- Nie popisuj się tak - wytknęła mu język - Nie będziesz lepszy - zachichotała.
- Już jestem piękna - zaśmiał się.
- Chciałbyś - odparła z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Cieszył się, że chciała z nim spędzać czas. Czasem mieli chwilę dla siebie na takie wypady jak ten, gdy pani Diana przychodziła do jej ojca by się nim zaopiekować. Chciał mu pomóc, ale nie miał pojęcia jak. Najbardziej chciał by Amelka była jego szczęściem. Choć szczerze powiedziawszy ona już nim dla niego była. To, że mógł ją codziennie oglądać sprawiało, że był radosny. Czasami nawet nie potrafił zasnąć, bo miał ochotę pójść do jej domu i spędzić z nią chwile czasu. Nie miał pojęcia jak, ale przypadkowo wjechał w jej rower i oboje polecieli na ziemię.
- Mell nic ci nie jest - zapytał troskliwie - Boże przepraszam cię - powiedział
- Moja noga - syknęła z bólu, gdy próbowała nią poruszać - Boli strasznie - dodała po chwili - Nie przepraszaj Marco...
- Zabieram cię do szpitala, muszą cię przebadać. Zaczekaj tutaj na mnie chwilę. - rzekł.
Szczęściem było to, że byli już niecałe piętnaście metrów od domu. Marco wziął oba rowery i biegiem zaprowadził je pod dom. Jak strzała wpadł do samochodu i ruszył w stronę blondynki, która nadal siedziała na chodniku trzymając się za obolałą nogę. Wziął ją na ręce, po czym ostrożnie przeniósł ją na miejsce pasażera. Winił się za swoją głupotę. Podczas drogi przepraszał ją pięćdziesiąt razy.
- Uspokój się blondi - zaśmiała się - Każdemu się to może zdarzyć, a ty panikujesz jak baba w ciąży - uśmiechnęła się.
Ale on nie umiał się opanować. Gdyby się nie wygłupiał, nie doszłoby do tego. Dojeżdżając pod szpital, wziął ją ponownie na ręce. Za poleceniem pielęgniarki pomógł jej usiąść na wózku. Przejęty kłócił się z biednymi kobietami, że on chce uczestniczyć w każdym badaniu jakie będą jej robić. Amelia nic nie mówiła, tylko godziła się na wszystko. Ostrożnie pomógł jej wejść na stół, gdy miała robione zdjęcie rentgenowskie jak i z powrotem usiąść jej na wózku. Prowadził go cały czas, nie pozwalając pielęgniarce w ogóle do niego podejść. Dziewczynę bawiła ta sytuacja, jeszcze nie widziała tak przejętego jak i gotowego do walki Reusa. Po niecałych dwóch godzinach siedzieli już w samochodzie chłopaka. Amelii założono gips na złamanie. Teraz musiała odpoczywać i czekać, aż kość się zrośnie. Gdy blondyn ogarnął się już na miejscu kierowcy spojrzał na nią smutno.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą.
- Przestaniesz w końcu? - spytała podnosząc kąciki swoich ust do góry.
- Nie - uśmiechnął się - Będziesz na mnie skazana, przygotuj się.
- Już się boję - zaśmiała się - Dziękuje - cmoknęła go w policzek
Blondyn uśmiechnął się uroczo i odpalił samochód. Teraz już spokojny jechał w stronę domu. Parkując na podjeździe, zgasił auto. Biegiem ruszył na pomoc dziewczynie. Mimo protestów osiemnastolatki znów wziął ją na ręce i niósł w stronę domu.
- Amelka co ci się stało? - zapytał pan Antek zaniepokojony widokiem gipsu na jej nodze.
- To moja wina proszę pana - uprzedził ją Marco - Wjechałem w nią przypadkowo rowerem - powiedział ze skruchą.
Dziewczyna westchnęła cicho pod nosem. Objęła go bardziej, gdy poczuła jak ostrożnie zsuwa się z jego dłoni. Marco spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. Odwzajemniła ten gest, chowając wstydliwie twarz w zagłębienie jego szyi. Ruszył w kierunku jej pokoju. Posadził ją na łóżku i sam usiadł obok niej.
- Dzień pełen wrażeń co? - zachichotała cicho. Położyła się, kładąc głowę na jego nogach.
- Zdecydowanie tak - odparł bawiąc się kosmykami jej włosów. - Twój tata jest w stanie nam przeszkodzić? - zapytał spoglądając na nią.
- W czym? - zdziwiła się.
- Jest czy nie?
- Raczej nie, o tej godzinie zawsze ogląda swój ulubiony serial w pokoju - wytłumaczyła
Blondyn uśmiechnął się szeroko. Wstał z miejsca i podszedł na chwilę do okna. Wziął kilka głębokich oddechów. Denerwował się, czuł się jak dzieciak.
- Marco o co ci chodzi?! - spojrzała na niego
Chłopak szybkim krokiem ruszył w jej stronę, podparł się na rękach tuż przy jej ciele. Oddychała niespokojnie, kolejny raz błądząc spojrzeniem po jego twarzy. Nie chciała spoglądać mu prost w oczy. Uśmiechnął się zawadiacko. Był już bardzo blisko. Po chwili poczuł jej wargi na swoich. Całował ją ostrożnie. Delikatnie muskał jej usta. Przyciągnął ją bardziej do siebie, gdy zrozumiał, że pozwala mu na to.. Wiedział, że całowała się po raz pierwszy, ale jemu to nie przeszkadzało. Był wręcz szczęśliwy, że to on jest właśnie tym chłopakiem, który jako pierwszy skradł smak jej ust. Odsunął się od niej na chwilę. Spoglądaj w jej błękitne oczy. Nie wiedział jak ma się zachować. Amelia patrzyła na niego zdziwiona jak i lekko przestraszona. Sam się przeraził, lecz nie na długo. Blondynka sama ponownie wpiła się w jego usta. Zaśmiał się cicho oddając jej pocałunek...
Uśmiechnięty od ucha do ucha leżał właśnie na swoim łóżku w sypialni. Nadal nie wierzył, że ją pocałował. Tak bardzo tego pragnął. W końcu dowiedział się jak smakują jej piękne, malinowe wargi. Zaśmiał się cicho wspominając tą chwilę. Założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. Uwielbiał tak odpoczywać, myśleć cokolwiek. Nie sądził, że zakocha się aż tak szybko po rozstaniu z Caro. W sumie czuł się trochę dziwnie, ale to nie on wybierał tylko jego serce. Poranek powitał go ponuro. Krople deszczu uderzały o parapet, wydając natarczywy dźwięk. Ziewnął przeciągle, nienawidził takich dni. Zdecydowanie wolał słońce, ciepły wiaterek... Zaspany poszedł do łazienki. Chciał jak najszybciej wziąć kąpiel i się obudzić.. Minęły dwie godziny, odświeżony, najedzony jak i przebudzony jechał na trening. Nie uśmiechała mu się ta pogoda, ale nikt jej przecież nie zmieni.
- Cześć Durmi - przywitał się z kolegą, który czekał na niego w korytarzu przy wejściu.
- Hej Marco - uścisnął mu dłoń - Nie ma to jak deszcz... - westchnął
- Dokładnie - odparł blondyn - Ale co zrobisz, nic nie zrobisz - dodał po chwili.
W ciszy ruszyli w stronę szatni, wchodząc do środka zastali tylko pustkę. Nikogo jeszcze nie było. Razem z obrońcą zaczął się przebierać.
- Tak w ogóle co u ciebie słychać? - zagadnął pomocnik spoglądając na kolegę z drużyny.
- Po staremu, wszystko się układa. Ciesze się, że gram. To najważniejsze zresztą. Jest okey - odpowiedział. - A u ciebie jak tam? - zapytał się przewracając koszulkę na właściwą stronę.
- Jest dobrze, nawet bardzo - odpowiedział - Zapominam, choć możliwe, że już zapomniałem. - dodał po chwili.
- To najważniejsze - uśmiechnął się
Chwilę później cała zgraja piłkarzy wpadła do szatni. Zdyszani przebierali się w mgnieniu oka. Jeszcze pięć minut a trener zakatrupiłby ich za to, że się spóźnili. A oni woleli mu się nie narażać. Marco wraz z Erikiem obserwowali tą sytuację z rozbawieniem. Oni gotowi już do treningu czekali tylko na kolegów.
- Oho Klopp idzie - zaśmiał się Durm widząc jak piłkarze zareagowali na jego słowa i jeszcze bardziej przyspieszyli tępo swoich ruchów.
- Nie strasz ich - szepnął mu na ucho Reus rechocząc cicho pod nosem.
- Ale ja mówię prawdę Marco - uśmiechnął się wskazując dyskretnie palcem na zbliżającego się Jurgena.
- Zwracam honor - odparł odwzajemniając gest kolegi.
We dwójkę spokojnym krokiem ruszyli w stronę boiska. Radośnie dyskutowali o różnych rzeczach. Nawet pogoda nie popsuła ich dzisiejszego humoru. Marco lubił spędzać czas z Erikiem. Po odejściu Mario do Bayernu to właśnie Durm stał się mu bliższy. Przez jeden sezon nie przeszkadzało im również to, że obrońca grał jeszcze w drugiej drużynie. Jurgenowi coś strasznie nie pasowało. Dziwił się, że blondyn jest tak radosny i chętny do pracy w taką pogodę jak dzisiaj. Zawsze, ale to zawsze gdy padał deszcz musiał upominać go i mobilizować do pracy. Przyjrzał mu się dłuższą chwilę, ale za żadne skarby nie mógł wyczytać z jego twarzy powodu, przez który jest tak jak jest. Klopp często czuł się jak ojciec każdego z piłkarzy. Chciał dla nich dobrze, wspierał na każdym kroku, pomagał w potrzebie, jak i wyzywał, gdy sobie na to zasłużyli. Ale kochał każdego z nich jak własnego syna. Więc chciał jak najlepiej....
Wracając do domu Marco postanowił odwiedzić Melanie. Dawno się nie widzieli, a on strasznie stęsknił się za swoim chrześniakiem. Z ogromnym uśmiechem na twarzy i z prezentem dla chłopca wspinał się po schodach. Zapukał dwa razy i wszedł do środka. Gdy tylko otworzył drzwi malec wpadł mu w ramiona. Nico zawsze pamiętał "kod" wujka. Tylko Reus pukał do drzwi dwa krótkie razy. Wyszczerzony chłopiec mocno przytulił się do blondyna i dał mu buziaka.
- Mam coś dla ciebie - rzekł, gdy postawił małego na ziemi - Proszę bardzo - podał mu.
- Dzięki ujku!! - pisnął radośnie ponownie przytulając się do piłkarza - Mamo pats, ujek kupił mi samochodzik! - krzyknął biegnąc w stronę kuchni, gdzie przebywała akurat siostra piłkarza.
- Cudny, leć się pobawić - uśmiechnęła się do synka całując go w główkę. Gdy malec zniknął za drzwiami swojego pokoju dziewczyna spojrzała na brata przymrużając swoje powieki - Rozpieszczasz go...
- Wcale nie - usprawiedliwił się - Mały prezent, nic wielkiego - przewrócił teatralnie oczami - Zresztą to mój chrześniak, wiesz jak mocno go kocham - dodał posyłając jej uśmiech.
- Wiem, wiem - odparła - Dobrze, że wpadłeś. - przytuliła się do niego
- Stęskniłem się - rzekł roześmiany przegryzając porwaną wcześniej marchewkę. - Choć bardziej za moim Nicusiem, więc wybacz - rzekł idąc w stronę pokoju chłopca. Przed wejściem do środka usłyszał jak jego siostra się śmieje. Połowę popołudnia spędził w towarzystwie chłopczyka. Uradował się, gdy Melanie pozwoliła wziąć mu chrześniaka na dwa dni do siebie. W sumie nie tylko on. Malec również był szczęśliwy...
Blondyn uśmiechnął się uroczo i odpalił samochód. Teraz już spokojny jechał w stronę domu. Parkując na podjeździe, zgasił auto. Biegiem ruszył na pomoc dziewczynie. Mimo protestów osiemnastolatki znów wziął ją na ręce i niósł w stronę domu.
- Amelka co ci się stało? - zapytał pan Antek zaniepokojony widokiem gipsu na jej nodze.
- To moja wina proszę pana - uprzedził ją Marco - Wjechałem w nią przypadkowo rowerem - powiedział ze skruchą.
Dziewczyna westchnęła cicho pod nosem. Objęła go bardziej, gdy poczuła jak ostrożnie zsuwa się z jego dłoni. Marco spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. Odwzajemniła ten gest, chowając wstydliwie twarz w zagłębienie jego szyi. Ruszył w kierunku jej pokoju. Posadził ją na łóżku i sam usiadł obok niej.
- Dzień pełen wrażeń co? - zachichotała cicho. Położyła się, kładąc głowę na jego nogach.
- Zdecydowanie tak - odparł bawiąc się kosmykami jej włosów. - Twój tata jest w stanie nam przeszkodzić? - zapytał spoglądając na nią.
- W czym? - zdziwiła się.
- Jest czy nie?
- Raczej nie, o tej godzinie zawsze ogląda swój ulubiony serial w pokoju - wytłumaczyła
Blondyn uśmiechnął się szeroko. Wstał z miejsca i podszedł na chwilę do okna. Wziął kilka głębokich oddechów. Denerwował się, czuł się jak dzieciak.
- Marco o co ci chodzi?! - spojrzała na niego
Chłopak szybkim krokiem ruszył w jej stronę, podparł się na rękach tuż przy jej ciele. Oddychała niespokojnie, kolejny raz błądząc spojrzeniem po jego twarzy. Nie chciała spoglądać mu prost w oczy. Uśmiechnął się zawadiacko. Był już bardzo blisko. Po chwili poczuł jej wargi na swoich. Całował ją ostrożnie. Delikatnie muskał jej usta. Przyciągnął ją bardziej do siebie, gdy zrozumiał, że pozwala mu na to.. Wiedział, że całowała się po raz pierwszy, ale jemu to nie przeszkadzało. Był wręcz szczęśliwy, że to on jest właśnie tym chłopakiem, który jako pierwszy skradł smak jej ust. Odsunął się od niej na chwilę. Spoglądaj w jej błękitne oczy. Nie wiedział jak ma się zachować. Amelia patrzyła na niego zdziwiona jak i lekko przestraszona. Sam się przeraził, lecz nie na długo. Blondynka sama ponownie wpiła się w jego usta. Zaśmiał się cicho oddając jej pocałunek...
~ ~ ~
Uśmiechnięty od ucha do ucha leżał właśnie na swoim łóżku w sypialni. Nadal nie wierzył, że ją pocałował. Tak bardzo tego pragnął. W końcu dowiedział się jak smakują jej piękne, malinowe wargi. Zaśmiał się cicho wspominając tą chwilę. Założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. Uwielbiał tak odpoczywać, myśleć cokolwiek. Nie sądził, że zakocha się aż tak szybko po rozstaniu z Caro. W sumie czuł się trochę dziwnie, ale to nie on wybierał tylko jego serce. Poranek powitał go ponuro. Krople deszczu uderzały o parapet, wydając natarczywy dźwięk. Ziewnął przeciągle, nienawidził takich dni. Zdecydowanie wolał słońce, ciepły wiaterek... Zaspany poszedł do łazienki. Chciał jak najszybciej wziąć kąpiel i się obudzić.. Minęły dwie godziny, odświeżony, najedzony jak i przebudzony jechał na trening. Nie uśmiechała mu się ta pogoda, ale nikt jej przecież nie zmieni.
- Cześć Durmi - przywitał się z kolegą, który czekał na niego w korytarzu przy wejściu.
- Hej Marco - uścisnął mu dłoń - Nie ma to jak deszcz... - westchnął
- Dokładnie - odparł blondyn - Ale co zrobisz, nic nie zrobisz - dodał po chwili.
W ciszy ruszyli w stronę szatni, wchodząc do środka zastali tylko pustkę. Nikogo jeszcze nie było. Razem z obrońcą zaczął się przebierać.
- Tak w ogóle co u ciebie słychać? - zagadnął pomocnik spoglądając na kolegę z drużyny.
- Po staremu, wszystko się układa. Ciesze się, że gram. To najważniejsze zresztą. Jest okey - odpowiedział. - A u ciebie jak tam? - zapytał się przewracając koszulkę na właściwą stronę.
- Jest dobrze, nawet bardzo - odpowiedział - Zapominam, choć możliwe, że już zapomniałem. - dodał po chwili.
- To najważniejsze - uśmiechnął się
Chwilę później cała zgraja piłkarzy wpadła do szatni. Zdyszani przebierali się w mgnieniu oka. Jeszcze pięć minut a trener zakatrupiłby ich za to, że się spóźnili. A oni woleli mu się nie narażać. Marco wraz z Erikiem obserwowali tą sytuację z rozbawieniem. Oni gotowi już do treningu czekali tylko na kolegów.
- Oho Klopp idzie - zaśmiał się Durm widząc jak piłkarze zareagowali na jego słowa i jeszcze bardziej przyspieszyli tępo swoich ruchów.
- Nie strasz ich - szepnął mu na ucho Reus rechocząc cicho pod nosem.
- Ale ja mówię prawdę Marco - uśmiechnął się wskazując dyskretnie palcem na zbliżającego się Jurgena.
- Zwracam honor - odparł odwzajemniając gest kolegi.
We dwójkę spokojnym krokiem ruszyli w stronę boiska. Radośnie dyskutowali o różnych rzeczach. Nawet pogoda nie popsuła ich dzisiejszego humoru. Marco lubił spędzać czas z Erikiem. Po odejściu Mario do Bayernu to właśnie Durm stał się mu bliższy. Przez jeden sezon nie przeszkadzało im również to, że obrońca grał jeszcze w drugiej drużynie. Jurgenowi coś strasznie nie pasowało. Dziwił się, że blondyn jest tak radosny i chętny do pracy w taką pogodę jak dzisiaj. Zawsze, ale to zawsze gdy padał deszcz musiał upominać go i mobilizować do pracy. Przyjrzał mu się dłuższą chwilę, ale za żadne skarby nie mógł wyczytać z jego twarzy powodu, przez który jest tak jak jest. Klopp często czuł się jak ojciec każdego z piłkarzy. Chciał dla nich dobrze, wspierał na każdym kroku, pomagał w potrzebie, jak i wyzywał, gdy sobie na to zasłużyli. Ale kochał każdego z nich jak własnego syna. Więc chciał jak najlepiej....
Wracając do domu Marco postanowił odwiedzić Melanie. Dawno się nie widzieli, a on strasznie stęsknił się za swoim chrześniakiem. Z ogromnym uśmiechem na twarzy i z prezentem dla chłopca wspinał się po schodach. Zapukał dwa razy i wszedł do środka. Gdy tylko otworzył drzwi malec wpadł mu w ramiona. Nico zawsze pamiętał "kod" wujka. Tylko Reus pukał do drzwi dwa krótkie razy. Wyszczerzony chłopiec mocno przytulił się do blondyna i dał mu buziaka.
- Mam coś dla ciebie - rzekł, gdy postawił małego na ziemi - Proszę bardzo - podał mu.
- Dzięki ujku!! - pisnął radośnie ponownie przytulając się do piłkarza - Mamo pats, ujek kupił mi samochodzik! - krzyknął biegnąc w stronę kuchni, gdzie przebywała akurat siostra piłkarza.
- Cudny, leć się pobawić - uśmiechnęła się do synka całując go w główkę. Gdy malec zniknął za drzwiami swojego pokoju dziewczyna spojrzała na brata przymrużając swoje powieki - Rozpieszczasz go...
- Wcale nie - usprawiedliwił się - Mały prezent, nic wielkiego - przewrócił teatralnie oczami - Zresztą to mój chrześniak, wiesz jak mocno go kocham - dodał posyłając jej uśmiech.
- Wiem, wiem - odparła - Dobrze, że wpadłeś. - przytuliła się do niego
- Stęskniłem się - rzekł roześmiany przegryzając porwaną wcześniej marchewkę. - Choć bardziej za moim Nicusiem, więc wybacz - rzekł idąc w stronę pokoju chłopca. Przed wejściem do środka usłyszał jak jego siostra się śmieje. Połowę popołudnia spędził w towarzystwie chłopczyka. Uradował się, gdy Melanie pozwoliła wziąć mu chrześniaka na dwa dni do siebie. W sumie nie tylko on. Malec również był szczęśliwy...
_________________________________________________________________________
Szóstka leci do was ;)
Macie wyczekiwany pocałunek. Sama nie mogłam z nim długo zwlekać XD
Do niedzieli ♥
No nareszcie się pocałowali, omonom♥♥♥
OdpowiedzUsuńwarto było czekać ♥♥
Rojsik, ślepoto XDDDD
Marco rozpieszcza Nicosia, omonom :3 *.*
Czekam na kolejny, buziaki :*
No nareszcie! ♥
OdpowiedzUsuńO Boziu,przecudne!
Jestem tak bardzo ciekawa ich dalszych losów.
Dobrze,że niedziela już niedługo :*
Buziaki kochana! ;* ♥
Rozpłynęłam się czytając ten zajebiaszczy rozdział. Jak cudownie że się pocałowali czekam z niecierpliwością na nexta. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo to mamy złamaną nogę, pierwszy pocałunek i Nico na 2dni. Ciekawe, co nasza Jagódka wymyśli na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle genialny rozdział. <3
Czekam na nn. :3
Buziaki :*
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak cudnie <3
OdpowiedzUsuńMarco jest wspaniały i tak pasują do siebie z Amelią ,3
Uwielbiam tego bloga <3
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na : http://lp-bvb-my-love-and-my-drugs.blogspot.com/ na 2 :)
Pokuszę się o stwierdzenie, że naprawdę magicznie u Ciebie.
OdpowiedzUsuńZaobserwowałam to od samego początku. Amelka, Reus... Od początku łączy ich niesamowita więź i to wszystko nie rozgrywa się tak hop, siup do przodu, ale obydwoje poddają się powoli temu urokowi oraz magii, co naprawdę da się zauważyć, jak i naprawdę jest urocze. I być nie mogło inaczej w przypadku pierwszego pocałunku, który na pewno i samym bohaterom długo zapadnie w pamięci, jak i nawet mnie. Szarej czytelniczce. :)
Buziaki. ♥