- Amelko... - usłyszała głos pani Diany. Podniosła swój wzrok znad książki i spojrzała na pielęgniarkę stojącą w drzwiach. - Mam dla ciebie mały prezent, proszę słoneczko - dodała uśmiechając się do blondynki.
- Co to jest? - zapytała zdziwiona ostrożnie otwierając kopertę.
- Wygrałam ostatnio w konkursie dwutygodniowy pobyt w słonecznej Hiszpanii. No i pomyślałam o tobie - uśmiechnęła się - Nie chcę usłyszeć odmowy! - powiedziała szybko, gdy zauważyła, że osiemnastolatka otwiera już swoje usta by coś powiedzieć. - Tobie się przyda kochanie. Ja zajmę się tatą, wszystko będzie w jak najlepszym porządku obiecuje - rzekła.
- Ja nie mogę naprawdę. - odparła oddając
- Ami, nie ma szans! Radziłabym ci się już pakować. Wyjazd jest za dwa dni - uśmiechnęła się szeroko i szybko poszła do kuchni w której przebywał pan Antoni.
Amelia westchnęła głośno opuszczając bezradnie ręce w dół. Nie potrafiła uwierzyć w to, dlaczego nie mogła wyrazić swojego zdania na temat tego wyjazdu. Nie chciała tam jechać. Zwłaszcza, że ten bilet wygrała pani Diana, nie ona. To pielęgniarka zasłużyła na te wakacje. Wstała szybciutko i poszła w stronę kuchni. Stanęła w drzwiach i spojrzała na zadowolonego tatę i panią Dianę.
- Knuliście to za moimi plecami już od dawna prawda?
- Powiedzieć prawdę, czy skłamać? - zapytał uśmiechnięty
- Prawdę tato! - odparła z lekkim uśmiechem krzyżując swoje dłonie na piersiach.
- Tak od dawna - powiedziała pielęgniarka - Będzie to najlepsza opcja. Jesteś młoda zabawisz się, przemyślisz sobie wiele spraw, poopalasz się... A ja? Ja nie miałabym tam co robić - dodała
- Kocham was - odparła przytulając się do nich. - Choć nie wytrzymam tyle bez was..
- Zobaczysz, że dasz radę - rzekł roześmiany.
- Okaże się...
Słyszał jej radosny śmiech, cudowny i delikatny głos... Czuł dotyk jej dłoni, ust i ciała. Czuł zapach jej perfum. Odwiedzała jego każdy sen, każdą myśl. Z każdym dniem rozumiał, że wariował. I z każdym dniem też odpuszczał. Wiedział, że nie było żadnej szansy na to, aby Amelka mu wybaczyła. Jego Amelka, jeszcze jakiś czas temu... Próbował skupić się na treningach. Robił wszystko, aby być jeszcze lepszym. Choć nadal miał tą ogromną pustkę w sercu, musiał się jakoś pozbierać. Idąc do kuchni nie spodziewał się takiego widoku. Przeraził się, gdy zauważył Amelię czekającą z walizką u boku. Jego pierwszą myślą było, że wyprowadza się i to przez niego. Nie potrafił dłużej zostać w domu. Wybiegł kierując się wprost do niej... Taksówka właśnie podjechała a ona zaczęła żegnać się z ojcem i panią Dianą. Zwolnił swoje kroki, gdy pan Antek go zauważył...
- Zostawimy was... Do zobaczenia kiciu - przytulił ją ostatni raz i zniknął za drzwiami domu.
Amelia odwróciła się powoli w jego stronę, nie wykonując żadnego innego ruchu niż spojrzenie w jego oczy. Te które tak strasznie kochała.
- To przeze mnie? - zapytał cicho
- Co przez ciebie?
- Wyprowadzasz się - odpowiedział
- Wcale się nie wyprowadzam - bąknęła - Teraz przepraszam, ale śpieszę się na samolot..
- Mell ja...
- Błagam cię Marco - powiedziała ze łzami w oczach. - Nie potrafię na razie. Nie umiem z tobą normalnie porozmawiać... Nic.. - spojrzała na niego roniąc łzy - Daj mi czas. Nie wiem co będzie. Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Przepraszam.. - dodała wsiadając szybko do auta.
- To ja powinienem cię przeprosić! - krzyknął za oddalającą się taksówką.
Westchnął cicho przymykając swoje oczy. Przejechał swoimi dłońmi po twarzy wypuszczając ze świstem wcześniej wstrzymane powietrze...
- Ona wróci za dwa tygodnie - odwrócił się w stronę pana Antka, który wyjechał na ganek - Ciesze się, że nie odpuszczasz, mimo wszystko.
- To była pomyłka proszę pana. Ami usłyszała nie to co miała. - rzekł - W sumie na samym początku miałem takie plany, ale już po dwóch dniach zrozumiałem, że nie potrafiłbym bo zakochałem się w niej. Nie potrzebowałem przespać się z nią dla szczęścia. Moim szczęściem były wszystkie dni spędzone z nią...
- Wiem Marco - odpowiedział - Dlatego proszę cię, żebyś walczył o nią bo wiem, że jesteś dla niej bardzo ważny. Tak jak ona dla ciebie. Wierzę ci - posłał mu lekki uśmiech.
- Potrzebowałem to komuś powiedzieć, dziękuje.
- To ja powinienem ci dziękować.
Reus wrócił do swojego domu i siadając na kanapie zaczął wierzyć, że może być jeszcze dobrze. Nie odpuści tak łatwo, nawet nie potrafił sobie wybaczyć tego, że to robił. Odpuszczał, ale na czas zrozumiał, że nie może....
- Co to jest? - zapytała zdziwiona ostrożnie otwierając kopertę.
- Wygrałam ostatnio w konkursie dwutygodniowy pobyt w słonecznej Hiszpanii. No i pomyślałam o tobie - uśmiechnęła się - Nie chcę usłyszeć odmowy! - powiedziała szybko, gdy zauważyła, że osiemnastolatka otwiera już swoje usta by coś powiedzieć. - Tobie się przyda kochanie. Ja zajmę się tatą, wszystko będzie w jak najlepszym porządku obiecuje - rzekła.
- Ja nie mogę naprawdę. - odparła oddając
- Ami, nie ma szans! Radziłabym ci się już pakować. Wyjazd jest za dwa dni - uśmiechnęła się szeroko i szybko poszła do kuchni w której przebywał pan Antoni.
Amelia westchnęła głośno opuszczając bezradnie ręce w dół. Nie potrafiła uwierzyć w to, dlaczego nie mogła wyrazić swojego zdania na temat tego wyjazdu. Nie chciała tam jechać. Zwłaszcza, że ten bilet wygrała pani Diana, nie ona. To pielęgniarka zasłużyła na te wakacje. Wstała szybciutko i poszła w stronę kuchni. Stanęła w drzwiach i spojrzała na zadowolonego tatę i panią Dianę.
- Knuliście to za moimi plecami już od dawna prawda?
- Powiedzieć prawdę, czy skłamać? - zapytał uśmiechnięty
- Prawdę tato! - odparła z lekkim uśmiechem krzyżując swoje dłonie na piersiach.
- Tak od dawna - powiedziała pielęgniarka - Będzie to najlepsza opcja. Jesteś młoda zabawisz się, przemyślisz sobie wiele spraw, poopalasz się... A ja? Ja nie miałabym tam co robić - dodała
- Kocham was - odparła przytulając się do nich. - Choć nie wytrzymam tyle bez was..
- Zobaczysz, że dasz radę - rzekł roześmiany.
- Okaże się...
~ ~ ~
Słyszał jej radosny śmiech, cudowny i delikatny głos... Czuł dotyk jej dłoni, ust i ciała. Czuł zapach jej perfum. Odwiedzała jego każdy sen, każdą myśl. Z każdym dniem rozumiał, że wariował. I z każdym dniem też odpuszczał. Wiedział, że nie było żadnej szansy na to, aby Amelka mu wybaczyła. Jego Amelka, jeszcze jakiś czas temu... Próbował skupić się na treningach. Robił wszystko, aby być jeszcze lepszym. Choć nadal miał tą ogromną pustkę w sercu, musiał się jakoś pozbierać. Idąc do kuchni nie spodziewał się takiego widoku. Przeraził się, gdy zauważył Amelię czekającą z walizką u boku. Jego pierwszą myślą było, że wyprowadza się i to przez niego. Nie potrafił dłużej zostać w domu. Wybiegł kierując się wprost do niej... Taksówka właśnie podjechała a ona zaczęła żegnać się z ojcem i panią Dianą. Zwolnił swoje kroki, gdy pan Antek go zauważył...
- Zostawimy was... Do zobaczenia kiciu - przytulił ją ostatni raz i zniknął za drzwiami domu.
Amelia odwróciła się powoli w jego stronę, nie wykonując żadnego innego ruchu niż spojrzenie w jego oczy. Te które tak strasznie kochała.
- To przeze mnie? - zapytał cicho
- Co przez ciebie?
- Wyprowadzasz się - odpowiedział
- Wcale się nie wyprowadzam - bąknęła - Teraz przepraszam, ale śpieszę się na samolot..
- Mell ja...
- Błagam cię Marco - powiedziała ze łzami w oczach. - Nie potrafię na razie. Nie umiem z tobą normalnie porozmawiać... Nic.. - spojrzała na niego roniąc łzy - Daj mi czas. Nie wiem co będzie. Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Przepraszam.. - dodała wsiadając szybko do auta.
- To ja powinienem cię przeprosić! - krzyknął za oddalającą się taksówką.
Westchnął cicho przymykając swoje oczy. Przejechał swoimi dłońmi po twarzy wypuszczając ze świstem wcześniej wstrzymane powietrze...
- Ona wróci za dwa tygodnie - odwrócił się w stronę pana Antka, który wyjechał na ganek - Ciesze się, że nie odpuszczasz, mimo wszystko.
- To była pomyłka proszę pana. Ami usłyszała nie to co miała. - rzekł - W sumie na samym początku miałem takie plany, ale już po dwóch dniach zrozumiałem, że nie potrafiłbym bo zakochałem się w niej. Nie potrzebowałem przespać się z nią dla szczęścia. Moim szczęściem były wszystkie dni spędzone z nią...
- Wiem Marco - odpowiedział - Dlatego proszę cię, żebyś walczył o nią bo wiem, że jesteś dla niej bardzo ważny. Tak jak ona dla ciebie. Wierzę ci - posłał mu lekki uśmiech.
- Potrzebowałem to komuś powiedzieć, dziękuje.
- To ja powinienem ci dziękować.
Reus wrócił do swojego domu i siadając na kanapie zaczął wierzyć, że może być jeszcze dobrze. Nie odpuści tak łatwo, nawet nie potrafił sobie wybaczyć tego, że to robił. Odpuszczał, ale na czas zrozumiał, że nie może....
_________________________________________________________________________
Mogę wam tylko powiedzieć o tym jedno słowo : MASAKRA!
Kocham wam marudzić <3
No i mam jeszcze taki nawyk w przepraszaniu :D
Chciałabym wam życzyć wspaniałego i szalonego sylwestra, aby kolejny wasz rok był jeszcze lepszy od poprzedniego! ♥
U mnie niestety było inaczej. Ostatnie dwa lata były dla mnie najgorsze w moim życiu, więc mam nadzieję, że ten naprawdę będzie lepszy ;)