą sknerę - dodała radośnie.

_______________________________________________________________________

Ja na początku chcę przeprosić, za błędy, za to coś u góry i za to, że jestem tak późno ;c
Ale ten tydzień jest tak zalatany, że nie wiem w co na początek włożyć ręce.
Znów narzekam ;/
A staram się wam to ograniczyć i narzekać sobie na osobności XD
Przepraszam jeszcze raz!
Do następnego ♥

piątek, 13 marca 2015

Trzydzieści trzy.

Z samego rana pojechał na badania tak jak obiecał pani Dianie. Wraz z doktorem Braunem siedział na poczekalni z niecierpliwością oczekując wyników. Mimo, że lekarz po konsultacji i wysłuchaniu objawów kazał zrobić je na cito, to jednak laboratorium szpitalnemu się nie śpieszyło. Noga chodziła mu ze zdenerwowania. Nienawidził szpitali, więc klubowy lekarz nie dziwił się zachowaniu piłkarza.
- Zapraszam Marco - usłyszał głos dobrze znanego mu mężczyzny. Wstając odetchnął zdenerwowany kierując się do gabinetu tuż za Markusem. Usiadł na krzesełku obok i wyczekiwał odpowiedzi. - Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły. Jesteś po prostu przemęczony, potrzebny ci chociaż tydzień odpoczynku. Stąd te zawroty głowy i problemy z oddychaniem. - wytłumaczył. A na twarzy Brauna zauważalna była ulga. Reus pokiwał twierdząco głową.
- To czyli musi odpoczywać w domu przez tydzień? - upewnił się jeszcze raz Markus.
- Tak, najlepiej dużo leżeć w łóżku i odpoczywać. Zrozumiano? - skierował się do blondyna.
- Tak, tak - uśmiechnął się.
Po wyjaśnieniu wszystkich spraw, wypisaniu recept na witaminy oboje z Braunem skierowali się do wyjścia. Zatrzymali się przed placówką, gdzie lekarz jeszcze raz wytłumaczył piłkarzowi zalecenia.
- Spokojnie doktorku, nie jestem już dzieckiem - zaśmiał się - Poradzę sobie...
- Wiesz.. wolę powtórzyć z pięć razy niż później wysłuchiwać, że chciałem ale ciągnęło mnie do czegoś innego... Tak jak naszego ukochanego Kevcia - odpowiedział rozbawiony.
- Z nim tak zawsze, nie wiem dlaczego się dziwisz - rzekł uśmiechając się szeroko.
- Dobra wracaj do domu i do łóżka - powtórzył - Ja zaraz zadzwonię do Kloppa, powiem co i jak - dodał - Do zobaczenia za tydzień! - powiedział idąc w stronę swojego samochodu.
- Cześć doktorku!
Marco ruszył do pobliskiej apteki by wykupić wszystkie leki z recepty. Kolejne siedem dni, które będzie mógł poświęcić tylko i wyłącznie Amelce. Z jednej strony cieszył się z tego powodu, że będzie spędzał tyle czasu z miłością swojego życia, z drugiej natomiast wiedział, że znów będzie musiał ciężko pracować, by dojść do najlepszej formy. Jadąc do domu wstąpił do pobliskiej kawiarni i kupując jedną czerwoną różyczkę wsiadł do samochodu i ruszył w dalszą drogę. Z uśmiechem na twarzy zaparkował auto przed domem.
- Już wstałaś? - zapytał widząc Amelkę siedzącą na tarasowej huśtawce - To dla ciebie - podał jej kwiatka.
- Za co? - zapytała przytulając się do niego.
- Za nic... - odparł - Po prostu, że jesteś słońce - cmoknął ją.
- Dziękuje Marco - odparła odwzajemniając jego pocałunek.
- Cała przyjemność po mojej stronie - rzekł dumnie.
- Głupi - zachichotała. - Właśnie badania dobrze? - zapytała wchodząc przed nim do domu. Usiadła naprzeciwko niego w salonie wyczekując odpowiedzi od piłkarza.
- Mój organizm jest trochę osłabiony i muszę wypoczywać tydzień w łóżku, żeby doszedł do siebie. Stąd te zawroty głowy i duszności - odpowiedział.
- A więc na co pan czeka? - zapytała spoglądając mu w oczy - Wyrywać do łóżka panie Reus!
- Ami! - jęknął
- No już, już!


~ ~ ~ 


Skoro Marco miał przez tydzień odpoczywać w łóżku stwierdziła, że dopilnuje iż nie będzie wychodził z niego nawet na krok. Chciała by jak najszybciej wyzdrowiał i nie było mowy nawet o tym by wyszedł po zakupy lub na spacer. Uległa mu tylko pod względem przewietrzenia się w ogrodzie. Miała dość jęczenia, że potrzebuje świeżego powietrza.
- Ujek! - krzyknął radośnie Nico pakując mu się na brzuch.
- A ty co tutaj robisz łobuzie? - zapytał uśmiechając się promiennie.
- Mama mówiła, ze jesteś choly. Ciałem do ciebie przyjechać i dotsymać ci towazystwa! - powiedział dumnie wypinając pierś do przodu i wyciągnął swoją rączkę ku górze - Jestem supelmenem i będe pomagać ludziom - dodał.
- Dobrze mój supermenie - zaśmiał się - A ciocia gdzie? - zapytał spoglądając na malca, gdy ten kładł się koło niego. Przykrył go kołdrą i pogłaskał po główce.
- W kuchni rozmawia z mamą - odpowiedział przytulając się do blondyna.
- No dobrze - uśmiechnął się - To co oglądamy baje? - zapytał.
- TAK!
Wizyta Melanie i Nico sprawiła jej wiele uśmiechu, tęskniła za tym malcem. Zżyła się z nim bardzo. Szczera rozmowa z Mel dała jej dużo. Dziękowała w duchu, że przyjechała i porozmawiała ją. Melanie była taką osobą, że już od początku została obdarowana zaufaniem przez osiemnastolatkę.
- Dziękujemy za odwiedziny - rzekł wyszczerzony Reus, który na chwilę dostał przepustkę od Amelii na wyjście z łóżka.
- Ja nie ce jechać! - pisnął smutny chłopczyk.
- Niech zostanie - powiedziała blondynka uśmiechając się do siostry piłkarza.
- Nie będzie przeszkadzał? - spytała spoglądając na brata i jego ukochaną.
- Oczywiście, że nie! - rzekł pomocnik biorąc chłopca na ręce.
- No dobrze. - westchnęła - Dobranoc łobuzie - ucałowała synka na pożegnanie i skierowała się do swojego samochodu. Mały pomachał swojej rodzicielce na pożegnanie po czym mocno przytulił się do swojego wujka. Marco uśmiechnął się szeroko i wrócił z nim do sypialni.
- Nie mamy dla niego piżamki..
- U mnie w domu jest. Przej... - urwał widząc jej minę
- Ja pójdę, wy leżcie i oglądajcie bajkę - powiedziała stanowczym tonem i biorąc klucze od Marco skierowała się do domu naprzeciwko. Dawno tutaj nie byłam... Wchodząc do środka doznała lekkiego szoku.. tego miłego szoku. Na jednej ze ścian z sypialni wisiało pełno ich zdjęć. Widząc je umocniła wiarę w to, że Reus naprawdę ją kocha. Uśmiechnęła się pod nosem i biorąc kilka rzeczy małego z garderoby blondyna wróciła z powrotem do jej wspaniałych chłopaków...

________________________________________________________________________

Jestem, jestem. ;)
Narzekanie zostawię dla siebie XD
Dziękuje, że jesteście ♥
Przepraszam za błędy! ;)
I do następnego ♥

niedziela, 8 marca 2015

Trzydzieści dwa.

Gdy otworzyła swoje oczy był już ranek. Całkowicie odmienny od poprzednich. Promienie słoneczka wpadły do środka tuż po rozsunięciu zasłon. Otworzyła okno i wdychała świeże powietrze. Cień uśmiechu wkradł się na jej twarz. Po raz pierwszy od tych kilku dni dzień zaczynał się pięknie. Będzie dobrze tatusiu, nie martw się... Skierowała się w stronę łazienki, wcześniej zabierając rzeczy z szafy. Szybki i odświeżający prysznic sprawił, że obudziła się całkowicie. Przeczesała swoje włosy i poszła do kuchni. Już od salonu poczuła zapach czegoś pysznego. Stanęła w drzwiach obserwując Marco, który był tak skupiony na przygotowywaniu potrawy, że przez dłuższą chwilę jej nie zauważył. Będzie dobrze tato, bo jest przy mnie...
- Cześć Ami - ucałował ją w czoło uśmiechając się lekko - Wyspałaś się?
- Dzień dobry - odpowiedziała podchodząc w jego stronę - Tak - dodała przytulając się do niego i chowając głowę w jego klatce piersiowej. Potrzebowała jego dotyku. Reus objął ją swoimi rękoma i cmoknął ją we włosy.
- Moja cudowna Amelka - powiedział czułym głosem. Posłała mu cudowny uśmiech. Wspięła się na palcach i szybciutko skradła z jego ust buziaka. Musiała to zrobić, strasznie ją do niego ciągnęło.
- Cioci nie ma? - zapytała siadając na jednym z krzeseł przy kuchennym stole.
- Poszła na zakupy, powinna niedługo wrócić. - rzekł nakładając jedzenie na talerze. - Smacznego księżniczko - powiedział siadając obok niej. Przymknęła oczy starając się nie pokazać jaką radość sprawiły jej jego słowa, niestety wszystko na marne. - Nadal uwielbiasz jak tak do ciebie mówię? - uśmiechnął się uroczo spoglądając w jej oczy. Pokiwała mu twierdząco głową, przez co wyszczerzył się jeszcze bardziej. Choć jedli w ciszy to jej uwadze nie umknęły częste ukradkowe spojrzenia blondyna w jej stronę.
- Marco?
- Chcesz porozmawiać o tym prawda? - odwrócił głowę w jej stronę.
- Wolę mieć to wszystko za sobą - odpowiedziała łagodnie.
- No dobrze, ale obiecaj, że dasz mi wszystko dokończyć - westchnął.
- Obiecuje...
- No więc na początku naprawdę chciałem się z tobą przespać. Chciałem odegrać się na kimś tak jak pewna dziewczyna na mnie, ale wystarczyło kilka dni. Kilka głupich dni, podczas których zdążyłem się w tobie zakochać. Tamto postanowienie poszło w niepamięć, gdy uświadomiłem sobie że cie kocham. Liczyło się tylko to, by zapewnić ci jak najwięcej szczęścia i miłości. Jesteś inna od wszystkich dziewczyn delikatna, czuła... Byłaś i nadal jesteś osobą, dla której ono bije - położył jej dłoń na swoim sercu. - Tamtego dnia usłyszałaś te słowa, których nie powinnaś. Nie pozwoliłaś mi dokończyć, a przede wszystkim wytłumaczyć. Oszalałem na twoim punkcie. Gdybym naprawdę nadal chciał się z tobą przespać, to nie walczyłbym o ciebie. Ami jesteś dla mnie najważniejsza. - szepnął jej na ucho, gdy usiadła mu na kolanach. - Proszę wybacz mi...
- Obiecaj mi tylko jedno - powiedziała łapiąc jego dłoń.
- Co takiego?
- Obiecaj, że już zawsze będziesz przy mnie. A przede wszystkim, że już nigdy więcej mnie nie zranisz. Wtedy będę robić wszystko by zapomnieć i ponownie ci zaufać - spojrzała mu w oczy.
- Masz moje słowo...
- Pocałuj mnie - szepnęła uśmiechając się lekko. Położyła swoją dłoń na jego policzku i nie odrywała wzroku od jego tęczówek. Zbliżył się do niej i delikatnie złączył ich usta. Całował ją ostrożnie, a zarazem czule. Chciał pokazać jej jak strasznie jest dla niego ważna.


~ ~ ~ 


Z niezadowoleniem, ale dała się wyciągnąć mu na spacer. Chciał poświęcić jej jak najwięcej czasu. Przed treningami, które miały zacząć się za dwa dni. Musiał jeszcze wybrać się przed tym do lekarza. Obiecał to pani Dianie. Z utęsknieniem spoglądał ukradkiem na jej dłoń. Spojrzał jej w oczy, gdy poczuł jak splata ich dłonie razem. Uśmiechnęła się lekko wtulając się w jego bok.
- Staram się robić wszystko, aby było jak dawniej - powiedziała.
- Nie rób nic wbrew sobie. Jeśli będę musiał poczekać, zrobię to księżniczko - odpowiedział natychmiastowo mocniej ściskając jej dłoń.
- Wiem... - rzekła - Gdzie idziemy?
- Jeszcze się nie zorientowałaś? - uśmiechnął się.
- No nie... Nie śmiej się ze mnie! - pisnęła z uśmiechem.
- A więc zobaczysz - cmoknął ją w policzek i ponownie ścisnął jej dłoń jakby chciał upewnić się, że to naprawdę rzeczywistość. Maszerowali wprost przed siebie, a Amelia z każdą chwilą orientowała się dokąd zmierzają. Ich miejsce, ich pomost, ich jezioro... Gdy dotarli stwierdziła, że nadal jest tam pięknie i dalej czuć tą magię wiszącą w powietrzu. Usiedli na końcu pomostu. Ami od razu wtuliła się w ciało piłkarza kładąc głowę na jego ramieniu. Wpatrywała się w ich splecione dłonie. Tęskniła za tym widokiem...
- Wiesz co? - zaczęła, a gdy poczuła, że odwraca głowę w jej stronę kontynuowała. - Tata napisał mi w liście, że nie mogę się załamywać, że mam być szczęśliwa i radosna mimo wszystko. Ja robię wszystko aby tak było, ale... - przerwała by przełknąć ślinę, walczyła sama ze sobą by się nie rozpłakać. - Czasem mam wrażenie, że robię źle. Minęło zaledwie kilka dni od śmierci taty, a ja śmieje się, uśmiecham. Po prostu robię wszystko jakby się nic nie stało... Wiem jednak to, że tato jest przy mnie i nie byłby zadowolony z tego, że się smucę...
- Amelko - powiedział cicho - Rozmawiałem z twoim tatą przed śmiercią... dzwonił do mnie - powiedział przymykając swoje powieki. - Prosił bym o ciebie walczył i opiekował się tobą. Pan Antek na pewno jest szczęśliwy, że próbujesz żyć tak jak dawniej... I wiem, że nie możemy przejmować się ludźmi, oni zawsze będą będą gadać, że robisz to tak a tamto siak. Najważniejsze jest to, że ty wiesz czego chciał twój tata... - ucałował ją w skroń.
Nawet nie zauważyli, jak zaczęło się ściemniać. Marco spojrzał na śpiącą Amelię, którą niósł do domu. Gdyby mógł nosiłby ją tak całe życie. Gdy dotarł z nią do domu, był już wieczór. Wykrzywił się, gdy blondynka obudziła się jak kładł ją na kanapie.
- Dobry wieczór śpioszku - uśmiechnął się.
- Przepraszam, a ja znów zasnęłam tam, gdzie nie miałam - odparła
- Zawsze tak było - zaśmiał się - Ale to również uwielbiam, przynajmniej mogłem cię ponieść księżniczko - puścił jej oczko. - A kocham  cię nosić..
- Głupek - zachichotała.
Ucieszyła się, gdy blondyn leżał już w łóżku, gdy wróciła spod prysznica. Znów mogła zasypiać i budzić się w jego ramionach. Położyła się obok niego i od razu wtuliła się w jego ciało od którego jak zawsze biło ogromne ciepło.
- Nadal ją nosisz - uśmiechnął się dotykając srebrnej bransoletki na jej nadgarstku.
- Nigdy jej nie ściągam, to prezent od ciebie na moje osiemnaste urodziny. - odpowiedziała. - Uwielbiam ją...
- Nawet nie wiesz jak się ciesze - cmoknął ją w czoło.
- Kocham cię Marco - rzekła patrząc mu prosto w oczy. Pocałowała go lekko rozkoszując się ponownie smakiem jego warg.
- Ja ciebie też kocham Amelio Wolska - powiedział w jej usta, pogłębiając pocałunek...

________________________________________________________________________

Ja wiem! PRZEPRASZAM! jestem spóźniona.
Chciałam dodać w piątek, ale z czasem nici nie wyszło, ponieważ jechałam na mecz Lecha.
Widzieć bramkę Kendiego na żywo, aż się popłakałam, gardło bolało od śpiewania, ale z Cholinexem dałam radę  :D
Wczoraj też miałam dodać, no ale miałam tak ciężki dzień, że potrzebowałam tylko i wyłącznie jakiegoś dramatu by się wypłakać.
No i jestem dzisiaj, mam nadzieję, że wybaczycie.
Od jutra mam trzy dni rekolekcji, więc mam nadzieję, że uda mi się jakoś naskrobać na zapas ;)
Za błędy przepraszam! 
Do następnego ♥ 

piątek, 27 lutego 2015

Trzydzieści jeden.

Cała pewność siebie uszła z niego wraz z wydychanym powietrzem. Jej wzrok wbity wprost w jego oczy. Nie wiedział co ma robić. Blondynka nic nie mówiąc mocniej wtuliła się w jego umięśniona ramiona. Właśnie tego potrzebowała w tamtej chwili. Wdychała jego cudowny zapach. Piłkarz uśmiechnął się pod nosem obejmując ją szczelniej. Cmoknął ją czule w czoło. Rozkoszował się tą chwilą. Tęsknił za tym okropnie. Tęsknił za jej dotykiem, głosem, za zapachem jej perfum, za jej pięknymi włosami i ukochanymi oczami, za jej delikatnymi dłońmi i ciepłem jej ciała. Tęsknił cholernie za nią całą. Było jak w bajce i to właśnie najbardziej go dręczyło. Bał się, że obudzi się za chwilę a wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Delikatnie gładził dłonią jej policzek a jej cudowne oczy wpatrywały się w jego.
- Powiedz, że to nie jest sen - mruknął ochryple - Powiedz, że nie obudzę się zaraz a to wszystko zniknie - dodał cichutko zatapiając swoją twarz w jej włosach.
- To nie jest sen - odparła pomalutku - Nie potrafię dłużej bez ciebie żyć, nie mogę. Teraz, gdy zostałam sama... Potrzebuje cię - szybko starł z jej policzków kilka słonych łez, które mimo całej walki tak czy tak wypłynęły spod jej powiek.
- Proszę cię nie płacz. - rzekł.
- Nie potrafię, to tak strasznie boli. - powiedziała - Nie wyobrażam sobie życia bez taty u boku.
- Już cichutko - szepnął. - Będzie dobrze... obiecuje.
Delikatnie głaskał ją po plecach pozwalając wypłakać się w jego koszulkę. Nie mówił nic wiedział, że potrzebuje ciszy, ale najbardziej to obecności drugiego człowieka.
- Dziękuje, że przyjechałeś - dodała
- Jestem wściekły, że nie udało mi się być na pogrzebie - wyżalił się - Gdyby nie te cholerne opóźnienie samolotu byłbym na czas. Chciałem być przy tobie, ale jak zawsze mi się nie udało - westchnął.
- Wiesz, że musimy porozmawiać...
- Wiem Amiś, ale to może poczekać - odpowiedział - Teraz najważniejsza jesteś ty - ucałował ją we włosy.
Obserwował dokładnie jak bawi się jego dłonią, jak splata ją razem ze swoją, jak muska swoimi palcami jego. W tamtym momencie żałował strasznie tamtej chwili, gdy wypowiedział tych kilka głupich słów, przez które wszystko się skończyło. Gdyby nie tamto, byłoby tak codziennie. Mógłby nadal budzić się i zasypiać tuż przy jej boku. - Wiesz co?
- Nie - pokiwała przecząco głową spoglądając na jego twarz.
- Czasem zastanawiałem się, dlaczego moje serce wybrało właśnie ciebie, ale gdy budziłem się lub zasypiałem każdego ranka obok ciebie już wiedziałem... Wiele razy dziękowałem Bogu, za to, że zesłał na moją drogę takiego anioła jak ty. Jesteś... - przerwał starając się dobrać odpowiednie słowo. Choć na jego język cisnęło ich się wiele. Mógłby wymieniać i wymieniać a dwadzieścia cztery godziny nie starczyły by.
- Inna od reszty? - odpowiedziała za niego.
- Tak wyjątkowa - uśmiechnął się delikatnie. - Ale przede wszystkim jesteś królową mojego serca, już do końca moich dni...


~ ~ ~ 


Słowa wypowiadane przez jego głos były dla niej niczym najpiękniejsza melodia. A ich sens był dla niej bardzo ważny. Choć tamto wydarzenie nadal bolało, to jednak miłość do niego była o wiele, wiele większa. Teraz, gdy odszedł jej tato, potrzebowała go najbardziej na świecie. Pragnęła by już nie odchodził. Zrobiłaby wszystko byleby tylko próbować puścić w niepamięć słowa które tak bolały. Próbowałaby ponownie mu zaufać, ale tylko wtedy, gdyby już nigdy nie odchodził. Został przy niej już do końca życia. Bo nie wyobrażała sobie swojego życia przy boku innego mężczyzny. To właśnie Marco był tym pierwszym i jej serce pragnęło by był tym ostatnim...
- Możesz... - zaczęła, ale gdy tylko zauważyła wzrok blondyna na sobie straciła całą pewność siebie, którą przez dłuższą starała się z siebie wydusić.
- Co mogę? - zapytał.
- Nie nic, już nieważne - odpowiedziała szybciutko.
- Mell... - powiedział czule, sprawiając by spojrzała mu w oczy. - Dla ciebie mogę zrobić wszystko tylko musisz mi powiedzieć co takiego - uśmiechnął się delikatnie by zachęcić ją do powiedzenia mu wszystkiego.
- Chciałam, abyś mnie pocałował - powiedziała cichutko spuszczając wzrok na swoje dłonie.
Zrobiło mu się strasznie ciepło na sercu. Radość przepełniła jego całe ciało. Bez zawahania chwycił delikatnie jej podbródek i uniósł go lekko do góry. Zbliżył pomału swoją twarz ku jej.
- Mogę cię całować ile razy tylko chcesz i jak długo tylko pragniesz. Tylko pozwól mi zostać przy tobie do końca mojego życia - rzekł tuż przy jej ustach. Nie minęła chwila, gdy lekko złączył ich wargi razem. Całował ją tak jakby bał się, że za chwilę ma nastąpić koniec świata. Jej ciepłe usta były dla niego najpiękniejszym cudem świata.
- Boję się, że znów...
- Przysięgam ci, że nigdy więcej cię nie zranię. Będę robił wszystko, abyś była najszczęśliwszą kobietą na tym świecie. Tylko ciebie kocham Mell - szepnął cicho ponownie składając na jej ustach bardzo długi pocałunek. - Co mam jeszcze zrobić, żebyś uwierzyła, że jesteś jedyną kobietą w moim życiu i będziesz już na zawsze...
- Bądź - odpowiedziała dotykając dłonią jego policzka.
- Nawet jeśli nie będziesz chciała ze mną być... Ja nie będę z nikim innym, bo ty jesteś tą jedyn...
- Po prostu bądź Marco - przerwała mu uśmiechając się delikatnie.
Ucieszył się ogromnie, strasznie dawno nie widział na jej twarzy uśmiechu. Tak pięknego i cudownego, który zawsze zarezerwowany był tylko dla niego i pana Antka. Skradł z jej ust kolejnego buziaka i przytulił ją mocno do siebie. Chciała mu wybaczyć to liczyło się dla niego najbardziej. Puścił w niepamięć to, że czeka go jeszcze wytłumaczenie tamtego dnia. Był szczęśliwy, że pomału ją odzyskiwał. To było najważniejsze.


_________________________________________________________________________

Jeeeestem :D 
Słodkość wraca, chyba XD
Za błędy przepraszam! ;)
No nic, do następnego ♥

piątek, 20 lutego 2015

Trzydzieści.

Stojąc na cmentarzu nie potrafiła już nie płakać. Łzy swobodnie płynęły po jej policzkach a ona wpatrywała się tępo w nagrobek jej ojca. Miała dość tych wszystkich kondolencji i prób pocieszania będzie dobrze. Nie będzie już nigdy. Była zawiedziona, że go nie było. Miała nadzieję, że przyjedzie, że chociaż pożegna jej tatę razem z nią. Jednak pomyliła się i to bardzo.
- Amelko - zaczęła delikatnie pielęgniarka - Chodź wracajmy do domu. Zbiera się na deszcz - dodała unosząc wzrok ku górze.
- Jeszcze chwilę zostanę. Niedługo wrócę - odpowiedziała w ogóle nie odwracając wzroku od mogiły ojca.
- No dobrze - powiedziała całując ją w głowę. Idąc w stronę wyjścia z cmentarza spojrzała na nią jeszcze raz. Było jej strasznie szkoda osiemnastolatki. Westchnęła cicho i ruszyła w dalszą drogę. Amelka nie ruszyła się z miejsca. Tak strasznie pragnęła cofnąć czas i nie wyjeżdżać do tej Hiszpanii, tylko być przy ojcu. Płakała i nie potrafiła przestać. Cały świat dookoła wtedy przestał istnieć. Nie zwracała uwagi na kroki zbliżające się w jej stronę. Stwierdziła, że to pielęgniarka wróciła, ponieważ nie chciała by została ona tutaj sama. Nawet nie pomyślała wtedy, że mogła się pomylić. Gdy stanął obok niej już wiedziała kim jest. Zapach jego perfum znała na pamięć. Przymknęła swoje oczy by nie pokazać mu swojej słabości.
- Mell kochanie - powiedział czule podchodząc jeszcze bliżej. Odwrócił ją w swoją stronę i objął ją szczelnie ramionami. Nie zwracał uwagi na to, że moczyła łzami jego ubranie.
- Po co tu przyjechałeś?! - pisnęła - No po co! - krzyczała - Nie było cię, gdy potrzebowałam cię najbardziej. Pragnęłam abyś mnie przytulał i nie odchodził nawet na moment. - wrzeszczała bijąc go pięściami po klatce piersiowej. Nie reagował w ogóle. Pozwolił jej wyżyć się na nim. Zasłużył na to całkowicie. - Nie było cię - powtórzyła przez płacz wtulając się w jego ciało. Płakała i nie potrafiła przestać. Marco objął ją mocno.
- Przykro mi Mell... - szepnął całując ją co chwilę w głowę - Tak cholernie mi przykro. - dodał roniąc kilka łez. Kilkakrotnie przeczytał treść mogiły pana Antka. Nadal nie potrafił uwierzyć, że to była prawda. Jeszcze mocniej objął płaczącą dziewczynę. Nie umiał wyobrazić sobie jak ona strasznie cierpi i cierpiała. Nie mógł znieść tego widoku, gdy płakała. Pragnął by na jej twarzy zagościł ten piękny uśmiech, który strasznie go oczarował i którego tak kochał.
- Obiecałeś, że będziesz zawsze...
- Przepraszam - powiedział cicho - Przepraszam cię Amelko za wszystko - rzekł zatapiając głowę w jej włosach.
- Próbowałam zapomnieć, puścić nasze wspólne chwile w niepamięć, ale nie potrafię - łkała - Nie potrafię, bo nadal cholernie cię kocham... Nie umiem też zapomnieć twoich słów. To właśnie przez nie, nie potrafię ci wybaczyć...
- Ami słoneczko! - złapał jej twarz w dłonie, a wzrok swój wzrok utkwił w jej zapłakanych tęczówkach - Kocham cię rozumiesz! kocham najbardziej na świecie. I mam w dupie czy tego chcesz, czy nie... Będę walczył o ciebie! - ryknął zamykając jej usta w upragnionym i utęsknionym pocałunku. Zrobiło mu się ciepło na sercu, gdy odwzajemniła jego gest. Odsunął się od niej po krótkiej chwili. Może i nie było to najlepsze miejsce na pocałunek, a przede wszystkim nie wypadało tam, ale nie potrafił się powstrzymać. - Gdybym mógł zrobił bym to jeszcze raz - szepnął patrząc wprost w jej oczy.
- To na co czekasz? - zapytała przygryzając lekko swoją wargę. Wiedziała, że jej tato pragnąłby aby mu wybaczyła. Wiedziała, że jest szczęśliwy, bo czuła jego obecność obok siebie.


~ ~ ~ 


Obwiniał się, że wykorzystał jej słabszy dzień, ale widząc jej śpiącą twarz gdy niósł ją do domu ucieszył się. Tak bardzo ją kochał. Zauważył, że straciła na wadze. Zmartwił się, ponieważ dla niego i tak była za chuda. Wszedł zwinnie po schodach i chwilę pomęczył się, by otworzyć drzwi. Na szczęście na pomoc przyszła mu pani Diana, która bardzo się ucieszyła się, gdy go zobaczyła.
- Odniosę ją i przyjdę do salonu - powiedział szeptem wchodząc do środka. Na pamięć znał drogę do jej pokoju. Odłożył ją delikatnie do łóżka i przykrył po same uszy grubym kocem. - Kocham cię - szepnął cichutko całując ją czule w czoło. Ostrożnie zamknął za sobą drzwi i poszedł wprost do salonu, gdzie czekała na niego pielęgniarka.
- Marco chłopcze! - powiedziała mocno przytulając go na powitanie - Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że wróciłeś...
- Dzień dobry pan.. ciociu - poprawił się widząc karcący wzrok pielęgniarki.
- Siadaj, opowiadaj o wszystkim - uśmiechnęła się lekko - Jak obóz?...
- Wspaniale, choć dwa ostatnie dni były okropne. Wie ciocia dlaczego, ale dobrze wiem, że nie o to chodzi - odparł patrząc na nią. - Musimy z Ami porozmawiać i wytłumaczyć sobie wszystko. Nie pozwolę jej odejść ode mnie. Jest problem, bym został na noc?. Wiem, że mieszkam naprzeciwko, ale...
- Marco kochanie przestań! - przerwała mu - Wiesz przecież, że możesz się tutaj nawet przeprowadzić. Najważniejsze jest to, że będziesz przy Amelce..
Uśmiechnął się lekko po raz kolejny przytulając się do pielęgniarki. Napił się ciepłej herbaty, której mu przyszykowała i westchnął cicho.
- Pan Antek dzwonił do mnie, tuż przed śmiercią - powiedział cicho. - Nie potrafię uwierzyć...
- Prosił cię pewnie, żebyś miał na nią oko.. - uśmiechnęła się, gdy chłopak skinął jej głową. - Od kiedy się rozstaliście pragnął abyście wrócili do siebie. Pokochał cię jak syna i nie wyobrażał sobie jej życia bez ciebie. W sumie Ami też sobie go nie wyobraża...
Ceń w postaci uśmiechu przemknął przez jego twarz. Chociaż to dało mu jeszcze więcej do myślenia. Siedział tak i nie mówił nic. Przeprosił pielęgniarkę w pewnej chwili i ruszył w stronę pokoju osiemnastolatki.
- Marco! - powiedziała - Musisz iść się przebadać, Erik wszystko mi powiedział. O twoich problemach z oddychaniem i zawrotach głowy. Nie pozwolę ci tego zignorować.
-Dobrze, pójdę - odparł i wszedł do środka.
Serce zabiło mu mocniej widząc jej spokojną podczas snu twarz. Wiedział, że była przemęczona i to bardzo. Powoli i ostrożnie położył się obok niej. Nie minęła nawet sekunda, a ona wtuliła się mocno w jego ciało. Ucieszył się i to bardzo. Przymknął swoje oczy. A sen dopadł go szybciej niż się spodziewał. Podróż samolotem wykończyła go strasznie. Przebudził się, gdy poczuł jak Amelka zaczęła się wiercić. Spojrzał na nią troskliwie. Przytulił ją mocniej do siebie, a wtedy otworzyła swoje oczy....

___________________________________________________________________________

Siabadaba jestem z kolejnym i nie narzekam! XDDD
Czekam na wasze opinie ;) 
Do następnego ♥

piątek, 13 lutego 2015

Dwadzieścia dziewięć.

Szare dni w Dortmundzie stawały się rzeczywistością, zaledwie dwa dni minęły od śmierci jej ojca. Pustka wypełniała całe jej ciało. Już jutro był najgorszy dla niej dzień. Już drugi raz w życiu...
W wieku czternastu lat musiała pochować mamę. Teraz dokładnie cztery lata później straciła najukochańszego tatę. Wiele zrobiła by wrócił...
- Jak się czujesz? - zapytała pielęgniarka siadając tuż obok niej na łóżku. 
- Nie mogę uwierzyć, że to już jutro ciociu - szepnęła - Nie wiem jak mógł mnie zostawić samą - dodała smutno.
- Nie zostawił cię samej kochanie - odpowiedziała natychmiast. - Przecież jestem ja - spojrzała na nią obejmując ją ramieniem - I zawsze będę...
- No tak...
- I jest Marco - rzekła niepewnie - On mimo wszystko również będzie przy tobie zawsze. Jego miłość do ciebie widać z daleka. Popełnił błąd ale wiem, że tak naprawdę jest i było zupełnie inaczej. Może i temat nie jest odpowiedni na tą chwilę, ale powinnaś słoneczko dać mu szanse się wytłumaczyć. Powinnaś go wysłuchać Ami..
- Masz chyba rację ciociu, ale ja nie potrafiłam. Za bardzo bolało - wytłumaczyła przyciszając głos.
- Rozumiem... Jednak mam nadzieję, że kiedyś przemyślisz wszystko dokładnie. - cmoknęła ją w głowę. - Prześpij się kochanie, jesteś strasznie przemęczona. Ja w tym czasie zrobię kolację - dodała. 
Gdy pielęgniarka zniknęła za drzwiami osiemnastolatka od razu się położyła. Naprawdę była przemęczona i brakowało jej sił na wiele rzeczy, jednak wiedziała, że musi żyć dalej mimo wszystko. Jej tata by tego chciał. 
Przymknęła swoje oczy zastanawiając się nad swoim życiem. Sama czuła, że to nie był odpowiedni czas, jednak musiała. To rozsadzało ją od środka. Nie wiedziała, kiedy jej powieki same się zamknęły. Potrzebowała snu, bardzo dużo... W końcu udało jej się zasnąć...
Gdy się obudziła był już wieczór. Wstała pomalutku i zarzucając sweter Marco na swoje ramiona wyszła do ogrodu. Nadal tutaj był. Nadal go nie odebrał mimo, iż był jego ulubionym. Pachniał jego perfumami, przez cały czas. Czuła się wtedy, tak jakby on był przy niej. Obejmował ją szczelnie ramionami. Położyła się na trawie i spoglądała po raz kolejny w gwiazdy. Tata zawsze opowiadał jej, że w gwiazdach można ujrzeć całe swoje przeznaczenie i życie. Siedząc w ogrodzie czuła jakby pan Antoni siedział właśnie obok niej. Kochał tutaj przebywać.
- Ami przeziębisz się - usłyszała troskliwy głos pani Diany. Po chwili poczuła jak na jej ramiona ląduje gruby i ciepły koc. 
- Dziękuje - powiedziała cicho całując ją w policzek - Dziękuje ci ciociu za wszystko co dla mnie robisz...


~ ~ ~ 


Klopp nie czekając długo przytulił go mocno ramieniem. Rozumiał, gdy blondyn nie hamował swoich łez. W tamtym momencie nie był trenerem, poczuł się jak ojciec, który cierpi tak samo bardzo jak dziecko. 
- Marco powiem ci jedno - zaczął cicho - Nie powinienem tak robić jako trener, ale jako człowiek nie widzę innego rozwiązania dla ciebie. Tak naprawdę nie mam pojęcia dlaczego tutaj jeszcze siedzisz. Powinieneś pakować się i bukować już bilet na lot do Dortmundu. Amelka bardzo cię potrzebuje. Musisz być przy niej...
- Ale.. ale trenerze. Moje obowiązki wobec klubu... 
- To teraz jest nie ważne Reus! Kobieta twojego życia cię potrzebuje, a gdy wyjedziesz kilka dni wcześniej nic się nie stanie. Odrobisz to kiedyś na treningach. - przerwał mu. - Leć chłopie! Ja wszystko załatwie. O nic się nie martw!.
- Dziękuje z całego serca. Obiecuje, że będę zostawał o dwie godziny dłużej i dawał z siebie wszystko.
- Trzymam cię za słowo! - poklepał go przyjacielsko po plecach. - Złóż Amelce moje kondolencje. 
- Dobrze - odparł.
W mgnieniu oka zaczął się pakować. Liczyło się dla niego tylko to, aby jak najszybciej znaleźć się przy Amelce i wpierać ją jak tylko będzie potrafił. Torba upadła mu na ziemie, gdy kolejne zawroty głowy powróciły do niego. Podtrzymał się ściany, lecz gdy tylko Erik wszedł do pokoju udał, że nic mu nie jest.
- Uściskaj ją ode mnie i powiedz, że mi przykro - rzekł przytulając go przyjacielsko na pożegnanie. - Tym razem nie odpuszczaj Reus!
- Nie mam zamiaru - odpowiedział szybko. - Lecę bo taksówka czeka...
- Trzymaj się!
- Do zobaczenia - powiedział znikając za drzwiami hotelowego pokoju. Ruszył szybkim tempem w stronę wyjścia. Oddychał ciężko, ale zignorował to. Denerwował się... Droga dłużyła mu się niemiłosiernie.
- Cholera jasna! - warknął gdy zobaczył, że jego lot przełożony jest o trzy godziny. A już miał szczęście, gdy Sven przyszedł powiedzieć mu, o tym, że udało się mu z zabukowaniem ostatniego miejsca na najszybszy lot do Dortmundu.
- Nie ma się chłopcze o co martwić... - ujrzał uśmiechniętą twarz starszego pana, który usiadł tuż obok niego na kanapach. - Jeśli cię kocha to na pewno ci wybaczy! - dodał uśmiechając się jeszcze szerzej. 

___________________________________________________________________________

Za błędy przepraszam, ale po prostu leżę w łóżku z gorączką i moje oczy są całkowicie ślepe ;3
Nie narzekam, bo ... no bo nie XD
Nie bądźcie na mnie złe, ale obiecuje, że pojawię się u was ale trochę później.
Może jeszcze dzisiaj, może jutro, a co najpóźniej w niedzielę.
Teraz po prostu idę się przespać przed meczem. Może mi trochę przejdzie ;)

niedziela, 8 lutego 2015

Dwadzieścia osiem.

- Marco? Marco słyszysz mnie?
Słyszał, ale nie miał siły mu odpowiedzieć. Otwarcie oczu było dla niego ogromnym wyzwaniem. Miał wrażenie, że do jego powiek przyczepione są ogromne kamienie, które są powodem tego, że nie mógł unieść ich do góry. Miał siłę, by tylko lekko poruszać swoją dłonią.
- Popatrz na światło - rzekł doktor Braun, świecąc mu niewielką latarką po oczach. Posłusznie wykonał jego polecenie i z jego pomocą otworzył swoje oczy.
- Co się stało? - wychrypiał ledwo słyszalnie.
- Zemdlałeś - powiedział Durm - Nawet nie wiesz chłopie jak mnie wystraszyłeś - dodał przejeżdżając swoją dłonią po włosach.
W tamtej chwili wróciła do niego rzeczywistość. Pomału zaczął kojarzyć wszystkie fakty, sprzed kilku chwil. Jego przerażenie zaczęło wzrastać. To nie może być prawda...
Usiadł gwałtownie łapiąc się dłońmi za skronie. To nie może być prawda... 
- Marco! musisz leżeć! - zganił go lekarz.
- Erik podaj mój telefon! - niemalże krzyknął puszczając uwagę lekarza w niepamięć.
- Już - odparł obrońca biorąc go ze stolika - Trochę ucierpiał, gdy spadł na ziemię, ale powinien działać - rzekł - Chyba...
Jego dłonie trzęsły się okropnie. Nie mógł nad nimi zapanować. Szybko odnalazł numer do pani Diany i z niecierpliwością oczekiwał aż odbierze.
- Marco chłopcze... - powiedziała załamanym głosem.
- Pani Diano to... - urwał - To prawda?
- Tak - szepnęła - Niestety tak - dodała przez płacz.
- Co z Amelką? - spytał starając się opanować swój głos.
- Nie za dobrze...
Nie mógł dłużej. Rozłączył się najszybciej jak tylko potrafił. Spoglądał tępym wzrokiem w jeden nieokreślony punkt na ścianie. Ta wiadomość była dla niego szokiem. Wielkim szokiem. Nie potrafił uwierzyć, że to była prawda. Nie panował nad sobą, pozwolił łzom swobodnie płynąć ze swoich oczu. Durm nie miał pojęcia co się stało, ale nie pytał. Przytulił go tylko i siedzieli w ciszy.
- Erik zostawisz nas na chwilę samych? - zapytał Klopp wchodząc do pokoju. Obrońca pokiwał mu twierdząco głową i wyszedł bez słowa. - Co się stało Marco?
- Nic - szepnął cicho - Naprawdę nic...
- Przecież wiesz, że możesz mi ufać - powiedział przekonująco zachęcając blondyna do mówienia.
- Tata Amelki zmarł dzisiaj - rzekł płaczliwym tonem. - To on zadzwonił do mnie zanim zemdlałem - dodał.


~ ~ ~ 


Od poprzedniej nocy nie wychodziła z pokoju. Nie chciała jeść, ani pić. Nie miała żadnych chęci do życia. Cały dzień przeleżała w łóżku. Nie płakała... wypłakała już chyba wszystkie łzy. Prawie przez cały czas pielęgniarka dotrzymywała jej towarzystwa. Nic nie mówiła, po prostu była przy niej.
- Ciociu - powiedziała najciszej jak tylko potrafiła.
- Tak słoneczko? - zapytała natychmiastowo spoglądając na osiemnastolatkę.
- Możesz mnie przytulić?
- Oczywiście kochanie - odparła szybko - Nie wiem dlaczego pytasz - dodała mocno oplatając blondynkę swoimi ramionami.
Amelka spoglądała przed siebie cały czas siedząc w objęciach pielęgniarki. Nie miała ochoty na nic. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Co czuła? Ogromną pustkę w sercu, której nikt już nie będzie potrafił zapełnić.
- Muszę zając się pogrzebem - powiedziała zaciskając swoją pięść. Bolało cholernie bolało.
- Ja się wszystkim zajmę słoneczko - odparła szybko - Nie musisz się martwić.
- Dobrze... mogę zostać sama?
- Oczywiście, jeśli coś to wołaj skarbie - rzekła całując ją w czubek głowy.
Wstała z łóżka, gdy tylko drzwi za pielęgniarką się zamknęły i wyszła do ogródka. Musiała chwilę pooddychać świeżym powietrzem. Usiadła na huśtawce i wpatrywała się w gwiazdy. Czuła jak jej telefon cały czas wibrował, lecz ignorowała to. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać...
- Tatusiu wiem, że gdzieś tam jesteś... Jesteś którąś z nich.. Pewnie tą najjaśniejszą - uśmiechnęła się lekko - Zawsze tak mówiłeś, gdy mama odeszła. - dodała odpychając się lekko nogą. - Czy w ogóle mam pomyśleć życzenie skoro ono dotyczyłoby twojego powrotu? - powiedziała cichutko widząc spadającą gwiazdę...

_______________________________________________________________________

Nie będę się usprawiedliwiać, ani nic... bo to po prostu nie ma sensu ;c
Jestem na siebie wściekła, że nie potrafię spiąć tyłka i iść dalej ;/
Przepraszam was za to coś u góry, za błędy, za długość tego czegoś, za to, że znów nie jestem na czas. ;c
A przede wszystkim, za to że byłam u was tak krótko i ogólnie.
Od 13 zaczynam ferie, więc może w końcu dam radę coś porządnego wam tutaj napisać.
Postaram się chociaż.
Jeszcze raz przepraszam ;c

niedziela, 1 lutego 2015

Dwadzieścia siedem.

- Mell kochanie?
Zdziwienie? Tak właśnie to uczucie ogarnęło jego ciało. Choć nie tylko one. Szczęście jakie w tamtym momencie poczuł było nie do opisania. Nie spodziewał się. Mimo, że kochał ją najmocniej na świecie to za żadne skarby nie pomyślałby o tym, że mogłaby do niego zadzwonić. Po tym jak ją zranił. Czyżby przemyślała wszystko i teraz miałaby przekazać mu "wyrok" w sprawie ich związku, który w ostatnim czasie zniknął dla niej... Dla Reusa on nigdy, przenigdy nie zniknął.
- Marco, tutaj Antoni - usłyszawszy głos jej ojca wszystkie emocje w jednej sekundzie z niego uszły. Gdyby miał się przyznać to naprawdę pragnął usłyszeć jej przepiękny i delikatny głos. W tej jednej sekundzie stracił nadzieję, która narodziła się w nim podczas tej krótkiej chwili, gdy na wyświetlaczu jego telefonu pojawiło się jej zdjęcie... - Przepraszam, że dzwonię z telefonu Amelki...
- Przecież nic się nie stało - odpowiedział. - Stało się coś panie Antku? - zapytał.
- Absolutnie nie - zapewnił natychmiastowo... ale Marco wyczuł jego bardzo osłabiony głos. Ledwo słyszalny. Przeczuwał, że coś się stało. Wiedział jedno, od pana Antoniego za żadne skarby nie dowie się, czy coś się stało. Jedynym wyjściem, z których miałby informacje byłaby pani Diana. Po zakończeniu tej rozmowy musiał zadzwonić do pielęgniarki, dowiedzieć się wszystkiego. Zmartwił się naprawdę. Mężczyzna stał się dla niego ważny, nie traktował go tylko jak ojca swojej ukochanej. Traktował go jak przyjaciela, a nawet i drugiego ojca...
- Chodzi o Amelkę?
- Nie.. - rzekł - W sumie... To tak. Chyba najbardziej chodzi tutaj o Ami. - dodał.
Przerażenie, właśnie ono znów ogarnęło jego ciało. Wiele myśli zaczęło krążyć po jego głowie. Wiele czarnych scenariuszy i znacznie mniej dobrych. Wiele uczuć przeszło w tym jednym momencie przez jego ciało. Słyszał, że mężczyźnie ciężko wypowiadać jakiekolwiek słowa. Słyszał, że nie ma siły na nic. Na dodatek nierozwiązane myśli nie dawały mu spokoju. Noga zaczęła chodzić mu ze zdenerwowania, a ręce mimowolnie zaczęły się pocić. Nagle w jego głowie pojawiła się pustka, wszystkie myśli zniknęły. Tak jakby ktoś pstryknął palcami i już... Pustka... Jedyne słowa które siedziały w jego głowie były zasadnicze. Niech pan powie, że wszystko u niej dobrze.. 
- A więc słucham - powiedział starając się jak najbardziej opanować ton swojego drżącego głosu. Nie potrafił wytrzymać, zdenerwowanie zawładnęło już całe jego ciało. Chodził po pokoju w tą i z powrotem. Panie Antku, robi sobie pan ze mnie jaja? Zaraz oszaleję. Chyba zakochani najbardziej będą potrafili zrozumieć co robi ciało z człowiekiem, gdy nie wiadomo co dzieję się z ukochaną osobą. Jego serce z każdą sekundą przyśpieszało swoje bicie. Czuł jak bębni w środku jego klatki piersiowej.
- Posłuchaj Marco, chcę tylko powiedzieć ci tylko kilka rzeczy - jego głos słabł z każdym słowem, które wypowiedział w jego stronę. Blondyn przystanął momentalnie wbijając wzrok w jeden niewidzialny punkt na ścianie. Zamarł...
- Zaopiekuj się moją ukochaną córeczką najlepiej jak tylko będziesz potrafił. Kochaj ją najmocniej jak będziesz umiał. Choć wiem, że właśnie tak jest. Zapewniałeś mnie o swojej miłości wiele razy. - wysapał ochryple - Ale najważniejsze o co cię proszę to, to... - przerwał by nabrać powietrza. - Abyś zrobił wszystko aby była szczęśliwa. Tylko tego pragnę i wiem, że ty będziesz potrafił sprawić, że będzie...
Wielka gula stanęła mu w gardle. Huk... tylko to usłyszał po drugiej stronie słuchawki. Huk spadającego na ziemię telefonu. W jednym momencie zapomniał jak się oddycha. Nie poczuł bólu, gdy upadał. A ciemność przed jego oczami nastała tak szybko, że nawet nie usłyszał jak Erik wołał jego imię biegnąc w jego stronę gdy spadał w dół...


~ ~ ~ 


Dygotała cała ze zdenerwowania, gdy czekała w ogromnej kolejce w szpitalnym barze. Była wściekła, chciała być przy tacie cały czas. Wychodząc z jego pokoju miała zamiar kupić szybko wodę i wrócić do niego jak najszybciej się tylko dało. Mimo złości, która zawładnęła jej ciałem nie potrafiła ukryć wielkiego uśmiechu, który gościł na jej twarzy od momentu, gdy pan Antoni się obudził. Odwróciła się w stronę drzwi. Szum i ogromne zamieszanie na korytarzu zaciekawiło ją, ale ostatecznie wzruszając bezinteresownie ramionami odwróciła się z powrotem całkowicie ignorując sprawę. Westchnęła z ulgą gdy kolejka w końcu się skończyła i przed nią był tylko młody chłopak, który uwinął się z zakupem coli w sekundę.
- Co podać? - zapytała sprzedawczyni uśmiechając się szeroko, zarażając zarazem Amelię radością, która biła od niej na kilometr.
- Poproszę wodę - odparła odwzajemniając miły gest starszej pani. - I tą czekoladę - wskazała.
Chciała poprawić tacie humor. A nic nie poprawia go tak, jak tabliczka ulubionej czekolady. Zapłaciła i zabierając produkty ze sobą ruszyła w stronę sali swojego taty. Wywróciła oczami widząc niewielką grupkę pielęgniarek szepczących sobie na ucho. Nie ma to jak szpitalne ploteczki. Zwinnie wspięła się po schodach na trzecie piętro, tuż po tym gdy siarczyście zaklnęła na zepsutą windę. Każdy stawiany krok, był dla niej niezrozumiałym sensem życia. Każde bicie serca, było niepotrzebne. Wzrok utkwiła w płaczącą panią Dianę.
- Amiś - szepnęła płaczliwym głosem. Nie miała pojęcia jak jej pomóc. Nie miała pojęcia jak powiedzieć.
Szklana butelka wody rozbiła się na miliony kawałeczków. Tak samo jak jej serce.
- Nie.. - szepnęła - Nie mów mi.. Nie mów, to nie prawda! - jej krzyki słychać były na całym korytarzu. Nie hamowała już łez. Wyszarpała się z uścisku pielęgniarki i wbiegła do sali. Sali w której zastała już tylko puste łóżko. Cofnęła się gwałtownie uderzając plecami o ścianę. Nie potrafiła uwierzyć.
- Amelko, kochanie - powiedziała cicho wchodząc za nią.
- On żyje! - krzyczała szarpiąc się na wszystkie strony, gdy ramiona starszej kobiety oplotły ją szczelnie i mocno. - On żyje! - szlochała w jej ramię.
- Przykro mi skarbie - mówiła przez płacz głaszcząc dziewczynę po włosach.
Cały świat runął jej w jednym momencie. Nie miała już nic. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Nie miała już żadnego z rodziców. Wszystko dookoła stało się szare. A ona? Ona już nie widziała sensu swojego życia. Nie poradzi sobie sama. Mimo, iż pani Diana zapewniła jej, że zawsze będzie przy niej. Pielęgniarka starała się ją uspokoić. Choć wiedziała, że nic nie pomoże. Jedyne co mogła zrobić to pozwolić jej wypłakać się w jej ramię i zapewnić bliskość w postaci swoich ramion... Zabrała ją jak najszybciej do domu. Dała środki uspakajające widząc, że osiemnastolatka jest już na wyczerpaniu. Gdy zasnęła siedziała przy niej całą noc. Zmęczona sama zasnęła nad ranem w pokoju gościnnym. Wiedziała jedno, musiała się nią teraz zaopiekować...

_______________________________________________________________________

Zawaliłam znów, za co przepraszam. Uroki liceum czyli - brak czasu spowodował, że znów nie wyrobiłam się na czas -.-. 
Zawaliłam znów beznadziejnym rozdziałem, który jak zawsze nie wyszedł tak jak chciałam -.-.
Aktualnie jest godzina 1:20 w nocy, moje zmęczenie bierze górę, ale czego się nie robi dla was ;)
Za błędy przepraszam, bo moje oczy wysiadają i jestem ślepa XD
Do następnego ♥