piątek, 27 lutego 2015

Trzydzieści jeden.

Cała pewność siebie uszła z niego wraz z wydychanym powietrzem. Jej wzrok wbity wprost w jego oczy. Nie wiedział co ma robić. Blondynka nic nie mówiąc mocniej wtuliła się w jego umięśniona ramiona. Właśnie tego potrzebowała w tamtej chwili. Wdychała jego cudowny zapach. Piłkarz uśmiechnął się pod nosem obejmując ją szczelniej. Cmoknął ją czule w czoło. Rozkoszował się tą chwilą. Tęsknił za tym okropnie. Tęsknił za jej dotykiem, głosem, za zapachem jej perfum, za jej pięknymi włosami i ukochanymi oczami, za jej delikatnymi dłońmi i ciepłem jej ciała. Tęsknił cholernie za nią całą. Było jak w bajce i to właśnie najbardziej go dręczyło. Bał się, że obudzi się za chwilę a wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Delikatnie gładził dłonią jej policzek a jej cudowne oczy wpatrywały się w jego.
- Powiedz, że to nie jest sen - mruknął ochryple - Powiedz, że nie obudzę się zaraz a to wszystko zniknie - dodał cichutko zatapiając swoją twarz w jej włosach.
- To nie jest sen - odparła pomalutku - Nie potrafię dłużej bez ciebie żyć, nie mogę. Teraz, gdy zostałam sama... Potrzebuje cię - szybko starł z jej policzków kilka słonych łez, które mimo całej walki tak czy tak wypłynęły spod jej powiek.
- Proszę cię nie płacz. - rzekł.
- Nie potrafię, to tak strasznie boli. - powiedziała - Nie wyobrażam sobie życia bez taty u boku.
- Już cichutko - szepnął. - Będzie dobrze... obiecuje.
Delikatnie głaskał ją po plecach pozwalając wypłakać się w jego koszulkę. Nie mówił nic wiedział, że potrzebuje ciszy, ale najbardziej to obecności drugiego człowieka.
- Dziękuje, że przyjechałeś - dodała
- Jestem wściekły, że nie udało mi się być na pogrzebie - wyżalił się - Gdyby nie te cholerne opóźnienie samolotu byłbym na czas. Chciałem być przy tobie, ale jak zawsze mi się nie udało - westchnął.
- Wiesz, że musimy porozmawiać...
- Wiem Amiś, ale to może poczekać - odpowiedział - Teraz najważniejsza jesteś ty - ucałował ją we włosy.
Obserwował dokładnie jak bawi się jego dłonią, jak splata ją razem ze swoją, jak muska swoimi palcami jego. W tamtym momencie żałował strasznie tamtej chwili, gdy wypowiedział tych kilka głupich słów, przez które wszystko się skończyło. Gdyby nie tamto, byłoby tak codziennie. Mógłby nadal budzić się i zasypiać tuż przy jej boku. - Wiesz co?
- Nie - pokiwała przecząco głową spoglądając na jego twarz.
- Czasem zastanawiałem się, dlaczego moje serce wybrało właśnie ciebie, ale gdy budziłem się lub zasypiałem każdego ranka obok ciebie już wiedziałem... Wiele razy dziękowałem Bogu, za to, że zesłał na moją drogę takiego anioła jak ty. Jesteś... - przerwał starając się dobrać odpowiednie słowo. Choć na jego język cisnęło ich się wiele. Mógłby wymieniać i wymieniać a dwadzieścia cztery godziny nie starczyły by.
- Inna od reszty? - odpowiedziała za niego.
- Tak wyjątkowa - uśmiechnął się delikatnie. - Ale przede wszystkim jesteś królową mojego serca, już do końca moich dni...


~ ~ ~ 


Słowa wypowiadane przez jego głos były dla niej niczym najpiękniejsza melodia. A ich sens był dla niej bardzo ważny. Choć tamto wydarzenie nadal bolało, to jednak miłość do niego była o wiele, wiele większa. Teraz, gdy odszedł jej tato, potrzebowała go najbardziej na świecie. Pragnęła by już nie odchodził. Zrobiłaby wszystko byleby tylko próbować puścić w niepamięć słowa które tak bolały. Próbowałaby ponownie mu zaufać, ale tylko wtedy, gdyby już nigdy nie odchodził. Został przy niej już do końca życia. Bo nie wyobrażała sobie swojego życia przy boku innego mężczyzny. To właśnie Marco był tym pierwszym i jej serce pragnęło by był tym ostatnim...
- Możesz... - zaczęła, ale gdy tylko zauważyła wzrok blondyna na sobie straciła całą pewność siebie, którą przez dłuższą starała się z siebie wydusić.
- Co mogę? - zapytał.
- Nie nic, już nieważne - odpowiedziała szybciutko.
- Mell... - powiedział czule, sprawiając by spojrzała mu w oczy. - Dla ciebie mogę zrobić wszystko tylko musisz mi powiedzieć co takiego - uśmiechnął się delikatnie by zachęcić ją do powiedzenia mu wszystkiego.
- Chciałam, abyś mnie pocałował - powiedziała cichutko spuszczając wzrok na swoje dłonie.
Zrobiło mu się strasznie ciepło na sercu. Radość przepełniła jego całe ciało. Bez zawahania chwycił delikatnie jej podbródek i uniósł go lekko do góry. Zbliżył pomału swoją twarz ku jej.
- Mogę cię całować ile razy tylko chcesz i jak długo tylko pragniesz. Tylko pozwól mi zostać przy tobie do końca mojego życia - rzekł tuż przy jej ustach. Nie minęła chwila, gdy lekko złączył ich wargi razem. Całował ją tak jakby bał się, że za chwilę ma nastąpić koniec świata. Jej ciepłe usta były dla niego najpiękniejszym cudem świata.
- Boję się, że znów...
- Przysięgam ci, że nigdy więcej cię nie zranię. Będę robił wszystko, abyś była najszczęśliwszą kobietą na tym świecie. Tylko ciebie kocham Mell - szepnął cicho ponownie składając na jej ustach bardzo długi pocałunek. - Co mam jeszcze zrobić, żebyś uwierzyła, że jesteś jedyną kobietą w moim życiu i będziesz już na zawsze...
- Bądź - odpowiedziała dotykając dłonią jego policzka.
- Nawet jeśli nie będziesz chciała ze mną być... Ja nie będę z nikim innym, bo ty jesteś tą jedyn...
- Po prostu bądź Marco - przerwała mu uśmiechając się delikatnie.
Ucieszył się ogromnie, strasznie dawno nie widział na jej twarzy uśmiechu. Tak pięknego i cudownego, który zawsze zarezerwowany był tylko dla niego i pana Antka. Skradł z jej ust kolejnego buziaka i przytulił ją mocno do siebie. Chciała mu wybaczyć to liczyło się dla niego najbardziej. Puścił w niepamięć to, że czeka go jeszcze wytłumaczenie tamtego dnia. Był szczęśliwy, że pomału ją odzyskiwał. To było najważniejsze.


_________________________________________________________________________

Jeeeestem :D 
Słodkość wraca, chyba XD
Za błędy przepraszam! ;)
No nic, do następnego ♥

piątek, 20 lutego 2015

Trzydzieści.

Stojąc na cmentarzu nie potrafiła już nie płakać. Łzy swobodnie płynęły po jej policzkach a ona wpatrywała się tępo w nagrobek jej ojca. Miała dość tych wszystkich kondolencji i prób pocieszania będzie dobrze. Nie będzie już nigdy. Była zawiedziona, że go nie było. Miała nadzieję, że przyjedzie, że chociaż pożegna jej tatę razem z nią. Jednak pomyliła się i to bardzo.
- Amelko - zaczęła delikatnie pielęgniarka - Chodź wracajmy do domu. Zbiera się na deszcz - dodała unosząc wzrok ku górze.
- Jeszcze chwilę zostanę. Niedługo wrócę - odpowiedziała w ogóle nie odwracając wzroku od mogiły ojca.
- No dobrze - powiedziała całując ją w głowę. Idąc w stronę wyjścia z cmentarza spojrzała na nią jeszcze raz. Było jej strasznie szkoda osiemnastolatki. Westchnęła cicho i ruszyła w dalszą drogę. Amelka nie ruszyła się z miejsca. Tak strasznie pragnęła cofnąć czas i nie wyjeżdżać do tej Hiszpanii, tylko być przy ojcu. Płakała i nie potrafiła przestać. Cały świat dookoła wtedy przestał istnieć. Nie zwracała uwagi na kroki zbliżające się w jej stronę. Stwierdziła, że to pielęgniarka wróciła, ponieważ nie chciała by została ona tutaj sama. Nawet nie pomyślała wtedy, że mogła się pomylić. Gdy stanął obok niej już wiedziała kim jest. Zapach jego perfum znała na pamięć. Przymknęła swoje oczy by nie pokazać mu swojej słabości.
- Mell kochanie - powiedział czule podchodząc jeszcze bliżej. Odwrócił ją w swoją stronę i objął ją szczelnie ramionami. Nie zwracał uwagi na to, że moczyła łzami jego ubranie.
- Po co tu przyjechałeś?! - pisnęła - No po co! - krzyczała - Nie było cię, gdy potrzebowałam cię najbardziej. Pragnęłam abyś mnie przytulał i nie odchodził nawet na moment. - wrzeszczała bijąc go pięściami po klatce piersiowej. Nie reagował w ogóle. Pozwolił jej wyżyć się na nim. Zasłużył na to całkowicie. - Nie było cię - powtórzyła przez płacz wtulając się w jego ciało. Płakała i nie potrafiła przestać. Marco objął ją mocno.
- Przykro mi Mell... - szepnął całując ją co chwilę w głowę - Tak cholernie mi przykro. - dodał roniąc kilka łez. Kilkakrotnie przeczytał treść mogiły pana Antka. Nadal nie potrafił uwierzyć, że to była prawda. Jeszcze mocniej objął płaczącą dziewczynę. Nie umiał wyobrazić sobie jak ona strasznie cierpi i cierpiała. Nie mógł znieść tego widoku, gdy płakała. Pragnął by na jej twarzy zagościł ten piękny uśmiech, który strasznie go oczarował i którego tak kochał.
- Obiecałeś, że będziesz zawsze...
- Przepraszam - powiedział cicho - Przepraszam cię Amelko za wszystko - rzekł zatapiając głowę w jej włosach.
- Próbowałam zapomnieć, puścić nasze wspólne chwile w niepamięć, ale nie potrafię - łkała - Nie potrafię, bo nadal cholernie cię kocham... Nie umiem też zapomnieć twoich słów. To właśnie przez nie, nie potrafię ci wybaczyć...
- Ami słoneczko! - złapał jej twarz w dłonie, a wzrok swój wzrok utkwił w jej zapłakanych tęczówkach - Kocham cię rozumiesz! kocham najbardziej na świecie. I mam w dupie czy tego chcesz, czy nie... Będę walczył o ciebie! - ryknął zamykając jej usta w upragnionym i utęsknionym pocałunku. Zrobiło mu się ciepło na sercu, gdy odwzajemniła jego gest. Odsunął się od niej po krótkiej chwili. Może i nie było to najlepsze miejsce na pocałunek, a przede wszystkim nie wypadało tam, ale nie potrafił się powstrzymać. - Gdybym mógł zrobił bym to jeszcze raz - szepnął patrząc wprost w jej oczy.
- To na co czekasz? - zapytała przygryzając lekko swoją wargę. Wiedziała, że jej tato pragnąłby aby mu wybaczyła. Wiedziała, że jest szczęśliwy, bo czuła jego obecność obok siebie.


~ ~ ~ 


Obwiniał się, że wykorzystał jej słabszy dzień, ale widząc jej śpiącą twarz gdy niósł ją do domu ucieszył się. Tak bardzo ją kochał. Zauważył, że straciła na wadze. Zmartwił się, ponieważ dla niego i tak była za chuda. Wszedł zwinnie po schodach i chwilę pomęczył się, by otworzyć drzwi. Na szczęście na pomoc przyszła mu pani Diana, która bardzo się ucieszyła się, gdy go zobaczyła.
- Odniosę ją i przyjdę do salonu - powiedział szeptem wchodząc do środka. Na pamięć znał drogę do jej pokoju. Odłożył ją delikatnie do łóżka i przykrył po same uszy grubym kocem. - Kocham cię - szepnął cichutko całując ją czule w czoło. Ostrożnie zamknął za sobą drzwi i poszedł wprost do salonu, gdzie czekała na niego pielęgniarka.
- Marco chłopcze! - powiedziała mocno przytulając go na powitanie - Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że wróciłeś...
- Dzień dobry pan.. ciociu - poprawił się widząc karcący wzrok pielęgniarki.
- Siadaj, opowiadaj o wszystkim - uśmiechnęła się lekko - Jak obóz?...
- Wspaniale, choć dwa ostatnie dni były okropne. Wie ciocia dlaczego, ale dobrze wiem, że nie o to chodzi - odparł patrząc na nią. - Musimy z Ami porozmawiać i wytłumaczyć sobie wszystko. Nie pozwolę jej odejść ode mnie. Jest problem, bym został na noc?. Wiem, że mieszkam naprzeciwko, ale...
- Marco kochanie przestań! - przerwała mu - Wiesz przecież, że możesz się tutaj nawet przeprowadzić. Najważniejsze jest to, że będziesz przy Amelce..
Uśmiechnął się lekko po raz kolejny przytulając się do pielęgniarki. Napił się ciepłej herbaty, której mu przyszykowała i westchnął cicho.
- Pan Antek dzwonił do mnie, tuż przed śmiercią - powiedział cicho. - Nie potrafię uwierzyć...
- Prosił cię pewnie, żebyś miał na nią oko.. - uśmiechnęła się, gdy chłopak skinął jej głową. - Od kiedy się rozstaliście pragnął abyście wrócili do siebie. Pokochał cię jak syna i nie wyobrażał sobie jej życia bez ciebie. W sumie Ami też sobie go nie wyobraża...
Ceń w postaci uśmiechu przemknął przez jego twarz. Chociaż to dało mu jeszcze więcej do myślenia. Siedział tak i nie mówił nic. Przeprosił pielęgniarkę w pewnej chwili i ruszył w stronę pokoju osiemnastolatki.
- Marco! - powiedziała - Musisz iść się przebadać, Erik wszystko mi powiedział. O twoich problemach z oddychaniem i zawrotach głowy. Nie pozwolę ci tego zignorować.
-Dobrze, pójdę - odparł i wszedł do środka.
Serce zabiło mu mocniej widząc jej spokojną podczas snu twarz. Wiedział, że była przemęczona i to bardzo. Powoli i ostrożnie położył się obok niej. Nie minęła nawet sekunda, a ona wtuliła się mocno w jego ciało. Ucieszył się i to bardzo. Przymknął swoje oczy. A sen dopadł go szybciej niż się spodziewał. Podróż samolotem wykończyła go strasznie. Przebudził się, gdy poczuł jak Amelka zaczęła się wiercić. Spojrzał na nią troskliwie. Przytulił ją mocniej do siebie, a wtedy otworzyła swoje oczy....

___________________________________________________________________________

Siabadaba jestem z kolejnym i nie narzekam! XDDD
Czekam na wasze opinie ;) 
Do następnego ♥

piątek, 13 lutego 2015

Dwadzieścia dziewięć.

Szare dni w Dortmundzie stawały się rzeczywistością, zaledwie dwa dni minęły od śmierci jej ojca. Pustka wypełniała całe jej ciało. Już jutro był najgorszy dla niej dzień. Już drugi raz w życiu...
W wieku czternastu lat musiała pochować mamę. Teraz dokładnie cztery lata później straciła najukochańszego tatę. Wiele zrobiła by wrócił...
- Jak się czujesz? - zapytała pielęgniarka siadając tuż obok niej na łóżku. 
- Nie mogę uwierzyć, że to już jutro ciociu - szepnęła - Nie wiem jak mógł mnie zostawić samą - dodała smutno.
- Nie zostawił cię samej kochanie - odpowiedziała natychmiast. - Przecież jestem ja - spojrzała na nią obejmując ją ramieniem - I zawsze będę...
- No tak...
- I jest Marco - rzekła niepewnie - On mimo wszystko również będzie przy tobie zawsze. Jego miłość do ciebie widać z daleka. Popełnił błąd ale wiem, że tak naprawdę jest i było zupełnie inaczej. Może i temat nie jest odpowiedni na tą chwilę, ale powinnaś słoneczko dać mu szanse się wytłumaczyć. Powinnaś go wysłuchać Ami..
- Masz chyba rację ciociu, ale ja nie potrafiłam. Za bardzo bolało - wytłumaczyła przyciszając głos.
- Rozumiem... Jednak mam nadzieję, że kiedyś przemyślisz wszystko dokładnie. - cmoknęła ją w głowę. - Prześpij się kochanie, jesteś strasznie przemęczona. Ja w tym czasie zrobię kolację - dodała. 
Gdy pielęgniarka zniknęła za drzwiami osiemnastolatka od razu się położyła. Naprawdę była przemęczona i brakowało jej sił na wiele rzeczy, jednak wiedziała, że musi żyć dalej mimo wszystko. Jej tata by tego chciał. 
Przymknęła swoje oczy zastanawiając się nad swoim życiem. Sama czuła, że to nie był odpowiedni czas, jednak musiała. To rozsadzało ją od środka. Nie wiedziała, kiedy jej powieki same się zamknęły. Potrzebowała snu, bardzo dużo... W końcu udało jej się zasnąć...
Gdy się obudziła był już wieczór. Wstała pomalutku i zarzucając sweter Marco na swoje ramiona wyszła do ogrodu. Nadal tutaj był. Nadal go nie odebrał mimo, iż był jego ulubionym. Pachniał jego perfumami, przez cały czas. Czuła się wtedy, tak jakby on był przy niej. Obejmował ją szczelnie ramionami. Położyła się na trawie i spoglądała po raz kolejny w gwiazdy. Tata zawsze opowiadał jej, że w gwiazdach można ujrzeć całe swoje przeznaczenie i życie. Siedząc w ogrodzie czuła jakby pan Antoni siedział właśnie obok niej. Kochał tutaj przebywać.
- Ami przeziębisz się - usłyszała troskliwy głos pani Diany. Po chwili poczuła jak na jej ramiona ląduje gruby i ciepły koc. 
- Dziękuje - powiedziała cicho całując ją w policzek - Dziękuje ci ciociu za wszystko co dla mnie robisz...


~ ~ ~ 


Klopp nie czekając długo przytulił go mocno ramieniem. Rozumiał, gdy blondyn nie hamował swoich łez. W tamtym momencie nie był trenerem, poczuł się jak ojciec, który cierpi tak samo bardzo jak dziecko. 
- Marco powiem ci jedno - zaczął cicho - Nie powinienem tak robić jako trener, ale jako człowiek nie widzę innego rozwiązania dla ciebie. Tak naprawdę nie mam pojęcia dlaczego tutaj jeszcze siedzisz. Powinieneś pakować się i bukować już bilet na lot do Dortmundu. Amelka bardzo cię potrzebuje. Musisz być przy niej...
- Ale.. ale trenerze. Moje obowiązki wobec klubu... 
- To teraz jest nie ważne Reus! Kobieta twojego życia cię potrzebuje, a gdy wyjedziesz kilka dni wcześniej nic się nie stanie. Odrobisz to kiedyś na treningach. - przerwał mu. - Leć chłopie! Ja wszystko załatwie. O nic się nie martw!.
- Dziękuje z całego serca. Obiecuje, że będę zostawał o dwie godziny dłużej i dawał z siebie wszystko.
- Trzymam cię za słowo! - poklepał go przyjacielsko po plecach. - Złóż Amelce moje kondolencje. 
- Dobrze - odparł.
W mgnieniu oka zaczął się pakować. Liczyło się dla niego tylko to, aby jak najszybciej znaleźć się przy Amelce i wpierać ją jak tylko będzie potrafił. Torba upadła mu na ziemie, gdy kolejne zawroty głowy powróciły do niego. Podtrzymał się ściany, lecz gdy tylko Erik wszedł do pokoju udał, że nic mu nie jest.
- Uściskaj ją ode mnie i powiedz, że mi przykro - rzekł przytulając go przyjacielsko na pożegnanie. - Tym razem nie odpuszczaj Reus!
- Nie mam zamiaru - odpowiedział szybko. - Lecę bo taksówka czeka...
- Trzymaj się!
- Do zobaczenia - powiedział znikając za drzwiami hotelowego pokoju. Ruszył szybkim tempem w stronę wyjścia. Oddychał ciężko, ale zignorował to. Denerwował się... Droga dłużyła mu się niemiłosiernie.
- Cholera jasna! - warknął gdy zobaczył, że jego lot przełożony jest o trzy godziny. A już miał szczęście, gdy Sven przyszedł powiedzieć mu, o tym, że udało się mu z zabukowaniem ostatniego miejsca na najszybszy lot do Dortmundu.
- Nie ma się chłopcze o co martwić... - ujrzał uśmiechniętą twarz starszego pana, który usiadł tuż obok niego na kanapach. - Jeśli cię kocha to na pewno ci wybaczy! - dodał uśmiechając się jeszcze szerzej. 

___________________________________________________________________________

Za błędy przepraszam, ale po prostu leżę w łóżku z gorączką i moje oczy są całkowicie ślepe ;3
Nie narzekam, bo ... no bo nie XD
Nie bądźcie na mnie złe, ale obiecuje, że pojawię się u was ale trochę później.
Może jeszcze dzisiaj, może jutro, a co najpóźniej w niedzielę.
Teraz po prostu idę się przespać przed meczem. Może mi trochę przejdzie ;)

niedziela, 8 lutego 2015

Dwadzieścia osiem.

- Marco? Marco słyszysz mnie?
Słyszał, ale nie miał siły mu odpowiedzieć. Otwarcie oczu było dla niego ogromnym wyzwaniem. Miał wrażenie, że do jego powiek przyczepione są ogromne kamienie, które są powodem tego, że nie mógł unieść ich do góry. Miał siłę, by tylko lekko poruszać swoją dłonią.
- Popatrz na światło - rzekł doktor Braun, świecąc mu niewielką latarką po oczach. Posłusznie wykonał jego polecenie i z jego pomocą otworzył swoje oczy.
- Co się stało? - wychrypiał ledwo słyszalnie.
- Zemdlałeś - powiedział Durm - Nawet nie wiesz chłopie jak mnie wystraszyłeś - dodał przejeżdżając swoją dłonią po włosach.
W tamtej chwili wróciła do niego rzeczywistość. Pomału zaczął kojarzyć wszystkie fakty, sprzed kilku chwil. Jego przerażenie zaczęło wzrastać. To nie może być prawda...
Usiadł gwałtownie łapiąc się dłońmi za skronie. To nie może być prawda... 
- Marco! musisz leżeć! - zganił go lekarz.
- Erik podaj mój telefon! - niemalże krzyknął puszczając uwagę lekarza w niepamięć.
- Już - odparł obrońca biorąc go ze stolika - Trochę ucierpiał, gdy spadł na ziemię, ale powinien działać - rzekł - Chyba...
Jego dłonie trzęsły się okropnie. Nie mógł nad nimi zapanować. Szybko odnalazł numer do pani Diany i z niecierpliwością oczekiwał aż odbierze.
- Marco chłopcze... - powiedziała załamanym głosem.
- Pani Diano to... - urwał - To prawda?
- Tak - szepnęła - Niestety tak - dodała przez płacz.
- Co z Amelką? - spytał starając się opanować swój głos.
- Nie za dobrze...
Nie mógł dłużej. Rozłączył się najszybciej jak tylko potrafił. Spoglądał tępym wzrokiem w jeden nieokreślony punkt na ścianie. Ta wiadomość była dla niego szokiem. Wielkim szokiem. Nie potrafił uwierzyć, że to była prawda. Nie panował nad sobą, pozwolił łzom swobodnie płynąć ze swoich oczu. Durm nie miał pojęcia co się stało, ale nie pytał. Przytulił go tylko i siedzieli w ciszy.
- Erik zostawisz nas na chwilę samych? - zapytał Klopp wchodząc do pokoju. Obrońca pokiwał mu twierdząco głową i wyszedł bez słowa. - Co się stało Marco?
- Nic - szepnął cicho - Naprawdę nic...
- Przecież wiesz, że możesz mi ufać - powiedział przekonująco zachęcając blondyna do mówienia.
- Tata Amelki zmarł dzisiaj - rzekł płaczliwym tonem. - To on zadzwonił do mnie zanim zemdlałem - dodał.


~ ~ ~ 


Od poprzedniej nocy nie wychodziła z pokoju. Nie chciała jeść, ani pić. Nie miała żadnych chęci do życia. Cały dzień przeleżała w łóżku. Nie płakała... wypłakała już chyba wszystkie łzy. Prawie przez cały czas pielęgniarka dotrzymywała jej towarzystwa. Nic nie mówiła, po prostu była przy niej.
- Ciociu - powiedziała najciszej jak tylko potrafiła.
- Tak słoneczko? - zapytała natychmiastowo spoglądając na osiemnastolatkę.
- Możesz mnie przytulić?
- Oczywiście kochanie - odparła szybko - Nie wiem dlaczego pytasz - dodała mocno oplatając blondynkę swoimi ramionami.
Amelka spoglądała przed siebie cały czas siedząc w objęciach pielęgniarki. Nie miała ochoty na nic. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Co czuła? Ogromną pustkę w sercu, której nikt już nie będzie potrafił zapełnić.
- Muszę zając się pogrzebem - powiedziała zaciskając swoją pięść. Bolało cholernie bolało.
- Ja się wszystkim zajmę słoneczko - odparła szybko - Nie musisz się martwić.
- Dobrze... mogę zostać sama?
- Oczywiście, jeśli coś to wołaj skarbie - rzekła całując ją w czubek głowy.
Wstała z łóżka, gdy tylko drzwi za pielęgniarką się zamknęły i wyszła do ogródka. Musiała chwilę pooddychać świeżym powietrzem. Usiadła na huśtawce i wpatrywała się w gwiazdy. Czuła jak jej telefon cały czas wibrował, lecz ignorowała to. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać...
- Tatusiu wiem, że gdzieś tam jesteś... Jesteś którąś z nich.. Pewnie tą najjaśniejszą - uśmiechnęła się lekko - Zawsze tak mówiłeś, gdy mama odeszła. - dodała odpychając się lekko nogą. - Czy w ogóle mam pomyśleć życzenie skoro ono dotyczyłoby twojego powrotu? - powiedziała cichutko widząc spadającą gwiazdę...

_______________________________________________________________________

Nie będę się usprawiedliwiać, ani nic... bo to po prostu nie ma sensu ;c
Jestem na siebie wściekła, że nie potrafię spiąć tyłka i iść dalej ;/
Przepraszam was za to coś u góry, za błędy, za długość tego czegoś, za to, że znów nie jestem na czas. ;c
A przede wszystkim, za to że byłam u was tak krótko i ogólnie.
Od 13 zaczynam ferie, więc może w końcu dam radę coś porządnego wam tutaj napisać.
Postaram się chociaż.
Jeszcze raz przepraszam ;c

niedziela, 1 lutego 2015

Dwadzieścia siedem.

- Mell kochanie?
Zdziwienie? Tak właśnie to uczucie ogarnęło jego ciało. Choć nie tylko one. Szczęście jakie w tamtym momencie poczuł było nie do opisania. Nie spodziewał się. Mimo, że kochał ją najmocniej na świecie to za żadne skarby nie pomyślałby o tym, że mogłaby do niego zadzwonić. Po tym jak ją zranił. Czyżby przemyślała wszystko i teraz miałaby przekazać mu "wyrok" w sprawie ich związku, który w ostatnim czasie zniknął dla niej... Dla Reusa on nigdy, przenigdy nie zniknął.
- Marco, tutaj Antoni - usłyszawszy głos jej ojca wszystkie emocje w jednej sekundzie z niego uszły. Gdyby miał się przyznać to naprawdę pragnął usłyszeć jej przepiękny i delikatny głos. W tej jednej sekundzie stracił nadzieję, która narodziła się w nim podczas tej krótkiej chwili, gdy na wyświetlaczu jego telefonu pojawiło się jej zdjęcie... - Przepraszam, że dzwonię z telefonu Amelki...
- Przecież nic się nie stało - odpowiedział. - Stało się coś panie Antku? - zapytał.
- Absolutnie nie - zapewnił natychmiastowo... ale Marco wyczuł jego bardzo osłabiony głos. Ledwo słyszalny. Przeczuwał, że coś się stało. Wiedział jedno, od pana Antoniego za żadne skarby nie dowie się, czy coś się stało. Jedynym wyjściem, z których miałby informacje byłaby pani Diana. Po zakończeniu tej rozmowy musiał zadzwonić do pielęgniarki, dowiedzieć się wszystkiego. Zmartwił się naprawdę. Mężczyzna stał się dla niego ważny, nie traktował go tylko jak ojca swojej ukochanej. Traktował go jak przyjaciela, a nawet i drugiego ojca...
- Chodzi o Amelkę?
- Nie.. - rzekł - W sumie... To tak. Chyba najbardziej chodzi tutaj o Ami. - dodał.
Przerażenie, właśnie ono znów ogarnęło jego ciało. Wiele myśli zaczęło krążyć po jego głowie. Wiele czarnych scenariuszy i znacznie mniej dobrych. Wiele uczuć przeszło w tym jednym momencie przez jego ciało. Słyszał, że mężczyźnie ciężko wypowiadać jakiekolwiek słowa. Słyszał, że nie ma siły na nic. Na dodatek nierozwiązane myśli nie dawały mu spokoju. Noga zaczęła chodzić mu ze zdenerwowania, a ręce mimowolnie zaczęły się pocić. Nagle w jego głowie pojawiła się pustka, wszystkie myśli zniknęły. Tak jakby ktoś pstryknął palcami i już... Pustka... Jedyne słowa które siedziały w jego głowie były zasadnicze. Niech pan powie, że wszystko u niej dobrze.. 
- A więc słucham - powiedział starając się jak najbardziej opanować ton swojego drżącego głosu. Nie potrafił wytrzymać, zdenerwowanie zawładnęło już całe jego ciało. Chodził po pokoju w tą i z powrotem. Panie Antku, robi sobie pan ze mnie jaja? Zaraz oszaleję. Chyba zakochani najbardziej będą potrafili zrozumieć co robi ciało z człowiekiem, gdy nie wiadomo co dzieję się z ukochaną osobą. Jego serce z każdą sekundą przyśpieszało swoje bicie. Czuł jak bębni w środku jego klatki piersiowej.
- Posłuchaj Marco, chcę tylko powiedzieć ci tylko kilka rzeczy - jego głos słabł z każdym słowem, które wypowiedział w jego stronę. Blondyn przystanął momentalnie wbijając wzrok w jeden niewidzialny punkt na ścianie. Zamarł...
- Zaopiekuj się moją ukochaną córeczką najlepiej jak tylko będziesz potrafił. Kochaj ją najmocniej jak będziesz umiał. Choć wiem, że właśnie tak jest. Zapewniałeś mnie o swojej miłości wiele razy. - wysapał ochryple - Ale najważniejsze o co cię proszę to, to... - przerwał by nabrać powietrza. - Abyś zrobił wszystko aby była szczęśliwa. Tylko tego pragnę i wiem, że ty będziesz potrafił sprawić, że będzie...
Wielka gula stanęła mu w gardle. Huk... tylko to usłyszał po drugiej stronie słuchawki. Huk spadającego na ziemię telefonu. W jednym momencie zapomniał jak się oddycha. Nie poczuł bólu, gdy upadał. A ciemność przed jego oczami nastała tak szybko, że nawet nie usłyszał jak Erik wołał jego imię biegnąc w jego stronę gdy spadał w dół...


~ ~ ~ 


Dygotała cała ze zdenerwowania, gdy czekała w ogromnej kolejce w szpitalnym barze. Była wściekła, chciała być przy tacie cały czas. Wychodząc z jego pokoju miała zamiar kupić szybko wodę i wrócić do niego jak najszybciej się tylko dało. Mimo złości, która zawładnęła jej ciałem nie potrafiła ukryć wielkiego uśmiechu, który gościł na jej twarzy od momentu, gdy pan Antoni się obudził. Odwróciła się w stronę drzwi. Szum i ogromne zamieszanie na korytarzu zaciekawiło ją, ale ostatecznie wzruszając bezinteresownie ramionami odwróciła się z powrotem całkowicie ignorując sprawę. Westchnęła z ulgą gdy kolejka w końcu się skończyła i przed nią był tylko młody chłopak, który uwinął się z zakupem coli w sekundę.
- Co podać? - zapytała sprzedawczyni uśmiechając się szeroko, zarażając zarazem Amelię radością, która biła od niej na kilometr.
- Poproszę wodę - odparła odwzajemniając miły gest starszej pani. - I tą czekoladę - wskazała.
Chciała poprawić tacie humor. A nic nie poprawia go tak, jak tabliczka ulubionej czekolady. Zapłaciła i zabierając produkty ze sobą ruszyła w stronę sali swojego taty. Wywróciła oczami widząc niewielką grupkę pielęgniarek szepczących sobie na ucho. Nie ma to jak szpitalne ploteczki. Zwinnie wspięła się po schodach na trzecie piętro, tuż po tym gdy siarczyście zaklnęła na zepsutą windę. Każdy stawiany krok, był dla niej niezrozumiałym sensem życia. Każde bicie serca, było niepotrzebne. Wzrok utkwiła w płaczącą panią Dianę.
- Amiś - szepnęła płaczliwym głosem. Nie miała pojęcia jak jej pomóc. Nie miała pojęcia jak powiedzieć.
Szklana butelka wody rozbiła się na miliony kawałeczków. Tak samo jak jej serce.
- Nie.. - szepnęła - Nie mów mi.. Nie mów, to nie prawda! - jej krzyki słychać były na całym korytarzu. Nie hamowała już łez. Wyszarpała się z uścisku pielęgniarki i wbiegła do sali. Sali w której zastała już tylko puste łóżko. Cofnęła się gwałtownie uderzając plecami o ścianę. Nie potrafiła uwierzyć.
- Amelko, kochanie - powiedziała cicho wchodząc za nią.
- On żyje! - krzyczała szarpiąc się na wszystkie strony, gdy ramiona starszej kobiety oplotły ją szczelnie i mocno. - On żyje! - szlochała w jej ramię.
- Przykro mi skarbie - mówiła przez płacz głaszcząc dziewczynę po włosach.
Cały świat runął jej w jednym momencie. Nie miała już nic. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Nie miała już żadnego z rodziców. Wszystko dookoła stało się szare. A ona? Ona już nie widziała sensu swojego życia. Nie poradzi sobie sama. Mimo, iż pani Diana zapewniła jej, że zawsze będzie przy niej. Pielęgniarka starała się ją uspokoić. Choć wiedziała, że nic nie pomoże. Jedyne co mogła zrobić to pozwolić jej wypłakać się w jej ramię i zapewnić bliskość w postaci swoich ramion... Zabrała ją jak najszybciej do domu. Dała środki uspakajające widząc, że osiemnastolatka jest już na wyczerpaniu. Gdy zasnęła siedziała przy niej całą noc. Zmęczona sama zasnęła nad ranem w pokoju gościnnym. Wiedziała jedno, musiała się nią teraz zaopiekować...

_______________________________________________________________________

Zawaliłam znów, za co przepraszam. Uroki liceum czyli - brak czasu spowodował, że znów nie wyrobiłam się na czas -.-. 
Zawaliłam znów beznadziejnym rozdziałem, który jak zawsze nie wyszedł tak jak chciałam -.-.
Aktualnie jest godzina 1:20 w nocy, moje zmęczenie bierze górę, ale czego się nie robi dla was ;)
Za błędy przepraszam, bo moje oczy wysiadają i jestem ślepa XD
Do następnego ♥