piątek, 24 października 2014

Czternasty.

Obudził się z ogromnym uśmiechem na swojej twarzy. Był strasznie szczęśliwy bo ten cały dzień mógł spędzić tylko i wyłącznie z Amelką i Nico. Zaplanował wszystko dokładnie. Poprosił o pomoc panią Dianę, która ostatnio coraz częściej bywała u nich w domu, ale pielęgniarka z wielką chęcią zajmowała się ojcem blondynki. Uwielbiała spędzać czas z panem Antonim. Byli najlepszymi przyjaciółmi i znali się jak łyse konie. Jego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, gdy zobaczył śpiącego chłopca na swoim torsie oraz Amelkę śniącą w najlepsze na jego ramieniu. Miał ochotę się roześmiać, ale w ostatnim momencie się powstrzymał, by nie zbudzić dwójki z najważniejszych osób w jego życiu. Przymknął swoje oczy chcąc ponownie zasnąć, lecz za żadne skarby mu się to nie udawało. Ponownie spojrzał na Melę, która otworzyła swoje błękitne oczka. Uśmiechnęła się patrząc blondynowi wprost w oczy.
- Dzień dobry - powiedziała składając na jego ustach krótki pocałunek.
- Cii - rzekł cicho wskazując głową na śpiącego malca - Dzień dobry - odpowiedział szeptem 
- Jaki on jest słodki - pogłaskała go delikatnie po główce, co spowodowało, że chłopiec mlasnął kilka razy i zaczął mruczeć coś pod nosem. - To akurat ma po sobie - zachichotała cichutko
Blondyn pokazał jej tylko język. Dziewczyna ostrożnie wzięła na ręce Nico, by Marco mógł wstać. Delikatnie położyła go do wolnego łóżka i przykryła szczelnie kołdrą. We dwójkę wyszli na palcach z pokoju. Skierowali się do kuchni. Zaparzyli świeżą kawę, której zapach roznosił się po całym domu. Usiedli przy stole w ogrodzie popijając czarny napój i rozkoszując się przepiękną pogodą. Reus chwycił dłoń Amelii, która leżała na stole i lekko zaczął ją gładzić. Nie mógł uwierzyć, że ona jest tutaj naprawdę. Przeczuwał, że bal będzie jakiś wyjątkowy, dlatego chciał by już się odbył. Niestety musiał poczekać jeszcze tydzień. Siedem dni, które dłużyły się niemiłosiernie. 
- Nawet nie wiem kiedy on przyszedł do nas w nocy - zaśmiał się - Nie czułem w ogóle, gdy kładł się na moim brzuchu - dodał 
- Ale słodko wyglądaliście - pochwaliła spoglądając na niego z wielkim uśmiechem na swojej twarzy.
- Kiedyś taki widok będziesz miała codziennie - rzekł całując wierzch jej dłoni.
- Słucham? - zapytała zdziwiona nie rozumiejąc do końca jego słów.
- Chodzi mi o to, że gdy już będziesz moją żoną i matką naszych cudownych dzieci to taką sytuację będziesz widywać codziennie..
- Oj Marco, nie wybiegaj w przyszłość - odpowiedziała spokojnym tonem - Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam jutro. - przytuliła się do niego.
- Wiem Mell, wiem - szepnął całując ją w czubek głowy i obejmując czule ramieniem - Ale masz moje zapewnienie, że jesteś tą jedyną - dodał.
- Hej ciociu, hej ujku! - usłyszeli radosny głos Nico, który w swojej piżamce kroczył w ich stronę.
- No cześć łobuzie! jak się spało na moim brzuchu co? - zaśmiał się Marco sadzając chłopca na swoich kolanach.
- Tlochę twaldo - odparł uśmiechnięty kradnąc Reusowi kanapkę z talerza. Amelka zachichotała cicho pod nosem. Choć całkowicie się rozpłynęła widząc jak mały zajada wraz z Marco śniadanie. Jedli na zmianę, raz on, raz chłopczyk. To zmiękczyło jej serce. Przypomniały jej się stare czasy, gdy ona również tak jadła posiłki.
Gdy całą trójką ogarnęli się po śniadaniu, blondyn od razu zabrał ich na zaplanowane miejsce. Z radością kroczył trzymając szczelnie dłoń Meli. Obserwował jak mały skocznym krokiem idzie przed nimi. Cieszył się ogromnie. Nie wiedział dlaczego to robił, ale wyobraził sobie ich spacery za kilka lat. On, Amelia jako jego piękna żona i ich synek lub córeczka. Choć dziewczyna miała wielką rację, że nie warto wybiegać myślami w przyszłość bo wszystko może runąć w jednej chwili, ale on nie potrafił, to było silniejsze od niego. To miłość do Amelki była aż tak silna...


~ ~ ~ 


Nie ukrywała tego, że wyznanie Marco trochę ją zdziwiło i zawstydziło, ale w głębi serca bardzo się ucieszyła z tego powodu, że jest aż tak ważna w jego życiu. Choć miała swoje zdanie na temat planowania sobie przyszłości, to gdzieś w środku miała naprawdę wielką nadzieję, że akurat to wydarzenie w jej życiu się spełni. Chciała być matką jego dzieci, bo strasznie mocno go kochała. Z uśmiechem na twarzy spoglądała jak bawi się z Nico w berka. Wiedziała jak bardzo kocha tego malca. Chłopiec był dla niego wszystkim. Ich śmiech roznosił się po całej polanie. Rozglądała się dookoła. Było przepięknie, w około nie było żadnej ulicy, żadnych samochodów, czy tysięcy ludzi. Tylko cisza i spokój. Choć czasem przerywanych rżeniem koni z niedalekiego pastwiska. Oraz śmiechów tych dwóch panów, którzy w tym momencie tarzali się na trawie. Położyła się na plecach i obserwowała cudowne błękitne niebo oraz chmury, które przypominały przeróżne kształty. Westchnęła cichutko i przymknęła swoje oczy rozkoszując się przyjemnym ciepłym wiaterkiem i promieniami słońca, które padały na jej twarz.
- Ciocia! - zawołał Nico
- Co się stało kochanie? - zapytała spoglądając na niego.
- Plosę! - rzekł podając jej malutki bukiecik z polnych kwiatków.
- O jejku, dziękuje! - uśmiechnęła się szeroko, przytulając chłopca do siebie i dając mu buziaka.
- Nico! - pisnął Reus.
- Ujek Malco też zbierał - dodał szybko.
Mela spojrzała na wyszczerzonego piłkarza. Pokręciła bezradnie głową nie robiąc ani jednego gestu.
- Słoneczko no! - jęknął.
Blondynka zaśmiała się cicho wracając do swojej poprzedniej czynności, czyli wpatrywania się w chmury i rozkoszowania się ciepłem słoneczka, lecz nie na długo. Marco stanął tuż nad nią czekając na jej reakcję.
- Nie dasz mi spokoju? - zapytała radośnie
- Nie ma mowy - odparł kładąc się obok niej. - Nicuś chodź do nas!
- Oj Marco, Marco - uśmiechnęła się odwracając głowę w jego stronę.
- Czyli nie dostanę buziaka? - dopytywał
- Przykro mi - rzekła robiąc smutną minkę.
- W takim razie sam sobie wezmę - powiedział przyciągając ją w swoją stronę. Pocałował ją delikatnie, po chwili odsuwając się od niej z zwycięskim uśmiechem. - I już...
Amelia zachichotała pod nosem sprawiając, że uśmiech Reusa powiększył się i to bardzo. Wrócili do domu późnym popołudniem. We trójkę spędzili cudowny dzień. Marco przygotował wszystko idealnie. Cisza, spokój, piknik i tylko oni trzej. Chłopiec wraz z dziewczyną byli strasznie zmęczeni. Razem oglądali film w pokoju dziewczyny. Piłkarz nawet nie zauważył, jak Amelia i Nico zasnęli wtuleni w niego z obu stron. Skierował swój wzrok, gdy drzwi do pokoju się otworzyły. Spojrzał na pana Antka, który posłał mu wielki uśmiech.
- Marco...dz.. - westchnął głośno spoglądając na blondyna - Dziękuje, że jesteś przy niej - dodał.
- Nie ma za co dziękować proszę pana - blondyn posłał mu uśmiech - Kocham ją, i będę już na zawsze...
Pan Antoni skinął mu tylko głową i wyjechał wózkiem z pokoju swojej córki. Zamknął za sobą drzwi. Długo i bardzo mocno myślał nad słowami, które wypowiedział ojciec Amelki. Nie miał pojęcia czy one miały oznaczać, coś złego czy też po prostu wyrazić to, że on również jest szczęśliwy tak jak Amelka. Postawił na tym drugim i chyba był to najlepszy wybór...

__________________________________________________________________________

Jestem z kolejnym. Dzisiaj na czas. :)
Nie zwracajcie uwagi, że jest on przed północą :D
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Za błędy bardzo mocno przepraszam, ale jestem zmęczona i nie potrafię nic wyłapać :)

Następny pewnie za tydzień w piątek, lub niedzielę. Nie wiem, mam w następnym tygodniu tyle sprawdzianów i kartkówek, że już się boję i uczę od dzisiaj. Mam nadzieję, że sobie poradzę.

Nawet nie wiecie jak się cieszę, w końcu jadę na mecz Lecha <3. Choć mama nie była bardzo zadowolona tym pomysłem, bo nadal mam osłabioną odporność i łatwo żebym zachorowała, ale jakoś udało mi się ją namówić. ;)

Do następnego ♥

niedziela, 19 października 2014

Trzynasty.

Od godziny wraz z małym była w galerii. Nico bardzo chciał z nią pójść, a ona z wielką chęcią wzięła go ze sobą. Bal zbliżał się nieubłaganie, a ona nie miała co na siebie włożyć. Jej szafę zajmowała tylko jedna sukienka, której nie nosiła od lat i nie miała zamiaru jej nigdy zakładać by jej nie zniszczyć. Z tą sukienką wiązały się jej wspomnienia z mamą. Chłopiec wraz z panią, która pracowała w sklepie pomagali jej wybrać. Jak na razie żadna z przymierzanych pięciu nie przypadła żadnemu z nich do gustu. Amelia miała już pomału dość, ale wiedziała, że musi jakąś znaleźć.
- A co powiecie na tą? - zapytała wychodząc w długiej, czerwonej sukni wieczorowej.
Nico pokiwał przecząco głową jej błagalny wzrok przebiegł na sprzedawczynię, która miała takie samo zdanie jak chłopiec.
- Psymies inną ciociu - rzekł mały
- Jak sobie życzysz - uśmiechnęła się wchodząc z powrotem do przymierzalni. Wzięła do ręki siódmą już sukienkę i włożyła na siebie. Przejrzała się w lustrze, ale całkowicie jej się nie podobała. Jej zdanie było potwierdzone przez dwójkę siedzącą na malutkiej kanapie w sklepie. Gdy przymierzyła już wszystkie, które miała przyniesione po raz kolejny chodziła po sklepie wybierając następne. Sprzedawczyni i nawet Nico pomagali jej w szukaniu. Następnych dziesięć sukienek wylądowało w jej rękach. Przymierzała każdą po kolei, ale niestety żadne nie pasowała. Była już strasznie zmęczona, minęły kolejne dwie godziny a ona nic nie miała. Ostatnia sukienka była jej ogromną nadzieją. Wyszła z mieszanymi uczuciami przed zasłonę przymierzalni. Rozłożyła swoje ręce czekając na reakcję chłopca jak i sprzedawczyni. Obróciła się dookoła własnej osi na polecenie kobiety, której twarz wyrażała wielkie zachwycenie.
- Wyglądasz przepięknie - powiedziała
- Ujek zemdleje z wlazenia! - pisnął radośnie Nico.
- Tak sądzicie? - zapytała niepewnie - Mam trochę mieszane uczucia co do niej - dodała spoglądając na nich.
- Uwierz, mały zna się na rzeczy!
- To czyli co Nicuś ta? - uśmiechnęła się do chłopca, który na potwierdzenie machał energicznie głową. Wróciła by przebrać się w swoje ubrania i po zapłaceniu wraz z chłopcem za rękę wyszła ze sklepu. Mały był wręcz zachwycony. Zmęczona, ale radosna wróciła z Nico do domu. Już w drzwiach przywitał ich cudowny zapach jakiegoś smakołyku. Pognała szybko do swojego pokoju, by schować sukienkę i ruszyła w kierunku kuchni. Zastała tam blondyna, który ubrany w fartuszek w babeczki i Myszkę Mini przyrządzał posiłek.
- Ślicznie ci w tym - zachichotała łapiąc za skrawek fartuszka
- Dziękuje bardzo - odparł - Bardzo miłe powitanie? - zapytał spoglądając na nią.
Zaśmiała się cicho i mówiąc cichutkie hej pocałowała go w usta. Reus jak to Reus od razu na jego twarzy pojawił się ogromny banan.
- Siadajcie do stołu, zaraz podaję - powiedział
- Ujek a nie otlujesz nas?
- O ty! Jeszcze będziesz błagał o moje pyszne naleśniki jak będziesz u mnie - uśmiechnął się do śmiejącego się chłopca.
- Tak mi zlobisz - rzekł
- No wiem - odparł rechotając cicho i zaczął nakładać dania na talerze.

~ ~ ~ 


Nico padł już po dziewiętnastej. Zakupy wymęczyły go strasznie, tak jak Amelię. Blondyn siedział właśnie na kanapie w jej salonie i wpatrywał się w ekran telewizora. Choć całkowicie nie wiedział o co chodzi w filmie. Cały czas myślał o pięknej blondynce, która siedziała na fotelu znajdującym się po drugiej stronie stolika. Szybko przeniósł na nią swój wzrok. Siedziała zaczytana w książce. Wiedział, że była w swoim świecie. Nie mógł przestać się jej przypatrywać. Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Zamyślił się i nawet nie zauważył, jak Amelka oderwała się na chwilę od lektury.
- Marco? - powiedziała - Marco!? - powtórzyła machając mu ręką przed oczami.
- Przepraszam, zamyśliłem się - wytłumaczył posyłając jej lekki uśmiech.
- O czym tak intensywnie myślałeś, że straciłeś kontakt ze światem?
- Raczej o kim - rzekł wpatrując się w jej oczka - O tobie, moja śliczna - dodał widząc w jej oczach różne uczucia. Strach, zdziwienie, pragnienie wytłumaczenia. Ujrzał również ulgę, gdy wypowiedział ostatnie słowa,
- Mam się bać? - zaśmiała się cichutko nie przestając spoglądać w jego oczy. Blondyn wstał z kanapy i podszedł do niej. Ukucnął tuż obok fotela. Uśmiechnął się słodko i kolejny raz tego dnia zaczął wpatrywać się w jej piękne błękitne oczka.
- Nie masz czego - mruknął zamykając jej usta w przyjemnym pocałunku. Dla Amelii to co się teraz działo wydawało się snem, lub historią z jakiejś bajki. Często zastanawiała się czy nie uczestniczy w jakimś filmie lub czymś innym, ale gdy budziła się rano przytulona do jego ciepłego i wspaniałego ciała rozumiała, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie jest to żadna denna i cały czas powtarzająca się bajka, która zawsze kończy się wspaniale. To było prawdziwe życie i żadne z nich nie wiedziało, czy będzie tak wspaniałe już do końca czy jednak nie...
 - Moje serduszko - szepnął odsuwając się na chwilę od jej ust. Tylko na chwilę, bo pragnął ich strasznie. Nie potrafiła ukryć uśmiechu, który zawitał na jej twarzy. Zakochała się była tego pewna. I zawsze gdy Marco zapewniał ją o swojej miłości chciała mu powiedzieć te dwa piękne i najważniejsze słowa Kocham Cię, ale najprościej w świecie nie potrafiła i nie wiedziała dlaczego. Stwierdziła, że musi jeszcze trochę poczekać, i wiedziała, że on zaczeka razem z nią. Przytuliła się do niego bardzo mocno. On zrozumiał i dokładnie wiedział o co jej chodziło, mimo iż nie wypowiedziała tych słów.
- Chodźmy już spać, jest późno - powiedział cicho chwycił jej rękę i ciągnąc ją za sobą skierował się w stronę jej pokoju. Położył się na łóżku i przytulił ją do siebie mocno. Przykrył ich szczelnie kołdrą i ucałował ją w czoło. Jej śmiech słychać było w całym pokoju, on również nie potrafił przestać się śmiać.- A co do balu - zagadnął - To będę po ciebie o osiemnastej - dodał.
- Erik nadal rozpacza nad tym, że idziesz ze mną a nie z nim? - zachichotała
- Niestety - rzekł - Powiedział, że pójdzie do sądu o alimenty - słysząc to wybuchnęła jeszcze większym śmiechem. On również nie potrafił się powstrzymać. Pocałował ją czule w usta. Gdy oddała jego pieszczotę rozchylił jej usta swoimi a ich języki rozpoczęły namiętny taniec, którego żadne z nich nie miało zamiaru kończyć. - Dobranoc mój najcenniejszy skarbie - szepnął po czym zgasił lampkę stojąca na stoliku nocnym.

____________________________________________________________________________

Nie mam pojęcia co to w ogóle jest, nie mam swojego wytłumaczenia na to, że znów nie jestem na czas. Ale ostatnio mam jakiś kryzys. Nie daje sobie z niczym rady. Ani w szkole co równa się ze słabymi ocenami ani we własnym życiu ;c
Więc bardzo przepraszam za to coś do góry. Chociaż, że mam mnóstwo weny by pisać tutaj rozdziały nie potrafię sensownie przelać pomysłu tutaj by był choć ład i skład i w ogóle coś wyszło ;/
Przepraszam. ;c
Następny pewnie również w niedzielę. Nie dam rady wyrabiać się w piątki. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*
Za błędy przepraszam.

poniedziałek, 13 października 2014

Dwunasty.

Spacerowali pomalutku po całym mieście. Marco cały czas trzymał kurczowo jej dłoń i nie zamierzał jej puścić. Co chwila posyłał jej słodkie uśmiechy, gdy spoglądała na niego. Był strasznie szczęśliwy, że mógł być z nią. Zabrał ją znów w to samo miejsce. Na pomost. Usiedli na jego końcu wpatrując się w dal. Amelka położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła swoje oczy. Zawsze gdy czuła jego obecność przy sobie była bezpieczna, radosna a zarazem bardzo szczęśliwa.
- Co powiesz na to, żeby to było takie nasze miejsce - zaproponował uśmiechając się lekko - Nasze i tylko nasze, nikt o nim nie będzie wiedział tylko my - dodał, ponownie chwytając jej delikatną dłoń. Splótł ich ręce i położył je na swojej nodze.
- Zgadzam się w stu procentach - odparła spoglądając mu w oczy - Masz świetne pomysły - zachichotała.
- To dlaczego się śmiejesz? - zapytał rozbawiony
- Bo jesteś śmieszny - wystawiła mu język.
- Woda jest chyba zimna, może chcesz się przekonać co?
- Nawet nie próbuj mnie do niej wrzucać blondyno! - rzekła spoglądając na niego groźnie.
Reus uśmiechnął się szeroko i zbliżył w jej stronę swoją twarz. Pocałował ją czule w usta. Odwzajemniła jego gest całkowicie oddając pocałunek. Oderwał się od niej po chwili.
- Zimno się robi, wracamy? - spojrzała na niego
- Pewnie - rzekł wstając.
Podał jej swoje dłonie i pomógł jej wstać. Amelka wtuliła się w jego ciało było jej chłodno, a ciepło bijące od jego ciała było dla niej jak niewidoczne ognisko, przy którym mogła się ugrzać. Marco widząc jak gęsia skórka wychodzi na jej ciele podarował jej swoją bluzę. Kolejny raz spotkał się z jej groźnym wzrokiem. Cmoknął ją w usta, dając jej znak, że nie przyjmuje odmowy. Amelka bez słowa założyła ciepłą bluzę piłkarza. Pachniała jego cudownymi perfumami, od których się uzależniła. Wciągnęła ich zapach głęboko do płuc. Ten widok rozśmieszył pomocnika do łez.
- Co tak rechoczesz?! - zapytała spoglądając na niego z uśmiechem na ustach. - Nie moja wina, że one uzależniają - dodała
- Mam rozumieć, że to one cię uzależniły a nie ja? - podniósł jedną brew ku górze.
- Niestety - zrobiła smutną minkę, lecz nie na długo. Zachichotała głośno, gdy zobaczyła jak Reus udaje obrażonego. - E e to ci nie wychodzi - mruknęła zatrzymując go. Złapała jego dłoń i splotła ją wraz ze swoją. Uniosła ją na wysokość taką, aby blondyn mógł dokładnie je widzieć. - Jesteś tylko mój i będziesz już na zawsze - mruknęła zarzucając dłonie na jego szyję. Musnęła lekko jego usta. Wyczuła jak pojawia się na nich uśmiech. Marco przejął inicjatywę i całował jej wargi z ogromną miłością. - Wracamy czy nie? - zaśmiała się odrywając się od jego ust. Ruszyła szybkim krokiem zostawiając chłopaka z tyłu. Ogromny uśmiech zagościł na jej twarzy. Piłkarz podbiegł do niej i chwycił ją mocno za rękę, sprawiając, że stanęła. Z determinacją wpił się w jej usta jak pijawka.
- Kocham cię najmocniej na świecie. Pamiętaj - powiedział odsuwając się od niej i łapiąc jej dłoń. Ucałował ją w głowę i ruszyli z powrotem w kierunku domu. Cały czas kąciki ich ust były skierowane ku górze i przez jakiś czas w ogóle nie miały zamiaru opadać.  Minęła godzina, zanim znaleźli się pod domem osiemnastolatki. Weszli razem do środka i mijając w salonie panią Dianę i jej ojca skierowali się do jej pokoju. Marco od razu położył się na łóżku i podpierając się na łokciu obserwował uważnie swoją ukochaną. Cały czas w jego głowie krążyły jej słowa Jesteś tylko mój i będziesz już na zawsze. Ucieszył się bardzo. Zrozumiał, że jej też zależy. Gdy przechodziła obok niego, chwycił jej dłoń. Amelka spojrzała na niego pytającym spojrzeniem. Blondyn poklepał miejsce obok siebie, a dziewczyna wykonała jego prośbę. Usiadła opierając się o jego brzuch. Nogi podciągnęła pod szyję i spoglądała na niego.
- Słucham? - zapytała posyłając mu słodki uśmiech, którego nie potrafił nie odwzajemnić. Pociągnął ją tak, że leżała nad nim. Patrzył jej głęboko w oczy i zbliżył się do niej kolejny raz zaczął całować jej usta. Swoje ręce zaplótł na dolnej części jej pleców.
- Co ty ze mną robisz - westchnął pomiędzy buziakami.
- Nie mam pojęcia - odparła - Ale wiem jedno - dodała
- Co takiego? - spytał odsuwając się na chwilę od jej warg
- To samo co ty robisz ze mną - uśmiechnęła się szeroko ponownie całując jego usta. Zaśmiał się cicho oddając pieszczotę, lecz to on po chwili znów przejął inicjatywę.
- O jej słodkości - usłyszeli głos pani Diany - Chodźcie na ciasto i herbatę.
- Już idziemy - odparła - No ruszaj ten swój umięśniony tyłek - zachichotała klepiąc go w pośladek.
- Oo ty mój zboczeńcu mały - zaśmiał się głośno biorąc ją na ręce i przerzucając ją sobie przez ramię. Ich śmiechy było słychać w całym domu. Na twarzy pana Antoniego pojawił się ogromny uśmiech. Był strasznie szczęśliwy, że Amelka również jest. Marco puścił ją dopiero w salonie obok kanapy. Usiedli obok siebie. Blondynka położyła swoje nogi na jego. Dyskutowali żywo o różnych sprawach. Pomocnik cały czas obejmował Melę w pasie, drugą trzymał kurczowo kubek gorącego napoju. Tak było mu dobrze, chciałby aby tak już było zawsze.


~ ~ ~


Z uśmiechem przyglądała się jak Marco leży i bawi się jej włosami. Patrzył na nią z czułością i ogromną miłością, którą było widać już z kilometra. Nie potrafił przestać. Strasznie mu na niej zależało. Była jego marzeniem. Założył kosmyk jej włosów za ucho i położył dłoń na jej policzku.
- Uwielbiam to ciepło, które od ciebie bije - powiedziała kładąc głowę na jego nagim torsie. Nie przestawała na niego spoglądać. Reus był zakochany w niej na zabój. Czuł się jak szesnastoletni szczeniak, który zakochał się w przyjaciółce, ale zupełnie nie miał pojęcia co to jest prawdziwa miłość. I tu właśnie była różnica. Bo Marco wiedział. Myślał, że jego prawdziwą a zarazem pierwszą miłością była Caro, ale na szczęście się pomylił. Tamto było tylko głupim zauroczeniem. Jego prawdziwą miłością była właśnie Amelka. Był tego w zupełności pewien. A co najważniejsze bardzo cieszył się z tego powodu.
- A czego we mnie nie uwielbiasz? - zapytał nagle
- Nie mam pojęcia, jesteś ideałem Marco - odpowiedziała z przekonaniem w głosie.
- Ideały nie istnieją Amelko - rzekł - Każdy ma jakieś wady i zalety. Są ludzie, którzy ranią na każdym swoim kroku, są ludzie, którzy na każdym kroku dostają mnóstwo szczęścia, inni nie mają takiej okazji. Są ludzie, którzy nie mają niczego a także tacy co maja wszystko, ale ideałów nie ma. Ja też nim nie jestem. - powiedział czule.
- To w takim razie jesteś moim księciem na białym koniu, o którym marzy każda księżniczka w przeróżnych bajkach. - rzekła.
- Kocham cię Mell - powiedział przyciągając ją do siebie. Pocałował ją delikatnie. To co się z nim działo, gdy jej usta były połączone z jego było nie do opisania. Wariował strasznie. Motyle rozsadzały jego brzuch, a przyjemne dreszcze wędrowały po jego ciele za każdym razem. Amelka wtuliła się mocno w jego ciało. Objął ją szczelnie wpatrując się w czarny ekran telewizora. Miał ochotę skakać z radości. On wiedział dokładnie, ciężko jej powiedzieć te dwa najważniejsze słowa. Choć strasznie pragnął usłyszeć z  jej ust słowa Kocham cię, to wiedział, że musi poczekać. Był jej pierwszą miłością, rozumiał. Ciężko wypowiadać te słowa, tak po prostu po raz pierwszy. Poczeka, a gdy je usłyszy będzie skakał z radości. Obiecał to sobie. Spojrzał na Amelkę, która z zamkniętymi oczkami smacznie sobie spała. Jej klatka piersiowa poruszała się lekko w dół i w górę. Ucałował ją delikatnie w głowę i zgasił lampkę stojącą na stoliku nocnym tuż obok łóżka. Kąciki jego ust podniosły się wysoko w górę, gdy usłyszał jej lekkie pomrukiwanie. Miał ochotę się zaśmiać, ale nie zrobił tego, ponieważ wiedział, że może ją obudzić. Jego powieki stawały się coraz cięższe i nie miał zamiaru dłużej już z nimi walczyć. Pozwolił zabrać się do krainy snu.
- Ujeeek! - krzyk Nico jak i ciężar na jego brzuchu wybudził go ze wspaniałego snu. Zorientował się, że już był ranek. Promienie słońca wpadały przed odsłonięte rolety do środka, a lekki wiaterek rozwiewał firanki. - Wstawaj!!
- Nico? - powiedział zdziwiony. Ziewnął przecierając oczy. Chciał się obudzić do końca czy czasem mu się to nie śni. - Co ty tutaj robisz brzdącu? - dodał uśmiechnięty łaskocząc go po brzuchu.
- Mama mnie psywiozła - odpowiedział.
Marco zdezorientowany spojrzał na Amelkę, która uśmiechała się szeroko stojąc w drzwiach.
- Melanie do ciebie dzwoniła rano. Odebrałeś przez sen i zacząłeś jej coś mamrotać. Więc postanowiłam wziąć od ciebie ten telefon i porozmawiałam z nią. Zapytała czy moglibyśmy się nim zająć przez dwa dni bo musieli wyjechać do Berlina coś załatwić. Zadzwonisz do niej to się dowiesz - wytłumaczyła.
- To czyli malcu zostajesz z wujkiem dwa dni cieszysz się? - zapytał podnosząc go do góry.
- Ocywiście! - pisnął radośnie - Ale z ciocią tes? - zapytał spoglądając na Amelkę.
- Pewnie, że tak maleńki - powiedziała całując malca w główkę.

___________________________________________________________________________

Wreszcie udało mi się dodać, przepraszam was, że dopiero teraz, ale mam mnóstwo nauki i innych obowiązków. Dzisiaj akurat mam wolne w szkole więc nadrabiam wasze blogi i na swoim. Choć szczerze powiem, że to same flaki z olejem, nie wyszedł mi znów ;)
Za błędy z całego serduszka przepraszam ;*
Mam nadzieję, że w piątek będę już normalnie. 
Do następnego ♥

A i jeszcze jedno :)
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DOMI ❤ Dużo zdrowia, szczęścia i wszystkiego co najlepsze kochana! <3 ;*

niedziela, 5 października 2014

Jedenasty.

Z ogromnym uśmiechem na twarzy spoglądał na Amelkę, która radośnie dyskutowała z Mario jak i Erikiem. Obejmował ją czule ramieniem i nie miał zamiaru jej puszczać. Był szczęśliwy, że w tym ważnym dla niego dniu była na trybunach i wspierała go. Ta bramka była dla niej i tylko dla niej. Z radością spojrzał na medal wiszący na jego szyi. Całkowicie się wyłączył. Tak skupił się na myśleniu o niej, że nie miał pojęcia o czym dyskutowali. Było już strasznie późno, gdy wracali do domu. Blondyn zostawił samochód na parkingu stadionu. Wypił trochę piwa z chłopakami i nie miał zamiaru wsiadać za kółko. Obejmował ją czule w pasie, i nie miał zamiaru puszczać. Ucałował ją w głowę, gdy wtuliła się w jego ciało.
- Jesteś wspaniały - powiedziała unosząc swoją głowę by spojrzeć mu w oczy.
- Ja wiem - posłał jej wielki uśmiech
- I na dodatek bardzo, ale to bardzo skromny - zachichotała
- Ja wiem - powtórzył nie przestawiając się uśmiechać.
- Chyba się zaciąłeś.. - rzekła
- Ja wiem...
- Zaktualizuj słownik Marco, bo słów ci chyba brakuje - pokazała mu język. Puściła go i przyspieszyła swój krok. Reus szybko ją dogonił i biorąc ją na ręce przełożył ją sobie przez ramię. Ich śmiech zbudził pewnie połowę mijanych domów, ale nie przejmowali się tym. Nie zwracając uwagi na jej protesty i prośby by ją postawił maszerował dalej w stronę domu. Dortmund o tej porze dudnił jeszcze życiem. Kibice tego dnia nie mieli zamiaru wracać do domu. Chcieli tylko uczcić piękne zwycięstwo ich ukochanego klubu. Po dziesięciu minutach doszedł na ich ulicę. Postawił ją dopiero, gdy znaleźli się pod drzwiami jej domu. Amelka pokręciła bezradnie głową spoglądając w jego oczy. Ta dziewczyna robiła z nim coś, czego nie potrafił opisać. Przyciągała go do siebie za każdym razem, gdy tylko ją zobaczył. Przybliżył się do niej kładąc dłonie na jej biodra. Oparł swoje czoło o jej i lekko zaczął bujać się na boki.
- Wariuję..
- Co takiego? - zapytała zdziwiona jego słowami. Patrzyła wprost w jego piękne oczy i nie mogła przestać.
- Wariuję, gdy cię widzę, gdy jesteś obok, gdy jesteś blisko - wyjaśnił - Wariuję bo strasznie cię kocham Mell - dodał.
W jego oczach mogła ujrzeć tą cudowną iskierkę, która nagle zabłysła, gdy wypowiedział te słowa. Uśmiechnęła się i pocałowała delikatnie. Wypowiedział te słowa po raz drugi i po raz drugi miały tą wspaniałą magię. Magię, która sprawiła, że przez jej ciało przeszły cudowne dreszcze, jej serce przyspieszyło swoje bicie, a co najważniejsze poczuła się niesamowicie. Uwielbiała, gdy był przy niej. Gdy czuła dotyk jego miękkich i ciepłych ust na swoich rozpływała się, traciła grunt pod swoimi nogami, które momentalnie stawały się jak z waty.
- Uwielbiam być w twoich ramionach - szepnęła mu na ucho co wywołało u niego ogromny uśmiech. Pocałował ją po raz kolejny tego dnia. A szczerze mógł przyznać, że mógłby to robić przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Zostaniesz na noc? - zapytała spoglądając na niego. Skinął jej potwierdzająco głową i cmoknął w skroń.
- Jeśli moja królewna tego pragnie to zostanę - odparł - I zostanę również przy tobie już na zawsze - dodał.
Po cichutku weszli do środka, by nie zbudzić pana Antoniego. Skierowali się wprost do pokoju dziewczyny. Westchnął cicho, gdy leżał już w łóżku i czekał na Amelkę. Nie mógł uwierzyć, że spotkało go tak wielkie szczęście. Założył ręce za głowę i wpatrywał się w jej zdjęcie, które wziął z biurka. Mell była kopią swojej rodzicielki. Wyglądała identycznie jak ona. Identyczne oczy jak i usta. Obydwie były przepiękne...
- Co robisz?
- Oglądałem zdjęcie - rzekł odwracając wzrok w jej stronę
- Mama była najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałam. - powiedziała kładąc się obok niego. Podniósł swoją rękę ku górze, pozwalając jej przy tym przytulić się do niego. Amelka położyła głowę na jego klatce piersiowej i spojrzała na zdjęcie sprzed lat. Gdzie ona, tata oraz jej mama siedzieli na ogromnej huśtawce i z ogromnymi uśmiechami na twarzach za pozowali do zdjęcia.
- Masz rację, była piękna - powiedział kładąc dłoń na jej plecach - Ale ty również jesteś. Ty i twoja mama jesteście jak dwie krople wody. Masz takie same oczka i usta jak ona. Śliczne, długie blond włosy. - dodał
- Tęsknie za nią - westchnęła smutno - Ale wiem, że jest przy mnie zawsze. Troszczy się o mnie, złości się jak i martwi oraz cieszy tam z góry. Wiem, że nigdy mnie nie opuściła i zawsze będzie ze mną. Może nie ciałem, ale duchem. To mi zawsze dodaje otuchy - rzekła podnosząc się na rękach i całując go delikatnie - Jest już późno, chodź idziemy spać...
- Dobranoc moja piękna królewno - uśmiechnął się cmokając ją w usta.
- Dobranoc mój księciu na białym koniu - szepnęła zatapiając się w jego ramionach...


~ ~ ~ 


Przez całą noc czuła przyjemne ciepło, które biło od jego ciała. Obudziła się z wielkim uśmiechem na twarzy, gdy nadal czuła jego dotyk. Uniosła swoją głowę ku górze, i napotkała jego wyszczerzoną twarz. Pocałował ją delikatnie na powitanie i zaczął bawić się kosmykami jej włosów. Za żadne skarby nie chciała wstawać, mogłaby się tak wylegiwać całe dnie i noce. Byleby tylko on był obok niej.
- Mmm - mruknął podczas pocałunku. - Możesz mnie tak witać codziennie - dodał uśmiechając się szeroko.
- Przecież zawsze cię tak witam głupku - zachichotała.
- Chodziło mi o to, że zawsze będę budził się obok ciebie a ty obdarzysz mnie twoim wspaniałym buziakiem na dzień dobry i przytulisz się do mnie mocno - wytłumaczył skradając z jej ust kolejny pocałunek. Uśmiechnęła się szeroko wtulając się w jego ramiona co odwzajemnił. Objął ją szczelnie swoimi ramionami cały czas mając na swoich ustach ten przepiękny uśmiech.
- No nic, trzeba wstawać - poklepała lekko dłonią po jego brzuchu i zaczęła się podnosić.
- Jeśli myślisz, że ci pozwolę, to jesteś w błędzie - zaśmiał się przyciągając ją do siebie. Pocałował ją namiętnie. Ogromnie się cieszył, że była przy nim. Gdy zasnęła on wpatrywał się w nią przez pół nocy z ogromną czułością i miłością jak w ósmy cud świata. Kochał ją tak strasznie mocno. Był przekonany o tym już w stu procentach. Cieszył się również z tego powodu, że pan Antek akceptuje go całkowicie jak i jego zawód. Mimo, że wie iż nie będzie go często w domu, nie wytyka mu tego, ani nic w tym stylu. Dla pana Antoniego liczy się jedynie to, że jego ukochana córeczka jest ogromnie szczęśliwa. Z cichym westchnięciem wstał z ciepłego łóżka, ale gdy Amelka skradła z jego warg kolejny pocałunek całkowicie zmienił mimikę swojej twarzy. Usłyszał tylko jej przesłodki śmiech, gdy kierowała się w stronę łazienki.
- Pobiegnę się przebrać, zaraz wracam - powiedział przez drzwi - Będziesz na mnie czekać? - zapytał opierając się o drzwi łazienki i uśmiechając się szeroko.
- Nie - zachichotała
- Dobra - rzekł udając smutek. Wyszedł z jej pokoju i skierował się do wyjścia. Nie umknął czujnej uwadze pana Antka, który spoglądał na niego z kuchni.
- Cześć Marco - rzekł przykuwając uwagę blondyna na swoją osobę.
- Dzień dobry - odparł podnosząc kąciki swoich ku górze. - I do zobaczenia - dodał po chwili znikając za ogromnymi, białymi drzwiami. Nie wiedział dlaczego się tak zachował, ale czuł się trochę niezręcznie. Dla pana Antoniego był to pewnie dziwny widok, że on wychodził z pokoju jego córki nieogarnięty, z rozczochranymi włosami. Postanowił, że jeśli mają się tłumaczyć to musi chociaż jakoś wyglądać. Choć oni nie mieli powodu by się tłumaczyć. Wchodząc do domu od razu pobiegł do sypialni i biorąc z niej dresy i jedną z koszulek oraz bieliznę pognał wziąć szybki prysznic. Po dwudziestu minutach znów kierował się do domu blondynki. Zapukał dwa razy i wszedł do środka. Znalazł Amelkę w kuchni, gdy szykowała śniadanie do wszystkich. Zbliżając się do niej udał smutnego. Spojrzała na niego lekko wkurzona, a on z trudem powstrzymywał się by się nie roześmiać.
- Chyba nie jesteś zły o tamto - powiedziała machając nożem. Wyciągnął z jej dłoni ostry przedmiot i położył go na szafkę. Nie odzywał się ani słowem - Marco! - pisnęła. Wtedy nie wytrzymał, roześmiał się głośno obejmując ją w pasie. Uderzyła go ścierką w tors.
- Żartowałem - szepnął skradając z jej ust buziaka.
- Oj dzieci, dzieci - usłyszeli za sobą głos jej ojca - Jacy wy jesteście słodcy - dodał zajmując swoje miejsce przy stole, gdzie nie było krzesła. - Ale mam nadzieję, że nie zostanę dziadkiem jeszcze - wypalił podkreślając ostatnie słowo. Oczy dwójki o mało nie wyszły ze swoich orbit.
- Tato, ale my wcale nie.. - za jąkała się spoglądając na niego.
- Pomiędzy nami do niczego nie doszło proszę pana - rzekł pewnie Reus
- Ale nawet jeśli i by doszło, to nie mogę wam tego zabronić kochani. Jesteście dorośli i całkowicie wiecie co robicie. - odpowiedział - No już nie patrzcie się na mnie jak na jakiegoś kosmitę - zaśmiał się - W życiu każdego ojca musi przyjść czas by porozmawiać o takich rzeczach. Twój ojciec pewnie już to zrobił, ale ja jakoś zwlekałem...
- Spokojnie tatusiu ja wiem wszystko a co najważniejsze wiem jakie mogą być konsekwencje - odpowiedziała
We trójkę zjedli śniadanie przygotowane przez piłkarza i blondynkę. Marco wziął ją na długi spacer, trzymał jej dłoń. Ten cały dzień chciał spędzić tylko i wyłącznie z nią.

___________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że nie zbrzydziła się wam jeszcze ta cukierkowa atmosfera, ale ona jeszcze przez kilka rozdziałów będzie. ;)
Przepraszam, za błędy jeśli są ;)
Do piątku ♥

piątek, 3 października 2014

Dziesiąty.

Dzień meczu nastał bardzo szybko. Dokładnie dwa dni temu z nogi Amelki zniknął gips, więc mogła spokojnie się już poruszać. Jej tata z ogromnym uśmiechem na twarzy przyjął bilet, który podarował im Marco. Bardzo chciał być kiedyś na stadionie, ale niestety zawsze coś wypadało, lub źle się czuł. Nie mogła się doczekać, aż w końcu zasiądzie na trybunach tego pięknego cuda, które obserwowała codziennie gdy chodziła do szkoły lub też była w mieście. Nigdy nie chciała tam iść, bo nie miała powodów. Nie interesowała się piłką nożną, lecz stadion był przepięknym obiektem, który dodawał Dortmundowi jeszcze większego uroku. Z ogromnym zniecierpliwieniem czekała aż nadejdzie w końcu ta wyczekiwana dwudziesta czterdzieści pięć, a ona będzie mogła śpiewać, krzyczeć na sędziego jak i mocno trzymać kciuki za Borussię, a co najważniejsze za Reusa. Od godziny siedziała na kanapie w salonie wyczekując chwili, gdy będzie mogła wyjść razem z tatą z domu i kierować się na Signal Iduna Park.
- No proszę, proszę tato - uśmiechnęła się szeroko, gdy jej ojciec wjechał do salonu ubrany w żółto-czarny trykot.
- Twój Marco jest tak wspaniały, że mi również załatwił koszulkę i to na dodatek Hummelsa! - pisnął z radością
Amelia roześmiała się widząc jak jej tato przeżywa. Był szczęśliwy, że dostał koszulkę swojego ukochanego zawodnika i to na dodatek z autografem. Ona również była szczęśliwa. Wiele razy widziała jak jej tata jest radosny, ale nigdy w swoim życiu nie widziała go, aż tak szczęśliwego.
- Pójdę się przebrać - oznajmiła wstając z kanapy.
Skocznym krokiem skierowała się do swojego pokoju. Wzięła z szafy trykot i ubrała go na siebie. Podeszła do lustra i zaczęła się sobie przyglądać. Uśmiechnęła się szeroko wspominając sobie Pani Reus wypowiedziane przez blondyna. Psiknęła się ostatni raz perfumami i zgarnęła swoją torebkę z łóżka. Pchała wózek z ojcem mijając wiele kibiców na ulicy, każdemu z nich posyłała ogromny uśmiech. Oboje zostali skierowani przez miłego ochroniarza do środka. Otworzyła usta ze zdziwienia, gdy weszła na trybuny. Stadion w środku był jeszcze piękniejszy niż na zewnątrz. Rozejrzała się dookoła, a jej oczy błyszczały. Usiadła wygodnie na swoim miejscu, które znajdowało się tuż obok wyznaczonego miejsca dla wózka inwalidzkiego jej ojca.
- Ale tutaj pięknie - rzekł pan Antoni wpatrując się w zapełniające się trybuny.
- Racja tato - uśmiechnęła się spoglądając w górę.
W końcu nadeszła wyczekiwana godzina dla milionów kibiców, którzy zasiadali na trybunach jak i przed telewizorami. Ogromny dreszcz przeszedł przez ciało blondynki, gdy rozbrzmiał hymn na całym stadionie. Z wielkim uśmiechem na twarzy spoglądała jak Marco wchodzi na murawę trzymając za rączkę małego chłopca. Dopiero gwizdek sędziego, który zagwizdał rozpoczęcie meczu wybudził ją z transu. Mocno zacisnęła swoje kciuki i wpatrywała się w biegających na boisku piłkarzy. Czekała z niecierpliwością na jakąkolwiek bramkę. Posmutniała, gdy piłkarze Bayernu strzelili bramkę. Widziała minę Marco, która nie wskazywała ogromnej radości. Był wściekły, zdążyła go już poznać na tyle dobrze, że potrafiła odczytać jego uczucia, ale wiedziała jedno, że tak łatwo nie odpuści i z tego co wiele razy słyszała jego koledzy z drużyny również. Spojrzała na swojego tatę, którego wyraz twarzy również wyrażał smutek. Przymknęła na chwilę oczy i przyłożyła swoje nadal zaciśnięte dłonie do twarzy.
- Wygrają to! - usłyszała głos taty - To jest Borussia, oni walczą do samego końca - dodał posyłając jej lekki uśmiech. Odwzajemniła ten gest i z powrotem skierowała wzrok na murawę. Kolejny gwizdek, który oznaczał koniec pierwszej połowy. Spojrzała na Reusa, który z opuszczoną głową schodził z boiska. Westchnęła cichutko i spojrzała na tatę.
- Może przynieść ci coś do picia? - zapytała
- Jeśli to nie jest problem - rzekł
- Wiesz tato, że nie jest - odparła - Zaraz wracam - dodała i wstała ze swojego miejsca. Skierowała swoje kroki do wyjścia z trybun i ruszyła w kierunku stoiska z napojami jak i jedzeniem. Kolejka była ogromna, ale dzięki szybkiej obsłudze, zmniejszała się z każdą minutą.
- Proszę - uśmiechnęła się podając ojcu butelkę mineralnej wody.
- Dziękuje kiciu - odpowiedział.
Sama otworzyła swoją i wzięła kilka łyków chłodnej wody. Coraz bardziej się denerwowała. Nie przypuszczała, że piłka nożna może być aż takim wspaniałym sportem, pełnym emocji, zaskoczenia z wieloma chwilami dobrymi jak i złymi z wygranymi i porażkami. Gdyby nie Marco nigdy by się o tym raczej nie przekonała...


- * * * -


Był wkurzony nawet bardzo, zresztą nie tylko on ale cała drużyna. Nienawidził grać z Bayernem. Nienawidził stawać naprzeciwko Mario i walczyć z nim. Był jego przyjacielem i bratem, a na boisku stawał się przeciwnikiem i wrogiem. Mimo wszystko starał się grać normalnie i nie myśleć o tym, że Gotze jest w drużynie przeciwników. Westchnął cicho pod nosem przecierając twarz ręcznikiem. Z uwagą słuchał wskazówek, które przekazywał im Jurgen. Spoglądał na kolegów popijając wodę. Widział jak są gotowi na walkę, on również był i chciał wygrać ten mecz.
- Dawać chłopaki! - krzyk Łukasza wyrwał go z rozmyśleń
- Jedziemy panowie! Dawać, dawać! - wrzasnął Neven.
Wybiegli na boisko cali zmotywowani, nie przejmowali się tym, że czas mija, ważne było to aby jak najszybciej odrobić straty do Bawarczyków. Mats na czele wraz z chłopakami postawili mur obronny, którego Bayern nie mógł przebić. To dało im kolejne siły na to, by strzelić wyrównującą bramkę. Niecałe piętnaście minut po przerwie udało się to Kevinowi, który z radością mobilizował chłopaków do sprężenia tyłków, by strzelić jeszcze jedną bramkę, zwycięską bo był jeszcze czas, a co najważniejsze było ich na to stać. Jego rajdy były doskonale zatrzymywanie przez obronę Monachium. Denerwował się wtedy strasznie, ale to dało mu jeszcze więcej siły do walki.. Brutalnie sfaulowany Bender trzymał się za kostkę, lecz sędzia zastosował przywilej korzyści i pozwolił Błaszczykowskiemu gnać w kierunku bramki. Idealnie wyłożona piłka do Marco, który pięknym wolejem wbił ją do siatki. Dziewięćdziesiąta pierwsza minuta, na stadionie było słychać krzyki. Nie panował nad sobą, i czym prędzej pognał w stronę skaczącej Amelki. Chwycił ją w pasie i przełożył przez barierki. Wpił się mocno w jej usta.
- To było dla ciebie - szepnął odrywając się od niej. Szybko pocałował ją jeszcze raz po czym poganiany przez sędziego wrócił na boisko. Żółta kartka, która trafiła na jego konto wcale go nie obchodziła. Wygrali mecz, tylko to się liczyło. Ostatni gwizdek na Signal Iduna Park. Gdy już podziękował każdemu z osobna oraz gdy skończyła się dekoracja pognał po raz kolejny w stronę blondynki. Jej piękny uśmiech widział już z kilometra.
- Dziękuje - powiedziała tuż przy jego ustach. Pocałowała go delikatnie zarzucając ręce na jego szyję. Był strasznie szczęśliwy, gdy była przy nim.
- Choć ze mną - rzekł wyciągając w jej kierunku dłoń.
- A co z tatą? - zapytała odwracając się w jego stronę.
- Ja się nim zajmę słoneczko - pani Diana uśmiechnęła się do niej szczerze - Idź z Marco i baw się dobrze - dodała stając za wózkiem pana Antka.
- Pani Diana? - zdziwiła się - To twoja sprawka prawda? - zapytała spoglądając na blondyna.
Reus pokiwał jej twierdząco głową i obdarzył uśmiechem. Chwycił jej dłoń i splótł ich palce. Zaprowadził ją na środek boiska, gdzie paradowali wszyscy. Piłkarze Borussii z żonami, dziewczynami, lub innymi członkami rodziny, dzieciaki oraz Bawarczycy z swoimi połówkami.
- Wiesz, że jeśli cię teraz pocałuje będzie magicznie? - zaśmiał się
- Chcesz mi powiedzieć, że pocałunek dokładnie na środku boiska, przy kamerach, kibicach i wielu innych ludziach będzie o wiele bardziej magiczny niż inne? - zapytała zarzucając mu ręce na ramiona.
- Dokładnie to chcę powiedzieć - rzekł tuż przy jej ustach, gdy wspięła się na palce i zbliżała swoją głowę. Chwycił ją w pasie przyciągając do siebie. Pocałował ją namiętnie, a wielki uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Keeeeeeevin! - ryknął, gdy poczuł jak oboje zostali oblani piwem przez Grosskreutza.
- Też cię kocham Marco! - krzyknął wiejąc jak najdalej od klubowej jedenastki.
Amelka zachichotała cicho, wtulając się w ciało blondyna. Byli cali mokrzy, ale nie przejmowali się tym, bo Kev zdążył już oblać kilku piłkarzy jak i ich partnerki.
- A więc to jest kobieta, która skradła Reusowe serce - ni stąd ni zowąd wyrosła przed nimi sylwetka Durma - Jestem na ciebie troszkę zły, bo Marco złamał mi serce przed balem i powiedział, że ze mną nie pójdzie, ale chyba będę musiał ci wybaczyć. - zaśmiał się - Erik - podał dłoń
- Amelia - uśmiechnęła się podając swoją.
Obrońca delikatnie uścisnął jej dłoń odwzajemniając uśmiech. We trójkę wdali się w żywą dyskusję. Po chwili dołączył do nich Mario. Dziewczyna bardzo polubiła tych chłopaków, z czego Marco strasznie się ucieszył.

_________________________________________________________________________

Nienawidzę opisywać meczy. Nie bujają mnie takie rzeczy, no ale raz musiałam zrobić wyjątek :D
No musiałam, po prostu musiałam i nie miałam serducha by napisać, że przegrali :D
Musiałam napisać, żeby wygrali bo ja już tak mam :D
I moja wyobraźnia po raz kolejny wymyśliła sobie oto taką scenkę, w której Marco dedykuje Amelce gola w tak piękny sposób, który w prawdziwym meczu raczej by nie miał możliwości miejsca, ale cóż przymkniecie po raz kolejny swoje oczka prawda? XD
Wyszedł masakryczny, ohydny i bla... bla... 
Tak wiem przynudzam :D
I tak wiem, dostanę zjebkę zaraz za swoje słowa XD
Chciałabym wam jeszcze powiedzieć, że wasze blogi będę dopiero komentować w piątki i niedziele. Nie mam w ogóle czasu wejść na internet w tygodniu.
Kocham was bardzo mocno wiecie? ♥

Do następnego ♥ :***