niedziela, 1 lutego 2015

Dwadzieścia siedem.

- Mell kochanie?
Zdziwienie? Tak właśnie to uczucie ogarnęło jego ciało. Choć nie tylko one. Szczęście jakie w tamtym momencie poczuł było nie do opisania. Nie spodziewał się. Mimo, że kochał ją najmocniej na świecie to za żadne skarby nie pomyślałby o tym, że mogłaby do niego zadzwonić. Po tym jak ją zranił. Czyżby przemyślała wszystko i teraz miałaby przekazać mu "wyrok" w sprawie ich związku, który w ostatnim czasie zniknął dla niej... Dla Reusa on nigdy, przenigdy nie zniknął.
- Marco, tutaj Antoni - usłyszawszy głos jej ojca wszystkie emocje w jednej sekundzie z niego uszły. Gdyby miał się przyznać to naprawdę pragnął usłyszeć jej przepiękny i delikatny głos. W tej jednej sekundzie stracił nadzieję, która narodziła się w nim podczas tej krótkiej chwili, gdy na wyświetlaczu jego telefonu pojawiło się jej zdjęcie... - Przepraszam, że dzwonię z telefonu Amelki...
- Przecież nic się nie stało - odpowiedział. - Stało się coś panie Antku? - zapytał.
- Absolutnie nie - zapewnił natychmiastowo... ale Marco wyczuł jego bardzo osłabiony głos. Ledwo słyszalny. Przeczuwał, że coś się stało. Wiedział jedno, od pana Antoniego za żadne skarby nie dowie się, czy coś się stało. Jedynym wyjściem, z których miałby informacje byłaby pani Diana. Po zakończeniu tej rozmowy musiał zadzwonić do pielęgniarki, dowiedzieć się wszystkiego. Zmartwił się naprawdę. Mężczyzna stał się dla niego ważny, nie traktował go tylko jak ojca swojej ukochanej. Traktował go jak przyjaciela, a nawet i drugiego ojca...
- Chodzi o Amelkę?
- Nie.. - rzekł - W sumie... To tak. Chyba najbardziej chodzi tutaj o Ami. - dodał.
Przerażenie, właśnie ono znów ogarnęło jego ciało. Wiele myśli zaczęło krążyć po jego głowie. Wiele czarnych scenariuszy i znacznie mniej dobrych. Wiele uczuć przeszło w tym jednym momencie przez jego ciało. Słyszał, że mężczyźnie ciężko wypowiadać jakiekolwiek słowa. Słyszał, że nie ma siły na nic. Na dodatek nierozwiązane myśli nie dawały mu spokoju. Noga zaczęła chodzić mu ze zdenerwowania, a ręce mimowolnie zaczęły się pocić. Nagle w jego głowie pojawiła się pustka, wszystkie myśli zniknęły. Tak jakby ktoś pstryknął palcami i już... Pustka... Jedyne słowa które siedziały w jego głowie były zasadnicze. Niech pan powie, że wszystko u niej dobrze.. 
- A więc słucham - powiedział starając się jak najbardziej opanować ton swojego drżącego głosu. Nie potrafił wytrzymać, zdenerwowanie zawładnęło już całe jego ciało. Chodził po pokoju w tą i z powrotem. Panie Antku, robi sobie pan ze mnie jaja? Zaraz oszaleję. Chyba zakochani najbardziej będą potrafili zrozumieć co robi ciało z człowiekiem, gdy nie wiadomo co dzieję się z ukochaną osobą. Jego serce z każdą sekundą przyśpieszało swoje bicie. Czuł jak bębni w środku jego klatki piersiowej.
- Posłuchaj Marco, chcę tylko powiedzieć ci tylko kilka rzeczy - jego głos słabł z każdym słowem, które wypowiedział w jego stronę. Blondyn przystanął momentalnie wbijając wzrok w jeden niewidzialny punkt na ścianie. Zamarł...
- Zaopiekuj się moją ukochaną córeczką najlepiej jak tylko będziesz potrafił. Kochaj ją najmocniej jak będziesz umiał. Choć wiem, że właśnie tak jest. Zapewniałeś mnie o swojej miłości wiele razy. - wysapał ochryple - Ale najważniejsze o co cię proszę to, to... - przerwał by nabrać powietrza. - Abyś zrobił wszystko aby była szczęśliwa. Tylko tego pragnę i wiem, że ty będziesz potrafił sprawić, że będzie...
Wielka gula stanęła mu w gardle. Huk... tylko to usłyszał po drugiej stronie słuchawki. Huk spadającego na ziemię telefonu. W jednym momencie zapomniał jak się oddycha. Nie poczuł bólu, gdy upadał. A ciemność przed jego oczami nastała tak szybko, że nawet nie usłyszał jak Erik wołał jego imię biegnąc w jego stronę gdy spadał w dół...


~ ~ ~ 


Dygotała cała ze zdenerwowania, gdy czekała w ogromnej kolejce w szpitalnym barze. Była wściekła, chciała być przy tacie cały czas. Wychodząc z jego pokoju miała zamiar kupić szybko wodę i wrócić do niego jak najszybciej się tylko dało. Mimo złości, która zawładnęła jej ciałem nie potrafiła ukryć wielkiego uśmiechu, który gościł na jej twarzy od momentu, gdy pan Antoni się obudził. Odwróciła się w stronę drzwi. Szum i ogromne zamieszanie na korytarzu zaciekawiło ją, ale ostatecznie wzruszając bezinteresownie ramionami odwróciła się z powrotem całkowicie ignorując sprawę. Westchnęła z ulgą gdy kolejka w końcu się skończyła i przed nią był tylko młody chłopak, który uwinął się z zakupem coli w sekundę.
- Co podać? - zapytała sprzedawczyni uśmiechając się szeroko, zarażając zarazem Amelię radością, która biła od niej na kilometr.
- Poproszę wodę - odparła odwzajemniając miły gest starszej pani. - I tą czekoladę - wskazała.
Chciała poprawić tacie humor. A nic nie poprawia go tak, jak tabliczka ulubionej czekolady. Zapłaciła i zabierając produkty ze sobą ruszyła w stronę sali swojego taty. Wywróciła oczami widząc niewielką grupkę pielęgniarek szepczących sobie na ucho. Nie ma to jak szpitalne ploteczki. Zwinnie wspięła się po schodach na trzecie piętro, tuż po tym gdy siarczyście zaklnęła na zepsutą windę. Każdy stawiany krok, był dla niej niezrozumiałym sensem życia. Każde bicie serca, było niepotrzebne. Wzrok utkwiła w płaczącą panią Dianę.
- Amiś - szepnęła płaczliwym głosem. Nie miała pojęcia jak jej pomóc. Nie miała pojęcia jak powiedzieć.
Szklana butelka wody rozbiła się na miliony kawałeczków. Tak samo jak jej serce.
- Nie.. - szepnęła - Nie mów mi.. Nie mów, to nie prawda! - jej krzyki słychać były na całym korytarzu. Nie hamowała już łez. Wyszarpała się z uścisku pielęgniarki i wbiegła do sali. Sali w której zastała już tylko puste łóżko. Cofnęła się gwałtownie uderzając plecami o ścianę. Nie potrafiła uwierzyć.
- Amelko, kochanie - powiedziała cicho wchodząc za nią.
- On żyje! - krzyczała szarpiąc się na wszystkie strony, gdy ramiona starszej kobiety oplotły ją szczelnie i mocno. - On żyje! - szlochała w jej ramię.
- Przykro mi skarbie - mówiła przez płacz głaszcząc dziewczynę po włosach.
Cały świat runął jej w jednym momencie. Nie miała już nic. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Nie miała już żadnego z rodziców. Wszystko dookoła stało się szare. A ona? Ona już nie widziała sensu swojego życia. Nie poradzi sobie sama. Mimo, iż pani Diana zapewniła jej, że zawsze będzie przy niej. Pielęgniarka starała się ją uspokoić. Choć wiedziała, że nic nie pomoże. Jedyne co mogła zrobić to pozwolić jej wypłakać się w jej ramię i zapewnić bliskość w postaci swoich ramion... Zabrała ją jak najszybciej do domu. Dała środki uspakajające widząc, że osiemnastolatka jest już na wyczerpaniu. Gdy zasnęła siedziała przy niej całą noc. Zmęczona sama zasnęła nad ranem w pokoju gościnnym. Wiedziała jedno, musiała się nią teraz zaopiekować...

_______________________________________________________________________

Zawaliłam znów, za co przepraszam. Uroki liceum czyli - brak czasu spowodował, że znów nie wyrobiłam się na czas -.-. 
Zawaliłam znów beznadziejnym rozdziałem, który jak zawsze nie wyszedł tak jak chciałam -.-.
Aktualnie jest godzina 1:20 w nocy, moje zmęczenie bierze górę, ale czego się nie robi dla was ;)
Za błędy przepraszam, bo moje oczy wysiadają i jestem ślepa XD
Do następnego ♥

9 komentarzy:

  1. załamałam się
    płaczę
    jak dziecko normalnie
    Marco, pls, przyleć do Dortmundu, choćby nie wiem co
    proszę
    Marco Reusie, pls
    Ami nie może się załamać, musisz ją chronić
    idę dalej płakać, z niecierpliwością oczekując na kolejny rozdział
    :* ;__;

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany...
    Nie...
    Nie...
    To nie może być prawda...
    Nie...

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko ;oo W tej chwili mam nadzieję, że Marco wsiądzie w pierwszy samolot do Dormundu i będzie przy Amelii.. :((( Smutny rozdział, nawet bardzo :( Liczę, że z kolejnymi rozdziałami będzie lepiej ://// Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)) - Karu ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się porobiło. Rozumiem twoje zawalenie nauką też przez to przechodziłam. Podejrzewam, że obiektem tych szpitalnych ploteczek był Marco. Czekam z niecierpliwością na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko :o
    Tylko nie to...
    Nie wierze poprostu...
    Już było dobrze, a tu BUM
    Mam nadzieję,że Marco wsiądzie w pierwszy lepszy samolot i przyleci do Ami , jest jej teraz bardzo potrzebny..
    Czekam na dalsze losy bohaterów :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Poważnie to czego najbardziej nie chciałam się stało?!
    Czytałam dwa razy bo myślałam, że jakieś głupie zwidy mam!
    Błagam niieeeee.
    Amelcia się załamie! Och kurde! Ona tak bardzo teraz potrzebuje miłośi i ciepła!
    Marco musi wracać! NATYCHMIAST!
    Czekam na nn i zapraszam do siebie:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Już bardzo dawno nie płakałam kiedy czytałam jakieś rozdziały .. a teraz?
    Teraz siedzę a łzy same lecą..
    To życie jest takie okropne.. Dlaczego pan Antek!?
    Biedna Amelka ;c
    Tak mi jej szkoda...
    Nie no przepraszam ale brak mi słów..
    Czekam na nowy :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow, kochana... uwielbiam Twoją twórczość! ♥
    Ale przyznam, że smutno mi po tym rozdziale.
    Co teraz będzie? Bez pana Antka? Jak poradzi sobie z tym wszystkim Ami? :(
    Marco musi jak najszybciej wrócić z tego obozu. Nie ma czasu do stracenia.
    Może i Ami nie przyzna się do tego, ale na pewno bardzo go teraz potrzebuje.
    Czekam na kolejny rozdział. :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. O Matko !
    Ja nie wierzę .!
    Mam łzy w oczach od połowy tego rozdziału.
    Najpierw rozmowa z Marco i tak nagle śmierć.
    Błagam, przecież Pan Antek musi żyć...
    Nie potrafię sobie wyobrazić tego co czuje Amelka.
    Strasznie jest mi jej szkoda. :c
    Ale mam taką malutką nadzieję, że przez śmierć pana Antka Amelia wróci do Reusa, a on będzie ją wspierał.
    Czekam na następny i zapraszam do siebie ! ;******

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń