wtorek, 30 grudnia 2014

Dwadzieścia dwa.

Całkowicie skupiona na książce nie zwracała uwagi na szepty dochodzące z kuchni. Nie miała dziś całkowitej ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Mimo pięknej pogody, która zagościła za oknem, jej humor był całkowicie odmienny. Nie chciała z nikim wdać się w kłótnię, więc jak najlepiej mogła skuliła się w fotelu stojącym w kącie salonu...
- Amelko... - usłyszała głos pani Diany. Podniosła swój wzrok znad książki i spojrzała na pielęgniarkę stojącą w drzwiach. - Mam dla ciebie mały prezent, proszę słoneczko - dodała uśmiechając się do blondynki.
- Co to jest? - zapytała zdziwiona ostrożnie otwierając kopertę.
- Wygrałam ostatnio w konkursie dwutygodniowy pobyt w słonecznej Hiszpanii. No i pomyślałam o tobie - uśmiechnęła się - Nie chcę usłyszeć odmowy! - powiedziała szybko, gdy zauważyła, że osiemnastolatka otwiera już swoje usta by coś powiedzieć. - Tobie się przyda kochanie. Ja zajmę się tatą, wszystko będzie w jak najlepszym porządku obiecuje - rzekła.
- Ja nie mogę naprawdę. - odparła oddając
- Ami, nie ma szans! Radziłabym ci się już pakować. Wyjazd jest za dwa dni - uśmiechnęła się szeroko i szybko poszła do kuchni w której przebywał pan Antoni.
Amelia westchnęła głośno opuszczając bezradnie ręce w dół. Nie potrafiła uwierzyć w to, dlaczego nie mogła wyrazić swojego zdania na temat tego wyjazdu. Nie chciała tam jechać. Zwłaszcza, że ten bilet wygrała pani Diana, nie ona. To pielęgniarka zasłużyła na te wakacje. Wstała szybciutko i poszła w stronę kuchni. Stanęła w drzwiach i spojrzała na zadowolonego tatę i panią Dianę.
- Knuliście to za moimi plecami już od dawna prawda?
- Powiedzieć prawdę, czy skłamać? - zapytał uśmiechnięty
- Prawdę tato! - odparła z lekkim uśmiechem krzyżując swoje dłonie na piersiach.
- Tak od dawna - powiedziała pielęgniarka - Będzie to najlepsza opcja. Jesteś młoda zabawisz się, przemyślisz sobie wiele spraw, poopalasz się... A ja? Ja nie miałabym tam co robić - dodała
- Kocham was - odparła przytulając się do nich. - Choć nie wytrzymam tyle bez was..
- Zobaczysz, że dasz radę - rzekł roześmiany.
- Okaże się...


~ ~ ~ 


Słyszał jej radosny śmiech, cudowny i delikatny głos... Czuł dotyk jej dłoni, ust i ciała. Czuł zapach jej perfum. Odwiedzała jego każdy sen, każdą myśl. Z każdym dniem rozumiał, że wariował. I z każdym dniem też odpuszczał. Wiedział, że nie było żadnej szansy na to, aby Amelka mu wybaczyła. Jego Amelka, jeszcze jakiś czas temu... Próbował skupić się na treningach. Robił wszystko, aby być jeszcze lepszym. Choć nadal miał tą ogromną pustkę w sercu, musiał się jakoś pozbierać. Idąc do kuchni nie spodziewał się takiego widoku. Przeraził się, gdy zauważył Amelię czekającą z walizką u boku. Jego pierwszą myślą było, że wyprowadza się i to przez niego. Nie potrafił dłużej zostać w domu. Wybiegł kierując się wprost do niej... Taksówka właśnie podjechała a ona zaczęła żegnać się z ojcem i panią Dianą. Zwolnił swoje kroki, gdy pan Antek go zauważył...
- Zostawimy was... Do zobaczenia kiciu - przytulił ją ostatni raz i zniknął za drzwiami domu.
Amelia odwróciła się powoli w jego stronę, nie wykonując żadnego innego ruchu niż spojrzenie w jego oczy. Te które tak strasznie kochała.
- To przeze mnie? - zapytał cicho
- Co przez ciebie?
- Wyprowadzasz się - odpowiedział
- Wcale się nie wyprowadzam - bąknęła - Teraz przepraszam, ale śpieszę się na samolot..
- Mell ja...
- Błagam cię Marco - powiedziała ze łzami w oczach. - Nie potrafię na razie. Nie umiem z tobą normalnie porozmawiać... Nic.. - spojrzała na niego roniąc łzy - Daj mi czas. Nie wiem co będzie. Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Przepraszam.. - dodała wsiadając szybko do auta.
- To ja powinienem cię przeprosić! - krzyknął za oddalającą się taksówką.
Westchnął cicho przymykając swoje oczy. Przejechał swoimi dłońmi po twarzy wypuszczając ze świstem wcześniej wstrzymane powietrze...
- Ona wróci za dwa tygodnie - odwrócił się w stronę pana Antka, który wyjechał na ganek - Ciesze się, że nie odpuszczasz, mimo wszystko.
- To była pomyłka proszę pana. Ami usłyszała nie to co miała. - rzekł - W sumie na samym początku miałem takie plany, ale już po dwóch dniach zrozumiałem, że nie potrafiłbym bo zakochałem się w niej. Nie potrzebowałem przespać się z nią dla szczęścia. Moim szczęściem były wszystkie dni spędzone z nią...
- Wiem Marco - odpowiedział - Dlatego proszę cię, żebyś walczył o nią bo wiem, że jesteś dla niej bardzo ważny. Tak jak ona dla ciebie. Wierzę ci - posłał mu lekki uśmiech.
- Potrzebowałem to komuś powiedzieć, dziękuje.
- To ja powinienem ci dziękować.
Reus wrócił do swojego domu i siadając na kanapie zaczął wierzyć, że może być jeszcze dobrze. Nie odpuści tak łatwo, nawet nie potrafił sobie wybaczyć tego, że to robił. Odpuszczał, ale na czas zrozumiał, że nie może....

_________________________________________________________________________

Mogę wam tylko powiedzieć o tym jedno słowo : MASAKRA! 
Kocham wam marudzić <3
No i mam jeszcze taki nawyk w przepraszaniu :D

Chciałabym wam życzyć wspaniałego i szalonego sylwestra, aby kolejny wasz rok był jeszcze lepszy od poprzedniego! ♥

U mnie niestety było inaczej. Ostatnie dwa lata były dla mnie najgorsze w moim życiu, więc mam nadzieję, że ten naprawdę będzie lepszy ;)

środa, 24 grudnia 2014

Dwadzieścia jeden.

Minęła zaledwie chwila gdy Amelka znalazła się przed domem. Otarła szybciutko swoje policzki i po cichu weszła do środka. Już w progu powitał ją ojciec. Przed nim nie dała rady nic ukryć. Wiedział, że płakała i nawet nie miała po co się tłumaczyć. Rozłożył swoje ramiona a ona bez chwili zawahania wtuliła się w nie i zaczęła płakać. Pan Antek Głaskał ją delikatnie po plecach nic nie mówiąc, ponieważ wiedział, że jego córeczka potrzebuje teraz ciszy.
- Pójdę już do siebie - powiedziała cichutko - Dobranoc
- Dobranoc kochanie, śpij dobrze - odparł całując ją w czubek głowy.
Najgorsze co go mogło spotkać to właśnie to, że jego córka po raz kolejny cierpiała na jego oczach. Nie potrafił jej pomóc. W takich momentach najbardziej brakowało mu żony. Ona zawsze wiedziałaby co poradzić lub zrobić. Niestety musiało jej zabraknąć...
Idąc do pokoju trochę się uspokoiła. Choć nadal czuła to ukłucie w sercu po tym jak spotkała go na spacerze. Nie miała pojęcia czy był tam przypadkiem, czy też śledził ją. Usiadła na łóżku i spojrzała na śpiący Dortmund. Westchnęła cichutko nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
Obudziła się nad ranem. Słońce dopiero wschodziło na niebo. Ziewnęła cicho przecierając zmęczone oczy. Nie spała długo, zaledwie trzy godziny. Nie miała ochoty dłużej leżeć w łóżku, od razu skierowała się do kuchni by napić się szklanki mineralnej wody.
- Już nie spisz tato? - zapytała zdziwiona
- Jakoś nie mogłem - odparł wzruszając ramionami.
- To tak jak ja - westchnęła siadając obok niego przy stole.
Spojrzała na okno, za którym dosłownie lało. Wiedziała już, że gdy tylko się ubierze pobiegnie na ganek by usiąść na huśtawce i spoglądać przed siebie. Kochała taką pogodę. W ciszy zabrała się za przygotowanie śniadania dla siebie i ojca. Szybciutko uwinęła się ze wszystkim i czym prędzej pognała na taras. Z uśmiechem na twarzy owinęła się kocem i z radością patrzyła na ulewę. Dźwięk deszczu odbijał jej się w uszach, ale czuła się lepiej. W tamtym momencie zapomniała o wszystkim. Nawet o Marco.
- Amelko przeziębisz się - powiedziała troskliwie pani Diana, która właśnie wchodziła po schodach.
- Spokojnie, nic mi nie będzie - uśmiechnęła się
- Przyniosę ci chociaż herbaty - rzekła wchodząc do środka.
Amelia uśmiechnęła się po raz kolejny. Traktowała pielęgniarkę jak ciocię, uwielbiała spędzać z nią czas. Nawet się nie obejrzała a kobieta przyniosła jej obiecanej herbaty. Blondynka podziękowała jej serdecznie i uściskała na powitanie.


~ ~ ~ 


Z utęsknieniem czekał na koniec siłowni. Pogoda była okropna jak jego humor, i z racji tego, że okropnie lało Jurgen postanowił trening na siłowni. Nie pragnął niczego innego niż wrócić do domu i kolejny raz w tym tygodniu obserwować Amelkę przez kuchenne okno. Wiedział, że podczas takiej pogody będzie siedziała na tarasie, ponieważ ona kochała takie dni.
- Dobra chłopaki jeszcze dziesięć minut i kończymy - oznajmił Klopp
Ogromnie mu ulżyło po jego słowach. Ostatnich kilka razy podniósł sztangę i zmęczony wstał wycierając twarz w ręcznik.
- Dam wam jeszcze znać czy jutrzejszy trening się odbędzie, jeśli też będzie tak lało to raczej go nie będzie. - rzekł stając przed drzwiami - Teraz lećcie do domu i odpocznijcie - uśmiechnął się i ruszył w swoją stronę.
- Mam nadzieję, że odwoła - powiedział radośnie Erik
- Nie ciesz się tak szybko Durmi - odparował roześmiany Bender - Znając go to jutro może ci napisać, że jeszcze na ósmą masz być - dodał
- Oj tam, ja jestem do wszystkiego pozytywnie nastawiony - zaśmiał się przerzucając sobie ręcznik przez ramię.
Blondyn szybko uwinął się z kąpielom i w tym samym tempie pożegnał się z kolegami z drużyny. Westchnął głośno gdy wsiadł do samochodu. Nie przeszedł nawet dwóch metrów a był już cały mokry. Ostrożnie jechał w stronę domu. Ulice były dosłownie puste. Ludzie w taką pogodę nawet nie wyjeżdżali z domów. Nie było widać nic a wycieraczki nie nadążały nad swoją pracą. Droga do domu zajęła mu o trzydzieści minut dłużej niż zawsze. Wysiadając z samochodu spojrzał mimowolnie w stronę domu blondynki. Patrzyli na siebie nie wykonując ani jednego gestu. Piłkarz dosłownie skamieniał. Nie odrywał od niej wzroku mimo, że z jego ubrań ciekła woda, a włosy nie były już tak idealnie ułożone. Otrzeźwiał, gdy Amelka odwróciła swoją głowę w drugą stronę. Stał tam jeszcze przez chwilę i widział jak siłuje się ze sobą by tylko nie spojrzeć na niego. Ze spuszczoną głową ruszył w stronę domu. Gdy już zamknął za sobą drzwi oparł się na nich i przymknął swoje powieki. Wiele uczuć mieszało się wtedy przez jego ciało. Odetchnął kilka razy głęboko i poszedł się przebrać. Migiem uwinął się z ubraniami i pognał do kuchni. Stwierdził, że zachowuje się jak jakiś psychopata, ale nie potrafił inaczej....

___________________________________________________________________________

Dziękuje Melanie, za to że napisała mi taki komentarz ;)
Gdy sama zobaczyłam, że zrobiłam taki błąd jak napisanie świeże przez "rz" to aż było mi wstyd ;)
Dlatego nienawidzę pisać w pośpiechu ;/
Miałam przyjść do was z lepszym rozdziałem a jestem z kolejną kichą ;/
Nie chcę was zostawiać z brakiem rozdziału, ale też wstyd mi przychodzić z takim czym jak to.
A wiem, że jeśli zniknęłabym na jakiś czas to trudno byłoby mi wrócić...
Więc znów przepraszam ;c

Wesołych świąt misie ♥

piątek, 19 grudnia 2014

Dwadzieścia.

Próbował i to wiele razy iść do jej mieszkania, ale za każdym razem nikt mu nie otwierał. Dzwonił, pukał w okna, ale wszystko na nic. Z każdym dniem było z nim coraz gorzej. Rozumiał, że ją stracił i to przez własną głupotę. Było to dla niego ogromnym ciosem, ponieważ tak strasznie ją kochał. Nie wiedział co ze sobą w ogóle robić. Czuł wielką pustkę w sercu. Siedział już od godziny i myślał o niej. Nie potrafił przestać. Z bezsilności jaka go ogarnęła poszedł do barku, wyciągnął z niego butelkę whisky i nalał sobie do szklanki z lodem w kostce. Wiedział całkowicie, że takie zachowanie jest zabronione, ale inaczej nie umiał. W tamtym momencie nie przejmował się karą pieniężną jeśli trener zorientowałby się, że dzisiejszego dnia pił. Z wielką niechęcią wstał z kanapy i skierował się w stronę drzwi by je otworzyć.
- Marco do jasnej cholery, co się z tobą dzieje! Od dwóch dni próbuje się do ciebie dodzwonić!
- Hej Melanie, jeśli chcesz to wchodź, jeśli nie to nie namawiam - odparł obojętnie kierując się w stronę salonu. Usiadł na swoje poprzednie miejsce i wziął łyk swojego napoju.
- Przecież wiesz, że ci niewolno - powiedziała siadając naprzeciwko niego.
- W tym momencie mam gdzieś, czy mi wolno, czy też nie...
- Marco!... - dopiero po krzyku siostry podniósł swój wzrok na nią.
- No co?! Bez szklanki dobrego whisky wieczorem nie pociągniesz w tym zawodzie - rzekł unosząc szklankę ku górze po czym upił trochę jej zawartości.
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje? - zapytała spokojnie. - Gdzie Amelka?
- Mell już nie ma siostrzyczko bo musiałem jak zawsze wszystko popsuć - Melanie od razu zauważyła smutek w oczach swojego młodszego brata. Nie było w nich już tej samej radości i iskierek szczęścia sprawionych przez jej obecność w życiu piłkarza.
- Powiesz mi? - zapytała ostrożnie nie chcąc go zranić wiedziała, że może to zrobić jednym nieodpowiednim słowem. Za bardzo znała swojego ukochanego brata. Marco odpowiedział jej tylko potwierdzającym kiwnięciem głową i z ogromnym westchnięciem zaczął jej opowiadać wszystko i dokładnie ze szczegółami. Melanie uważnie go słuchała. Wiedziała, że strasznie mu zależy na blondynce, ale po wszystkim co usłyszała wiedziała, że musiał być to wielki cios na osiemnastolatki.
- Nie wiem co mogę ci poradzić braciszku - powiedziała smutno - Mogę ci powiedzieć tylko jedno. Nie próbuj nawet z niej zrezygnować. Walcz o nią - dodała przytulając się do niego - I nie pij już tego świństwa - wzięła szklankę z jego ręki i poszła wylać jej zawartość do kuchennego zlewu. - Pojadę już bo wiem, że chcesz zostać sam i przemyśleć wszystko. Nico pytał się kiedy przyjedziesz do nas - spojrzała na pomocnika.
- Powiedz mu, że niedługo - odpowiedział - Obiecuję...
Gdy siostra opuściła jego dom westchnął cicho i położył się na kanapie. Chciał usnąć i obudzić się kolejnego dnia. Zrobiłby wszystko aby tak się stało, ale niestety. Wstał dopiero po jakiejś godzinie. Wchodząc do kuchni zobaczył ją siedzącą gankowej huśtawce. Jego serce przyspieszyło swoje bicie. Przymknął swoje powieki próbując przypomnieć sobie jej dotyk, który był tak wyjątkowy i delikatny. Jej perfum tak cudowny, który przyprowadzał o zawroty głowy. Smak jej ust tak upragniony i utęskniony. Smak ust za które dałby wszystko aby poczuć je na swoich jeszcze jeden raz.
- Kocham cię Ami - szepnął sam do siebie - Ale jak zawsze wszystko popsułem - dodał po chwili.


~ ~ ~ 


Przez pierwszy tydzień od tamtego wydarzenie wcale nie wychodziła z domu. Nie chciała natrafić na Marco. Gdy dzwonił, lub przychodził serce mówiło by otworzyła lub odebrała, ale rozum podpowiadał co innego. Dopiero po tych siedmiu dniach odważyła się wyjść z domu. Siedziała sobie na gankowej huśtawce i jak zawsze zaczytana w swojej ukochanej książce wyłączyła się całkowicie. Nie wiedziała, że blondyn cały czas ją obserwuje. Tęskniła za nim strasznie. Przyzwyczaiła się do jego obecności obok siebie, ale nie potrafiła mu wybaczyć. Zranił ją, bardzo. Delikatnie odpychała się nogą, a lekki wiaterek owiewał jej twarz. Świeże powietrze dobrze jej zrobiło. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Uprzedzając panią Dianę i ojca wyszła na krótki spacer. Naciągnęła swój wielgaśny sweterek na dłonie i pomału maszerowała przed siebie. Ulice dookoła były cichutkie. Żadnej żywej duszy. Tylko szum drzew i odgłosy jej kroków przerywały tą ciszę, która panowała.
- Mell - przymknęła swoje powieki przypominając sobie ton jego głosu. Uwielbiała gdy tak do niej mówił, jego czuły i męski głos działał na nią jak jakaś hipnoza. Pragnęła usłyszeć je jeszcze raz, ale zarazem nie chciała. Za wszelką cenę pragnęła usunąć go ze swojego życia, wszystkie wspaniałe wspomnienia, które po nim jej zostały...
- Hej Amelka! - usłyszała radosny głos Erika i już z dala ujrzała jego energiczne machanie w jej stronę.
- Cześć Durmi - odparła wymuszając lekki uśmiech.
- A ty co tu tak sama robisz? - zapytał - Marco nie ma? - na samo jego imię jej ciało strasznie się napięło a ona walczyła jak tylko mogła z cisnącymi się łzami.
- Tak postanowiłam się przejść na wieczorny spacerek - odpowiedziała omijając odpowiedzi na drugie pytanie obrońcy. - Przepraszam cię bardzo, ale muszę już lecieć do domu - powiedziała - Miło było cię spotkać - dodała i szybko ruszyła w dalszą drogę.
- Mi też! Do zobaczenia! - krzyknął za nią.
Łzy kapały z jej policzków, a ona nie potrafiła się opanować. Pozwoliła im swobodnie płynąc z jej oczu. Myślała, że gdy ktoś wypowie jego imię będzie potrafiła się nie rozpłakać, ale się pomyliła. Siedem dni to było zupełnie za mało by zapomniała o człowieku, którego na prawdziwiej w świecie pokochała swoim całym serduszkiem.
- Ami - wstrzymała swój oddech na dźwięk jego głosu. Zacisnęła zęby by całkowicie się nie rozpłakać i najszybciej jak tylko mogła wytarła mokre policzki. Przyśpieszyła swojego kroku by tylko nie zacząć z nim rozmawiać. Nie dałaby rady. - Mell proszę - powiedział zrozpaczonym głosem. - Proszę cię porozmawiajmy, chociaż minutę - dodał idąc za nią.
- Daj mi spokój! i zniknij z mojego życia - odparła cichutko nie przerywając swoich kroków, pragnęła jak najszybciej dostać się do domu i zamknąć się w swoim pokoju by móc się wypłakać, lecz blondyn jej na to nie pozwolił. Sprawnym ruchem złapał jej dłoń i sprawił, że stanęła. Znów zobaczył ten smutny wzrok, pozbawiony radości i cudownych iskierek, które kochał. Zauważył ślady łez na jej policzkach. Poczuł jak gula rośnie mu w gardle. Nie potrafił nic z siebie wykrztusić...
Amelia sprawnie uwolniła się z uścisku jego dłoni i zniknęła szybciutko za rogiem...

____________________________________________________________________________

Przepraszam!, przepraszam!, przepraszam! ;c
Nie potrafiłam napisać nic innego i sensownego. Męczyłam się nad nim cały tydzień i nici. Chciałam dodać jakiś w tamtym tygodniu, ale siedziałam trzy godziny przed laptopem i napisałam tylko trzy zdania ;/
W ogóle te ostatnie dwa tygodnie jakieś miałam dziwne, całe zabiegane, tu to, tu tamto. No i na dodatku całkowita pusta w głowie co do rozdziału ;/
Za błędy również przepraszam, ale nie mam nawet czasu ich sprawdzić ;/
Jestem tak wściekła ;/ Mam nadzieję, że następny uda mi się napisać bardzo szybko i na dodatek jakiś sensowny, ale nic nie obiecuje kochane, bo sama nie wiem jak mi to wyjdzie z czasem i współpracą z moją wyobraźnią.
Znów wam plotę nieskładne głupoty -.-
a więc do następnego misiaki ♥ :* 

sobota, 6 grudnia 2014

Dziewiętnasty.

Obudził się dość wcześnie. Gdy tylko otworzył swoje oczy na jego twarz wkradł się wielgaśny uśmiech. Spojrzał na swoją księżniczkę, która spała wtulona w poduszkę. Wpatrywał się w nią z ogromną miłością. Taką, której nigdy jeszcze nie doświadczył, aż do momentu, gdy poznał właśnie ją. Nadal nie dowierzał w wczorajsze wydarzenia. Wydawało mu się, że to był tylko sen, lecz gdy tylko zobaczył Amelkę obok siebie zrozumiał, że wszystko działo się naprawdę. Przelotnie spojrzał na zegarek na którym widniała godzina siódma. Westchnął cichutko, by nie zbudzić blondynki. Spał zaledwie cztery godziny. Cmoknął delikatnie Amelkę w nos i z uśmiechem założył swoje spodnie. Zszedł do kuchni i wyciągnął z lodówki małą butelkę mineralnej wody. Wypił pół jej zawartości. Ziewnął przeciągle ustawiając ekspres do kawy. Usiadł na blacie, czekając aż wybawicielski czarny napój będzie gotowy. Spoglądał w dal, nie przestając się uśmiechać. Znał Amelię na tyle dobrze, że wiedział, że nie wstanie za szybko. Upił łyk ciepłej kawy i z kubkiem w ręku skierował się do salonu. Położył się na kanapie i  cicho włączył telewizor. Choć sam nie wiedział po co, tak czy siak wcale go nie oglądał. Zerwał się jak poparzony, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Poprawił w ekspresowym tempie swoje włosy i zwinnym ruchem otworzył drzwi. Szczęka upała mu aż do samej podłogi, widząc za drzwiami osobę, której nie spodziewałby się.
- Pączuś - pisnął cichutko ściskając mocno przyjaciela.
- No cześć Reus - zaśmiał się
- Co ty tutaj robisz? - zapytał wpuszczając go do środka.
- Nie wspominałem wczoraj, że przyjeżdżam odwiedzić swojego kumpla? - rzekł - Mam nadzieję, że cię obudziłem - uśmiechnął się - Tak miałem w planach - dodał
- No niestety nie udało ci się - wystawił mu język - Chwilę poczekaj pójdę sprawdzić, czy nie obudziłeś Amelki.
Gotze pokiwał mu twierdząco głową i skierował się do kuchni by nalać sobie kawy. Nie przejmował się niczym. Dom Reusa był jego domem, a jego dom był też domem Marco. Usiadł przy stole w jadalni i czekał na przyjaciela. Blondyn w tym czasie odetchnął z ulgą, gdy Mela chrapała sobie w najlepsze. Zszedł po cichu do Mario i biorąc po drodze swój kubek z kawą usiadł naprzeciwko niego.
- Może byś się ubrał, a nie paradujesz tak po całym mieszkaniu z gołą klatą. A co gdyby jakaś twoja fanka stała tam za drzwiami zamiast mnie? - zaśmiał się 
- Oj pączuś, pączuś.... Ty jak coś powiesz kochany - zarechotał
- No to opowiadaj, jak tam było na balu?
Za prośbą pomocnika Bayernu, Marco dokładnie opisał mu wczorajszy bal. Oraz wszystko co działo się gdy jego tutaj nie było. Jak poznał się z Amelką i jak rozkwitała ich miłość. Choć często rozmawiali o różnych rzeczach przez internet to nie było tak samo jak w cztery oczy. 
- Jakie to słodkie - skomentował uśmiechając się promiennie.
- Powiem ci szczerze, że na samym początku... - zaczął wzdychając


~ ~ ~ 


Przebudziła się tuż po dziewiątej. Przeciągnęła się na łóżku i dopiero wtedy zauważyła, że Marco nie ma obok niej. Wstała leniwie z łóżka i ubrała się w dresy, które przekazała Marco, dzień przed balem, aby miała się w co przebrać. Obmyła sobie twarz, po czym obudziła się już całkowicie. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Nareszcie odważyła się mu powiedzieć to wszystko co chciała już wcześniej. A co najważniejsze przeżyła z nim cudowną noc. Nie bała się niczego. Był delikatny, a przede wszystkim czuły. Poczuła się przy nim bezpiecznie. Cichutko zamknęła za sobą drzwi od sypialni i bezszelestnie zaczęła schodzić na dół.
- Co takiego? - usłyszała głos Mario, co sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Wiele razy rozmawiała z nim przez internet razem z blondynem. I bardzo chciała go poznać.
- Chciałem się tylko z nią przespać - jej oczy rozszerzyły się najbardziej jak tylko potrafiły. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie powiedział Marco, jej Marco. - Chciałem, ale- przerwał, gdy usłyszał jak ktoś potyka się na schodach. Szybko znalazł się w korytarzu i ujrzał zapłakaną Amelkę. - Kochanie co się stało?... - powiedział troskliwie, zbliżając się do niej...
- Zostaw mnie! - podniosła głos - Nie chcę cię znać! - krzyknęła zapłakana kierując się w stronę drzwi.
- Mell!
- Nie mogę uwierzyć, że tak grałeś. Myślałam... - powiedziała łkając - Tak w ogóle co ja sobie myślałam, przecież gdzie taka gwiazda jak ty mogłaby być z takim kimś jak ja. Mogłam od razu się domyślić, że chodzi ci tylko i wyłącznie o to, żeby się ze mną przespać. Zniknij z mojego życia i więcej już się w nim nie pojawiaj proszę! - pisnęła biegnąc w stronę domu. 
Marco wybiegł za nią, i złapał ją za rękę. Widział w jej oczach ten ból, zawód do jego osoby i niedowierzanie. Wyszarpnęła dłoń z jego uścisku i w szybkim tempie zniknęła za drzwiami swojego domu. Po cichu by nie obudzić swojego taty i pani Diany poszła do swojego pokoju i zamknęła się w nim. Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać w poduszkę. Nie dowierzała, że dała się mu omotać. Reus w tym czasie siedział załamany na schodach. Amelka usłyszała te słowa, których nie powinna. A on chciał jeszcze dodać to co tak naprawdę było dla niego najważniejsze.
- Chciałem, ale cholernie mocno ją pokochałem i moje plany co do niej na samym początku stały się dla mnie niczym. Ona była najważniejsza. Nie zależało mi już na tym, ba nawet tego nie chciałem. Wolałem, aby powiedziała, że mnie kocha choć wiedziałem, że tak jest. Wolałem to usłyszeć. Nie potrzebowałem się z nią przespać Mario - wytłumaczył, gdy poczuł dłoń przyjaciela na swoim ramieniu, a łza spłynęła po jego policzku. 
Wrócił do domu, po dłuższej chwili. Gotze usunął się w cień, bo wiedział, że jego przyjaciel potrzebuje teraz samotności, by wszystko sobie przemyśleć. Marco winił się za wszystko, gdyby tego nie powiedział, nadal by miał Amelkę przy sobie. A ona płakała nadal. Wcale nie wychodziła ze swojego pokoju. Skłamała tacie, że jest zmęczona i położy się spać, lecz pan Antoni nie był głupi, i słyszał jak jego córeczka płacze, ale wiedział, że lepiej będzie, jak nie będzie się wtrącał...

___________________________________________________________________________

No i buum ;x. Wszystko idzie tak jak planowałam.
Przepraszam, że aż tak zaniedbałam wszystko, ale mam straszne problemy z internetem ;/
Mam nadzieję, że wszystko z nim wróci do normy już niedługo.
U was dzisiaj się na pewno pojawię.! :)
A tymczasem lecę się schować przed waszymi dzidami, pistoletami, nożami, maczetami i innymi :D
Buziaki ♥

piątek, 28 listopada 2014

Osiemnasty.

Siedział na kanapie w salonie z głową wpatrzoną w soje buty. Noga chodziła mu z zdenerwowania a palce stukały kolejno o blat stolika. Uniósł swoją głowę ku górze ze świstem wypuszczając powietrze ze swoich ust. Tykanie zegara było dla niego udręką. Tylko ono przerywało ciszę, która panowała w jego mieszkaniu. Nie potrafił zrozumieć jak strasznie się uzależnił od obecności Amelki. Dzisiejszej nocy nocował w swoim domu, długo nie mógł zasnąć. Brakowało mu jej ciała, by mógł się w nią wtulić i zasnąć spokojnie wiedząc, że gdy tylko się obudzi będzie miał ją obok siebie.
Nawet nie próbuj ;)
Uśmiechnął się szeroko, odczytując wiadomość. Znała go za dobrze. Miał straszną ochotę pójść do niej i spędzić razem te cztery godziny, które zostały do wyjścia na bal. Niestety dostał wyraźny zakaz od Amelii, która nawet nie chciała słyszeć jego protestów ani innych podobnych sposobów. Minuty mijały a on chodził z kąta w kąt, lub latał po kanałach w telewizorze nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- A ty już uszykowany? - zapytał Mario śmiejąc się z kumpla - Gustowny dresik - zaśmiał się wskazując przez kamerkę internetową na strój blondyna.
- Bardzo śmieszne - Reus pokazał mu język. - Przecież jeszcze jest czas. - dodał spoglądając na zegarek wiszący na ścianie zegar. 
- Oj Marco, Marco nie denerwuj się już tak kochany - rzekł rozbawiony zachowaniem przyjaciela.
- Spadaj - syknął z uśmiechem.
- Przyznam szczerze jeszcze nie widziałem aż tak zakochanego po uszy Reusa - powiedział - No, no naprawdę wpadłeś po uszy - dodał.
- Wpadłem, i bardzo się z tego cieszę.
- I ja też stary, ja też - posłał mu uśmiech. - Leć już się szykować, bo zostało ci dokładnie półtorej godziny, a znając ciebie kochany i twoje włosy to możesz się nawet spóźnić - zarechotał.
- A ić ty głupi pączku! - zaśmiał się 
- Też cię kocham blondyneczko! Buziaczki! - pomachał mu i rozłączył się.
Reus pokręcił z rozbawieniem głową i zamknął laptopa. Pomaszerował szybko na górę i od razu wskoczył pod prysznic. Odświeżony raz dwa wskoczył w przygotowany wcześniej garnitur i wrócił do łazienki by ułożyć idealnie swoje włosy. Migiem spojrzał na zegarek w telefonie i zaklnął cicho widząc, że zostały mu tylko dwie minuty. Szybko popsikał się swoim ulubionym prefumem i zbiegł po schodach zabierając po drodze kwiatki dla Amelii i klucze od mieszkania. Zamknął je i sprawdził jeszcze czy wziął telefon i portfel. Gdy wszystko było na swoim miejscu biegiem pognał do domu naprzeciwko. Równo o siedemnastej trzydzieści nacisnął dzwonek. Uśmiechnął się promiennie do pana Antoniego, który otworzył mu drzwi i zaprosił go do środka. Uścisnął na powitanie panią Dianę i skierował się do pokoju dziewczyny. Po głośnym proszę wszedł do środka i widząc przed sobą przepiękną blondynkę stał jak słup, i ani drgnął. 
- Marco! - zaśmiała się machając mu dłonią przed twarzą. Pocałowała go w usta, co zadziałało i blondyn ocknął się odwzajemniając gest.
- Wyglądasz pięknie - rzekł skradając z jej warg kolejnego buziaka. - To dla ciebie - dodał podając jej niewielki bukiecik róż.
- Dziękuję - powiedziała uśmiechnięta przytulając się do niego. Włożyła kwiaty do wody i skierowali się w stronę wyjścia. 
- Cudownie razem wyglądacie dzieciaki - uśmiech pani Diany był widoczny z kilometra. Oboje odwzajemnili go, i po szybkim zdjęciu, którego pan Antek nie chciał im darować pojechali na salę. Jej zdenerwowanie całkowicie zeszło w cień, gdy tylko Marco objął ją w pasie. Wchodząc do środka zauważyła, że wszyscy świetnie się już bawią. Część piłkarzy była ze swoimi partnerkami, a część bez. W tym Erik, który gdy tylko ich zauważył od razu podszedł w ich stronę.
- No i zabrałaś mi Marco - powiedział ze sztucznym smutkiem, lecz nie na długo, już po chwili śmiał się razem z parą. 
- No niestety, czasem tak bywa kochany - rzekł roześmiany blondyn - Musi ci wystarczyć tylko nasza przyjaźń. - dodał.
- Marco ma rację, bo ja niestety ci go nie oddam - dodała posyłając mu wielki uśmiech...


~ ~ ~ 


Z wielką chęcią przetańczyła kilka kawałków z Erikiem cz Kevinem lub Łukaszem, lecz resztę wieczoru spędziła w ramionach Marco. Całkowicie jej to odpowiadało, w sumie jemu też. Z uśmiechem objął ją w pasie przyciągając bliżej siebie, gdy powolny kawałek popłynął z głośników. Chwilę później usłyszeli słodką dedykację od Erika, który z żalem ale i też uśmiechem ją powiedział. Nie obyło się bez śmiechu z jego słów. Kołysali się powoli w rytm muzyki. Patrząc się wzajemnie prosto w oczy. 
- No to oficjalnie koniec waszego związku - zaśmiała się nie przestając spoglądać w cudowne oczy blondyna.
- Już dawno nam się nie układało - rzekł rozbawiony - W sumie już dawno powinniśmy to zakończyć - dodał ze śmiechem opierając swoje czoło o jej. Amelka cmoknęła go szybko w usta posyłając mu później wielki uśmiech. Gdy bal zbliżał się ku końcowi, zaczęła zastanawiać się dopiero dlaczego obawiała się tutaj przyjść. Wszystko było cudownie urządzone, a ludzie byli strasznie mili i przyjaźni. Pożegnała się z chłopakami wielkim uściskiem, co wywołało radość u blondyna. bardzo się cieszył, że chłopcy polubili Amelkę a Amelka ich. Zmęczeni wracali do domu. Piłkarz zaparkował swoje auto na podjeździe i razem udali się do jego domu tak jak to ustalali. Żadne z nich nie wypiło dziś nic. Ani on, ani ona nie przepadali za alkoholem. 
- No i co, mówiłem, że nie ma się czego bać - powiedział siadając obok niej i podając jej szklankę schłodzonej wody.
- No dobrze, miałeś rację - powiedziała wtulając się w jego ciało. - Idę się wykąpać - cmoknęła go w policzek po czym pognała do łazienki. Raz, dwa uwinęła się z prysznicem, ubrana w jego koszulkę jak i krótkie spodenki wróciła do sypialni. Stanęła przy oknie i założyła ręce na piersi czekając, aż blondyn wróci. Jej myśli znów dały o sobie znać. Walczyła z nimi na tyle ile mogła. Starała się wszystko ułożyć. Choć sama nie wiedziała czy tak naprawdę wszystko takie miało być. Światło księżyca padało na jej twarz oświetlając jednocześnie cały pokój. Stała bez zapalonej lampki bo nie potrzebowała jej. Drgnęła lekko, gdy usłyszała otwierające się drzwi, Poczuła jak dłonie pomocnika obejmują ją szczelnie w pasie. Uśmiechnęła się i przymknęła swoje oczy rozkoszując się tą piękną chwilą. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała w jego oczy. Widziała tą iskrę w jego oczach pomieszaną z odbijającym się blaskiem księżyca. Zatopiła się w tym widoku. Pocałowała go w usta. Na początku delikatnie, lecz z każdą kolejną chwilą pogłębiała ten pocałunek. Reus przyciągnął ją bliżej siebie przejmując inicjatywę. 
- Kocham cię Marco - szepnęła, wywołując tym zdziwiony ale pełen radości wzrok blondyna - Strasznie cię kocham! - dodała uśmiechając się słodko.
- Ja ciebie też - pisnął biorąc ją ja ręce i obracając ją dookoła własnej osi. Zachichotała zarzucając ręce na jego szyję. Kolejny raz pocałował ją namiętnie. Ich języki tańczyły pełen miłości taniec. Blondyn delikatnie położył ją na łóżku nie przestając jej całować. Był strasznie szczęśliwy, że w końcu udało jej się to powiedzieć.
- Mell.. - powiedział czule...
- Chcę tego tak samo jak ty - odparła pomiędzy pocałunkami - Jestem gotowa Marco - dodała.
Znów zobaczyła tą iskrę w jego oczach. Szybkim ruchem pozbawiła go koszulki. Wiedziała, że może mu zaufać, a przede wszystkim w jego ramionach czuła się bezpiecznie. Delikatnie całował jej szyję, co jakiś czas wracając do jej ust. Pomału, tak jakby bał się tego ściągnął jej bluzkę. Błądził rękoma po jej ciele chcąc zapamiętać każdy kawałek jej ciała. Ostrożnie złączył ich ciała. Spełniło się jego marzenie, wreszcie usłyszał Kocham cię wypowiedziane z jej ust.

___________________________________________________________________________

Wreszcie jestem i na wstępie przepraszam za błędy, ale po prostu nie mam siły i czasu sprawdzić tego rozdziału ;/
Waszę obiecuje, że nadrobię! ;)
Kto się w końcu doczekał? XD
Jeszcze jedna spawa, za tydzień nie wiem, o której rozdział się pojawi. na pewno dopiero wieczorem, lub w sobotę, ponieważ muszę jechać do koleżanki zrobić prezentację i projekt na wok ;)
Tymczasem do następnego skarby ♥

piątek, 21 listopada 2014

Siedemnasty.

Nie mogła uwierzyć, że bal był już jutro. Ten tydzień bardzo szybko im minął. Delikatnie pogładziła sukienkę, która wisiała w jej garderobie. Nadal miała mieszane uczucia co do niej. Obawiała się tego wszystkiego, ale starała się nastawić na to pozytywnie. Poznała przecież kilku chłopaków i okazali się świetni. Wyszła szybko ze środka i zamknęła drzwi, gdy usłyszała lekkie trzaśnięcie drzwiami. Blondyn szybko znalazł się w jej pokoju i od razu porwał ją w ramiona.
- Dzień doberek - uśmiechnął się składając na jej ustach słodkiego buziaka.
- Hej miśku - odwzajemniła gest przytulając się do niego 
- Jak się miewamy? - zapytał rzucając się na łóżko
- Dobrze - westchnęła siadając obok niego.
- Słoneczko co się stało? - spytał troskliwie 
- Boję się tego balu - westchnęła kładąc głowę na jego brzuchu. Zaśmiał się cicho, czym wywołał zdziwione spojrzenie blondynki na sobie.  - No co?
- Absolutnie nic - rzekł - A ty moja droga nie masz się czego bać. Będzie świetnie zobaczysz - dodał chwytając jej dłoń.
- Zdrzemnij się - powiedziała cmokając go w usta. Zostawiła go samego. Gdy zamknęła drzwi skierowała się do ogrodu. Ciepły i przyjemny wiaterek otulił jej twarz. Wielgaśny uśmiech wkradł się na jej twarz. Usiadła na huśtawce i zaczęła się bujać. Odchyliła głowę do tyłu. Czuła się jakby latała. Kochała ten stan. Cudowny śpiew ptaków umilał jej jeszcze tą chwilę. Zastanawiała się po raz kolejny nad swoim dziwnym życiem. Zmieniło się, gdyby nie Marco, nadal żyłaby tak jak kiedyś. Byłaby cicha, nieśmiała... Przy nim całkowicie się zmieniła, i to na lepsze. Choć w środku nadal w części była starą Amelią, sprzed poznania blondyna. 
- Marco! - pisnęła gdy blondyn złapał za jej nogi. Usłyszała tylko jego śmiech.
- Chyba nie myślałaś, że tak po prostu pójdę sobie spać, gdy ciebie nie ma obok - rzekł biorąc ją na ręce. Poszedł w stronę salonu usiadł na kanapę sadzając ją sobie na kolanach. 
- Jesteś wariatem wiesz - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Mhhm - mruknął składając na jej wargach pocałunek. Zachichotała cicho wtulając się w jego umięśnione ciało.
Była strasznie szczęśliwa, gdy był tuż obok niej. Czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Oderwała się na chwilę od niego. Przymknęła swoje oczy opierając swoje czoło o jego. Stykali się nosami. Oboje poczuli tą magiczną chwilę jak i magiczne powietrze wokół nich. Piłkarz splótł swoje dłonie na jej plecach. Uwielbiał każdą chwilę spędzoną w jej towarzystwie, ale ta była wyjątkowa. Obserwował ją, wiedział dokładnie, że bije się ze swoimi myślami, zwłaszcza ze samą sobą. Wiedział też, że przegrywała tą walkę. A ona chciała, bardzo chciała powiedzieć mu w tamtej chwili, jak strasznie go pokochała, jak cholernie jest dla niej ważny i jak zmienił jej życie, ale nie potrafiła. Nie umiała wygrać tej walki ze samą sobą, by w końcu móc powiedzieć te dwa ważne słowa Kocham Cię...


~ ~ ~ 


- Marco przestań! - zachichotała spoglądając na niego spod byka. Jego uśmiech zdobił całą jego twarz. A jego oczy były przepełnione radością.
- Dlaczego? nie lubisz mojego śpiewu? - zapytał
- Raczej moje uszy - powiedziała cmokając go w policzek.
Chwycił ją w pasie i ze śmiechem przyciągnął ją w swoją stronę. Uśmiechnęła się. A to mu wystarczyło. Jej uśmiech był dla niego najpiękniejszy na całym świecie. To w niego uwielbiał się wpatrywać godzinami. Pocałował ją szybko w usta po czym odskoczył szybciutko od niej gdy jego tyłek spotkał się z miotłą. Zarechotał jak dziecko sprawiając przy tym salwę śmiechu u dziewczyny.
- Bolało - poskarżył się
- Miało boleć - wystawiła mu język - Pomyj za mnie, bo widzę, że sobie nie radzisz z tym zamiataniem - rzekła.
Amelia szybko uwinęła się z posprzątaniem podłogi, w tym czasie on posłusznie spełniał jej rozkaz, polegający na zmywaniu naczyń. Cały czas kątem oka ją obserwował. Nic na to nie poradził, był po prostu zakochanym na zabój chłopakiem.
- No popatrz jak ci cudownie idzie - pochwaliła biorąc do ręki ścierkę i zaczęła wycierać naczynia.
- W takim razie oczekuję nagrody - uśmiechnął się spoglądając na nią.
- Zastanowię się - odparła
Uniósł jedną brew ku górze biorąc do ręki gąbkę. Zwinnym ruchem podniósł swoją rękę i szybko ścisnął ją w dłoni, sprawiając że woda wraz z pianą poleciała na jej oczy. Spojrzała na niego gniewnie, szybko nabierając wody do kubka, którego akurat wycierała. Całą jego zawartość wylała na jego głowę. Marco znów nie był jej dłużny, całą dłoń zanurzył w pianie i wysmarował jej włosy. Złość po chwili przerodziła się w śmiech tej dwójki, tak głośny, że zbudził pana Antoniego z popołudniowej drzemki. Po cichu wjechał do kuchni obserwując dokładnie tą dwójkę. Nie przeszkadzało mu to, że kuchnia w tym momencie wygląda jak po powodzi. Był strasznie radosny widząc szczęśliwą córkę. Wycofał się tak samo cicho jak przyjechał. Zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- Ale bajzel - skomentowała szczerząc swoje ząbki.
- Zaraz posprzątamy - rzekł sadzając ją na blacie jednej z szafek. - Moje słońce - dodał całując ją delikatnie w usta. Wplotła dłonie w jego włoscy rozkoszując się tą chwilą. Nie potrafiła się nie uśmiechać. Była strasznie szczęśliwa.
- Marco gamoniu - zaśmiała się cichutko - Zaraz się spóźnisz na trening - powiedziała kątem oka patrząc na zegarek.
- Cholera - zaklnął - Klopp mnie zabije - rzekł - Ami...
- Spokojnie, dam sobie radę - odparła kręcąc z rozbawieniem głową - No leć już!
- Będę wieczorem, do zobaczenia kwiatuszku - pocałował ją szybko w usta i biegiem ruszył do samochodu.
Skupiony był na drodze, ale jego twarz zdobił wielgaśny uśmiech. Już nie mógł się doczekać jutra. Cały wieczór chciał spędzić tylko i wyłącznie z nią. Choć na jeden taniec obiecał Erikowi.

____________________________________________________________________________

Jestem z opóźnieniem, bo mój internet coś zaczyna szwankować ;/
Nie będę znów marudziła, choć moje zdanie na temat rozdziału pewnie znacie :D
Standardowo za błędy przepraszam ;)
Powiem wam, że już niedługo, wszystko się zmieni ;)
Ale nie zdradzę czy na lepsze czy na gorsze ;)
Na waszych blogach obiecuje, że nadrobię jutro lub jeszcze dziś, w co wątpię.
Kto się cieszy na sezon narciarski tak samo jak ja?! :D <3333
Do następnego ♥

piątek, 14 listopada 2014

Szesnasty.

Po raz pierwszy od bardzo dawna Dortmund odwiedziła przepiękna pogoda. Słoneczko grzało od samego rana a na niebie nie było żadnej chmury. Lekki ale bardzo ciepły wiaterek dodawał temu dniu uroku. Wraz z tatą siedziała w ogrodzie i rozkoszowała się tą pogodą. Wylegiwała się na leżaku z zamkniętymi oczami. Jej ulubiona książka leżała na jej nodze. Chciała ją przeczytać, lecz nie potrafiła przestać zachwycać się tym słoneczkiem. Pan Antek z uśmiechem na twarzy rozwiązywał krzyżówki siedząc w cieniu jednego, ale za to ogromnego drzewa, które było posadzone w kącie pięknego ogrodu. Drzewa, które zajmowało ogromne miejsce w sercu Amelii. Choć większe zajmowała huśtawka, która znajdowała się na nim. Była dziewczyną, która uwielbiała huśtawki. Nie ważne czy takie ogrodowe czy jednak takie pojedyncze. Dla niej liczyło się to, że może się pobujać i odchylić głowę w tył obserwując niebo. Czuła się wtedy jakby latała i właśnie dlatego je kochała.
- Tato! - pisnęła nie otwierając oczu - Możesz nie zasłaniać mi tego słoneczka! - dodała.
- Ale to nie ja! - powiedział nie odrywając się ani na moment od krzyżówek, który pochłonęły go całkowicie.
- O wy! - zaśmiała się, gdy otworzyła oczy i ujrzała Marco wraz z małym Nico, który od razu wskoczył na jej kolana. Przytulił ją mocno do siebie i ucałował na powitanie. - Opowiadaj jak tam było na treningu z wujkiem co? - uśmiechnęła się do malca.
- Suuupel! - krzyknął entuzjastycznie - Ujek Julgen kopał ze mną piłke! - wyszczerzył się - Powiedział, ze ja kiedyś wyglyze ujka Malco! - dodał patrząc z triumfalnym uśmiechem na Reusa, który stał smutny obok nich.
- A ty co? - zapytała spoglądając na blondyna, który ani drgnął z miejsca. - Stało się coś?
- Ze mną się już nie przywitasz, czuje się odtrącony - poskarżył się - Jestem na straconej pozycji - dodał wyginając swoje usta w dół.
- Chodź - rozłożyła swoje dłonie. Chytry uśmieszek wkradł się na jego usta co nie umknęło jej uwadze. Czule wpił się w jej usta rozkoszując się ich dotykiem. Śmiech Nico wypełnił cały ogród. - Pasuje? - zachichotała.
- Oczywiście, że tak - rzekł szczerząc swoje ząbki.
- To jak panowie? Co robimy? - zapytała spoglądając na całą trójkę.
- Ja rozwiązuje moje kochane krzyżóweczki - usłyszała głos pana Antka - Nie odłożę ich na półkę, bo będą tęsknić, tak jak ja za nimi - dodał nawet nie podnosząc głowy.
Mela nie potrafiła się powstrzymać i jej śmiech pewnie słyszała cała ulica. Nico wraz z Marco dotrzymali jej towarzystwa również nie potrafiąc się opanować. Szeroki uśmiech wkradł się na twarz jej ojca.
- Może jesteście głodni co? - zapytała a oboje skinęli głową - No to odpoczywajcie, a ja pójdę wam coś zrobić. - ucałowała każdego w czoło i skierowała się do domu. Nico pobiegł pobawić się w piaskownicy więc Reus korzystając z okazji pognał do środka za blondynką. Objął ją w pasie, sprawiając, że podskoczyła lekko z przerażenia.
- Przestraszyłeś mnie!
- Przy mnie nie masz się czego bać - uśmiechnął się składając całusa w zagłębiu jej szyi. Obrócił ją w swoją stronę i pocałował namiętnie. Brakowało mu tego od samego rana, mimo iż spali z Nico u niej to nie miał serca jej budzić i po cichutku wraz z chłopcem udał się na trening, który obiecał mu poprzedniego dnia.
- Marco chciałam wam zrobić obiad - przypominała mu
- Może poczekać - rzekł - Muszę cię wycałować..
Zaśmiała się cicho zarzucając ręce na jego ramiona. Żeby było jej wygodnie posadził ją na blacie. Z uśmiechem na twarzy oddawała pocałunki, które skradał jej ust...


~ ~ ~


Za prośbą siostry jechał wraz ze swoją ukochaną i chrześniakiem do jej domu. Z chęcią zgodził się odwieźć malca. Dodał trochę gazu, gdy zauważył, że zbliża się godzina, na którą zaproszeni byli na obiad. Amelka obejrzała się do tyłu, a uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy zauważyła jak Nico w skupieniu ogląda bajki na tablecie piłkarza. Był tak wpatrzony, że nawet nie zauważył jak zatrzymali się pod domem jego rodziców i jego tata pukał w okna.
- Witam mojego szwagra! - zawołał radośnie piłkarz wysiadając z samochodu.
- Cześć młody! - rzekł przytulając brata żony na powitanie - Hej, Peter - podał kulturalnie dłoń blondynce.
- Hej, Amelka - uścisnęła jego rękę posyłając mu uśmiech.
- Synek, a ty nawet nie wysiądziesz z tego samochodu? - zwrócił się do małego. Ten ocknął się w końcu i wyskoczył szybko z auta wpadając ojcu w ramiona.
- Tatuś! - pisnął przytulając się do niego tuż po tym, jak brunet wziął go na ręce. - Idziemy do mamusi! - rozkazał.
We czwórkę udali się do środka. Mały od razu wpadł w uściski swojej mamy. Choć później przyszedł czas na Reusa jak i Amelię. U Melanie spędzili dużo czasu. Siostra piłkarza wypuściła ich dopiero wieczorem, choć zrobiła to z wielką niechęcią. Wolała aby zostali u nich na noc. Niestety ani Amelka, ani Marco nie mogli się na to zgodzić.
- Lubię twoją siostrę - powiedziała przeciągając się ze zmęczenia na siedzeniu pasażera.
- A Petera nie? - zaśmiał się odwracając głowę w jej stronę.
- Jasne, że tak. Oboje są wspaniali - uśmiechnęła się.
- Oni też cie polubili i to bardzo. Znam ich na tyle, że wiem to bez słów potwierdzenia. - powiedział kładąc dłoń na jej udzie. Uśmiechnął się słodko patrząc na nią, po chwili jednak wrócił wzrokiem z powrotem na jezdnię. Droga nie zajęła im długo, już po piętnastu minutach dotarli na miejsce.
- Cześć tato! - krzyknęła w korytarzu ściągając swoje buty.
- Hej córeczko, jesteście już? - zapytał z uśmiechem.
- Dzień dobry pani - dziewczyna wyściskała starszą pielęgniarkę - I dziękuje za pomoc.
- Nie ma sprawy kochanie - odparła - Skoro jesteście będę lecieć - dodała i wyszła.
- Dobry wieczór - rzekł Reus zjawiając się w środku.
- Dobry wieczór Marco
- Ja mam dla was prezent - z wielkim uśmiechem na twarzy podał im bilety na najbliższy mecz Borussii. Wywołał tym ogromną radość pana Antka, który uściskał go mocno. Blondynowi zrobiło się ciepło na sercu. Uwielbiał sprawiać ludziom radość, a zwłaszcza bliskim. We trójkę obejrzeli jeszcze jakiś film. Piłkarz ostrożnie wziął Amelię na ręce i zaniósł do sypialni. Zaśmiał się cicho uświadamiając sobie, że dziewczyna ma jakiś dziwny zwyczaj zasypiania w różnych miejscach.
- No witam pączka! - przywitał radośnie przyjaciela.
- Weź spadaj Reus z tym pączkiem - rzekł radośnie - Co tam u ciebie kolego?
- Wszystko bardzo dobrze - powiedział uśmiechnięty. - A u was jak tam?
- Właśnie słyszę to po twoim głosie. U nas wspaniale - odparł - Czyli, co mam rozumieć, że pan Marco Reus jest zakochany po uszy w swojej prześlicznej sąsiadce?
- Dokładnie tak - zaśmiał się.

______________________________________________________________________

Przychodzę, do was z kolejnym czymś co rozdziałem nie idzie nazwać ;/
Przepraszam, że znów narzekam, ale nie potrafię napisać czegoś sensownego ;c
Za błędy również przepraszam. 
Do tego kompletny brak czasu ;/
Wasze blogi nadrobię jeszcze dziś, znów nie wiem o której będę, ale na pewno będę ;)
Buziaki ♥ 

piątek, 7 listopada 2014

Piętnasty.

Ten poranek postanowiła spędzić w towarzystwie ojca. Marco wraz z Nico wybrali się na trening, więc miała chwilę wolnego. Pan Antek z uśmiechem na twarzy przyjął propozycję córki dotyczącą wspólnego spaceru. Ostatnio nie spędzała tak dużo czasu z tatą, więc postanowiła to nadrobić. Z uśmiechem na twarzy pchała wózek inwalidzki swojego ojca. Usiadła na jednej z ławek w ślicznym zielonym parku. Pan Antoni złapał jej dłoń posyłając jej lekki uśmiech.
- Pani Diana mówiła mi, że byliście ostatnio na badaniach - zaczęła spoglądając na niego - Czemu mi nie powiedziałeś, że miałeś wizytę. Poszłabym z tobą przecież - dodała
- Wolałem, abyś ten czas który zmarnowałabyś na czekaniu na mnie spędziła z Marco - rzekł spokojnie nie puszczając w ogóle ręki córki.
- Nic by się nie stało, gdybyśmy nie widzieli się jeden dzień tato. A pani Diana tak czy tak przebywa u nas coraz częściej właśnie z tego powodu, że ja zaczęłam cię zaniedbywać. Całkowicie skupiłam się na sobie i Marco. Choć wiem, że ona nie ma nic przeciwko, ale dziwnie się czuje, że gdy ty czegoś potrzebujesz ja o tym nie wiem i wyręcza mnie pani Diana. Oddaliliśmy się od siebie tato - powiedziała smutno.
- Nadal jesteśmy tak blisko córeczko. Nawet nie masz pojęcia jak ja się cieszę, że jesteś szczęśliwa. I nawet nie waż mi się myśleć, że tak jest - odparł poważnie.
- No dobrze, przepraszam - westchnęła - To możesz mi chociaż powiedzieć jakie są wyniki?
- Wszystkie są bardzo dobre. Morfologia idealna wręcz. Nie masz się o co martwić zapewniam cię - uśmiechnął się
- To wspaniale - pisnęła radośnie przytulając się do niego.
Kamień spadł z jej serca, gdy wypowiedział te słowa. Czekała na ten dzień, aż wyniki jej taty będą bardzo dobre. Ogromnie cieszyła się z tego powodu. Rozmawiali jak dawniej. Ich śmiechy wywoływały u różnych ludzi uśmiechy na twarzach. A ich nie obchodziło to, czy to z tego powodu, że zachowują się jak głupki czy może zarażali swoją radością wszystkich. Dość sporo czasu minęło zanim zaczęli wracać do domu. Nadrobili wszystko. Spokojnym krokiem maszerowała przez park pchając wózek ojca. W połowie drogi ujrzała idących w ich stronę Marco oraz Nico. Uśmiechnęła się na widok blondyna. Stęskniła się za nim, mimo że nie minęło tak dużo czasu. Uwiesiła mu się na szyi zatapiając w jego cudownych ustach.
- Skąd wiedzieliście gdzie jesteśmy? - zapytała spoglądając to na chłopca, to na piłkarza.
- Twój tata nam powiedział - odpowiedział
Dziewczyna odwróciła się w stronę ojca krzyżując swoje ręce na piersi. Wyczekiwała wyjaśnień.
- Chciałem by przyszli - rzekł - Lubię przebywać w towarzystwie waszej trójki - powiedział posyłając im uśmiech. - Przywykłem już do waszej obecności w domu - dodał śmiejąc się cicho.
- No to co wracamy? - spytała
Wszyscy trzej panowie kiwnęli jej potwierdzająco głową. Amelka wzięła małego Nico na ręce gdy Marco kategorycznie dał jej do zrozumienia, że to on poprowadzi wózek jej taty. Lekki uśmiech wkradł się na jej twarz, gdy spojrzała na blondyna, który zawzięcie dyskutował z panem Antkiem.
- Ciociuuu - spojrzała na Nico, którego nadal trzymała na rękach.
- Co jest brzdącu?
- Odwiedzisz nas kiedyś z ujkiem? - zapytał przytulając się mocno do niej
- Jeśli wujek mnie zabierze to oczywiście - zachichotała.
- Ujeeeeeeeek! - krzyknął.
- Nie masz się o co martwić, zabiorę ją ze sobą nawet siłą - rzekł czym wywołał śmiech u chłopca.
Amelka ucałowała go w głowę, gdy ten kolejny raz przytulił się do niej.


~ ~ ~


Cieszył się ogromnie, gdy Amelia powiedziała mu, że wyniki jej ojca są bardzo dobre. Uspokoił się całkowicie i ulżyło mu. Mały Nico dawno już spał. A oni mieli kolejną chwilę dla siebie. Było mu trochę smutno, że jego chrześniak już jutro wraca do domu, ale zarazem wiedział jak tęskni za rodzicami. Gładził delikatnie włosy blondynki, gdy ta leżała wtulona w jego klatkę piersiową. Od pewnego czasu właśnie tak wyglądały jego wieczory. Można powiedzieć, że zamieszkał u niej. Jego dom od pewnego czasu jest tylko pustym domem. Szedł tam tylko, gdy potrzebował jakiegoś swojego innego ubrania lub jakiejś rzeczy.
- Co powiesz na to, aby spędzić święta razem? - palnął w pewnym momencie. - Zaprosimy moich rodziców i twojego tatę - dodał spoglądając w jej oczy, gdy podniosła głowę.
- Marco to dopiero wakacje a ty już o świętach myślisz? - zachichotała.
- Lubię tak czasami... - rzekł
- Pamiętaj co ci mówiłam, nie warto...
- Nie warto wybiegać w przyszłość, bo zawsze może coś się stać i zniszczyć wszystkie plany, które kiedykolwiek sobie postanowiliśmy, pamiętam spokojnie - cmoknął ją w czoło.
- Zuch chłopak - poklepała go lekko po klatce piersiowej i zaśmiała się cicho.
- Małpa - skwitował z rozbawieniem
- Niestety nie kochany, jestem człowiekiem - pokazała mu język.
Roześmiała się głośno, gdy pomocnik zaczął ją łaskotać. Rzucała się w różne strony szukając jakiejś deski ratunku. Udało jej się na chwilę wyrwać z jego uścisku i szybko pobiegła w stronę salonu. Nie potrafiła przestać się śmiać. Schowała się za swoim tatą, który również nie potrafił się nie roześmiać widząc całą sytuację.
- Jak dzieci, dosłownie jak dzieci - podsumował ze śmiechem
- Właśnie Nico! - pisnęła cicho - Idę sprawdzić, czy go nie obudziliśmy - dodała,
Na palcach poszła w stronę pokoju, gdzie drzemał chłopiec. Ulżyło jej, gdy zobaczyła, że mały chrapie w najlepsze. Wróciła do pokoju, gdzie czekał na nią Marco. Od razu porwał ją w ramiona. Kolejny raz tego wieczoru zaczął ją łaskotać.
- Głupku przestań! Obudzimy Nico!
- A co dostanę w zamian? - uśmiechnął się cwaniacko opierając swoje dłonie obok jej głowy. Zniżył się trochę i pocałował ją delikatnie w usta. Położył dłoń na jej policzku i całkowicie się rozpłynął pod wpływem jej wspaniałego pocałunku. Całował ją delikatnie i za żadne skarby nie chciał przestać. Gdy odsunęła się od niego by zaczerpnąć powietrza przytulił ją do siebie. Był tak strasznie szczęśliwy, że nie potrafił tego opisać.
- Marco..
- Słucham się słońce - spojrzał na nią.
- Dziękuje, że jesteś - powiedziała całując go.
Zasnęła chwilę później, wtulona jak zawsze w jego ramiona. Przykrył ją szczelnie i ucałował w głowę. Zrozumiał, że uzależnił się od jej dotyku, pocałunków i jej obecności. Po prostu teraz nie potrafiłby pójść do swojego domu i zasnąć bez niej obok siebie. Przyzwyczaił się do tego, że budził się obok swojej ukochanej. A później dostawał soczystego buziaka na dzień dobry.

__________________________________________________________________________

Zniknęłam wiem, za co przepraszam ;c ale po prostu nie miałam ani ochoty, czasu, pomysłu dosłownie niczego.
Zaniedbałam u was. Co postaram się jak najszybciej nadrobić dzisiaj. Więc spodziewajcie się mnie, nie wiem o której ale na pewno będę ;)
Za błędy przepraszam.
Zostawiam was z tym czymś do góry i lecę ;)
Do następnego ♥

piątek, 24 października 2014

Czternasty.

Obudził się z ogromnym uśmiechem na swojej twarzy. Był strasznie szczęśliwy bo ten cały dzień mógł spędzić tylko i wyłącznie z Amelką i Nico. Zaplanował wszystko dokładnie. Poprosił o pomoc panią Dianę, która ostatnio coraz częściej bywała u nich w domu, ale pielęgniarka z wielką chęcią zajmowała się ojcem blondynki. Uwielbiała spędzać czas z panem Antonim. Byli najlepszymi przyjaciółmi i znali się jak łyse konie. Jego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, gdy zobaczył śpiącego chłopca na swoim torsie oraz Amelkę śniącą w najlepsze na jego ramieniu. Miał ochotę się roześmiać, ale w ostatnim momencie się powstrzymał, by nie zbudzić dwójki z najważniejszych osób w jego życiu. Przymknął swoje oczy chcąc ponownie zasnąć, lecz za żadne skarby mu się to nie udawało. Ponownie spojrzał na Melę, która otworzyła swoje błękitne oczka. Uśmiechnęła się patrząc blondynowi wprost w oczy.
- Dzień dobry - powiedziała składając na jego ustach krótki pocałunek.
- Cii - rzekł cicho wskazując głową na śpiącego malca - Dzień dobry - odpowiedział szeptem 
- Jaki on jest słodki - pogłaskała go delikatnie po główce, co spowodowało, że chłopiec mlasnął kilka razy i zaczął mruczeć coś pod nosem. - To akurat ma po sobie - zachichotała cichutko
Blondyn pokazał jej tylko język. Dziewczyna ostrożnie wzięła na ręce Nico, by Marco mógł wstać. Delikatnie położyła go do wolnego łóżka i przykryła szczelnie kołdrą. We dwójkę wyszli na palcach z pokoju. Skierowali się do kuchni. Zaparzyli świeżą kawę, której zapach roznosił się po całym domu. Usiedli przy stole w ogrodzie popijając czarny napój i rozkoszując się przepiękną pogodą. Reus chwycił dłoń Amelii, która leżała na stole i lekko zaczął ją gładzić. Nie mógł uwierzyć, że ona jest tutaj naprawdę. Przeczuwał, że bal będzie jakiś wyjątkowy, dlatego chciał by już się odbył. Niestety musiał poczekać jeszcze tydzień. Siedem dni, które dłużyły się niemiłosiernie. 
- Nawet nie wiem kiedy on przyszedł do nas w nocy - zaśmiał się - Nie czułem w ogóle, gdy kładł się na moim brzuchu - dodał 
- Ale słodko wyglądaliście - pochwaliła spoglądając na niego z wielkim uśmiechem na swojej twarzy.
- Kiedyś taki widok będziesz miała codziennie - rzekł całując wierzch jej dłoni.
- Słucham? - zapytała zdziwiona nie rozumiejąc do końca jego słów.
- Chodzi mi o to, że gdy już będziesz moją żoną i matką naszych cudownych dzieci to taką sytuację będziesz widywać codziennie..
- Oj Marco, nie wybiegaj w przyszłość - odpowiedziała spokojnym tonem - Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam jutro. - przytuliła się do niego.
- Wiem Mell, wiem - szepnął całując ją w czubek głowy i obejmując czule ramieniem - Ale masz moje zapewnienie, że jesteś tą jedyną - dodał.
- Hej ciociu, hej ujku! - usłyszeli radosny głos Nico, który w swojej piżamce kroczył w ich stronę.
- No cześć łobuzie! jak się spało na moim brzuchu co? - zaśmiał się Marco sadzając chłopca na swoich kolanach.
- Tlochę twaldo - odparł uśmiechnięty kradnąc Reusowi kanapkę z talerza. Amelka zachichotała cicho pod nosem. Choć całkowicie się rozpłynęła widząc jak mały zajada wraz z Marco śniadanie. Jedli na zmianę, raz on, raz chłopczyk. To zmiękczyło jej serce. Przypomniały jej się stare czasy, gdy ona również tak jadła posiłki.
Gdy całą trójką ogarnęli się po śniadaniu, blondyn od razu zabrał ich na zaplanowane miejsce. Z radością kroczył trzymając szczelnie dłoń Meli. Obserwował jak mały skocznym krokiem idzie przed nimi. Cieszył się ogromnie. Nie wiedział dlaczego to robił, ale wyobraził sobie ich spacery za kilka lat. On, Amelia jako jego piękna żona i ich synek lub córeczka. Choć dziewczyna miała wielką rację, że nie warto wybiegać myślami w przyszłość bo wszystko może runąć w jednej chwili, ale on nie potrafił, to było silniejsze od niego. To miłość do Amelki była aż tak silna...


~ ~ ~ 


Nie ukrywała tego, że wyznanie Marco trochę ją zdziwiło i zawstydziło, ale w głębi serca bardzo się ucieszyła z tego powodu, że jest aż tak ważna w jego życiu. Choć miała swoje zdanie na temat planowania sobie przyszłości, to gdzieś w środku miała naprawdę wielką nadzieję, że akurat to wydarzenie w jej życiu się spełni. Chciała być matką jego dzieci, bo strasznie mocno go kochała. Z uśmiechem na twarzy spoglądała jak bawi się z Nico w berka. Wiedziała jak bardzo kocha tego malca. Chłopiec był dla niego wszystkim. Ich śmiech roznosił się po całej polanie. Rozglądała się dookoła. Było przepięknie, w około nie było żadnej ulicy, żadnych samochodów, czy tysięcy ludzi. Tylko cisza i spokój. Choć czasem przerywanych rżeniem koni z niedalekiego pastwiska. Oraz śmiechów tych dwóch panów, którzy w tym momencie tarzali się na trawie. Położyła się na plecach i obserwowała cudowne błękitne niebo oraz chmury, które przypominały przeróżne kształty. Westchnęła cichutko i przymknęła swoje oczy rozkoszując się przyjemnym ciepłym wiaterkiem i promieniami słońca, które padały na jej twarz.
- Ciocia! - zawołał Nico
- Co się stało kochanie? - zapytała spoglądając na niego.
- Plosę! - rzekł podając jej malutki bukiecik z polnych kwiatków.
- O jejku, dziękuje! - uśmiechnęła się szeroko, przytulając chłopca do siebie i dając mu buziaka.
- Nico! - pisnął Reus.
- Ujek Malco też zbierał - dodał szybko.
Mela spojrzała na wyszczerzonego piłkarza. Pokręciła bezradnie głową nie robiąc ani jednego gestu.
- Słoneczko no! - jęknął.
Blondynka zaśmiała się cicho wracając do swojej poprzedniej czynności, czyli wpatrywania się w chmury i rozkoszowania się ciepłem słoneczka, lecz nie na długo. Marco stanął tuż nad nią czekając na jej reakcję.
- Nie dasz mi spokoju? - zapytała radośnie
- Nie ma mowy - odparł kładąc się obok niej. - Nicuś chodź do nas!
- Oj Marco, Marco - uśmiechnęła się odwracając głowę w jego stronę.
- Czyli nie dostanę buziaka? - dopytywał
- Przykro mi - rzekła robiąc smutną minkę.
- W takim razie sam sobie wezmę - powiedział przyciągając ją w swoją stronę. Pocałował ją delikatnie, po chwili odsuwając się od niej z zwycięskim uśmiechem. - I już...
Amelia zachichotała pod nosem sprawiając, że uśmiech Reusa powiększył się i to bardzo. Wrócili do domu późnym popołudniem. We trójkę spędzili cudowny dzień. Marco przygotował wszystko idealnie. Cisza, spokój, piknik i tylko oni trzej. Chłopiec wraz z dziewczyną byli strasznie zmęczeni. Razem oglądali film w pokoju dziewczyny. Piłkarz nawet nie zauważył, jak Amelia i Nico zasnęli wtuleni w niego z obu stron. Skierował swój wzrok, gdy drzwi do pokoju się otworzyły. Spojrzał na pana Antka, który posłał mu wielki uśmiech.
- Marco...dz.. - westchnął głośno spoglądając na blondyna - Dziękuje, że jesteś przy niej - dodał.
- Nie ma za co dziękować proszę pana - blondyn posłał mu uśmiech - Kocham ją, i będę już na zawsze...
Pan Antoni skinął mu tylko głową i wyjechał wózkiem z pokoju swojej córki. Zamknął za sobą drzwi. Długo i bardzo mocno myślał nad słowami, które wypowiedział ojciec Amelki. Nie miał pojęcia czy one miały oznaczać, coś złego czy też po prostu wyrazić to, że on również jest szczęśliwy tak jak Amelka. Postawił na tym drugim i chyba był to najlepszy wybór...

__________________________________________________________________________

Jestem z kolejnym. Dzisiaj na czas. :)
Nie zwracajcie uwagi, że jest on przed północą :D
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Za błędy bardzo mocno przepraszam, ale jestem zmęczona i nie potrafię nic wyłapać :)

Następny pewnie za tydzień w piątek, lub niedzielę. Nie wiem, mam w następnym tygodniu tyle sprawdzianów i kartkówek, że już się boję i uczę od dzisiaj. Mam nadzieję, że sobie poradzę.

Nawet nie wiecie jak się cieszę, w końcu jadę na mecz Lecha <3. Choć mama nie była bardzo zadowolona tym pomysłem, bo nadal mam osłabioną odporność i łatwo żebym zachorowała, ale jakoś udało mi się ją namówić. ;)

Do następnego ♥

niedziela, 19 października 2014

Trzynasty.

Od godziny wraz z małym była w galerii. Nico bardzo chciał z nią pójść, a ona z wielką chęcią wzięła go ze sobą. Bal zbliżał się nieubłaganie, a ona nie miała co na siebie włożyć. Jej szafę zajmowała tylko jedna sukienka, której nie nosiła od lat i nie miała zamiaru jej nigdy zakładać by jej nie zniszczyć. Z tą sukienką wiązały się jej wspomnienia z mamą. Chłopiec wraz z panią, która pracowała w sklepie pomagali jej wybrać. Jak na razie żadna z przymierzanych pięciu nie przypadła żadnemu z nich do gustu. Amelia miała już pomału dość, ale wiedziała, że musi jakąś znaleźć.
- A co powiecie na tą? - zapytała wychodząc w długiej, czerwonej sukni wieczorowej.
Nico pokiwał przecząco głową jej błagalny wzrok przebiegł na sprzedawczynię, która miała takie samo zdanie jak chłopiec.
- Psymies inną ciociu - rzekł mały
- Jak sobie życzysz - uśmiechnęła się wchodząc z powrotem do przymierzalni. Wzięła do ręki siódmą już sukienkę i włożyła na siebie. Przejrzała się w lustrze, ale całkowicie jej się nie podobała. Jej zdanie było potwierdzone przez dwójkę siedzącą na malutkiej kanapie w sklepie. Gdy przymierzyła już wszystkie, które miała przyniesione po raz kolejny chodziła po sklepie wybierając następne. Sprzedawczyni i nawet Nico pomagali jej w szukaniu. Następnych dziesięć sukienek wylądowało w jej rękach. Przymierzała każdą po kolei, ale niestety żadne nie pasowała. Była już strasznie zmęczona, minęły kolejne dwie godziny a ona nic nie miała. Ostatnia sukienka była jej ogromną nadzieją. Wyszła z mieszanymi uczuciami przed zasłonę przymierzalni. Rozłożyła swoje ręce czekając na reakcję chłopca jak i sprzedawczyni. Obróciła się dookoła własnej osi na polecenie kobiety, której twarz wyrażała wielkie zachwycenie.
- Wyglądasz przepięknie - powiedziała
- Ujek zemdleje z wlazenia! - pisnął radośnie Nico.
- Tak sądzicie? - zapytała niepewnie - Mam trochę mieszane uczucia co do niej - dodała spoglądając na nich.
- Uwierz, mały zna się na rzeczy!
- To czyli co Nicuś ta? - uśmiechnęła się do chłopca, który na potwierdzenie machał energicznie głową. Wróciła by przebrać się w swoje ubrania i po zapłaceniu wraz z chłopcem za rękę wyszła ze sklepu. Mały był wręcz zachwycony. Zmęczona, ale radosna wróciła z Nico do domu. Już w drzwiach przywitał ich cudowny zapach jakiegoś smakołyku. Pognała szybko do swojego pokoju, by schować sukienkę i ruszyła w kierunku kuchni. Zastała tam blondyna, który ubrany w fartuszek w babeczki i Myszkę Mini przyrządzał posiłek.
- Ślicznie ci w tym - zachichotała łapiąc za skrawek fartuszka
- Dziękuje bardzo - odparł - Bardzo miłe powitanie? - zapytał spoglądając na nią.
Zaśmiała się cicho i mówiąc cichutkie hej pocałowała go w usta. Reus jak to Reus od razu na jego twarzy pojawił się ogromny banan.
- Siadajcie do stołu, zaraz podaję - powiedział
- Ujek a nie otlujesz nas?
- O ty! Jeszcze będziesz błagał o moje pyszne naleśniki jak będziesz u mnie - uśmiechnął się do śmiejącego się chłopca.
- Tak mi zlobisz - rzekł
- No wiem - odparł rechotając cicho i zaczął nakładać dania na talerze.

~ ~ ~ 


Nico padł już po dziewiętnastej. Zakupy wymęczyły go strasznie, tak jak Amelię. Blondyn siedział właśnie na kanapie w jej salonie i wpatrywał się w ekran telewizora. Choć całkowicie nie wiedział o co chodzi w filmie. Cały czas myślał o pięknej blondynce, która siedziała na fotelu znajdującym się po drugiej stronie stolika. Szybko przeniósł na nią swój wzrok. Siedziała zaczytana w książce. Wiedział, że była w swoim świecie. Nie mógł przestać się jej przypatrywać. Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Zamyślił się i nawet nie zauważył, jak Amelka oderwała się na chwilę od lektury.
- Marco? - powiedziała - Marco!? - powtórzyła machając mu ręką przed oczami.
- Przepraszam, zamyśliłem się - wytłumaczył posyłając jej lekki uśmiech.
- O czym tak intensywnie myślałeś, że straciłeś kontakt ze światem?
- Raczej o kim - rzekł wpatrując się w jej oczka - O tobie, moja śliczna - dodał widząc w jej oczach różne uczucia. Strach, zdziwienie, pragnienie wytłumaczenia. Ujrzał również ulgę, gdy wypowiedział ostatnie słowa,
- Mam się bać? - zaśmiała się cichutko nie przestając spoglądać w jego oczy. Blondyn wstał z kanapy i podszedł do niej. Ukucnął tuż obok fotela. Uśmiechnął się słodko i kolejny raz tego dnia zaczął wpatrywać się w jej piękne błękitne oczka.
- Nie masz czego - mruknął zamykając jej usta w przyjemnym pocałunku. Dla Amelii to co się teraz działo wydawało się snem, lub historią z jakiejś bajki. Często zastanawiała się czy nie uczestniczy w jakimś filmie lub czymś innym, ale gdy budziła się rano przytulona do jego ciepłego i wspaniałego ciała rozumiała, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie jest to żadna denna i cały czas powtarzająca się bajka, która zawsze kończy się wspaniale. To było prawdziwe życie i żadne z nich nie wiedziało, czy będzie tak wspaniałe już do końca czy jednak nie...
 - Moje serduszko - szepnął odsuwając się na chwilę od jej ust. Tylko na chwilę, bo pragnął ich strasznie. Nie potrafiła ukryć uśmiechu, który zawitał na jej twarzy. Zakochała się była tego pewna. I zawsze gdy Marco zapewniał ją o swojej miłości chciała mu powiedzieć te dwa piękne i najważniejsze słowa Kocham Cię, ale najprościej w świecie nie potrafiła i nie wiedziała dlaczego. Stwierdziła, że musi jeszcze trochę poczekać, i wiedziała, że on zaczeka razem z nią. Przytuliła się do niego bardzo mocno. On zrozumiał i dokładnie wiedział o co jej chodziło, mimo iż nie wypowiedziała tych słów.
- Chodźmy już spać, jest późno - powiedział cicho chwycił jej rękę i ciągnąc ją za sobą skierował się w stronę jej pokoju. Położył się na łóżku i przytulił ją do siebie mocno. Przykrył ich szczelnie kołdrą i ucałował ją w czoło. Jej śmiech słychać było w całym pokoju, on również nie potrafił przestać się śmiać.- A co do balu - zagadnął - To będę po ciebie o osiemnastej - dodał.
- Erik nadal rozpacza nad tym, że idziesz ze mną a nie z nim? - zachichotała
- Niestety - rzekł - Powiedział, że pójdzie do sądu o alimenty - słysząc to wybuchnęła jeszcze większym śmiechem. On również nie potrafił się powstrzymać. Pocałował ją czule w usta. Gdy oddała jego pieszczotę rozchylił jej usta swoimi a ich języki rozpoczęły namiętny taniec, którego żadne z nich nie miało zamiaru kończyć. - Dobranoc mój najcenniejszy skarbie - szepnął po czym zgasił lampkę stojąca na stoliku nocnym.

____________________________________________________________________________

Nie mam pojęcia co to w ogóle jest, nie mam swojego wytłumaczenia na to, że znów nie jestem na czas. Ale ostatnio mam jakiś kryzys. Nie daje sobie z niczym rady. Ani w szkole co równa się ze słabymi ocenami ani we własnym życiu ;c
Więc bardzo przepraszam za to coś do góry. Chociaż, że mam mnóstwo weny by pisać tutaj rozdziały nie potrafię sensownie przelać pomysłu tutaj by był choć ład i skład i w ogóle coś wyszło ;/
Przepraszam. ;c
Następny pewnie również w niedzielę. Nie dam rady wyrabiać się w piątki. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*
Za błędy przepraszam.

poniedziałek, 13 października 2014

Dwunasty.

Spacerowali pomalutku po całym mieście. Marco cały czas trzymał kurczowo jej dłoń i nie zamierzał jej puścić. Co chwila posyłał jej słodkie uśmiechy, gdy spoglądała na niego. Był strasznie szczęśliwy, że mógł być z nią. Zabrał ją znów w to samo miejsce. Na pomost. Usiedli na jego końcu wpatrując się w dal. Amelka położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła swoje oczy. Zawsze gdy czuła jego obecność przy sobie była bezpieczna, radosna a zarazem bardzo szczęśliwa.
- Co powiesz na to, żeby to było takie nasze miejsce - zaproponował uśmiechając się lekko - Nasze i tylko nasze, nikt o nim nie będzie wiedział tylko my - dodał, ponownie chwytając jej delikatną dłoń. Splótł ich ręce i położył je na swojej nodze.
- Zgadzam się w stu procentach - odparła spoglądając mu w oczy - Masz świetne pomysły - zachichotała.
- To dlaczego się śmiejesz? - zapytał rozbawiony
- Bo jesteś śmieszny - wystawiła mu język.
- Woda jest chyba zimna, może chcesz się przekonać co?
- Nawet nie próbuj mnie do niej wrzucać blondyno! - rzekła spoglądając na niego groźnie.
Reus uśmiechnął się szeroko i zbliżył w jej stronę swoją twarz. Pocałował ją czule w usta. Odwzajemniła jego gest całkowicie oddając pocałunek. Oderwał się od niej po chwili.
- Zimno się robi, wracamy? - spojrzała na niego
- Pewnie - rzekł wstając.
Podał jej swoje dłonie i pomógł jej wstać. Amelka wtuliła się w jego ciało było jej chłodno, a ciepło bijące od jego ciała było dla niej jak niewidoczne ognisko, przy którym mogła się ugrzać. Marco widząc jak gęsia skórka wychodzi na jej ciele podarował jej swoją bluzę. Kolejny raz spotkał się z jej groźnym wzrokiem. Cmoknął ją w usta, dając jej znak, że nie przyjmuje odmowy. Amelka bez słowa założyła ciepłą bluzę piłkarza. Pachniała jego cudownymi perfumami, od których się uzależniła. Wciągnęła ich zapach głęboko do płuc. Ten widok rozśmieszył pomocnika do łez.
- Co tak rechoczesz?! - zapytała spoglądając na niego z uśmiechem na ustach. - Nie moja wina, że one uzależniają - dodała
- Mam rozumieć, że to one cię uzależniły a nie ja? - podniósł jedną brew ku górze.
- Niestety - zrobiła smutną minkę, lecz nie na długo. Zachichotała głośno, gdy zobaczyła jak Reus udaje obrażonego. - E e to ci nie wychodzi - mruknęła zatrzymując go. Złapała jego dłoń i splotła ją wraz ze swoją. Uniosła ją na wysokość taką, aby blondyn mógł dokładnie je widzieć. - Jesteś tylko mój i będziesz już na zawsze - mruknęła zarzucając dłonie na jego szyję. Musnęła lekko jego usta. Wyczuła jak pojawia się na nich uśmiech. Marco przejął inicjatywę i całował jej wargi z ogromną miłością. - Wracamy czy nie? - zaśmiała się odrywając się od jego ust. Ruszyła szybkim krokiem zostawiając chłopaka z tyłu. Ogromny uśmiech zagościł na jej twarzy. Piłkarz podbiegł do niej i chwycił ją mocno za rękę, sprawiając, że stanęła. Z determinacją wpił się w jej usta jak pijawka.
- Kocham cię najmocniej na świecie. Pamiętaj - powiedział odsuwając się od niej i łapiąc jej dłoń. Ucałował ją w głowę i ruszyli z powrotem w kierunku domu. Cały czas kąciki ich ust były skierowane ku górze i przez jakiś czas w ogóle nie miały zamiaru opadać.  Minęła godzina, zanim znaleźli się pod domem osiemnastolatki. Weszli razem do środka i mijając w salonie panią Dianę i jej ojca skierowali się do jej pokoju. Marco od razu położył się na łóżku i podpierając się na łokciu obserwował uważnie swoją ukochaną. Cały czas w jego głowie krążyły jej słowa Jesteś tylko mój i będziesz już na zawsze. Ucieszył się bardzo. Zrozumiał, że jej też zależy. Gdy przechodziła obok niego, chwycił jej dłoń. Amelka spojrzała na niego pytającym spojrzeniem. Blondyn poklepał miejsce obok siebie, a dziewczyna wykonała jego prośbę. Usiadła opierając się o jego brzuch. Nogi podciągnęła pod szyję i spoglądała na niego.
- Słucham? - zapytała posyłając mu słodki uśmiech, którego nie potrafił nie odwzajemnić. Pociągnął ją tak, że leżała nad nim. Patrzył jej głęboko w oczy i zbliżył się do niej kolejny raz zaczął całować jej usta. Swoje ręce zaplótł na dolnej części jej pleców.
- Co ty ze mną robisz - westchnął pomiędzy buziakami.
- Nie mam pojęcia - odparła - Ale wiem jedno - dodała
- Co takiego? - spytał odsuwając się na chwilę od jej warg
- To samo co ty robisz ze mną - uśmiechnęła się szeroko ponownie całując jego usta. Zaśmiał się cicho oddając pieszczotę, lecz to on po chwili znów przejął inicjatywę.
- O jej słodkości - usłyszeli głos pani Diany - Chodźcie na ciasto i herbatę.
- Już idziemy - odparła - No ruszaj ten swój umięśniony tyłek - zachichotała klepiąc go w pośladek.
- Oo ty mój zboczeńcu mały - zaśmiał się głośno biorąc ją na ręce i przerzucając ją sobie przez ramię. Ich śmiechy było słychać w całym domu. Na twarzy pana Antoniego pojawił się ogromny uśmiech. Był strasznie szczęśliwy, że Amelka również jest. Marco puścił ją dopiero w salonie obok kanapy. Usiedli obok siebie. Blondynka położyła swoje nogi na jego. Dyskutowali żywo o różnych sprawach. Pomocnik cały czas obejmował Melę w pasie, drugą trzymał kurczowo kubek gorącego napoju. Tak było mu dobrze, chciałby aby tak już było zawsze.


~ ~ ~


Z uśmiechem przyglądała się jak Marco leży i bawi się jej włosami. Patrzył na nią z czułością i ogromną miłością, którą było widać już z kilometra. Nie potrafił przestać. Strasznie mu na niej zależało. Była jego marzeniem. Założył kosmyk jej włosów za ucho i położył dłoń na jej policzku.
- Uwielbiam to ciepło, które od ciebie bije - powiedziała kładąc głowę na jego nagim torsie. Nie przestawała na niego spoglądać. Reus był zakochany w niej na zabój. Czuł się jak szesnastoletni szczeniak, który zakochał się w przyjaciółce, ale zupełnie nie miał pojęcia co to jest prawdziwa miłość. I tu właśnie była różnica. Bo Marco wiedział. Myślał, że jego prawdziwą a zarazem pierwszą miłością była Caro, ale na szczęście się pomylił. Tamto było tylko głupim zauroczeniem. Jego prawdziwą miłością była właśnie Amelka. Był tego w zupełności pewien. A co najważniejsze bardzo cieszył się z tego powodu.
- A czego we mnie nie uwielbiasz? - zapytał nagle
- Nie mam pojęcia, jesteś ideałem Marco - odpowiedziała z przekonaniem w głosie.
- Ideały nie istnieją Amelko - rzekł - Każdy ma jakieś wady i zalety. Są ludzie, którzy ranią na każdym swoim kroku, są ludzie, którzy na każdym kroku dostają mnóstwo szczęścia, inni nie mają takiej okazji. Są ludzie, którzy nie mają niczego a także tacy co maja wszystko, ale ideałów nie ma. Ja też nim nie jestem. - powiedział czule.
- To w takim razie jesteś moim księciem na białym koniu, o którym marzy każda księżniczka w przeróżnych bajkach. - rzekła.
- Kocham cię Mell - powiedział przyciągając ją do siebie. Pocałował ją delikatnie. To co się z nim działo, gdy jej usta były połączone z jego było nie do opisania. Wariował strasznie. Motyle rozsadzały jego brzuch, a przyjemne dreszcze wędrowały po jego ciele za każdym razem. Amelka wtuliła się mocno w jego ciało. Objął ją szczelnie wpatrując się w czarny ekran telewizora. Miał ochotę skakać z radości. On wiedział dokładnie, ciężko jej powiedzieć te dwa najważniejsze słowa. Choć strasznie pragnął usłyszeć z  jej ust słowa Kocham cię, to wiedział, że musi poczekać. Był jej pierwszą miłością, rozumiał. Ciężko wypowiadać te słowa, tak po prostu po raz pierwszy. Poczeka, a gdy je usłyszy będzie skakał z radości. Obiecał to sobie. Spojrzał na Amelkę, która z zamkniętymi oczkami smacznie sobie spała. Jej klatka piersiowa poruszała się lekko w dół i w górę. Ucałował ją delikatnie w głowę i zgasił lampkę stojącą na stoliku nocnym tuż obok łóżka. Kąciki jego ust podniosły się wysoko w górę, gdy usłyszał jej lekkie pomrukiwanie. Miał ochotę się zaśmiać, ale nie zrobił tego, ponieważ wiedział, że może ją obudzić. Jego powieki stawały się coraz cięższe i nie miał zamiaru dłużej już z nimi walczyć. Pozwolił zabrać się do krainy snu.
- Ujeeek! - krzyk Nico jak i ciężar na jego brzuchu wybudził go ze wspaniałego snu. Zorientował się, że już był ranek. Promienie słońca wpadały przed odsłonięte rolety do środka, a lekki wiaterek rozwiewał firanki. - Wstawaj!!
- Nico? - powiedział zdziwiony. Ziewnął przecierając oczy. Chciał się obudzić do końca czy czasem mu się to nie śni. - Co ty tutaj robisz brzdącu? - dodał uśmiechnięty łaskocząc go po brzuchu.
- Mama mnie psywiozła - odpowiedział.
Marco zdezorientowany spojrzał na Amelkę, która uśmiechała się szeroko stojąc w drzwiach.
- Melanie do ciebie dzwoniła rano. Odebrałeś przez sen i zacząłeś jej coś mamrotać. Więc postanowiłam wziąć od ciebie ten telefon i porozmawiałam z nią. Zapytała czy moglibyśmy się nim zająć przez dwa dni bo musieli wyjechać do Berlina coś załatwić. Zadzwonisz do niej to się dowiesz - wytłumaczyła.
- To czyli malcu zostajesz z wujkiem dwa dni cieszysz się? - zapytał podnosząc go do góry.
- Ocywiście! - pisnął radośnie - Ale z ciocią tes? - zapytał spoglądając na Amelkę.
- Pewnie, że tak maleńki - powiedziała całując malca w główkę.

___________________________________________________________________________

Wreszcie udało mi się dodać, przepraszam was, że dopiero teraz, ale mam mnóstwo nauki i innych obowiązków. Dzisiaj akurat mam wolne w szkole więc nadrabiam wasze blogi i na swoim. Choć szczerze powiem, że to same flaki z olejem, nie wyszedł mi znów ;)
Za błędy z całego serduszka przepraszam ;*
Mam nadzieję, że w piątek będę już normalnie. 
Do następnego ♥

A i jeszcze jedno :)
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DOMI ❤ Dużo zdrowia, szczęścia i wszystkiego co najlepsze kochana! <3 ;*

niedziela, 5 października 2014

Jedenasty.

Z ogromnym uśmiechem na twarzy spoglądał na Amelkę, która radośnie dyskutowała z Mario jak i Erikiem. Obejmował ją czule ramieniem i nie miał zamiaru jej puszczać. Był szczęśliwy, że w tym ważnym dla niego dniu była na trybunach i wspierała go. Ta bramka była dla niej i tylko dla niej. Z radością spojrzał na medal wiszący na jego szyi. Całkowicie się wyłączył. Tak skupił się na myśleniu o niej, że nie miał pojęcia o czym dyskutowali. Było już strasznie późno, gdy wracali do domu. Blondyn zostawił samochód na parkingu stadionu. Wypił trochę piwa z chłopakami i nie miał zamiaru wsiadać za kółko. Obejmował ją czule w pasie, i nie miał zamiaru puszczać. Ucałował ją w głowę, gdy wtuliła się w jego ciało.
- Jesteś wspaniały - powiedziała unosząc swoją głowę by spojrzeć mu w oczy.
- Ja wiem - posłał jej wielki uśmiech
- I na dodatek bardzo, ale to bardzo skromny - zachichotała
- Ja wiem - powtórzył nie przestawiając się uśmiechać.
- Chyba się zaciąłeś.. - rzekła
- Ja wiem...
- Zaktualizuj słownik Marco, bo słów ci chyba brakuje - pokazała mu język. Puściła go i przyspieszyła swój krok. Reus szybko ją dogonił i biorąc ją na ręce przełożył ją sobie przez ramię. Ich śmiech zbudził pewnie połowę mijanych domów, ale nie przejmowali się tym. Nie zwracając uwagi na jej protesty i prośby by ją postawił maszerował dalej w stronę domu. Dortmund o tej porze dudnił jeszcze życiem. Kibice tego dnia nie mieli zamiaru wracać do domu. Chcieli tylko uczcić piękne zwycięstwo ich ukochanego klubu. Po dziesięciu minutach doszedł na ich ulicę. Postawił ją dopiero, gdy znaleźli się pod drzwiami jej domu. Amelka pokręciła bezradnie głową spoglądając w jego oczy. Ta dziewczyna robiła z nim coś, czego nie potrafił opisać. Przyciągała go do siebie za każdym razem, gdy tylko ją zobaczył. Przybliżył się do niej kładąc dłonie na jej biodra. Oparł swoje czoło o jej i lekko zaczął bujać się na boki.
- Wariuję..
- Co takiego? - zapytała zdziwiona jego słowami. Patrzyła wprost w jego piękne oczy i nie mogła przestać.
- Wariuję, gdy cię widzę, gdy jesteś obok, gdy jesteś blisko - wyjaśnił - Wariuję bo strasznie cię kocham Mell - dodał.
W jego oczach mogła ujrzeć tą cudowną iskierkę, która nagle zabłysła, gdy wypowiedział te słowa. Uśmiechnęła się i pocałowała delikatnie. Wypowiedział te słowa po raz drugi i po raz drugi miały tą wspaniałą magię. Magię, która sprawiła, że przez jej ciało przeszły cudowne dreszcze, jej serce przyspieszyło swoje bicie, a co najważniejsze poczuła się niesamowicie. Uwielbiała, gdy był przy niej. Gdy czuła dotyk jego miękkich i ciepłych ust na swoich rozpływała się, traciła grunt pod swoimi nogami, które momentalnie stawały się jak z waty.
- Uwielbiam być w twoich ramionach - szepnęła mu na ucho co wywołało u niego ogromny uśmiech. Pocałował ją po raz kolejny tego dnia. A szczerze mógł przyznać, że mógłby to robić przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Zostaniesz na noc? - zapytała spoglądając na niego. Skinął jej potwierdzająco głową i cmoknął w skroń.
- Jeśli moja królewna tego pragnie to zostanę - odparł - I zostanę również przy tobie już na zawsze - dodał.
Po cichutku weszli do środka, by nie zbudzić pana Antoniego. Skierowali się wprost do pokoju dziewczyny. Westchnął cicho, gdy leżał już w łóżku i czekał na Amelkę. Nie mógł uwierzyć, że spotkało go tak wielkie szczęście. Założył ręce za głowę i wpatrywał się w jej zdjęcie, które wziął z biurka. Mell była kopią swojej rodzicielki. Wyglądała identycznie jak ona. Identyczne oczy jak i usta. Obydwie były przepiękne...
- Co robisz?
- Oglądałem zdjęcie - rzekł odwracając wzrok w jej stronę
- Mama była najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałam. - powiedziała kładąc się obok niego. Podniósł swoją rękę ku górze, pozwalając jej przy tym przytulić się do niego. Amelka położyła głowę na jego klatce piersiowej i spojrzała na zdjęcie sprzed lat. Gdzie ona, tata oraz jej mama siedzieli na ogromnej huśtawce i z ogromnymi uśmiechami na twarzach za pozowali do zdjęcia.
- Masz rację, była piękna - powiedział kładąc dłoń na jej plecach - Ale ty również jesteś. Ty i twoja mama jesteście jak dwie krople wody. Masz takie same oczka i usta jak ona. Śliczne, długie blond włosy. - dodał
- Tęsknie za nią - westchnęła smutno - Ale wiem, że jest przy mnie zawsze. Troszczy się o mnie, złości się jak i martwi oraz cieszy tam z góry. Wiem, że nigdy mnie nie opuściła i zawsze będzie ze mną. Może nie ciałem, ale duchem. To mi zawsze dodaje otuchy - rzekła podnosząc się na rękach i całując go delikatnie - Jest już późno, chodź idziemy spać...
- Dobranoc moja piękna królewno - uśmiechnął się cmokając ją w usta.
- Dobranoc mój księciu na białym koniu - szepnęła zatapiając się w jego ramionach...


~ ~ ~ 


Przez całą noc czuła przyjemne ciepło, które biło od jego ciała. Obudziła się z wielkim uśmiechem na twarzy, gdy nadal czuła jego dotyk. Uniosła swoją głowę ku górze, i napotkała jego wyszczerzoną twarz. Pocałował ją delikatnie na powitanie i zaczął bawić się kosmykami jej włosów. Za żadne skarby nie chciała wstawać, mogłaby się tak wylegiwać całe dnie i noce. Byleby tylko on był obok niej.
- Mmm - mruknął podczas pocałunku. - Możesz mnie tak witać codziennie - dodał uśmiechając się szeroko.
- Przecież zawsze cię tak witam głupku - zachichotała.
- Chodziło mi o to, że zawsze będę budził się obok ciebie a ty obdarzysz mnie twoim wspaniałym buziakiem na dzień dobry i przytulisz się do mnie mocno - wytłumaczył skradając z jej ust kolejny pocałunek. Uśmiechnęła się szeroko wtulając się w jego ramiona co odwzajemnił. Objął ją szczelnie swoimi ramionami cały czas mając na swoich ustach ten przepiękny uśmiech.
- No nic, trzeba wstawać - poklepała lekko dłonią po jego brzuchu i zaczęła się podnosić.
- Jeśli myślisz, że ci pozwolę, to jesteś w błędzie - zaśmiał się przyciągając ją do siebie. Pocałował ją namiętnie. Ogromnie się cieszył, że była przy nim. Gdy zasnęła on wpatrywał się w nią przez pół nocy z ogromną czułością i miłością jak w ósmy cud świata. Kochał ją tak strasznie mocno. Był przekonany o tym już w stu procentach. Cieszył się również z tego powodu, że pan Antek akceptuje go całkowicie jak i jego zawód. Mimo, że wie iż nie będzie go często w domu, nie wytyka mu tego, ani nic w tym stylu. Dla pana Antoniego liczy się jedynie to, że jego ukochana córeczka jest ogromnie szczęśliwa. Z cichym westchnięciem wstał z ciepłego łóżka, ale gdy Amelka skradła z jego warg kolejny pocałunek całkowicie zmienił mimikę swojej twarzy. Usłyszał tylko jej przesłodki śmiech, gdy kierowała się w stronę łazienki.
- Pobiegnę się przebrać, zaraz wracam - powiedział przez drzwi - Będziesz na mnie czekać? - zapytał opierając się o drzwi łazienki i uśmiechając się szeroko.
- Nie - zachichotała
- Dobra - rzekł udając smutek. Wyszedł z jej pokoju i skierował się do wyjścia. Nie umknął czujnej uwadze pana Antka, który spoglądał na niego z kuchni.
- Cześć Marco - rzekł przykuwając uwagę blondyna na swoją osobę.
- Dzień dobry - odparł podnosząc kąciki swoich ku górze. - I do zobaczenia - dodał po chwili znikając za ogromnymi, białymi drzwiami. Nie wiedział dlaczego się tak zachował, ale czuł się trochę niezręcznie. Dla pana Antoniego był to pewnie dziwny widok, że on wychodził z pokoju jego córki nieogarnięty, z rozczochranymi włosami. Postanowił, że jeśli mają się tłumaczyć to musi chociaż jakoś wyglądać. Choć oni nie mieli powodu by się tłumaczyć. Wchodząc do domu od razu pobiegł do sypialni i biorąc z niej dresy i jedną z koszulek oraz bieliznę pognał wziąć szybki prysznic. Po dwudziestu minutach znów kierował się do domu blondynki. Zapukał dwa razy i wszedł do środka. Znalazł Amelkę w kuchni, gdy szykowała śniadanie do wszystkich. Zbliżając się do niej udał smutnego. Spojrzała na niego lekko wkurzona, a on z trudem powstrzymywał się by się nie roześmiać.
- Chyba nie jesteś zły o tamto - powiedziała machając nożem. Wyciągnął z jej dłoni ostry przedmiot i położył go na szafkę. Nie odzywał się ani słowem - Marco! - pisnęła. Wtedy nie wytrzymał, roześmiał się głośno obejmując ją w pasie. Uderzyła go ścierką w tors.
- Żartowałem - szepnął skradając z jej ust buziaka.
- Oj dzieci, dzieci - usłyszeli za sobą głos jej ojca - Jacy wy jesteście słodcy - dodał zajmując swoje miejsce przy stole, gdzie nie było krzesła. - Ale mam nadzieję, że nie zostanę dziadkiem jeszcze - wypalił podkreślając ostatnie słowo. Oczy dwójki o mało nie wyszły ze swoich orbit.
- Tato, ale my wcale nie.. - za jąkała się spoglądając na niego.
- Pomiędzy nami do niczego nie doszło proszę pana - rzekł pewnie Reus
- Ale nawet jeśli i by doszło, to nie mogę wam tego zabronić kochani. Jesteście dorośli i całkowicie wiecie co robicie. - odpowiedział - No już nie patrzcie się na mnie jak na jakiegoś kosmitę - zaśmiał się - W życiu każdego ojca musi przyjść czas by porozmawiać o takich rzeczach. Twój ojciec pewnie już to zrobił, ale ja jakoś zwlekałem...
- Spokojnie tatusiu ja wiem wszystko a co najważniejsze wiem jakie mogą być konsekwencje - odpowiedziała
We trójkę zjedli śniadanie przygotowane przez piłkarza i blondynkę. Marco wziął ją na długi spacer, trzymał jej dłoń. Ten cały dzień chciał spędzić tylko i wyłącznie z nią.

___________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że nie zbrzydziła się wam jeszcze ta cukierkowa atmosfera, ale ona jeszcze przez kilka rozdziałów będzie. ;)
Przepraszam, za błędy jeśli są ;)
Do piątku ♥

piątek, 3 października 2014

Dziesiąty.

Dzień meczu nastał bardzo szybko. Dokładnie dwa dni temu z nogi Amelki zniknął gips, więc mogła spokojnie się już poruszać. Jej tata z ogromnym uśmiechem na twarzy przyjął bilet, który podarował im Marco. Bardzo chciał być kiedyś na stadionie, ale niestety zawsze coś wypadało, lub źle się czuł. Nie mogła się doczekać, aż w końcu zasiądzie na trybunach tego pięknego cuda, które obserwowała codziennie gdy chodziła do szkoły lub też była w mieście. Nigdy nie chciała tam iść, bo nie miała powodów. Nie interesowała się piłką nożną, lecz stadion był przepięknym obiektem, który dodawał Dortmundowi jeszcze większego uroku. Z ogromnym zniecierpliwieniem czekała aż nadejdzie w końcu ta wyczekiwana dwudziesta czterdzieści pięć, a ona będzie mogła śpiewać, krzyczeć na sędziego jak i mocno trzymać kciuki za Borussię, a co najważniejsze za Reusa. Od godziny siedziała na kanapie w salonie wyczekując chwili, gdy będzie mogła wyjść razem z tatą z domu i kierować się na Signal Iduna Park.
- No proszę, proszę tato - uśmiechnęła się szeroko, gdy jej ojciec wjechał do salonu ubrany w żółto-czarny trykot.
- Twój Marco jest tak wspaniały, że mi również załatwił koszulkę i to na dodatek Hummelsa! - pisnął z radością
Amelia roześmiała się widząc jak jej tato przeżywa. Był szczęśliwy, że dostał koszulkę swojego ukochanego zawodnika i to na dodatek z autografem. Ona również była szczęśliwa. Wiele razy widziała jak jej tata jest radosny, ale nigdy w swoim życiu nie widziała go, aż tak szczęśliwego.
- Pójdę się przebrać - oznajmiła wstając z kanapy.
Skocznym krokiem skierowała się do swojego pokoju. Wzięła z szafy trykot i ubrała go na siebie. Podeszła do lustra i zaczęła się sobie przyglądać. Uśmiechnęła się szeroko wspominając sobie Pani Reus wypowiedziane przez blondyna. Psiknęła się ostatni raz perfumami i zgarnęła swoją torebkę z łóżka. Pchała wózek z ojcem mijając wiele kibiców na ulicy, każdemu z nich posyłała ogromny uśmiech. Oboje zostali skierowani przez miłego ochroniarza do środka. Otworzyła usta ze zdziwienia, gdy weszła na trybuny. Stadion w środku był jeszcze piękniejszy niż na zewnątrz. Rozejrzała się dookoła, a jej oczy błyszczały. Usiadła wygodnie na swoim miejscu, które znajdowało się tuż obok wyznaczonego miejsca dla wózka inwalidzkiego jej ojca.
- Ale tutaj pięknie - rzekł pan Antoni wpatrując się w zapełniające się trybuny.
- Racja tato - uśmiechnęła się spoglądając w górę.
W końcu nadeszła wyczekiwana godzina dla milionów kibiców, którzy zasiadali na trybunach jak i przed telewizorami. Ogromny dreszcz przeszedł przez ciało blondynki, gdy rozbrzmiał hymn na całym stadionie. Z wielkim uśmiechem na twarzy spoglądała jak Marco wchodzi na murawę trzymając za rączkę małego chłopca. Dopiero gwizdek sędziego, który zagwizdał rozpoczęcie meczu wybudził ją z transu. Mocno zacisnęła swoje kciuki i wpatrywała się w biegających na boisku piłkarzy. Czekała z niecierpliwością na jakąkolwiek bramkę. Posmutniała, gdy piłkarze Bayernu strzelili bramkę. Widziała minę Marco, która nie wskazywała ogromnej radości. Był wściekły, zdążyła go już poznać na tyle dobrze, że potrafiła odczytać jego uczucia, ale wiedziała jedno, że tak łatwo nie odpuści i z tego co wiele razy słyszała jego koledzy z drużyny również. Spojrzała na swojego tatę, którego wyraz twarzy również wyrażał smutek. Przymknęła na chwilę oczy i przyłożyła swoje nadal zaciśnięte dłonie do twarzy.
- Wygrają to! - usłyszała głos taty - To jest Borussia, oni walczą do samego końca - dodał posyłając jej lekki uśmiech. Odwzajemniła ten gest i z powrotem skierowała wzrok na murawę. Kolejny gwizdek, który oznaczał koniec pierwszej połowy. Spojrzała na Reusa, który z opuszczoną głową schodził z boiska. Westchnęła cichutko i spojrzała na tatę.
- Może przynieść ci coś do picia? - zapytała
- Jeśli to nie jest problem - rzekł
- Wiesz tato, że nie jest - odparła - Zaraz wracam - dodała i wstała ze swojego miejsca. Skierowała swoje kroki do wyjścia z trybun i ruszyła w kierunku stoiska z napojami jak i jedzeniem. Kolejka była ogromna, ale dzięki szybkiej obsłudze, zmniejszała się z każdą minutą.
- Proszę - uśmiechnęła się podając ojcu butelkę mineralnej wody.
- Dziękuje kiciu - odpowiedział.
Sama otworzyła swoją i wzięła kilka łyków chłodnej wody. Coraz bardziej się denerwowała. Nie przypuszczała, że piłka nożna może być aż takim wspaniałym sportem, pełnym emocji, zaskoczenia z wieloma chwilami dobrymi jak i złymi z wygranymi i porażkami. Gdyby nie Marco nigdy by się o tym raczej nie przekonała...


- * * * -


Był wkurzony nawet bardzo, zresztą nie tylko on ale cała drużyna. Nienawidził grać z Bayernem. Nienawidził stawać naprzeciwko Mario i walczyć z nim. Był jego przyjacielem i bratem, a na boisku stawał się przeciwnikiem i wrogiem. Mimo wszystko starał się grać normalnie i nie myśleć o tym, że Gotze jest w drużynie przeciwników. Westchnął cicho pod nosem przecierając twarz ręcznikiem. Z uwagą słuchał wskazówek, które przekazywał im Jurgen. Spoglądał na kolegów popijając wodę. Widział jak są gotowi na walkę, on również był i chciał wygrać ten mecz.
- Dawać chłopaki! - krzyk Łukasza wyrwał go z rozmyśleń
- Jedziemy panowie! Dawać, dawać! - wrzasnął Neven.
Wybiegli na boisko cali zmotywowani, nie przejmowali się tym, że czas mija, ważne było to aby jak najszybciej odrobić straty do Bawarczyków. Mats na czele wraz z chłopakami postawili mur obronny, którego Bayern nie mógł przebić. To dało im kolejne siły na to, by strzelić wyrównującą bramkę. Niecałe piętnaście minut po przerwie udało się to Kevinowi, który z radością mobilizował chłopaków do sprężenia tyłków, by strzelić jeszcze jedną bramkę, zwycięską bo był jeszcze czas, a co najważniejsze było ich na to stać. Jego rajdy były doskonale zatrzymywanie przez obronę Monachium. Denerwował się wtedy strasznie, ale to dało mu jeszcze więcej siły do walki.. Brutalnie sfaulowany Bender trzymał się za kostkę, lecz sędzia zastosował przywilej korzyści i pozwolił Błaszczykowskiemu gnać w kierunku bramki. Idealnie wyłożona piłka do Marco, który pięknym wolejem wbił ją do siatki. Dziewięćdziesiąta pierwsza minuta, na stadionie było słychać krzyki. Nie panował nad sobą, i czym prędzej pognał w stronę skaczącej Amelki. Chwycił ją w pasie i przełożył przez barierki. Wpił się mocno w jej usta.
- To było dla ciebie - szepnął odrywając się od niej. Szybko pocałował ją jeszcze raz po czym poganiany przez sędziego wrócił na boisko. Żółta kartka, która trafiła na jego konto wcale go nie obchodziła. Wygrali mecz, tylko to się liczyło. Ostatni gwizdek na Signal Iduna Park. Gdy już podziękował każdemu z osobna oraz gdy skończyła się dekoracja pognał po raz kolejny w stronę blondynki. Jej piękny uśmiech widział już z kilometra.
- Dziękuje - powiedziała tuż przy jego ustach. Pocałowała go delikatnie zarzucając ręce na jego szyję. Był strasznie szczęśliwy, gdy była przy nim.
- Choć ze mną - rzekł wyciągając w jej kierunku dłoń.
- A co z tatą? - zapytała odwracając się w jego stronę.
- Ja się nim zajmę słoneczko - pani Diana uśmiechnęła się do niej szczerze - Idź z Marco i baw się dobrze - dodała stając za wózkiem pana Antka.
- Pani Diana? - zdziwiła się - To twoja sprawka prawda? - zapytała spoglądając na blondyna.
Reus pokiwał jej twierdząco głową i obdarzył uśmiechem. Chwycił jej dłoń i splótł ich palce. Zaprowadził ją na środek boiska, gdzie paradowali wszyscy. Piłkarze Borussii z żonami, dziewczynami, lub innymi członkami rodziny, dzieciaki oraz Bawarczycy z swoimi połówkami.
- Wiesz, że jeśli cię teraz pocałuje będzie magicznie? - zaśmiał się
- Chcesz mi powiedzieć, że pocałunek dokładnie na środku boiska, przy kamerach, kibicach i wielu innych ludziach będzie o wiele bardziej magiczny niż inne? - zapytała zarzucając mu ręce na ramiona.
- Dokładnie to chcę powiedzieć - rzekł tuż przy jej ustach, gdy wspięła się na palce i zbliżała swoją głowę. Chwycił ją w pasie przyciągając do siebie. Pocałował ją namiętnie, a wielki uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Keeeeeeevin! - ryknął, gdy poczuł jak oboje zostali oblani piwem przez Grosskreutza.
- Też cię kocham Marco! - krzyknął wiejąc jak najdalej od klubowej jedenastki.
Amelka zachichotała cicho, wtulając się w ciało blondyna. Byli cali mokrzy, ale nie przejmowali się tym, bo Kev zdążył już oblać kilku piłkarzy jak i ich partnerki.
- A więc to jest kobieta, która skradła Reusowe serce - ni stąd ni zowąd wyrosła przed nimi sylwetka Durma - Jestem na ciebie troszkę zły, bo Marco złamał mi serce przed balem i powiedział, że ze mną nie pójdzie, ale chyba będę musiał ci wybaczyć. - zaśmiał się - Erik - podał dłoń
- Amelia - uśmiechnęła się podając swoją.
Obrońca delikatnie uścisnął jej dłoń odwzajemniając uśmiech. We trójkę wdali się w żywą dyskusję. Po chwili dołączył do nich Mario. Dziewczyna bardzo polubiła tych chłopaków, z czego Marco strasznie się ucieszył.

_________________________________________________________________________

Nienawidzę opisywać meczy. Nie bujają mnie takie rzeczy, no ale raz musiałam zrobić wyjątek :D
No musiałam, po prostu musiałam i nie miałam serducha by napisać, że przegrali :D
Musiałam napisać, żeby wygrali bo ja już tak mam :D
I moja wyobraźnia po raz kolejny wymyśliła sobie oto taką scenkę, w której Marco dedykuje Amelce gola w tak piękny sposób, który w prawdziwym meczu raczej by nie miał możliwości miejsca, ale cóż przymkniecie po raz kolejny swoje oczka prawda? XD
Wyszedł masakryczny, ohydny i bla... bla... 
Tak wiem przynudzam :D
I tak wiem, dostanę zjebkę zaraz za swoje słowa XD
Chciałabym wam jeszcze powiedzieć, że wasze blogi będę dopiero komentować w piątki i niedziele. Nie mam w ogóle czasu wejść na internet w tygodniu.
Kocham was bardzo mocno wiecie? ♥

Do następnego ♥ :***