poniedziałek, 29 września 2014

Dziewięć.

Teraz był szczęśliwy, nawet bardzo. Miał ją przy sobie i bardzo się z tego cieszył. Nie przespał pół nocy rozmyślając o Amelce. Nie sądził, że zakocha się tak szybko, ale gdy spotkał ją na swojej drodze od razu jakaś dziwna siła podpowiadała mu, że musi się z nią spotykać. Wiedział, że Mela nie jest taka jak Caro. Blondynka jest całkowitym przeciwieństwem jego byłej, krucha, szczera, nieśmiała... Każda chwila spędzona z osiemnastolatką była dla niego czymś pięknym. Uśmiechnął się od ucha do ucha ukazując rząd swoich zębów, gdy zobaczył ją jak wyjmowała listy ze skrzynki. Obiecał sobie, że da jej reprymendę za to, że chodzi. Powinna odpoczywać i nie nadwyrężać nogi zwłaszcza, że już za dwa tygodnie mają jej ściągnąć gips. Podparł swoją głowę na łokciu, który spoczywał na blacie szafki i obserwował przez okno w kuchni jak czyta nazwiska na kopercie. Gdy zniknęła za drzwiami domu ocknął się z transu i zajął się porządkami. Przez te ostatnie dni, nie przejmował się za bardzo swoim mieszkaniem. Wolał spędzać czas z Amelką i trochę zapuścił swój dom. Do treningu zostało mu jeszcze dużo czasu więc ogarnął się z bałaganem w spokoju. Zdążył też zrobić pranie jak i poskładać swoje rzeczy, które od dwóch dni wisiały na suszarce. Odetchnął z ulgą, gdy w całym domu już lśniło. Z uśmiechem na twarzy pognał na trening. Jechał co jakiś czas zmieniając bieg. Skupił się na drodze, ale nie przepuścił okazji, by poobserwować rozbudzony Dortmund. Ludzie gnali do pracy, lub szkoły. Inni szli na zakupy bądź też coś zjeść. Dzieci bawiły się na placu zabaw, a ich rodzice rozmawiali z innymi rodzicami. Lubił tak robić, wiele razy łapał się na tym, że siedząc w kawiarni czy restauracji albo gdziekolwiek indziej dokładnie obserwował ludzi dookoła. Po chwili włączył migacz i zjechał na wjazd prowadzący na parking. Zajął swoje miejsce i wysiadł z auta. Poprawiając torbę treningową na ramieniu nacisnął guzik na pilocie by zamknąć auto. Wszedł do środka i witając się z pojedynczymi osobami pracującymi w budynku ruszył do szatni...
- Hej chłopaki! - rzekł zamykając za sobą drzwi
- No siemasz Marco!
- Jak tam? - zagadnął posyłając niewielkiej jeszcze grupce chłopaków uśmiech.
- Dobrze, dobrze - rzekł Sven odwzajemniając gest klubowej jedenastki. - A u ciebie blondasie? - zaśmiał się ubierając koszulkę.
- Odezwał się - zarechotał - Wspaniale - dodał po chwili
- Czeeeeść misiaczki kolorowe! - krzyknął od progu roześmiany Kevin - No chłopaki gdzie muzyka?! gdzie tańce?! - jęknął podbiegając do bumboxa i podłączył swój telefon włączając muzykę. Zaczął tańczyć w rytm poruszając swoim tyłkiem na wszystkie strony. Na korytarzu było słychać śmiechy każdego kto był w szatni. Nie mogli się powstrzymać.
- Ale ty jesteś głupi - rzekł przez śmiech Nuri
- Ja ciebie też kocham Sahin! - Grosskreutz podbiegł do niego i ucałował go w policzek.
Marco pokręcił z rozbawieniem głową i wrócił do zawiązywania swoich korków. Gdy wszyscy już dotarli i byli gotowi całą zgrają ruszyli na murawę.
- Dobra chłopaki, mała rozgrzewka później ćwiczenia z piłką i rozegramy mały meczyk. Tak raz, raz - Klopp klasnął w dłonie poganiając chłopaków
Wszyscy posłusznie wykonali polecenie trenera i zabrali się do pracy. Marco całkowicie skupił się na treningu. Mimo iż nie zapowiadał się aż tak bardzo wyczerpujący trening chciał dać z siebie wszystko by na mecz być w jak najlepszej formie. Po trzech godzinach wykąpany i odświeżony wyszedł z szatni. W towarzystwie Durma kierował się w stronę parkingu...
- Szczerze, to mi się nawet nie chce iść na ten bal - jęknął - Lubię imprezy, dobrze się pobawić, ale na to nie mam ochoty - dodał wzdychając cicho - Chyba jako jedyni przyjdziemy sami, będziemy robić jako para - zaśmiał się.
- Przykro mi Eriś - zarechotał - Chyba będziesz musiał robić za porzuconego, bo ja niestety nie wybieram się sam - uśmiechnął się na samą myśl o pięknej blondynce, która mieszka naprzeciwko niego i skradła jego serce.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że... - podniósł jedną brew ku górze, uśmiechając się szeroko i dokładnie obserwując swojego przyjaciela. Reus skinął mu twierdząco głową. Wiedział jakie pytanie chciał zadać mu obrońca. A nie czuł potrzeby, by ukrywać to przed nim. - Poznam ją?
- Raczej będziesz musiał - zaśmiał się klepiąc go w ramię.
- Fakt - uśmiechnął się - Na pewno jest świetna - dodał - I ciesze się bardzo z tego powodu, że jesteś szczęśliwy...
- Dzięki stary - rzekł przybijając mu piątkę - Do zobaczenia jutro - pożegnał się i wsiadł do auta.


~ ~ ~ 


Uśmiech nie schodził z jej twarzy od wczoraj, z pana Antka również. Była szczęśliwa to i jej ojciec był. Muzyka w jej pokoju rozbrzmiewała w całym domu. Pan Antoni wyszedł na badania wraz z panią Dianą, która nawet nie chciała słyszeć, że to Amelka z nim pójdzie. Od kiedy osiemnastolatka miała nogę w gipsie pielęgniarka bywała u nich bardzo często. Ona sama pokochała dziewczynę jak swoją córkę więc chciała dla niej jak najlepiej. Łagodnie kołysała się na boki w rytm wydobywający się z głośników. Była w swoim świecie pochłonięta książką. Krzyknęła głośno, gdy ktoś dźgnął ją w boki. Zorientowała się dopiero gdy usłyszała głośny śmiech blondyna. Wyłączyła muzykę i wzięła do ręki poduszkę po czym przyłożyła mu bardzo mocno.
- Nie lubię cię! - pisnęła mrużąc oczy
- Wczoraj mówiłaś co innego - odparł uśmiechnięty podpierając się na łokciu. Wpatrywał się w jej piękne błękitne oczy i nie mógł się oderwać.
- Wczoraj to było wczoraj - powiedziała - A dzisiaj jest dzisiaj - zakończyła krzyżując swoje dłonie na piersi.
- Czyli tak się bawimy? - zapytał nie przestawiając się uśmiechać.
- Jestem za duża, by się bawić - wytknęła mu język.
Zaśmiał się i chwycił ją mocno w pasie przyciągając do siebie. Czule wpił się w jej usta. Poczuł jak się uśmiecha. Odwzajemniła pocałunek co bardzo mu się spodobało. Zachichotała, gdy zamruczał cicho.
- Wcale nie jesteś taka duża - rzekł odrywając się od niej.
- To, że jestem niska wcale nie oznacza, że nie jestem dorosła - odpowiedziała.
- Niskie jest piękne, pamiętaj - zacytował przytulając się do niej.
Amelka wtuliła się w jego ciało kładąc głowę na jego piersi. Usłyszała bicie jego serca. Po wczorajszych słowach, które wypowiedział wiedziała, że ono należy właśnie do niej. Uniosła kąciki swoich ust ku górze i objęła go ręką w pasie. Przyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy położył rękę na jej plecach.
- Mell - zaczął - Mam coś dla ciebie - dodał. - To dla ciebie i twojego taty - wyciągnął dwa bilety z kieszeni spodni i podał jej.
- Bilety na mecz? - podniosła jedną brew ku górze.
- Tak za dwa tygodnie, gramy tutaj z Bayernem o puchar Niemiec. Chciałbym abyś była. Miejsca są na samym dole tuż przy bandach reklamowych. Specjalnie tak wybrałem by pan Antek też mógł przyjść. - wytłumaczył
- Jeśli tego chcesz to przyjdę - uśmiechnęła się - I będę ci kibicować z całych sił. Tylko muszę sie zaopatrzyć w twoją koszulkę - dodała.
- Tym już też się zająłem - wyszczerzył swoje ząbki w szerokim uśmiechu. - Poczekaj momencik...
Zniknął za drzwiami jej pokoju, by po chwili wrócić z żółto-czarnym trykotem z nazwiskiem Reus i numerkiem jedenaście z tyłu. - Proszę bardzo...
- Oj Marco, Marco - zachichotała - Dziękuje - cmoknęła go przelotnie w usta. Chwyciła koszulkę w dłonie i pognała do łazienki. Wróciła po chwili... - I jak?
- No, no pani Reus pasuje pani - powiedział przyciągając ją do siebie i całując namiętnie w usta.
Uśmiechnęła się oddając pocałunek. Całkowicie skupiła się na nim. Cieszyła się, że ma go przy sobie. Razem oglądali film na kanapie w salonie czekając na powrót jej ojca oraz pani Diany ze szpitala. Amelka martwiła się trochę, ponieważ długo nie wracali. Bała się, że coś się stało. A było zupełnie inaczej. Po dwóch godzinach oboje wrócili do domu.
- Co tak długo? - naskoczyła na tatę - Martwiłam się...
- Spokojnie kiciu - uśmiechnął się - Godzinę temu wyszliśmy dopiero z badań, było mnóstwo ludzi. Byliśmy głodni z Dianą, więc poszliśmy coś przekąsić. Później spotkaliśmy Hansa i trochę nam zajęło - wytłumaczył.
- Mogliście chociaż zadzwonić! - poskarżyła się.
- Mój telefon się rozładował a twój tato zostawił swój w pokoju. Nie potrzebnie się martwiłaś - pielęgniarka ucałowała ją w głowę.
- Mam nadzieję, że opiekowałeś się moją maleńką dobrze - posłał blondynowi uśmiech.
- Oczywiście, że tak szefie - zaśmiał się.

__________________________________________________________________________

Przymkniecie oczko na to, że zmieniłam datę meczu :p musiałam na potrzeby opowiadania :)
Znów chcę przeprosić za to, że rozdział jest dziś ale wczoraj nie miałam czasu.
Nauka a później jechałam na żużel <3
Moja kochana Unia wygrała <3
Brawo panowie ❤

Do piątku :*

piątek, 26 września 2014

Osiem.

Czas spędzony z Marco był dla niej wspaniały. Dziękowała w duchu, że jest i jak jej obiecał zawsze będę. Po tych słowach, które wypowiedział rozpłynęła się całkowicie. Już wiedziała to na pewno, zakochała się po raz pierwszy w życiu. Choć nie chciała się nikomu do tego przyznać. Nawet swojemu ukochanemu tacie. To co blondyn robił z jej sercem jak i myślami przechodziło ją samą. Nie potrafiła skupić się na niczym innym. Najgorszym wyjściem było zdecydowanie to, że do balu, na którego ją zaprosił było coraz bliżej. Zostały tylko trzy tygodnie. Uwielbiała, gdy się nią opiekował. Był wtedy troskliwy i jeszcze bardziej słodki niż zazwyczaj. Marzyła by mieć go cały czas przy sobie...
- Dzień dobry piękna księżniczko - podnosząc głowę ku górze zobaczyła wyglądającą zza uchylonych drzwi wyszczerzoną twarz piłkarza.
- Cześć Marco - odwzajemniła jego gest zapraszając go do środka. 
- Jak się miewamy? - zapytał podając jej kubek ciepłej herbaty i kładąc pudełko ptasiego mleczka na łóżku pomiędzy nimi.
- Z dnia na dzień coraz lepiej - odpowiedziała upijając łyk ciepłego napoju. 
Tego właśnie pragnęła. On, herbata, coś słodkiego i przyjemna cisza wokół nich. Uśmiechnęła się szeroko, gdy blondyn objął ją ramieniem i pozwolił by jej głowa oparła się o jego ramię. Bawił się jej palcami, a ta cisza, która zawsze jej odpowiadała w tamtym momencie robiła się uciążliwa i coraz cięższa. Sytuacja panująca pomiędzy nimi również. 
- Mell - szepnął 
Bała się odezwać, nie wiedziała dlaczego, ale się bała. Może tego co on może powiedzieć, co czuć... Nie miała pojęcia. Przymknęła powieki nadal trzymając głowę na jego ramieniu. Wzięła głęboki oddech. Po chwili poczuła jak jego głowa również opada na jej. Marco splótł ich palce razem delikatnie gładząc kciukiem jej. Odsunął się od niej pomału i ruszył w stronę okna. Oparł się na parapecie i spoglądał w dal. Bił się ze swoimi myślami, gdy blondynka spoglądała na niego zdezorientowana jak i przerażona. Nerwowo skubała koniec swojej bluzy. Wiedziała czego teraz potrzebowała. Wstała i pomalutku skierowała się w jego stronę. Zwinnym ruchem sprawiła, że się wyprostował. Choć była mała i krucha miała w sobie dużo siły. Rozłożyła jego ręce tak, że mogła spokojnie wtulić się w jego silne i umięśnione ciało. Westchnął cicho zatapiając głowę w jej pięknych, długich blond włosach. Objął ją szczelnie i najchętniej nie wypuszczałby jej już nigdy. Chwycił lekko jej podbródek i uniósł ku górze by na niego spojrzała. Wiedziała co się zaraz stanie, ale za wszelką cenę pragnęła tego samego. Jego delikatne, pełne usta złączyły się z jej. Z ogromnym uczuciem muskał jej wargi. Zarzuciła swoje dłonie na jego ramiona pozwalając jego rękom, które znajdowały się na jej tali przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie. Z każdą kolejną sekundą czuła jak odpływa w krainę piękna. Ogromne jak i przyjemne ciepło powitało jej ciało. A serce przyspieszyło swoje bicie. Rozchylił delikatnie jej usta, by po chwili ich języki mogły tańczyć razem pełen uczucia taniec. 
- Lubie cię Mell - szepnął tuż przy jej ustach - Nawet bardziej niż lubię - dodał nie pozwalając jej nawet na odpowiedź. Ponownie połączył ich usta. Potrzebował tego, potrzebował jej. - Spróbujmy chociaż, proszę - powiedział cicho kolejny raz odrywając się od jej warg. Amelia spoglądała na niego nic nie rozumiejąc, z niedowierzaniem. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, jak się zachować. Patrzyła właśnie na chłopaka, którego pokochała. Pierwszy raz w swoim życiu. Położył dłoń na jej policzku gładząc go delikatnie. Cały czas spoglądał w jej błękitne oczy i nie miał zamiar przestać. One były dla niego tajemnicą, którą chciał odkrywać każdego dnia, każdej godziny czy minuty. Cisza, która panowała wokół nich przyprawiała go o palpitacje serca. Nie umiał tak wytrzymać. Odbijała się echem w jego głowie... Z zachłannością wpił się w jej usta chcąc pokazać, że strasznie mu zależy. Choć Amelka nie opierała się mu wiedział, że nadal nie jest przekonana. - Mell do cholery kocham cię!


~ ~ ~ 


Każdego dnia chciał poznawać ją coraz bardziej. I tak właśnie się działo. Spędzając z nią każdą wolną chwilę przekonywał się jak bardzo mu na niej zależy. Była jego muzą i boginią. Kochał ją przytulać jak i łaskotać. Kochał jej śmiech i zaczepki. A co najważniejsze kochał ją całą. Taką jaka była od zawsze. Uśmiechnięta, piękna, czasami nieśmiała. Choć ta nieśmiałość dodawała jej ogromnego uroku. Sam nawet nie wiedział dlaczego wyjawił jej tą prawdę. Nie mógł dłużej trzymać w sobie to przed czym próbował się bronić, ale mu nie wyszło. Nie mógł zauważyć tego małego uśmieszku, który wkradł się na jej twarz. Czule pocałowała jego usta. Przyjął to jako zgodę, choć nie wiedział czy dobrze robi.
Jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nie umiał się nie uśmiechnąć. Z radości wziął ją na ręce i zaczął okręcać ją wokół własnej osi, nawet nie zwracał uwagi na gips który spoczywał na jej nodze. 
- A co tu się dzieje? - usłyszeli roześmiany głos pana Antka.
- Trochę mu się przekręciło w głowie tatusiu - zachichotała uciekając od blondyna i "chowając" się za ojcem. Wszyscy trzej się zaśmiali. 
Reus wychwycił skinienie głową pana Antoniego. On wiedział... Miłość pomiędzy tą dwójką dało się wyczuć z kilometra. Ojciec dziewczyny szczerze życzył im najlepszego. Ucieszył się, że Amelka spotkała na swojej drodze kogoś takiego jak Marco. Uwielbiał tego chłopaka. Nie wyobrażał sobie tego by mogło być inaczej. Blondyn z uśmiechem na twarzy złapał dziewczynę, która uciekała do niego. Objął ją szczelnie w pasie wtulając się w jej plecy. Ogromny uśmiech, który spoczywał na twarzach dwójki był dla pana Antka czymś nie do opisania. W końcu zobaczył jak jego córeczka jest szczęśliwa...
Marco wraz z Amelią często spędzali wieczory na tarasie tak jak teraz. Pomocnik obejmował ją ramieniem tak, że blondynka mogła się w niego wtulić. Bujali się lekko na białej huśtawce, okryci puszystym kocem. Radio cicho grało stojąc na stoliku. A dookoła nie było słychać ani jednej żywej duszy.
- Ciesze się wiesz - powiedział cicho odpychając się nogami. Uśmiechnęła się chowając twarz w zagłębieniu w jego szyi. Cmoknął ją czule w głowę splatając ich dłonie. 
- Ja też - odparła całując go przelotnie w usta. 
Tym gestem wywołała u niego ogromny wyszczerz. Objął ją jeszcze bardziej ciesząc się tą chwilą najbardziej jak tylko potrafił. - Teraz będzie już tak zawsze? - zapytała spoglądając w jego oczy.
- Jeśli mi pozwolisz Amelko będzie już tak na zawsze - uśmiechnął się uroczo.
- A jeśli ci nie pozwolę? - zachichotała cicho
- Nie będziesz miała wyboru i będziesz musiała - odparł roześmiany 

_______________________________________________________________________

Przepraaaaaszam was za to coś, za to, że krótki  i za to, że dopiero teraz.
Jestem taką osobą, która uwielbia sobie wytyczać błędy. Napisałam tak jakby Amelka nie miała już gipsu 
-,-.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, nawet to, że byłam chora. 
Mam nadzieję, że wybaczycie.
Pisze teraz bez sensu, ładu i składu XD
Nie zwracajcie uwagi :D

niedziela, 21 września 2014

Siedem.

Mały Nico padł jak zabity wieczorem. Zasnął tak szybko, że Marco nie zdążył mu nawet przeczytać bajeczki. Uśmiechnął się szeroko widząc jak słodko śpi. Ucałował go w główkę i przymknął drzwi. Sam również był zmęczony. Dawno nie bawił się tak z chrześniakiem. Ziewnął przeciągle idąc w stronę łazienki. Szybki prysznic sprawił, że czuł się odświeżony. Położył się do łóżka wysyłając krótkie Dobranoc :* do Amelki. Z ogromnym uśmiechem zasnął w najlepsze. Obudził się z krzykiem, gdy poczuł jak jakiś ciężar siada mu na brzuchu. Otworzył oczy i spojrzał na chłopca, który z ogromnym uśmiechem na twarzy przyglądał się mu.
- Dzień dobly ujku! - rzekł przytulając się do pomocnika.
- Cześć Nicuś. - odparł - Ja ci dam mnie tak budzić - zaśmiał się przewracając go na łóżko i łaskocząc lekko.
- Tacie też tak lobie - powiedział dumny.
- Ty nasz mały rozrabiako - zarechotał - Co głodny jesteś? - zapytał.
Malec skinął mu potwierdzająco głową. Blondyn wstał i wziął go na ręce. Razem zaczęli przygotowywać kanapki. Mały układał różne wzorki z warzyw. Gdy wszystko było już gotowe piłkarz usiadł naprzeciwko czterolatka, wbił w niego swoje spojrzenie gorączkowo nad czym się zastanawiając. Nico spojrzał na niego pełny zdziwienia. Nie miał pojęcia o co mu chodzi.
- Ujku cemu się tak na mnie patsys? - zapytał
- Co powiesz na to, aby wziąć te wspaniałe kanapki i pójść razem do Amelki, mieszka w tym domu na wprost mojego. Zjedlibyśmy śniadanie we trójkę. - zaproponował uśmiechając się szeroko.
- Pewnie! - rzekł podekscytowany.
Marco chwycił dłoń chłopczyka i z talerzem kanapek w drugiej wyszli z domu. Zamknął go na klucz i radośnie maszerowali do dziewczyny. Reus wziął malca na ręce wcześniej wciskając dzwonek.
- Cześć piękna - przywitał się
- Hej Marco - odparła zdziwiona - To... to twoje dziecko? - zapytała wprost.
- Oczywiście...
Razem z Nico obserwowali reakcję dziewczyny, jej twarz zdradzała pełno uczuć zmieszanie połączone z niedowierzaniem... Piłkarz jak i malec wybuchnęli wielkim śmiechem nie mogli się dłużej powstrzymać.
- Żartowałem, to mój chrześniak - wyjaśnił. Uśmiechnął się szeroko widząc ulgę na twarzy dziewczyny - A ty moja droga z tego co wiem to miałaś odpoczywać - powiedział poważnie - Mykaj mi na górę razem z Nico. Ja przyniosę sok i kanapki - dodał - No już, już!
Chłopiec pomaszerował wraz z Amelią, która poruszała się o kulach do pokoju. Blondyn uśmiechnął się szeroko widząc, że dziewczyna spodobała się czterolatkowi, mimo że nawet jej nie poznał. Nico już taki był... Wziął do ręki tacę i ułożył na niej talerz z posiłkiem. Wyjął z szafki trzy szklanki i sok pomarańczowy. Ostatnimi czasy przebywał tutaj wiele razy, że zdołał się już nauczyć, gdzie co leży więc nie było z tym problemu. Ze wszystkim w dłoni powędrował do pokoju dziewczyny. Położył wszystko pomiędzy nimi na łóżku i kazał się częstować.
- Ujek a wiesz jaka ciocia jest fajna! - zapiszczał mały.
- Widzę, że zdążyłeś ją już poderwać - zaśmiał się - Masz gust po wujku piona!
- Nie, ja wole zółwia! - pisnął.
- Widzisz wujek Marco żyje w starych czasach i się nie zna - zachichotała przybijając z malcem żółwika.
Pomocnik spojrzał na nich spod byka i zajadając się kanapką udał obrażonego. Amelia zaśmiała się cicho pod nosem wiedząc, że Reus tak czy tak nie jest zły. Razem z Nico mieli dla niego "przeprosiny". Piłkarz siedział odwrócony do nich plecami, choć doskonale widział co planują. Obserwował ich dokładnie w lustrze, które znajdowało się naprzeciwko niego. Blondynka ostrożnie zbliżała się do blondyna z prawej strony, Nico natomiast z lewej. Oboje dali mu czułego buziaka w policzek. Marco zaśmiał się głośno. Położył się na plecach łapiąc przy tym malca i usadził go na swoim brzuchu. Zaczął go łaskotać przez co mały zaczął składać się ze śmiechu.
- Będę musiała zgłosić na policję, że znęcasz się nad dzieckiem - zachichotała.
- Nad tobą też mogę - rzekł wyszczerzony od ucha do ucha - I to z wielką chęcią...


~ ~ ~ 


Nikt nie wiedział jak ulżyło jej to, że Nico nie jest synem Marco. Szczerze nawet nie wiedziała dlaczego przypuszczała do siebie to, że piłkarz mógłby mieć syna. Spędzenie tego dnia w ich towarzystwie było czymś co sprawiło jej ogromną radość. Chłopiec był bardzo podobny do Marco. Nie dziwiła się, że Melanie wybrała właśnie blondyna na ojca chrzestnego jej synka. Pomocnik idealnie się nadawał do tej roli, a zwłaszcza że traktował go jak własnego syna. Z uśmiechem obserwowała jak Reus delikatnie głaszcze śpiącego chłopca po główce. Był taki opiekuńczy...
- Widać, że go kochasz - powiedziała cicho by nie zbudzić malca.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - szepnął z uśmiechem na swojej twarzy - Jestem szczęśliwy, że jest. Najbardziej uszczęśliwia mnie, gdy przychodzi na mecz a ja strzele dla niego gola. Raz nawet popłakał się z tego powodu. Jest po prostu wspaniały - spojrzał na niego, a uśmiech na jego twarzy powiększył się jeszcze bardziej.
- A ty jesteś wspaniałym chrzestnym i wujkiem - uśmiechnęła się podchodząc do niego. Wtuliła się w jego plecy składając pocałunek na jego policzku. Marco chwycił jej dłoń i ucałował jej wierzch splatając ze swoją.
- Już dziesiąta, będę się zbierał - rzekł - Dobranoc piękna - ucałował ją w czoło
- Dobranoc Marco - odparła
Chłopak wziął małego na ręce i ruszył w stronę domu. Amelia po wyjściu piłkarza położyła się z powrotem na łóżku. Spędzili wspaniały dzień we trójkę. Szybko im zleciał. Świetnie się bawili. Razem przyrządzali obiad, Nico zakolegował się również z jej tatą. Pokochała małego już od samego początku. Lubiła dzieci a chłopiec był wspaniały. Dokładnie zrozumiała dlaczego piłkarz kocha go tak bardzo. Zasnęła z ogromnym uśmiechem na ustach. Nawet się nie przebrała. Obudziła się bardzo wypoczęta. Rozsunęła swoje zasłony i ucieszyła się widząc wchodzące słońce na niebie. Wzięła z szafki swoje ubrania i powędrowała się wykąpać. Zrelaksowała się siedząc w wannie po uszy wypełnionej ciepłą wodą z olejkiem lawendowym. Leżałaby tak jeszcze z godzinę, gdyby nie jej tato, który dobijał się do drzwi.
- Kiciu Marco przyszedł - rzekł przez drzwi przekrzykując muzykę.
- Już wychodzę - oznajmiła.
Niechętnie wstała i wytarła się mięciutkim ręcznikiem. Szybko się ubrała i przeczesując swoje włosy, które przed chwilą rozpuściła ruszyła w stronę salonu.
- Chyba muszę się przyzwyczaić, że mnie teraz będziesz nachodzić - zachichotała podchodząc do niego, przytuliła się na powitanie cmokając go szybko w policzek.
- Raczej tak - zaśmiał się obejmując ją swoimi ramionami.
- Gdzie Nico? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Niestety Melanie musiała wziąć go dzień wcześniej. Wyjeżdżają gdzieś - wyjaśnił. - Porywam cię na długaśny spacer - uśmiechnął się - Pani Diana zaraz przyjdzie zaopiekować się twoim tatą więc będziemy mieli dużo czasu. - dodał
- Ty to masz pomysły - skomentowała
Blondyn odpowiedział jej tylko ogromnym uśmiechem i wystawieniem języka co wywołało u niej cichy śmiech. Uwielbiała go i to bardzo.
Niecałe piętnaście minut później pielęgniarka zjawiła się w domu. Reus chciał spędzić ten dzień w jej towarzystwie. Nie zawsze mają aż dwa dni wolnego, więc postanowił wykorzystać te dni jak najlepiej. Dziewczyna cały czas łapała go na tym jak na nią spogląda. Po raz pierwszy zobaczyła u niego rumieńce. Z nimi wyglądał jeszcze przystojniej. Amelia nie wiedziała gdzie się znajdują. Mimo iż mieszkała w Dortmundzie trzy lata to nigdy jeszcze tutaj nie była. A miejsce było przepiękne. Różnego rodzaju drzewa dookoła i kolorowe kwiatki rosnące na całej polanie dodawały temu miejscu większego uroku. Żal jej było nawet je deptać.
- Cudownie tutaj - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Racja - rzekł - Ale to jeszcze nie jest nasz cel - dodał
Blondynka spojrzała na niego zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Bez słowa kroczyła tuż obok niego. Cieszyła się z tego powodu, że to właśnie on idzie obok. Po dwudziestu minutach w końcu dotarli na miejsce. Nogi jej odpadały, ale warto było. Spojrzała na chłopaka z dużym uśmiechem na twarzy, gdy splótł ich dłonie. Chciał zrobić to już wcześnie, ale strasznie się bał. Pociągnął ją lekko za rękę i ruszyli dalej. Usiedli razem na końcu pomostu. Uśmiech nie schodził z twarzy dziewczyny.
- Tu chciałem cię zabrać - rzekł układając ich splecione dłonie na swojej nodze.
Amelia nic nie powiedziała, ucałowała go tylko w policzek i położyła głowę na jego ramieniu....

________________________________________________________________________

Ble, ble i jeszcze raz ble .
Przepraszam za to i za błędy również.
Nie mam pojęcia co się dzieje z bloggerem u mnie -,-
Dodałam rozdział dzisiaj, a pisze, że pojawił się w sobotę -,-
A i chciałam sprostować sprawę. Erik grał w Mainz przed przejściem do Borussii, ale ja zmieniłam to na potrzeby opowiadania ;)
Do piątku ♥

piątek, 19 września 2014

Sześć.

Tak jak obiecała, tak było. Nie nastała pomiędzy nimi kolejna chwila unikania. Marco ucieszył się, że nie jest na niego zła. Razem wybrali się na przejażdżkę rowerową. Amelia świetnie się bawiła. Od kilku dni chodziła uśmiechnięta. Blondyn bardzo cieszył się z tego powodu. Uwielbiał, gdy nastolatka była szczęśliwa. Jechał tuż obok niej obserwując ją dokładnie. Zaśmiała się gdy odwróciła głowę w jego stronę.
- Nie popisuj się tak - wytknęła mu język - Nie będziesz lepszy - zachichotała.
- Już jestem piękna - zaśmiał się.
- Chciałbyś - odparła z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Cieszył się, że chciała z nim spędzać czas. Czasem mieli chwilę dla siebie na takie wypady jak ten, gdy pani Diana przychodziła do jej ojca by się nim zaopiekować. Chciał mu pomóc, ale nie miał pojęcia jak. Najbardziej chciał by Amelka była jego szczęściem. Choć szczerze powiedziawszy ona już nim dla niego była. To, że mógł ją codziennie oglądać sprawiało, że był radosny. Czasami nawet nie potrafił zasnąć, bo miał ochotę pójść do jej domu i spędzić z nią chwile czasu. Nie miał pojęcia jak, ale przypadkowo wjechał w jej rower i oboje polecieli na ziemię.
- Mell nic ci nie jest - zapytał troskliwie - Boże przepraszam cię - powiedział 
- Moja noga - syknęła z bólu, gdy próbowała nią poruszać - Boli strasznie - dodała po chwili - Nie przepraszaj Marco...
- Zabieram cię do szpitala, muszą cię przebadać. Zaczekaj tutaj na mnie chwilę. - rzekł.
Szczęściem było to, że byli już niecałe piętnaście metrów od domu. Marco wziął oba rowery i biegiem zaprowadził je pod dom. Jak strzała wpadł do samochodu i ruszył w stronę blondynki, która nadal siedziała na chodniku trzymając się za obolałą nogę. Wziął ją na ręce, po czym ostrożnie przeniósł ją na miejsce pasażera. Winił się za swoją głupotę. Podczas drogi przepraszał ją pięćdziesiąt razy.
- Uspokój się blondi - zaśmiała się - Każdemu się to może zdarzyć, a ty panikujesz jak baba w ciąży - uśmiechnęła się.
Ale on nie umiał się opanować. Gdyby się nie wygłupiał, nie doszłoby do tego. Dojeżdżając pod szpital, wziął ją ponownie na ręce. Za poleceniem pielęgniarki pomógł jej usiąść na wózku. Przejęty kłócił się z biednymi kobietami, że on chce uczestniczyć w każdym badaniu jakie będą jej robić. Amelia nic nie mówiła, tylko godziła się na wszystko. Ostrożnie pomógł jej wejść na stół, gdy miała robione zdjęcie rentgenowskie jak i z powrotem usiąść jej na wózku. Prowadził go cały czas, nie pozwalając pielęgniarce w ogóle do niego podejść. Dziewczynę bawiła ta sytuacja, jeszcze nie widziała tak przejętego jak i gotowego do walki Reusa. Po niecałych dwóch godzinach siedzieli już w samochodzie chłopaka. Amelii założono gips na złamanie. Teraz musiała odpoczywać i czekać, aż kość się zrośnie. Gdy blondyn ogarnął się już na miejscu kierowcy spojrzał na nią smutno.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą.
- Przestaniesz w końcu? - spytała podnosząc kąciki swoich ust do góry.
- Nie - uśmiechnął się - Będziesz na mnie skazana, przygotuj się.
- Już się boję - zaśmiała się - Dziękuje - cmoknęła go w policzek
Blondyn uśmiechnął się uroczo i odpalił samochód. Teraz już spokojny jechał w stronę domu. Parkując na podjeździe, zgasił auto. Biegiem ruszył na pomoc dziewczynie. Mimo protestów osiemnastolatki znów wziął ją na ręce i niósł w stronę domu.
- Amelka co ci się stało? - zapytał pan Antek zaniepokojony widokiem gipsu na jej nodze.
- To moja wina proszę pana - uprzedził ją Marco - Wjechałem w nią przypadkowo rowerem - powiedział ze skruchą.
Dziewczyna westchnęła cicho pod nosem. Objęła go bardziej, gdy poczuła jak ostrożnie zsuwa się z jego dłoni. Marco spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. Odwzajemniła ten gest, chowając wstydliwie twarz w zagłębienie jego szyi. Ruszył w kierunku jej pokoju. Posadził ją na łóżku i sam usiadł obok niej.
- Dzień pełen wrażeń co? - zachichotała cicho. Położyła się, kładąc głowę na jego nogach.
- Zdecydowanie tak - odparł bawiąc się kosmykami jej włosów. - Twój tata jest w stanie nam przeszkodzić? - zapytał spoglądając na nią.
- W czym? - zdziwiła się.
- Jest czy nie?
- Raczej nie, o tej godzinie zawsze ogląda swój ulubiony serial w pokoju - wytłumaczyła
Blondyn uśmiechnął się szeroko. Wstał z miejsca i podszedł na chwilę do okna. Wziął kilka głębokich oddechów. Denerwował się, czuł się jak dzieciak.
- Marco o co ci chodzi?! - spojrzała na niego
Chłopak szybkim krokiem ruszył w jej stronę, podparł się na rękach tuż przy jej ciele. Oddychała niespokojnie, kolejny raz błądząc spojrzeniem po jego twarzy. Nie chciała spoglądać mu prost w oczy. Uśmiechnął się zawadiacko. Był już bardzo blisko. Po chwili poczuł jej wargi na swoich. Całował ją ostrożnie. Delikatnie muskał jej usta. Przyciągnął ją bardziej do siebie, gdy zrozumiał, że pozwala mu na to.. Wiedział, że całowała się po raz pierwszy, ale jemu to nie przeszkadzało. Był wręcz szczęśliwy, że to on jest właśnie tym chłopakiem, który jako pierwszy skradł smak jej ust. Odsunął się od niej na chwilę. Spoglądaj w jej błękitne oczy. Nie wiedział jak ma się zachować. Amelia patrzyła na niego zdziwiona jak i lekko przestraszona. Sam się przeraził, lecz nie na długo. Blondynka sama ponownie wpiła się w jego usta. Zaśmiał się cicho oddając jej pocałunek...


~ ~ ~


Uśmiechnięty od ucha do ucha leżał właśnie na swoim łóżku w sypialni. Nadal nie wierzył, że ją pocałował. Tak bardzo tego pragnął. W końcu dowiedział się jak smakują jej piękne, malinowe wargi. Zaśmiał się cicho wspominając tą chwilę. Założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. Uwielbiał tak odpoczywać, myśleć cokolwiek. Nie sądził, że zakocha się aż tak szybko po rozstaniu z Caro. W sumie czuł się trochę dziwnie, ale to nie on wybierał tylko jego serce. Poranek powitał go ponuro. Krople deszczu uderzały o parapet, wydając natarczywy dźwięk. Ziewnął przeciągle, nienawidził takich dni. Zdecydowanie wolał słońce, ciepły wiaterek... Zaspany poszedł do łazienki. Chciał jak najszybciej wziąć kąpiel i się obudzić.. Minęły dwie godziny, odświeżony, najedzony jak i przebudzony jechał na trening. Nie uśmiechała mu się ta pogoda, ale nikt jej przecież nie zmieni.
- Cześć Durmi - przywitał się z kolegą, który czekał na niego w korytarzu przy wejściu.
- Hej Marco - uścisnął mu dłoń - Nie ma to jak deszcz... - westchnął
- Dokładnie - odparł blondyn - Ale co zrobisz, nic nie zrobisz - dodał po chwili.
W ciszy ruszyli w stronę szatni, wchodząc do środka zastali tylko pustkę. Nikogo jeszcze nie było. Razem z obrońcą zaczął się przebierać.
- Tak w ogóle co u ciebie słychać? - zagadnął pomocnik spoglądając na kolegę z drużyny.
- Po staremu, wszystko się układa. Ciesze się, że gram. To najważniejsze zresztą. Jest okey - odpowiedział. - A u ciebie jak tam? - zapytał się przewracając koszulkę na właściwą stronę.
- Jest dobrze, nawet bardzo - odpowiedział - Zapominam, choć możliwe, że już zapomniałem. - dodał po chwili.
- To najważniejsze - uśmiechnął się
Chwilę później cała zgraja piłkarzy wpadła do szatni. Zdyszani przebierali się w mgnieniu oka. Jeszcze pięć minut a trener zakatrupiłby ich za to, że się spóźnili. A oni woleli mu się nie narażać. Marco wraz z Erikiem obserwowali tą sytuację z rozbawieniem. Oni gotowi już do treningu czekali tylko na kolegów.
- Oho Klopp idzie - zaśmiał się Durm widząc jak piłkarze zareagowali na jego słowa i jeszcze bardziej przyspieszyli tępo swoich ruchów.
- Nie strasz ich - szepnął mu na ucho Reus rechocząc cicho pod nosem.
- Ale ja mówię prawdę Marco - uśmiechnął się wskazując dyskretnie palcem na zbliżającego się Jurgena.
- Zwracam honor - odparł odwzajemniając gest kolegi.
We dwójkę spokojnym krokiem ruszyli w stronę boiska. Radośnie dyskutowali o różnych rzeczach. Nawet pogoda nie popsuła ich dzisiejszego humoru. Marco lubił spędzać czas z Erikiem. Po odejściu Mario do Bayernu to właśnie Durm stał się mu bliższy. Przez jeden sezon nie przeszkadzało im również to, że obrońca grał jeszcze w drugiej drużynie. Jurgenowi coś strasznie nie pasowało. Dziwił się, że blondyn jest tak radosny i chętny do pracy w taką pogodę jak dzisiaj. Zawsze, ale to zawsze gdy padał deszcz musiał upominać go i mobilizować do pracy. Przyjrzał mu się dłuższą chwilę, ale za żadne skarby nie mógł wyczytać z jego twarzy powodu, przez który jest tak jak jest. Klopp często czuł się jak ojciec każdego z piłkarzy. Chciał dla nich dobrze, wspierał na każdym kroku, pomagał w potrzebie, jak i wyzywał, gdy sobie na to zasłużyli. Ale kochał każdego z nich jak własnego syna. Więc chciał jak najlepiej....
Wracając do domu Marco postanowił odwiedzić Melanie. Dawno się nie widzieli, a on strasznie stęsknił się za swoim chrześniakiem. Z ogromnym uśmiechem na twarzy i z prezentem dla chłopca wspinał się po schodach. Zapukał dwa razy i wszedł do środka. Gdy tylko otworzył drzwi malec wpadł mu w ramiona. Nico zawsze pamiętał "kod" wujka. Tylko Reus pukał do drzwi dwa krótkie razy. Wyszczerzony chłopiec mocno przytulił się do blondyna i dał mu buziaka.
- Mam coś dla ciebie - rzekł, gdy postawił małego na ziemi - Proszę bardzo - podał mu.
- Dzięki ujku!! - pisnął radośnie ponownie przytulając się do piłkarza - Mamo pats, ujek kupił mi samochodzik! - krzyknął biegnąc w stronę kuchni, gdzie przebywała akurat siostra piłkarza.
- Cudny, leć się pobawić - uśmiechnęła się do synka całując go w główkę. Gdy malec zniknął za drzwiami swojego pokoju dziewczyna spojrzała na brata przymrużając swoje powieki - Rozpieszczasz go...
- Wcale nie - usprawiedliwił się - Mały prezent, nic wielkiego - przewrócił teatralnie oczami - Zresztą to mój chrześniak, wiesz jak mocno go kocham - dodał posyłając jej uśmiech.
- Wiem, wiem - odparła - Dobrze, że wpadłeś. - przytuliła się do niego
- Stęskniłem się - rzekł roześmiany przegryzając porwaną wcześniej marchewkę. - Choć bardziej za moim Nicusiem, więc wybacz - rzekł idąc w stronę pokoju chłopca. Przed wejściem do środka usłyszał jak jego siostra się śmieje. Połowę popołudnia spędził w towarzystwie chłopczyka. Uradował się, gdy Melanie pozwoliła wziąć mu chrześniaka na dwa dni do siebie. W sumie nie tylko on. Malec również był szczęśliwy...

_________________________________________________________________________

Szóstka leci do was ;) 
Macie wyczekiwany pocałunek. Sama nie mogłam z nim długo zwlekać XD
Do niedzieli ♥

niedziela, 14 września 2014

Pięć.

Była już całkowicie przekonana, Marco nie był dla niej tylko zwykłym przyjacielem. Zrozumiała to dopiero teraz. Spoglądała w jego zielone tęczówki, nie potrafiła się w ogóle odezwać. Badała dokładnie jego twarz. Byli zdecydowanie za blisko. Czuła się trochę skrępowana, ale nie mogła inaczej. Jakaś niewidzialna siła kazała jej pozostać w takiej pozycji. Jego dłonie oplatały dokładnie jej talię. Za żadne skarby nie chciał jej puścić. Podobało mu się to. Żadne z nich nie wiedziało co w tamtym momencie zrobić. Odgarnął jej za ucho kosmyk włosów, które spadły jej na twarz. Nie zastanawiał się długo ostrożnie i powoli zaczął zbliżać swoją twarz do jej...
- Przepraszam Malco - usłyszał głos jakiegoś chłopca - Mogę plosić autoglaf?
Blondyn przymknął swoje powieki, wzdychając cicho. Odwrócił się w stronę malca i przykucnął przy nim. Uśmiechnął się uroczo zwinnie podpisując się na fan karcie. Oddał chłopczykowi marker. Mały uradowany pobiegł w stronę placu zabaw, sprawił tym ogromny uśmiech na twarzy piłkarza. Szedł tuż obok nastolatki, gdy wracali do domu. Oboje czuli się niezręcznie. Żadne z nich nie miało pojęcia co w nich wstąpiło. Amelia nie wiedziała jak ma się zachować, co mówić, więc postanowiła milczeć. Zauważyła co jakiś czas, że blondyn zerka na nią, ale broniła się przed tym by na niego nie spojrzeć. Wstydziła się? możliwe. Sama nie wiedziała. Nie umiała ukryć uśmiechu, gdy pomyślała o dzisiejszej sytuacji. Przygryzła wargę odwracając głowę w drugą stronę. Marco to nie umknęło, uśmiechnął się szeroko. Miał ochotę roześmiać się głośno, ale powstrzymał się. Dla blondynki ta sytuacja również wydawała się śmieszna. Zaśmiała się, gdy Marco szturchnął ramieniem.
- Lubię gdy się uśmiechasz, a najbardziej gdy to właśnie ja jestem tego powodem - spojrzał na nią
Ich spojrzenia skrzyżowały się po chwili, ona uśmiechnięta od ucha do ucha. On wyszczerzony jak mysz do sera. - Mówię prawdę Mell - rzekł już z poważnym wyrazem twarzy.
Kolejny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy ponownie usłyszała to zdrobnienie. Amelka wzięła te słowa jednak za kolejny żart z jego strony, lecz gdy zauważyła jego minę zrozumiała, że nie żartuje.
- Powinniśmy raczej zapomnieć o tamtym wydarzeniu - powiedziała cicho odchrząkując lekko.
- Dlaczego? - zapytał, a ona odpowiedziała mu wzruszeniem ramionami.
- Nie wiem. Tak chyba będzie najlepiej..
- Zrozum, że ja nie chcę zapominać - odparł - Powiem ci szczerze, że jeśli mógłbym to powtórzyłbym to i z wielkim pragnieniem spróbowałbym smaku twoich ust - dodał spoglądając na nią. Kolejny raz siłowała się by nie spojrzeć na niego. Naprawdę nie wiedziała jak ma się zachować. Po raz pierwszy raz w życiu się zakochała. Tak zakochała się i nie bała się o tym pomyśleć. Marco stał się jej bardzo bliski i z ogromną chęcią rzuciłaby mu się w ramiona, lecz nie mogła. Dla niej to działo się za szybko. Choć bardzo dziękowała, że piłkarz pojawił się w jej życiu to jednak pierwszy raz popatrzyła inaczej na jakiegoś chłopaka. Usiadła na brzegu ławeczki, która znajdowała się tuż obok niej i schowała twarz w dłoniach. Westchnęła cicho. Poczuła, jak siada obok niej i kładzie rękę na jej kolanie.
- Mell spójrz na mnie - powiedział - Spójrz na mnie proszę - powtórzył uważnie jej się przypatrując.
- Nie mogę - odpowiedziała szybko wypuszczając całe powietrze ze swoich płóc.
- Dlaczego nie możesz? - zapytał
- Bo zwariuje rozumiesz! - podniosła lekko swój ton głosu - Wariuje jak na mnie patrzysz, jak jesteś blisko. To mnie przeraża.... - dodała spoglądając w jego oczy - Przepraszam... - szepnęła odchodząc.
Wbiegła do domu cała zapłakana, od razu skierowała się do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Nie wiedziała co dokładnie się z nią stało. Przeżywała to po raz pierwszy. Myślami cały czas była przy nim. Miała ogromne wyrzuty sumienia, że zostawiła go tam samego, ale miała ogromną nadzieję, że zrozumiał i nie jest na nią zły. Po prostu wszystko w tamtym momencie ją przerastało.
- Rybko co się stało? - usłyszała zmartwiony głos pana Antka
- Tatusiu.. - jęknęła płaczliwie siadając mu na kolanach i mocno wtulając się w jego ciało - To mnie przerasta.. - dodała smutno
- Amelko kochanie, mam całkowicie inne zdanie na ten temat - rzekł głaszcząc ją delikatnie po plecach - Przeraża cię to, że zakochałaś się w nim mam rację? - zapytał.
- Chyba tak - odparła cichutko
- Kiciu nie bój się. Marco jest wspaniałym chłopakiem, Powinniście obydwoje o tym porozmawiać wiesz. - rzekł cmokając ją czule w głowę. - A tak w ogóle to przepraszam cię bardzo za dzisiaj - dodał
- Nic się nie stało tato, ale obiecaj, że nie będziesz już tak mówił - powiedziała.
- Obiecuje...


- * * * -


Nie widział się z nią od tygodnia, nie miał pojęcia, czy unikała go, czy może to był zwykły przypadek. Tęsknił za nią i nie potrafił przestać o niej myśleć. Ta dziewczyna stała się dla niego bardzo ważna jak i nie najważniejsza. Jeśli przeszkadzało jej tak jak było teraz to postanowił zacząć od nowa. Z malutkim bukietem czerwonych różyczek w dłoni wspinał się właśnie po schodach do jej domu. By nie przedłużać szybko nacisnął dzwonek, nie chciał się wycofywać, lecz gdyby się zastanawiał pewnie zwątpił by i wrócił do siebie. Po chwili ujrzał jej twarz. Taką piękną jak zawsze, jej niebieskie oczka aż zabłyszczały, gdy go zobaczyła.
- Przepraszam - rzekł podając jej kwiatki.
- Tęskniłam - powiedziała wtulając się w niego bardzo mocno. Z ogromnym uśmiechem na twarzy objął ją szczelnie swoimi dłońmi. Przymknął powieki ciesząc się tą piękną chwilą. Z czułością ucałował ją w czoło. Zrozumiał, że kocha ją. Tak po prostu ją kocha.
- Ja też Mell i to bardzo mocno - szepnął tuż przy jej uchu.
Była dla niego najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie. Mógłby wpatrywać się w nią godzinami. Tak bardzo się ucieszył. Nie chciał jej za żadne skarby wypuścić ze swojego uścisku. Odszukał jej rękę i splótł ją wraz ze swoją.
- Pójdziesz ze mną, za miesiąc na bal organizowany przez władze Borussii? - zapytał spoglądając w jej błyszczące oczy.
- J..ja?
- Tak ty - odpowiedział. - Z tobą chcę tam iść i to własnie z tobą chce przetańczyć całą noc...
- Dobrze, pójdę - uległa, czym spowodowała uśmiech na twarzy blondyna.
Tamtą noc właśnie chciał spędzić z nią. Chciał zrobić wszystko, aby przestała bać się uczuć, które w niej się rodzą. Najbardziej chciał przekonać ją do siebie. Żeby zaufała mu jak i zdobyła się na odwagę by porozmawiać z nim o tym co do siebie czują. Dla niego nie liczył się wiek. Co z tego, że dzieliło ich siedem lat różnicy. Ważne było to, że ją kocha.
- Dziękuje - ucałował ją w policzek
Blondynka posłała mu delikatny uśmiech i założyła kosmyk swoich włosów za ucho, spuszczając przy tym głowę. Marco delikatnie chwycił jej podbródek, by spojrzała na niego. Była przepiękna, mógłby wpatrywać się w nią godzinami. Nie potrafił się opanować. Naprawdę pragnął posmakować jej pięknych, malinowych ust. Podjął kolejną próbę, patrząc jej głęboko w te błękitne oczka zbliżał pomału swoją twarz. Widział dokładnie jak błądzi oczami. Czuł już jej przyśpieszony oddech, dzieliły ich tylko milimetry, lecz tym razem również nie było im pisane dokończyć...
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam list polecony do pana Antoniego Wolskiego...
Marco westchnął głośno, odsuwając się od dziewczyny. Obserwował jak Amelia odbiera kopertę. Uwielbiał na nią patrzeć. Gdy listonosz odszedł ona zniknęła na krótką chwilę. Wróciła do niego trochę speszona.
- Już drugi raz - rzekł oblizując lekko swoje wargi.
- Mhm - mruknęła cichutko pod nosem.
- Trochę mnie poniosło - usprawiedliwił się - Ale jakaś niewidzialna siła mnie przyciąga - spojrzał na nią. Wpatrywała się w swoje skarpetki skubiąc kawałek sweterka. - Po między nami jest okey? - zapytał niepewnie - Nie chcę powtórki z tamtego tygodnia...
- Jasne - posłała mu delikatny uśmiech - Ja również nie chce - dodała po chwili

_________________________________________________________________________

Trochę krótki, wiem.  Wybaczycie mi to ? ;)
Mieszam wam i mieszam. Kochane jednak zmiana planów. Rozdziały będą pojawiały się w piątki i w niedziele. Bardziej mi po prostu pasuje ;)
Wiecie jaka ja jestem rypnięta ? XD
Dzisiaj dowiedziałam się, że mój i mojego brata kolega gra w rezerwach Lecha :D
Nawet nie wiedziałam, że Marcin zaszedł tak daleko ;D
A co najważniejsze ogromnie się cieszę, że spełnia swoje marzenia. ;)
Fajnie byłoby zobaczyć go kiedyś w pierwszej drużynie ;).

piątek, 12 września 2014

Cztery.

Nawet nie wiedział dlaczego tamten widok sprawił mu wiele radości. Coraz częściej łapał się na tym, że bardzo często o niej myślał. Czasem miał ochotę przestać, ale najprościej w świecie nie potrafił. Nie miał pojęcia co ma ze sobą zrobić. Starał się robić przeróżne rzeczy, ale nawet to nie pomagało. Jego jedynym wyjściem było to, żeby wyjechać na kilka dni do Mario. Złapał akurat małą kontuzję, przez co był wykluczony z gry przez dwa tygodnie. Poinformował o wszystkim Amelię, która w ogóle nie rozumiała jego tłumaczenia się. W tamtym momencie zrozumiał, że całkowicie się wygłupił. Czym prędzej wyjechał z Dortmundu by jak najszybciej dotrzeć do domu przyjaciela, który znajdował się na obrzeżach Monachium. Jadąc tam nie miał żadnego konkretnego planu. Po prostu tak wyszło. Myślał, że jeśli pobędzie chwilę u przyjaciela Mela wyjdzie z jego głowy. Było zupełnie przeciwnie. Już od samego rana, gdy wsiadł do samochodu i ruszył w drogę Amelka siedziała w jego myślach. Nie potrafił przestać zastanawiać się co aktualnie robi...
Wchodząc do domu Gotzego mocno go przytulił. Tęsknił za nim, to już nie było tak samo jak oboje mieszkali w Dortmundzie widywali się codziennie jeśli nie na treningu to po. Nie po to kupili domy obok siebie by nie spędzać czasu razem.
- A więc przyjacielu jakie plany na dziś wieczór? - zapytał Marco spoglądając na niego.
- Proponuję imprezkę, treningu jutro nie ma. Możemy zadzwonić po Bastiana - odpowiedział uśmiechając się szeroko w stronę przyjaciela. Reus pokiwał ochoczo głową zgadzając się na propozycję pomocnika. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Wymieniali się informacjami ze świata piłkarskiego jak i oglądnęli mecz Chelsea z Manchesterem City. Gdy zorientowali się, że już późna godzina od razu ruszyli do łazienek by odświeżyć się przed planowaną imprezą. Marco odprężył się całkowicie biorąc prysznic w łazience w swoim pokoju. Ubrał się w swoją ulubioną niebieską koszulę i czarne rurki. Założył marynarkę i psiknął się kilkukrotnie swoim ulubionym perfumem. Dłonią przeczesał swoją fryzurę i był już gotowy. Usiadł na kanapie i westchnął ciężko wiedząc, że Mario tak szybko nie zejdzie. Nawet Bastian zdążył już przyjść, lecz Gotze nadal się szykował i z tego co było widać szybko nie zejdzie.
- Serio pączek długo jeszcze? - jęknął Reus spoglądając na schody.
- Matko no już idę, nie moja wina, że chcę dobrze wyglądać przy mojej kobiecie - rzekł - O wilku mowa - uśmiechnął się szeroko widząc jak jego ukochana wchodzi do domu wraz z partnerką Bastiana. Przywitał ją czułym pocałunkiem i mocnym uściskiem.
- Hej Ann - powiedział uśmiechnięty Marco cmokając ją w policzek.
- No cześć Reus - odparła odwzajemniając jego uśmiech.
Całą piątką wybrali się do najlepszego klubu według piłkarzy z Monachium, Bez problemu weszli do środka. Po wypiciu drinków dwójka zawodników Bayernu ruszyła wraz ze swoimi ukochanymi na parkiet. Blondynowi nie przeszkadzało to, że został sam. Wręcz przeciwnie, miał chwilę do przemyśleń. I tu niestety był to jego błąd. Od razu pomyślał o Amelii, która pewnie siedziała teraz na tarasie, szczelnie owinięta cieplutkim i puszystym kocem. Popijała herbatę i czytała książkę lub też spoglądała na śpiący Dortmund. Uśmiechnął się szeroko na samą myśl o jej błękitnych oczach.
- Może zatańczymy - brunetka o pięknych długich nogach wręcz wymruczała mu do ucha te słowa. Dokładnie przebadał ją wzrokiem, uśmiechnęła się do niego. Wyglądała jak modelka, lecz w ogóle nie przypominała Amelki.
- Pewnie - odparł chwytając jej wyciągniętą dłoń. Idąc z nią na parkiet okręcił ją sprawnie. Alkohol szumiał mu w głowie. Wiedział, że ma bardzo słabą głowę, ale dziś całkowicie musiał się wyluzować. Musiał przestać myśleć o Meli, która zadręczała jego myśli dwadzieścia cztery godziny na dobę. Cztery mocne drinki mu całkowicie pomogły. Nie myślał o niej w ogóle. Skupił się na brunetce ocierającej się o jego ciało. Nie panował nad sobą. Nawet nie wiedział kiedy to się stało, że leżał właśnie z nią w jednym z klubowych pokoi. Obudził się, gdy poczuł jak dziewczyna wstaje szybko z łóżka. Spojrzał na nią zdziwiony, gdy zapinała swoją krwisto czerwoną sukienkę.
- Nie patrz tak na mnie miśku, chciałam się tylko z tobą przespać - wytłumaczyła znikając za drzwiami. Marco przeklnął siarczyście zdając sobie sprawę co właśnie zrobił. Ubrał się w mgnieniu oka i wyszedł z klubu. Chłodny wiatr i cisza wokół niego sprawiła, że zaczął żałować. Wyrzuty sumienia zaczęły dręczyć go strasznie. Gdy dotarł do domu, od razu położył się spać. Chciał jak najszybciej zapomnieć o tym dniu, o tym wydarzeniu, o wszystkim. Miał dość wrażeń...
Gdy się obudził był już wieczór, przeczuwał, że tak będzie. Musiało tak być, skoro wrócił do domu po piątej nad ranem. A zasnął dokładnie dwie godziny później. Odświeżył się i zszedł na dół.
- Mam problem - westchnął głośno, rzucając się na kanapę, Założył ręce za głowę i tępym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Pomocnik Bayernu usiadł na fotelu niedaleko przyjaciela i uważnie mu się przyglądał. - Mario popełniłem największy błąd w moim życiu - wyżalił się.
- Przespałeś się wczoraj z kimś? - wypalił
- Tak - jęknął - Przecież ja taki nie jestem. Dlaczego to wszystko się stało. Chciałem tylko się wyluzować i odprężyć, a co najważniejsze zapomnieć. Chciałbym cofnąć czas - dodał.
- O czym chciałeś zapomnieć Marco? - zapytał nie rozumiejąc słów blondyna.
- Chyba o kim - mruknął - O Amelii, ale proszę cię nie pytaj o szczegóły. Nie chcę a co najważniejsze nie potrafię o tym rozmawiać. Jeszcze nie teraz - dodał szybko.
Mario skinął mu głową, dając znak, że zrozumiał prośbę przyjaciela. Wyszedł z salonu zostawiając go samego. Wiedział, że Reus musi sobie teraz wszystko przemyśleć jak i poukładać. A dla Marco to było zabójcze, z każdą kolejną sekundą nienawidził siebie samego...


~ ~ ~ 


Miło spędziła czas z tatą, choć czasem brakowało jej Marco. Mimo tego, że wyjechał tylko na tydzień to złapała się na tym, że bardzo za nim tęskniła. Wyczekiwała momentu, gdy wróci do domu i znów spędzą trochę czasu razem. Zrozumiała, że znalazła przyjaciela. Teraz miała ich dwóch i nie chciała stracić żadnego. Z uśmiechem na twarzy spoglądała przez okno gdy auto blondyna zaparkowało na podjeździe. Wybiegła szybciutko na dwór wpadając w jego objęcia.
- Wariatka - zaśmiał się przytulając ją mocno do siebie.
- Chciałam się tylko przywitać to źle? - zapytała spoglądając w jego oczy.
- Absolutnie - odpowiedział szybko - Bardzo miłe z twojej strony jak i wspaniałe - rzekł
- Już się bałam - zaśmiała się.
Z utęsknieniem spędziła pół dnia w obecności Marco. Razem dobrze się bawili. Reus opowiedział jej dokładnie jak minął mu pobyt u Gotzego. Pominął tylko jeden szczegół, który chciał zostawić dla siebie. Wieczorem gdy wróciła już do swojego domu, z uśmiechem położyła się do łóżka. Jej mokre włosy rozłożyły się na całej poduszce. Nie mogła przestać się uśmiechać. To on sprawiał, że była szczęśliwa jak i radosna. Bardzo cieszyła się z tego powodu, że go spotkała. Nie miała pojęcia jak potoczyłoby się jej życie, gdyby Marco nie przeprowadził się naprzeciwko nich. Czy nadal byłoby takie jak wtedy, czy zmieniłoby się jakoś. Nie wiedziała i nie chciałaby się dowiedzieć. Całkowicie odpowiadało jej tak jak było właśnie teraz.
Kolejny ranek nastał szybko. Z ogromnym uśmiechem na twarzy przygotowywała śniadanie dla siebie jak i ojca. Smażyła jajka na patelni oraz pokroiła warzywa. Ładnie nakryła do stołu, nuciła sobie cichutko pod nosem kołysząc się lekko w rytm muzyki lecącej z radia. Marco nie mógł przestać się śmiać. Obserwował ją dokładnie ze swojego kuchennego okna. Uwielbiał ją, oparł się o blat jednej z szafek i całkowicie skupił się na spoglądaniu na Amelkę. Nawet nie zauważyła gdy jej roześmiany tata wjechał do kuchni. Nałożyła mu posiłek na talerz i postawiła przed nim.
- Rozumiem, że powrót Marco jest powodem twojego wyśmienitego powodu - posłał jej uśmiech zajadając się pysznościami przyrządzonymi przez swoją córkę.
- I tak i nie - odparła - Pójdę otworzyć - oznajmiła, gdy w całym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. - Cześć, przyszedłeś na śniadanie? - zachichotała przytulając się do niego.
Marco z ogromną chęcią jak i radością odwzajemnił ten gest. Wraz z blondynką wszedł do środka i nawet nie miał co protestować bo talerz z jedzeniem wylądował tuż przy jego twarzy.
- Nie będzie pan zły, jeśli porwę dzisiaj Amelkę na długi spacer? - zapytał spoglądając na pana Antoniego.
- Oczywiście, że nie chłopcze - rzekł - Bardzo się z tego powodu cieszę, dzięki tobie nie musi spędzać każdego dnia ze mną i być na mnie skazana - dodał z uśmiechem.
- Ja mam tego dość - syknęła wychodząc z kuchni, dźwięk upadającego na talerz widelca roznosił się w głowie piłkarza, jak i ojca dziewczyny. Pan Antek westchnął cicho pod nosem.
- Pójdę za nią - powiedział wstając z miejsca. Szybko dogonił dziewczynę, która kierowała swoje kroki przed siebie. Bez żadnego słowa szedł obok niej. Wiedział, że jest wściekła i musi ułożyć sobie wszystko w głowie. Chwycił jej rękę, sprawiając, że przystanęła. Widząc łzę spływającą po jej policzku mocno ją do siebie przytulił. Zrozumiał, że to był dla niego najgorszy widok w życiu. Nie potrafił patrzeć jak jest smutna i płacze.
- Już dobrze - szepnął tuż przy jej uchu - Nie płacz - dodał cmokając ją we włosy.
- Czemu on zawsze tak musi mówić, przecież wie jak jest ile razy mam mu jeszcze powtarzać - jęknęła podciągając nosem.
- Nie mam pojęcia, ale wiedz, że jesteś dla niego całym światem jak i mocno cię kocha - powiedział cicho.
Blondynka mocniej wtuliła się w jego ciało. Marco to bardzo odpowiadało, uwielbiał ją przytulać.
- Wiem - odparła.
- Mell... - podczas gdy wypowiadał ten skrót jej ciało momentalnie się napięło, a przyjemne dreszcze przeszły jej po ciele. Uwielbiała, gdy tak się do niej zwracał, tylko on miał takie prawo je wypowiadać.
- Tak? - zapytała przełykając głośno ślinę. Siłowała się ze sobą, by nie spojrzeć mu w oczy, lecz to jej się nie udało. Wpatrywała się w jego tęczówki, nie mogąc przestać.
- Dziękuje, że pojawiłaś się w moim życiu - rzekł cmokając ją czule w czoło.
- To ja ci dziękuje - odpowiedziała.

__________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że się podoba ;)
zostawiam was z czwórką a ja lecę do kina na wyczekiwany film " If I Stay " ♥ ;)

wtorek, 9 września 2014

Trzy

Nie spodziewała się, że dwa tygodnie tak szybko minęły. Słońce, które zagościło dzisiaj w Dortmundzie obudziło ją już o ósmej rano. Ziewnęła przeciągając się na łóżku. Z ogromnym nieładem na włosach, i w swoich kapciach w zielone żaby skierowała się do kuchni. Zaspana jeszcze przetarła swoje oczy. Nie spoglądając za siebie nalała sobie soku do szklanki.
- Kiciu - usłyszała za swoimi plecami głos ojca, odwróciła się w jego stronę, ale za żadne skarby nie spodziewała się też tam tej osoby, która siedziała wraz z panem Antonim przy stole. Spaliła się na twarzy ze wstydu, gdy zobaczyła wyszczerzoną w uśmiechu jego twarz.
- Marco? co ty tutaj robisz? - zapytała z lekkim wyrzutem.
- Twój tata mnie zaprosił - wytłumaczył - Spełnienia najskrytszych marzeń. Tylko raz kończy się osiemnaście lat. - rzekł podając jej niewielką torebkę.
- Dziękuje, za życzenia i nie musiałeś mi nic kupować - powiedziała poważnie.
- Głupio było mi przyjść tak bez prezentu - odpowiedział.
Gdy przypomniała sobie o tym, że jest jeszcze w piżamie odstawiła momentalnie pakunek na stół i przepraszając ich wystartowała jak rakieta do swojego pokoju. Wywołała tym śmiech u Reusa jak i jej taty. Wróciła do nich po dwudziestu minutach, odświeżona i ubrana. Z lekkim uśmiechem zdmuchnęła świeczki na torcie urodzinowym. Obecność Marco trochę ją peszyła, a zwłaszcza że blondyn cały czas jej się przypatrywał. Przez te czternaście dni, które minęły bardzo się zakolegowali, a można nawet i powiedzieć, że zaprzyjaźnili. Piłkarz często spędzał z nią czas i pomagał jej przy tacie. Z każdym dniem czuła się coraz dziwniej w jego obecności, ale starała się to ukrywać. Nie chciała go ranić, ani nic podobnego.
- Wszystkiego najlepszego córeczko - rzekł pan Antoni - Proszę - dodał dając jej wielkie pudło.
- Tato - powiedziała lekko zła - Przecież wiesz, że...
- Kochanie tak jak Marco powiedział, tylko raz kończy się osiemnaście lat. Odkładałem na to przez kilka lat. Mam nadzieję, że się ucieszysz - przerwał jej.
- Oczywiście, że się cieszę tato, ale wiesz, że za te pieniądze mógłbyś mieć dodatkową rehabilitację. Może zacząłbyś znów chodzić - spojrzała na niego.
- Amelko zrozum, dla mnie już nie ma ratunku. Nie stanę już na nogi. - odparł.
 Dziewczyna westchnęła cicho ze zrezygnowania. Spowodowała tym, że twarz piłkarza lekko posmutniała. Rozumiał ją i wiedział jak bardzo chciałaby, aby pan Antek znów zaczął chodzić.
- Dziękuje - ucałowała go lekko w policzek mocno się do niego tuląc.
Spojrzała na blondyna, który posłał jej lekki uśmiech. Wszyscy trzej dokończyli swój kawałek tortu. Blondynka wzięła wszystkie talerze i poszła je pozmywać. W tym czasie chłopak włożył tort do lodówki.
- Wszystko dobrze? - zapytał opierając się o szafkę stojącą obok zlewu.
- Tak - skłamała - Nie, w sumie nic nie jest dobrze - westchnęła smutno
- Niby dlaczego?
- Czemu on nie wierzy, że może jeszcze chodzić, przecież wszystko jest możliwe. Ludzie stawali na nogi po gorszych przypadkach. - odparła
- Dość już w życiu przeszedł, zresztą ty też - powiedział - Nie ma po prostu siły już o siebie walczyć. Więc walczy o ciebie - dodał przytulając ją lekko.
Dziewczyna wtuliła się w jego ciało rozkoszując się cudownym zapachem jego perfum. Znów czuła tą niezręczność, oraz te motyle, które rozsadzały jej brzuch od środka. Nienawidziła tego uczucia.
- A mojego prezentu to już nie otworzyłaś - poskarżył się, choć na jego twarzy gościł uśmiech.
Mela oderwała się od niego i wcześniej wycierając ręce w ręcznik wzięła torebkę do ręki i wyciągnęła z niej niewielkie zamszowe pudełeczko w którym znajdowała się śliczna srebrna bransoletka.
- Marco - jęknęła.
- Cieszę się, że ci się podoba - rzekł zakładając jej na rękę.
Spojrzała na piłkarza spod byka, chłopak od razu posłał jej szeroki uśmiech. Przytulił ją do siebie ponownie, szepcząc ciche wszystkiego najlepszego.


~ ~ ~ 


Nie miał pojęcia dlaczego, ale znajomość z Amelką stała się dla niego bardzo ważna. Od momentu, gdy stali się przyjaciółmi codziennie się uśmiechał. W jego życiu zapanował już spokój. Cieszył się z tego ogromnie, miał dość tego, że wszystko mu się zawaliło. Chciał aby wszystko ponownie wróciło do tego co było kiedyś. Oprócz jego związku. Uwielbiał spędzać czas z Mell, gdy tylko jego myśli przypominały sobie o niej momentalnie szeroki uśmiech wkradał się na jego twarz. Właśnie tak jak teraz. Leżąc na łóżku z założonymi rękoma za głowę myślał o niej, wyszczerzony od ucha do ucha. Nie mógł już wytrzymać, nie widział jej od dwóch dni. Był strasznie zmęczony, nie miał na nic siły. Niecałe trzydzieści minut temu wrócił do domu z wyjazdowego meczu. Podróż wykończyła go maksymalnie, ale musiał do niej pójść.
- Dzień doberek - rzekł przytulając ją na powitanie - Jak się miewamy? - zapytał spoglądając na nią.
- Hej - posłała mu lekki uśmiech - Jest dobrze, a u ciebie jak tam?
- Jestem zmęczony, ale się trzymam - rzekł - Co powiesz na mały spacer? - zaproponował.
- Jeśli jesteś zmęczony to dlaczego nie odpoczywasz? Marcoo... - przeciągnęła.
- Musiałem się z tobą zobaczyć no, mam gdzieś zmęczenie - zaśmiał się.
Blondynka westchnęła cicho i ruszyła na korytarz by założyć buty. Reus kulturalnie pomógł jej ubrać bluzę i razem skierowali się w stronę parku. Oboje zauważyli tatę Amelii, który wraz z panią Dianą wybrał się na spacer. Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo, gdy przyglądała się tacie. Żywo dyskutował z pielęgniarką o jakiś rzeczach. Marco nie potrafił przestać na nią patrzeć. Uwielbiał jej uśmiech, ale najbardziej cieszył się gdy to właśnie on go wywoływał.
- Wracamy? - spytała - Trochę zimno się zrobiło.
Kiwnął potwierdzająco głową. Rozpiął zamek od swojej bluzy i ściągnął ją. Położył ją na ramionach dziewczyny. Spojrzała na niego spod przymrożonych oczu.
- Nie ma mowy - powiedziała poważnie - Bierz tą bluzę i ją zakładaj. Jeszcze będziesz chory!
- To będziesz się mną opiekować - zaśmiał się - Będziesz przynosić mi ciepłą herbatkę do łóżeczka - dodał po chwili. Ponownie założył jej swoją bluzę i objął ją ramionami. - A tak na poważnie to nie puszczę cię, dopóki nie przestaniesz jej ściągać. - rzekł spoglądając w jej oczy.
Dopiero teraz zauważył jakie są błękitne. Zachodzące słońce odbijało się w nich. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Opanował się po dłuższej chwili i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą.
Amelia posłała mu zrozumiały uśmiech. W ciszy przebyli całą drogę powrotną. Nie wiedział jak ma się zachować. Zrobił ogromną głupotę, ale nie żałował tego. Pożegnali się tylko krótkim przytuleniem i ciche cześć, które później rozchodziło się w głowach ich obu. Robiąc sobie ciepłą herbatę, nie mógł się powstrzymać by nie spojrzeć w jej okna. Widział jak rozmawia z panem Antkiem. Uśmiechnięta taka jak zawsze, a co najważniejsze była nadal w jego bluzie, którą szczelnie się okryła biorąc do ręki kubek parującej cieczy.

_____________________________________________________________________________

Dodaje wam kolejny i bardzo, bardzo, ale to bardzo wam dziękuje za komentarze pod poprzednim ♥
Po ogarnięciu swojego planu i innych rzeczy stwierdziłam, że dam radę dodawać wam rozdziały dwa razy w tygodniu czyli wtorek i piątek ;)
Za błędy przepraszam.
Do następnego ;**

piątek, 5 września 2014

Dwa.

Ze swoim życiem wracał do normy, tak jakby jego związek z Caro w ogóle nie istniał. Nie miał zamiaru użalać się więcej nad sobą i postanowił wziąć się w garść. Jeszcze bardziej przykładał się do gry, chciał by jego forma wróciła do tej sprzed jego załamania. Wiedział, że powróci o wiele silniejszy. Musiał sobie zacząć radzić sam. Mario wrócił do Monachium po tym, jak blondyn zapewnił go, że z nim wszystko w porządku. Melanie dostała wyraźny rozkaz od Gotzego by mieć oko na brata. Jej jak zawsze się to uśmiechało. Kochała swojego młodszego braciszka i kochała się z nim spotykać.
- Widzę, że wraca stary, dobry Marco - rzekł uśmiechnięty od ucha do ucha Erik.
- Nie mam zamiaru więcej się smucić. - wyjaśnił - Dość już tego. Trzeba żyć jak dawniej - dodał lekko się uśmiechając
- I tak trzymaj chłopie! - uśmiechnął się Łukasz wsiadając do swojego auta. - Cześć misie! - pomachał ze środka i pojechał.
- Ja w sumie też lecę, do zobaczenia jutro - powiedział Durm podając pomocnikowi dłoń.
Marco uścisnął ją i skierował swoje kroki do samochodu. Usiadł na miejscu kierowcy i odpalił swojego Astona Martina. Zanim ruszył włączył jeszcze swoją ulubioną stację radiową. Kierując się do pobliskiego sklepu nucił sobie muzykę lecącą właśnie z radia. Zaparkował auto i udał się na szybkie zakupy. W mgnieniu oka uporał się z potrzebnymi rzeczami i z dwoma siatkami wrócił. W końcu mógł ze spokojem dojechać do domu i odpocząć. Klopp dał im straszny wycisk na treningu i marzył tylko o odprężającej kąpieli jak i drzemki w cieplutkim łóżku. Odetchnął z ulgą, gdy zajechał na podjazd. Pogoda dzisiejszego dnia nie rozpieszczała Dortmundu. Deszcz od samego rana męczył ludzi, a chmury nawet nie miały zamiaru zniknąć z nieba. Wychodząc z auta z parasolem nad głową otworzył tylne drzwi i wyjął zakupy. Uśmiechnął się szeroko widząc siedzącą na tarasie Amelię. Owinięta grubym kocem czytała książkę bujając się na huśtawce. Pomachał jej, co odwzajemniła z uśmiechem, po chwili wracając do lektury.
Wchodząc do środka rzucił klucze na szafkę w korytarzu i ruszył rozpakować pakunek. Uporał się z nim szybko. Od razu po tym ruszył do łazienki. Ciepła woda lała się do wanny. Wlał swój ulubiony płyn do kąpieli. Uwielbiał się tak odprężać. Całkowicie się zrelaksował.
- Tak Mario? - zapytał
- Dzwonię po to by się zapytać jak się czujesz, a więc?
- Właśnie się kąpię, zrobiłem zakupy na treningu byłem coś jeszcze? - rzekł uśmiechnięty.
Czasem miał dość swojego przyjaciela, nieraz przesadzał ze swoją nadopiekuńczością, ale po prostu kochał go jak brata, którego nigdy nie miał. Gotze był jego ogromnym wsparciem we wszystkim. Zawsze mógł na niego liczyć i z wzajemnością. Dziękował w duchu, że ma kogoś takiego.
- Bardzo ładnie, a jadłeś mi coś? - spytał po raz kolejny
- Nie tatusiu, jeszcze nie - odparł przewracając teatralnie oczami.
- Serio?
- Oczywiście - rzekł - Tak mnie wypytujesz o wszystko, że inaczej nie można stwierdzić - uśmiechnął się. - Spokojnie Mario, moje załamanie dawno się już skończyło. Teraz jestem starym Marco i potrafię o siebie dbać, nie musisz się o mnie martwić - dodał.
- No w sumie masz rację, przepraszam - powiedział
- Nie masz za co stary - odparł.
Nawet się nie zorientował a minęła godzina. Owinięty tylko ręcznikiem na biodrach poszedł do garderoby i założył luźne dresy. Wskoczył do łóżka z prędkością światła. Sen był tym czego potrzebował, aby się zregenerować. Zamknął swoje oczy, lecz za żadne skarby nie mógł zasnąć. Może i rozmawiał długo z Gotze, ale potrzebował się jeszcze komuś wygadać. Westchnął cicho przekręcając się na prawy bok. Wiercił się chyba z kilkanaście minut, nie potrafił znaleźć odpowiedniej pozycji. W końcu odpłynął w krainę morfeusza.


~ ~ ~ 


Uwielbiała taką pogodę, kochała burzowe dni, deszcz lejący się z nieba. To odzwierciedlało jej życie. Choć czasem łapała się na tym, że nie chciałaby żyć inaczej. Gdy czytała o tych przeróżnych sprawach przyjaźni na internecie, zdecydowanie wolała swoją przyjaźń ze swoim tatą. Wiedziała, że przynajmniej on jej nie skrzywdzi. Miała z nim wspaniały kontakt, może i czasem i zdarzała się im jakaś kłótnia, ale to przecież było normalne. A Amelka już po pięciu minutach przepraszała pana Antoniego, lub na odwrót. Nie potrafiła się na niego gniewać bo zawdzięczała mu wiele ze swojego życia.
- Cześć kochanie - usłyszała głos pani Diany naprzeciwko siebie. Oderwała się szybko od lektury, którą czytała i posłała starszej pielęgniarce uśmiech.
- Dzień dobry - odparła - Tata jest w pracowni - poinformowała
Pani Goldberger pokiwała ze zrozumieniem głową i weszła do środka. Mela z lekkim uśmiechem na twarzy wróciła do książki. Popijając ciepłą herbatę przewijała co kilka minut strony dramatu. Z czystym sercem mogła przyznać, że nie czytała jeszcze tak piękniej książki jak ta. Łzy płynęły z jej oczu tak jak deszcz. Nie potrafiła ich opanować. Podciągała nosem i z zaciekawieniem czytała dalej, cały czas roniąc łzy.
- Płaczesz przez książkę czy po prostu chwila słabości? - podskoczyła z przerażenia prawie spadając z huśtawki. Spojrzała w górę, gdzie zobaczyła twarz blondyna, która jej się przypatruje - Przepraszam, że cie przestraszyłem - uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała ocierając swoje policzki - A co do wcześniejszego twojego pytania to książka - dodała.
- Już myślałem, że nie będę wiedział jak cię pocieszyć - zaśmiał się cicho - Mogę? - zapytał wskazując na miejsce obok niej
- Pewnie, siadaj...
- Co czytasz? - zainteresował się - If I stay ciekawe?
- Bardzo - uśmiechnęła się - Zresztą jak widać - zaśmiała się lekko.
- Nie ma się co smucić - rzekł
- Może napijesz się herbaty? albo zjesz ciasto? - zaproponowała.
- Nie dziękuje, wpadłem tylko zapytać, czy macie pożyczyć odrobinę cukru? Byłem dziś w sklepie, ale zupełnie o nim zapomniałem - wytłumaczył.
- Jasne, za chwilę ci przyniosę - powiedziała biorąc od niego szklankę, przyjemny dreszcz przeszedł po jej ciele, gdy przypadkowo dotknęła jego dłoni. Poczuła, jak jego spojrzenie wbija się w jej ciało, ale za żadne skarby nie chciała spojrzeć w jego oczy. Weszła do domu i skierowała się do kuchni. Zwinnie nasypała cukier do środka i zaniosła przed dom, gdzie czekał Marco.
- Proszę bardzo - uśmiechnęła się niepewnie, a jej policzki przybrały czerwonego koloru, gdy odwzajemnił ten gest.
- Dzięki wielkie, oddam jutro.
- Daj spokój, głupią szklankę cukru? nie potrzeba. - odpowiedziała.
- Jeszcze raz wielkie dzięki i do zobaczenia - rzekł i machając jej kilkukrotnie wrócił do domu.
Nie wiedziała co się z nią w tamtym momencie działo. Odetchnęła głośno i wróciła na huśtawkę. Wpatrywała się w dal, przed siebie. Obserwowała jak liście tańczą na wietrze. Nie zauważyła, jak blondyn dokładnie przygląda jej się zza kuchennego okna.

____________________________________________________________________________

DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE ♥
Jesteście wspaniałe ;)
Dodaję wam kolejny rozdział i mam nadzieję, że się spodoba <3

środa, 3 września 2014

Jeden

Jej życie nie wyglądało za ciekawie. Od kiedy skończyła czternaście lat opiekowała się jeżdżącym na wózku inwalidzkim ojcem. Był sparaliżowany po wypadku samochodowym, podczas którego zginęła jej mama. Amelia bardzo przeżyła jej śmierć, lecz wiedziała, że musi zrobić wszystko, aby pomóc swojemu tacie. Nie chodziła na imprezy, nie miała przyjaciół. Jej jedynym przyjacielem był ojciec. Całkowicie poświęciła swoje życie jemu. Chciała dla niego jak najlepiej. Mieszkali w Dortmundzie od trzech lat. Miesiąc po pogrzebie jej mamy musieli wyjechać. Wspomnienia dręczyły ich każdego dnia. Pan Antoni często obwiniał się o śmierć żony, lecz najbardziej cierpiał widząc jak córka poświęca się dla niego. Nienawidził siebie za to, że jest skazany na wózek i za każdym razem potrzebuje pomocy Amelki. Chciał by jego jedyna i najukochańsza córeczka czerpała z życia radość. Może i z zewnątrz Mela wydawała się radosna, to on wiedział, że wewnątrz siebie cierpi. Miała już siedemnaście lat, ale nigdy jeszcze nie zaznała ani przyjaźni, a przede wszystkim miłości. Blondynka siedziała w raz z ojcem na tarasie przed domem. Zaczytana po uszy bujała się lekko na białej huśtawce. Pan Antoni siedział na swoim wózku i obserwował okolicę. Gazeta, która znajdowała się na jego kolanach wcale go nie interesowała.
- Potrzebujesz czegoś tato? - zapytała na chwilę odrywając się od książki.
- Nie Ami, mam wszystko dziękuje - posłał jej delikatny uśmiech.
Spojrzała jeszcze raz na niego odwzajemniając gest. Poprawiła swoje okulary i wróciła do czytania. Książka bardzo ją wciągnęła. Uwielbiała czytać, wyobrażać sobie świat, który opisuje autor. Próbowała sama czasem pisać. Dla niej to było totalną kichą, lecz jej tata zachwycał się każdym dziełem córki. Nie dlatego, że był jej ojcem i chciał być miły. Mówił szczerze, były piękne. Jego córka miała naprawdę ogromną wyobraźnię, z czego tworzyła cudowne dzieła. Jej uwagę przykul ogromny huk, spojrzała w stronę chłopaka, któremu wielkie pudło upadło na ziemię. Szybko powróciła wzrokiem na tekst. Nowy sąsiad, zapomniała całkowicie, że ktoś miał się wprowadzić do domu naprzeciwko. Pan Antek dokładnie obserwował chłopaka, który wnosił pudła do nowego mieszkania. Posłał mu szczery uśmiech, gdy ten spojrzał na niego. Blondyn odwzajemnił go.
- Zimno się robi, przyniosę koc - powiedziała pocierając swoje ramiona.
Wstała szybciutko i weszła do domu, kucnęła przy komodzie i wyciągnęła z niej dwa koce. Po drodze złapała jeszcze swoją bluzę jak i sweter ojca.
- Dziękuje kochanie - rzekł otulając się szczelnie puszystym kocem po tym jak za pomocą córki założył wełniany sweter.
Wróciła jeszcze na chwilę do środka i szybko zaparzyła dwa kubki ciepłej, zielonej herbaty. Tata znów obdarzył ją ogromnym uśmiechem. Tak bardzo ją kochał...
- Może jutro wybierzemy się na spacer? - zaproponowała spoglądając na niego.
- Jeśli tylko chcesz - odparł. - Choć możesz wybrać się na miasto? może poszłabyś poszaleć w galerii lub po prostu pochodzić?
- Wolę spędzać czas z tobą, mam dosyć ubrań. Tak połowy nie noszę - odparła.
Chciałby, aby nie przejmowała się nim tak, przecież był dorosły i choć trochę potrafił o siebie zadbać. Już dosyć przez te trzy lata spoglądał jak poświęca się dla niego...
- Amiś skarbie - zaczął - Nie musisz się zajmować mną cały czas. Dam sobie radę, powinnaś się rozerwać. Pójść do kina, na imprezę, gdziekolwiek. Przez trzy lata nic innego nie robiłaś tylko zajmowałaś się mną i chodziłaś do szkoły. Nie potrafię dłużej patrzeć jak cierpisz, i to przeze mnie - rzekł.
- Co ty gadasz tato - podniosła lekko ton swojego głosu, ale nie miała nawet pojęcia kiedy - Nie cierpię w ogóle a na pewno nie przez ciebie. - dodała szybko uspokajając się lekko - To, że nigdzie nie wychodzę, nie oznacza, że nie jestem szczęśliwa. W zupełności wolę spędzać czas z tobą, niż z przyjaciółką, jeśli miałabym ją. Wiesz jacy potrafią być ludzie, wykorzystają i zostawią bez żadnego pożegnania. Tobie mogę zawsze wszystko powiedzieć. I wiem, że nikomu nie zdradzisz niczego - chwyciła jego dłoń, która leżała na stole.
- Kocham cię kiciu - rzekł mocno ją do siebie przytulając.
- Ja ciebie też tato - odparła szybko.
Kochała gdy ojciec trzymał ją w ramionach, czuła się bezpiecznie i wiedziała, że w nich nikt jej nie skrzywdzi


~ ~ ~ 



Myślał, że miał już wszystko do szczęścia. Był jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, biły się o niego różne czołowe kluby. Miał kochającą rodzinę i piękną dziewczynę u swojego boku. Niczego więcej w życiu nie potrzebował jak na razie. To wszystko mu wystarczało. Aż do dnia, gdy wrócił ze zgrupowania dzień wcześniej. Nic tak nie zraniło go nigdy jak widok swojej dziewczyny w ramionach jego kumpla i to na dodatek w ich wspólnym łóżku. Dla niego był to definitywny koniec. Nie chciał znać ani jej, ani jego. Zrobili mu największe świństwo. To dlatego się wyprowadził. Tatem dom przypominał mu o wszystkim. Przeprowadzka nie uśmiechała się do niego, ale to było najlepsze wyjście z zakończeniem tamtego etapu w jego życiu. Nie załamał się dzięki Mario i Melanie. To oni sprawili, że żył dalej. Siostra była dla niego wszystkim tak jak jej synek. Za to Gotze był również jedną z najważniejszych osób w jego poplątanym życiu. To oni uświadomili mu, że Caro nie była go warta, jeśli zdradziła go przy pierwszej, lepszej okazji. Żył normalnie, tak jakby to nigdy się nie stało.
- Wszystko? - upewnił się Mario spoglądając na niego.
- Tak - odparł zamykając tylne drzwi wielkiego busa. Jeszcze raz spojrzał w swoją lewą stronę. Nikogo już tam nie było. Miał nadzieję, że sąsiedzi nie będą takimi zrzędami jak poprzedni i gdy zdarzy się pierwsza lepsza okazja nie będą przychodzili ze znajomymi, którzy do nich wpadli po zdjęcie czy autograf, gdy on będzie spokojnie odpoczywał po treningu bądź meczu. Podążył za przyjacielem do środka i wyciągnął z lodówki butelkę bezalkoholowego piwa.
- Za nowy dom i nowe życie - podniósł ją ku górze i stuknął się z przyjacielem.
Mario uśmiechnął się promiennie do blondyna, który odwzajemnił go, lecz nie tak samo. Kąciki ust Marco tylko delikatnie uniosły się ku górze.
- Reus chłopie, znajdziesz jeszcze lepszą - powiedział klepiąc go po ramieniu - Caro nie była ciebie warta! Chłopie daj sobie z nią spokój - dodał. - Nigdy jej nie lubiłem - dodał.
- Wiem - zaśmiał się cicho wspominając każdą sytuację, gdy brunet wypominał mu jak bardzo jej nienawidził i, że jest dla niego nie odpowiednia - I zawsze miałeś rację - rzekł
- Pamiętaj blondyno, Pączek zawsze racje ma! - zaśmiał się cicho.
Koło dwudziestej trzeciej Mario wrócił do domu rodziców. Choć Marco namawiał go, żeby został na noc nie dał się przekonać. Gotze był typem chłopaka, który kochał swoją rodzinę, a z racji tego, że wyjeżdża za dwa dni chciał spędzić z rodzicami choć jeden dzień. Reus nie miał mu tego za złe. Dla niego rodzina również była najważniejsza...
Kolejny ranek przywitał go ciepłymi promieniami słońca, które wdarły się przez nie zasłonięte rolety do jego sypialni. Leniwie przeciągnął się na łóżku i przetarł zaspane oczy. Spojrzał na zegarek i westchnął cicho widząc siódmą piętnaście. Odświeżająca kąpiel sprawiła, że się przebudził. Zapach świeżo zaparzonej kawy roznosił się po całym mieszkaniu, uwielbiał go...
- Słucham cię siostrzyczko - uśmiechnął się szeroko przykładając telefon do swojego ucha.
- Wpadniemy dzisiaj cie odwiedzić, mam nadzieję, że nie będziemy przeszkadzać - powiedziała
- Wy nigdy nie będziecie Mel - rzekł - Bardzo się cieszę, że wpadniecie - oznajmił.
- Tak o siedemnastej pasuje? - zapytała.
- Pewnie, już nie mogę się doczekać - odpowiedział z wielkim uśmiechem na swojej twarzy.
Szybko zakończył swoją pogawędkę z siostrą, która musiała uciekać do pracy. Wziął kubek czarnego napoju i talerz kanapek, które sobie przyrządził. Usiadł wygonie na kanapie w salonie i włączył poranne wiadomości. Tak spędził połowę poranka. Zegarek wiszący niedaleko biblioteczki z książkami wskazywał godzinę dwunastą. Wstał w końcu z miejsca i posprzątał po sobie. Włożył szybko naczynia do zmywarki i pognał otworzyć drzwi wejściowe. Wpatrywał się w piękną blondynkę o niebieskich oczach, nie wiedząc co powiedzieć.
- Emm.. Cześć.. - zaczęła - Przyniosłam ciasto na powitanie - niepewnie uśmiechnęła się do niego.
- Cześć, bardzo miło z twojej strony, dziękuje - uśmiechnął się szeroko
- Uważaj gorące, musisz wziąć z ręcznikiem - poinformowała
- To w takim razie za tak miłe powitanie, proponuje herbatę - spojrzał na nią - Zapraszam...
Ostrożnie wziął od dziewczyny blachę z ciastem. Pachniało cudownie, trafiła w jego gust. Uwielbiał szarlotkę
- Marco jestem - podał kulturalnie dłoń
- Amelia - uśmiechnęła się lekko.
Pokroił ciasto na równe kawałki, po czym nałożył po kawałku na dwa talerzyki. Podał jej tak samo jak herbatę i przysiadł się do stołu.
- Jest przepyszne - rzekł - Sama piekłaś? - zapytał
- Tak - odpowiedziała - Naprawdę ci smakuje?
- Oczywiście, robisz tak samo dobre jak moja mama - zaśmiał się.
- Robiłam szarlotkę drugi raz w życiu - zaśmiała się lekko.
- I wyszła ci bardzo dobra - powiedział posyłając jej promienny uśmiech. - Długo tutaj mieszkasz z twojego imienia wnioskuje, że nie jesteś stąd. Polka? - zainteresował się.
- Tak - odpowiedziała - Jutro miną trzy lata jak jesteśmy tutaj z tatą.
- A twoja mama z wami nie mieszka? - palnął a widząc zmieszanie oraz smutek na twarzy dziewczyny pogratulował sobie swojej głupoty w środku - Przepraszam... nie powinienem..
- Nie wiedziałeś - posłała mu słaby uśmiech
- Naprawdę przepraszam... - powiedział ze skruchą.
Amelia skinęła mu tylko głową. Uważał już później na słowa jakie wypowiada. Nadal był zły na siebie, przez to, że wypalił z takim czymś. Nie powinien...
Po godzinie dziewczyna wróciła do siebie, przed wyjściem przepraszał ją jeszcze pięć razy jak i tyle samo podziękował za miłe przywitanie i ciasto, które dla niego upiekła. Tymi słowami sprawił, że posłała mu szeroki uśmiech. Polubił ją i to bardzo...
Tak jak powiedziała Melanie byli u niego równo o siedemnastej. Już w drzwiach przywitał siostrę i jej męża. Najbardziej jednak powitał swojego chrześniaka. Mocno go do siebie tuląc i biorąc go na ręce. Kolejny raz tego dnia zaparzył im po kubku herbaty i przyniósł pokrojoną szarlotkę upieczoną przez blondynkę. Małemu Nico nalał jego ukochanego soku pomarańczowego. Chłopiec za żadne skarby nie chciał zejść z kolan wujka.
- Marco, gdzie kupiłeś tak pyszne ciasto? - zapytała w pewnym momencie.
- A te pyszności upiekła moja nowa sąsiadka
Jego szeroki uśmiech na twarzy sprawił, że Mel również musiała go odwzajemnić. Blondyn połaskotał małego chłopca po brzuchu, na co ten zareagował ogromnym śmiechem. Kochał go bardzo mocno...

___________________________________________________________________________

Tak jak obiecałam jestem z nowym rozdziałem. ;)
Mam nadzieję ze się podoba ;)
Jeśli jesteś skomentuj, zaobserwuj a ja będę ogromnie wdzięczna <3
Do piątku ♥